5. Kolejka     III liga NLH    Sezon:  2016-2017

Sokoły

4 - 4

Atomowe


Informacje na temat meczu:

Hala sportowa w Zielonce
Hala sportowa w Zielonce

Data:  17 stycznia 2017   Godzina:  20:45

Sędzia: Łukasz Pawlikowski

Strzelcy:

Tomasz Sieczkowski (19), Dariusz Karczewski (28, 34), Chrystian Karczewski (30) - Kamil Wiśniewski (5), Dominik Buczek (9), Konrad Bukowicki (15), Janek Ryszewski (16)

Asystenci:

Rafał Kusiak (19, 34), Tomasz Sieczkowski (28), Mariusz Czarnecki (30) - Michał Małaszczuk (5), Hubert Kopania (15)

Przebieg: 0:1, 0:2, 0:3, 0:4, 1:4, 2:4, 3:4, 4:4

Kartki: Janek Ryszewski (19)

Skrót meczu: TUTAJ


Składy zespołów:


Nr.
Atomowe


Legenda:

ball     Bramka
assist     Asysta
MOM     Najlepszy zawodnik meczu
MOM     Najlepszy zawodnik drużyny (według kapitana rywali)
in     Wszedł z ławki
becnhc     Cały mecz na ławce

Relacja z meczu

Atomowe Orzechy nie mogły narzekać na terminarz styczniowych spotkań. Najpierw grały z FC Bartycką, a teraz miały rywalizować z Sokołami, a więc zespołami, które zajmowały dwa ostatnie miejsca w tabeli na koniec 2016 roku. Z nimi należało zdobyć sześć punktów, bo to pozwoliłoby na aktywne włącznie się do walki o medale. Niestety – już po pierwszym spotkaniu okazało się, iż ta misja nie ma prawa się powieść. Podopieczni Adriana Ziółkowskiego tylko zremisowali z Bartycką i stało się jasne, że maksimum co mogą wycisnąć z kolejki numer 4 i 5 to cztery „oczka”. Wygrana z Sokołami jawiła się jako pewnik, bo do tego momentu drużyna Rafała Kusiaka przegrała wszystkie spotkania, a początek wtorkowego wskazywał, że w tym temacie nic się prawdopodobnie nie zmieni.

Pierwszy gol mógł tutaj paść już po 10 sekundach, gdy zielonkowscy weterani tak rozegrali piłkę ze środka boiska, że natychmiast poszła strata i całe szczęście, iż Artur Ciok był skoncentrowany, bo gdyby nie on, to miejscowi stracili by chyba najszybszą bramkę w historii. Ale fakt, że wówczas się udało, nie oznaczał, że tak będzie dalej. Atomowe szybko dostrzegły nieporadność przeciwnika i w 5 minucie, za sprawą ładnego strzału z dystansu Kamila Wiśniewskiego, prowadziły 1:0. W 7 minucie Sokoły miały sposobność, by tę minimalną stratę zredukować, jednak Michał Krawczyk obronił strzał zarówno Rafała Kusiaka, jak i Chrystiana Karczewskiego. Żadnych problemów ze skutecznością nie miał za to Dominik Buczek – po kapitalnym rajdzie starczyło mu jeszcze sił na wyśmienite uderzenie z lewej nogi w samo okienko i Atomowe zaczęły budować swoją przewagę. Wszystko przychodziło im z łatwością, bo nawet jeśli przeciwnik stwarzał zagrożenie pod ich bramką, to natychmiast szła kontra i z niej padały gole dla drużyny z Wołomina. W 15 i 16 minucie do meczowego protokołu wpisali się Konrad Bukowicki i Janek Ryszewski, przez co rezultat przybrał dla miejscowych dramatyczną postać 0:4. Cień nadziei na wydostanie się z tego bagna pojawił się w 19 minucie – żółtą kartkę obejrzał wtedy Janek Ryszewski i dosłownie w następnej akcji Tomek Sieczkowski wykorzystał grę w przewadze i zrobiło się 1:4. Tuż przed ostatnim gwizdkiem arbitra w tej odsłonie, Sokoły miały jeszcze dwie genialne okazje do pokonania Michała Krawczyka, lecz Mariusz Czarnecki nie trafił z bliska nawet w światło bramki, a później Tomek Sieczkowski pocelował w słupek! Orzechom trochę się więc upiekło i wydawało się, że gdy na początku drugiej odsłony, ich szeregi wzmocni zawodnik wykartkowany, wszystko wróci do normy.

