5. Kolejka     III liga NLH    Sezon:  2016-2017

Silent Impact

3 - 4

Malina K.O.


Informacje na temat meczu:

Hala sportowa w Zielonce
Hala sportowa w Zielonce

Data:  17 stycznia 2017   Godzina:  20:00

Sędzia: Łukasz Pawlikowski

Strzelcy:

Bartek Roguski (17), Piotr Zieliński (20, 40) - Adrian Mariak (22), Maciej Kamiński (36, 37), Piotr Radomski (38)

Asystenci:

Karol Urbaniak (17, 20, 40) - Piotr Manaj (22, 37), Piotr Radomski (36), Damian Jarzębski (38)

Przebieg: 1:0, 2:0, 2:1, 2:2, 2:3, 2:4, 3:4

Kartki: Karol Urbaniak (13), Mateusz Krassowski (39) - Piotr Radomski (14)

Skrót meczu: TUTAJ


Składy zespołów:


Nr.
Malina K.O.


Legenda:

ball     Bramka
assist     Asysta
MOM     Najlepszy zawodnik meczu
MOM     Najlepszy zawodnik drużyny (według kapitana rywali)
in     Wszedł z ławki
becnhc     Cały mecz na ławce

Relacja z meczu

MK-BUD był o włos od bardzo cennego remisu z Promilem. A niestety zawsze jest tak, że im mniej brakuje do wymarzonego celu, tym większy jest ból z powodu braku jego realizacji. Na szczęście w grze Budowlanych było znacznie więcej pozytywów niż to, co widzieliśmy w ich wykonaniu w 2016 roku i przed starciem z Maliną nastrajało to umiarkowanie optymistycznie. Rywale również nie zaczęli najlepiej styczniowych zmagań, bo przegrali z Adrenaliną, czym zmniejszyli swoje szanse na awans do drugiej ligi. Jedna strata oczek niczego jednak nie przekreślała, ale druga z rzędu mogła skutecznie storpedować nadzieje podopiecznych Piotrka Radomskiego, na szczęśliwy finał. I trzeba powiedzieć sobie jasno, że przez dużą część wtorkowego spotkania, Malina grała jak, jakby na zwycięstwie zupełnie jej nie zależało.

Przypominamy sobie starcie tych ekip z poprzedniego sezonu – wtedy gracze w zielonych koszulkach nie dali swoim przeciwnikom najmniejszych szans, będąc lepszym w każdym elemencie piłkarskiego rzemiosła. A przecież składy tych drużyn wiele się od tamtego czasu nie zmieniły – a jeśli już, to Malina się wzmocniła. Wydawało się więc, że nie będzie miała ona żadnych problemów z powtórzeniem ubiegłorocznego wyczynu, ale może ślepa wiara, iż tak właśnie się stanie, zgubiła zespół z Wołomina? Od samego początku tego spotkania więcej inicjatywy wykazywał bowiem MK-BUD. Podopieczni Kacpra Kraszewskiego mieli naprawdę dużo sytuacji, z których żadnej nie potrafili jednak nie wykorzystać. Nie jest tajemnicą, że skuteczność to nie jest ich najsilniejsza strona, a dodatkowo dobrze bronił Adrian Wyrwiński, który oprócz kilku momentów zawieszenia, rozgrywa naprawdę dobry sezon i teraz to potwierdzał. Swoich sił próbowali Mateusz Krassowski, Piotrek Zieliński czy Rafał Roguski, lecz wszystko to na nic. Malina atakowała rzadko, bo grała bardzo niedokładnie. W 13 minucie miała jednak okazję, by wykorzystać przewagę jednego zawodnika, po tym jak żółtą kartkę zobaczył Karol Urbaniak. Tyle że w odpowiedzi „żółtko” zobaczył również Piotrek Radomski i na parkiecie oglądaliśmy przez pewien czas rywalizację 3 na 3 w polu. Lepiej w tej grze czuli się zawodnicy MK-BUDu, którzy strzelili nawet w słupek! Ale wreszcie los się do nich uśmiechnął – zaczęło się od niedokładności Adriana Wyrwińskiego, który nie złapał dość prostej piłki i ta wyleciała na aut. Gracze w czarnych koszulkach szybko wznowili grę, Karol Urbaniak ograł na skrzydle jednego z rywali, dograł do Bartka Roguskiego a ten mocnym strzałem nie dał szans golkiperowi Maliny – 1:0! I wygrywający poszli za ciosem – co prawda w 18 minucie nie wykorzystali idealnej okazji na podwyższenie wyniku, lecz tuż przed przerwą Piotrek Zieliński skorzystał z kolejnego dobrego podania Karola Urbaniaka i wynik pierwszej odsłony stanął na 2:0! Malina była w arcytrudnej sytuacji, bo nie dość, że przegrywała, to nie dawała symptomów, że tę niemałą stratę, będzie w stanie skutecznie odrobić.