Coś się jednak w ekipie faworytów zacięło. W finałowej części spotkania, ta ekipa zupełnie nie przypominała siebie z początkowych fragmentów meczu. Nie wiemy jak to wytłumaczyć, zwłaszcza że do zespołu w przerwie dołączył Maciek Waliłko, który przecież dysponuje określoną jakością. Może to samozadowolenie spowodowało, iż Orzechy grały ślamazarnie i zamiast dążyć do przedwczesnego zakończenia emocji, były w odwrocie. Rywal nie miał bowiem nic do stracenia i coraz częściej przedostawał się pod pole karne Atomowych, gdzie początkowo brakowało mu wykończenia, aż wreszcie w 28 minucie impas przełamał Darek Karczewski. To trafienie wyzwoliło w Sokołach dodatkową energię, a w obozie przeciwników zasiało panikę. W 30 minucie było już 3:4, gdy Janek Ryszewski zupełnie odpuścił sytuację przy linii autowej, sugerując że piłka opuściła plac gry, co jednak absolutnie nie miało miejsca i co Sokoły wykorzystały a do siatki trafił Chrystian Karczewski. Mecz przyjmował więc zupełnie nieprawdopodobny scenariusz, w którym przestaliśmy się zastanawiać, czy zielonkowscy weterani dojdą oponenta, ale kiedy to zrobią! Drużyna Adriana Ziółkowskiego była bowiem kompletnie rozbita i zupełnie nie wiedziała, jak się w takich okolicznościach zachować. A Sokoły grały konsekwentnie i w 34 minucie Darek Karczewski doprowadził do remisu – stanu, którego nikt sobie po pierwszej połowie nie wyobrażał! I w tym momencie, jeżeli mielibyśmy wskazać zespół, który zdobędzie decydującą bramkę, to byłyby to Sokoły! Ale Orzechy trochę się przebudziły. W 36 minucie ładnie uderzał Hubert Kopania – Artur Ciok nie musiał jednak interweniować. W 38 minucie gorąco zrobiło się w polu karnym Michała Krawczyka – najpierw Darek Karczewski strzelił tylko w boczną siatkę, a w następnej sytuacji Rafał Kusiak nie zdołał nadać piłce takiego toru lotu, by ta poleciała obok interweniującego bramkarza. A czas mijał. Pod sam koniec stało się jasne, że Sokoły więcej niż remisu nie osiągną, bo na kilka sekund przed finałową syreną, to Atomowe Orzechy miały rzut wolny. Odległość do bramki nie była duża, lecz ostatecznie nie odegrało to żadnej roli, bo faworyci nie zdołali zdobyć gola i parkiet opuszczali w fatalnych nastrojach. Gdyby wygrali zarówno we wtorek, jak i tydzień wcześniej, co było w ich zasięgu, traktowalibyśmy ich jako kandydatów do medalu. A tak to nadal pozostają ekipą, na którą patrzymy z przymrużeniem oka. Są w stanie z każdym wygrać, ale też zremisować lub przegrać niemal wygrane spotkanie. W tym konkretnym przypadku, za szybko pojawiły się uśmiechy na twarzach i rozluźnienie, co w konsekwencji doprowadziło do wstydliwego podziału punktów. Szkoda. Sokoły również odczuwają pewnie niedosyt, chociaż nieporównywalnie mniejszy niż konkurent. Wyjść ze stanu 0:4, gdzie nic się nie układało – to naprawdę duża sztuka. Ale to nie pierwszy raz, gdy ten zespół zaczyna grać dopiero wtedy, gdy trzeba gonić. Z tym „zjawiskiem” częściej kojarzyli nam się z ósemek, ale jak widać miejsce rozgrywania spotkań nie ma znaczenia. Świadomość otwarcia dorobku punktowego jest na pewno ważna i może właśnie ona pozwoli, by w kolejne spotkania wchodzić na większym luzie niż z Atomowymi.