Zespół Piotrka Radomskiego jest jednak nieprzewidywalny. Tuż po rozpoczęciu drugiej części spotkania, ładne rozegranie między Piotrkiem Manajem a Adrianem Mariakiem i drugi z nich zdobywa trafienie kontaktowe! Ten gol nakręca zespół a zawodnicy wreszcie przestają czekać tylko na to co zrobi rywal, ale od razu atakują go na jego połowie i w ten sposób łatwo odbierają mu piłkę. Czemu tak nie było w premierowej odsłonie? Problem polegał jednak na tym, że nawet gdy futbolówka była już w posiadaniu faworytów, to jej akcje ofensywne były przeprowadzane zbyt wolno i zbyt przewidywalnie. MK-BUD dobrze ustawiał się w obronie a gdy była okazja – kontratakował. W 29 i 32 minucie Budowlani mieli nawet dwie dogodne okazje, by powrócić do bezpiecznej przewagi dwóch trafień, lecz brakowało zimnej krwi pod świątynią Adriana Wyrwińskiego. Można było jednak odnieść wrażenie, że coś w końcu wpadnie do bramki Maliny, bo kilka razy, popełniając proste błędy, ten zespół aż się o to prosił. I wtedy stało się coś niewytłumaczalnego. Nagle – jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki – faworyci wreszcie zaczęli grać jak na swój poziom przystało i w 120 sekund odwrócili losy spotkania! Najpierw po ładnym rozegraniu gola zdobył Maciek Kamiński. Później aut źle wykonał Bartek Roguski, co od razu wykorzystał przeciwnik, który szybko rozegrał piłkę, Piotr Manaj zagrał do Maćka Kamińskiego i było już 3:2! A w następnej akcji, Piotrek Radomski uciekł za obronę MK-BUDu i dostał doskonałe podanie od Damiana Jarzębskiego, po czym położył bramkarza i strzałem do pustej bramki zmienił wynik na 4:2! Budowlani nie wiedzieli co się dzieje. Chwila dekoncentracji, być może spowodowana narastającym zmęczeniem i widmo kolejnej minimalnej porażki zajrzało im w oczy. Co gorsze – w 39 minucie żółtą kartkę zobaczył sfrustrowany Mateusz Krassowski, ale przegrywający nie poddali się i grając o jednego mniej, potrafili po kontrze strzelić bramkę kontaktową! Na więcej Malina już nie pozwoliła. Ostatnie sekundy rozegrała mądrze, szeroko się ustawiając i nie pozwalając rywalowi na przechwycenie futbolówki. W tym dziwnym meczu trzy punkty pojechały więc z Piotrkiem Radomskim i spółką. Byłoby nieuczciwym napisać, że cała pula trafiła w dobre ręce, bo triumfatorów stać na pewno na znacznie lepszą grę niż to co pokazali we wtorek, jakkolwiek sztuką wygrywać jest i takie spotkanie, gdzie drużynie wyraźnie nie idzie. Z tego meczu trzeba wyciągnąć wnioski, bo to co ledwo wystarczyło na MK-BUD, na Piorun nie starczy na pewno. Co się zaś tyczy przegranych, to sami nie wiemy, co napisać. Mieli wszystko w swoich nogach, jednak w samej końcówce brakowało już pary, zaczęły się nerwy i skończyło tak, jak z Promilem. To kolejna minimalna porażka, której spokojnie można było uniknąć, ale ile już razy pisaliśmy to zdanie w kontekście Kacpra Kraszewskiego i spółki? Dawno przestaliśmy to liczyć...