5. Kolejka     III liga NLH    Sezon:  2016-2017

Piorun

6 - 3

Ponad Promil


Informacje na temat meczu:

Hala sportowa w Zielonce
Hala sportowa w Zielonce

Data:  17 stycznia 2017   Godzina:  22:15

Sędzia: Łukasz Pawlikowski

Strzelcy:

Michał Minkina (12, 27), Sławomir Lubelski (26, 34, 40), Patryk Strzelecki (30) - Paweł Madej (4, 5), Kamil Banaszek (25)

Asystenci:

Patryk Strzelecki (26, 27, 40), Michał Minkina (34) - Kacper Boroszko (4), Piotr Dobrzeniecki (5), Paweł Madej (25)

Przebieg: 0:1, 0:2, 1:2, 1:3, 2:3, 3:3, 4:3, 5:3, 6:3

Kartki: Adam Wyczółkowski (25)

Skrót meczu: TUTAJ


Składy zespołów:


Nr.
Ponad Promil
10
gol 2
gol 1


Legenda:

ball     Bramka
assist     Asysta
MOM     Najlepszy zawodnik meczu
MOM     Najlepszy zawodnik drużyny (według kapitana rywali)
in     Wszedł z ławki
becnhc     Cały mecz na ławce

Relacja z meczu

Na oczach zawodników Pioruna, rozgrywał się dramat Adrenaliny, która prowadziła 2:0, a ostatecznie tylko zremisowała 2:2 z Promilem. To była doskonała informacja dla ekipy Artura Świderskiego, która wygrywając z Angry Bears, mogła się wygodnie usadowić na pozycji lidera, mając dwa punkty przewagi nad jednym z najgroźniejszym konkurentów do mistrzostwa. Ale w tym wszystkim nie należało lekceważyć „Niedźwiadków”, które z tygodnia na tydzień spisują się coraz lepiej i są znacznie bardziej wymagającym przeciwnikiem, aniżeli miało to miejsce jeszcze na początku sezonu. Ekipie Pawła Walczaka dużo dało przyjście Pawła Madeja. To w głównej mierze jego doskonała postawa, pozwoliła drużynie odwrócić losy spotkania z Przepitymi i dawała nadzieję, że także z głównym faworytem do wygrania 3.ligi, będzie szansa powalczyć jak równy z równym.

I wszystko to sprawdziło się co do joty. Ba – początek meczu był sensacyjny, bo w 5 minucie Angry prowadzili 2:0! Obydwie bramki, wypracowane kolejno przez Kacpra Boroszko i Piotrka Dobrzenieckiego, strzelił właśnie Paweł Madej, który dwa razy w sprytny sposób znalazł receptę na Grześka Silickiego i po minach graczy Pioruna widać było, że absolutnie się takiego rozwoju sytuacji nie spodziewali. Szybko wzięli się jednak do roboty i już w 6 minucie powinno być 1:2, lecz Łukasz Głażewski świetnie obronił strzał Krzyśka Zawadzkiego. Przewaga faworytów regularnie się powiększała, ale przez długi czas nie przekładało się to na gole. Coraz aktywniejszy był Patryk Strzelecki, który indywidualnymi rajdami starał się demontować obronę rywala, lecz nawet gdy udawało się wymanewrować poszczególnych defensorów, to wszystko naprawiał golkiper Bears. Czasem sprzyjało mu szczęście, tak jak w 10 minucie, gdy piłka po jego interwencji trafiła w słupek. Wszystko układało się więc po myśli Niedźwiadków, aż do 12 minuty. Wtedy rzut wolny z bliskiej odległości zamienił na gola Michał Minkina i akurat w tej sytuacji lepiej powinien zachować się Łukasz Głażewski, który w teorii stał przy słupku, obok którego piłka wpadła do siatki, ale nie zdołał przerwać toru jej lotu. Teraz wydawało się, że następne trafienia są tylko kwestią czasu. Piorun również tak myślał, ale nawet gdy już wyklarował sobie dogodne okazje do doprowadzenia do remisu, to zawodziła skuteczność. W 13 minucie Sławek Lubelski trafił tylko w boczną siatkę, a 120 sekund później Michał Minkina posłał Jomę wysoką nad bramką. Tym samym do przerwy mieliśmy sensację. Niedźwiadki trzymały się dzielnie, chociaż każdy kto widział ten mecz, zdawał sobie sprawę, że najtrudniejsze dopiero przed nimi.

Piorun od startu drugiej połowy cisnął jeszcze mocniej. Szukał strzałów, dogodnych pozycji, lecz często zdarzało mu się też tracić piłki, a brylował w tym Patryk Strzelecki, który często robił po prostu o jeden drybling za dużo. W sukurs faworytom przyszła jednak kara dla Adama Wyczółkowskiego, po której zespół w błękitnych koszulkach miał 120 sekund, by wykorzystać grę w przewadze i nie tylko doprowadzić do remisu, ale też wyjść na prowadzenie. Jakież więc musiało być zaskoczenie wszystkich obserwujących ten mecz, gdy po podaniu Pawła Madeja z rzutu rożnego, zupełnie nieobstawiony Kamil Banaszek wpakował piłkę do siatki z najbliższej odległości?! Piorun zupełnie zlekceważył ten stały fragment gry w wykonaniu rywala i musiał odrabiać już dwa gole straty! Ale praktycznie w pierwszej akcji po wznowieniu ze środka boiska, zaliczył trafienie kontaktowe – jego autorem był Sławek Lubelski. Ta bramka nakręciła liderów tabeli, którzy szukali następnych i w 26 minucie mógł być remis, gdy z woleja strzelał Patryk Strzelecki, ale Łukasz Głażewski popisał się kapitalną paradą i nie dał się pokonać. Grę 3 na 4 Angry zakończyli więc remisem 1:1, ale tuż po wyrównaniu sił, stracili gola numer 3. Szybkie rozegranie przez konkurentów sprawiło, że Michał Minkina miał przed sobą tylko bramkarza i technicznym strzałem nie pozwolił mu na dopisanie do swojego konta kolejnej skutecznej robinsonady. Teraz miało już pójść z górki, ale Niedźwiadki nie wywiesiły białej flagi i w 28 oraz 29 minucie, miały dwie kapitalne okazje, by znów być o bramkę z przodu. Najpierw Kacper Boroszko nie wykorzystał doskonałego zagrania Pawła Madeja, a lada moment w słupek trafił Paweł Walczak! Przecieraliśmy oczy ze zdumienia, widząc jak łatwo Piorun daje podejść rywalowi pod własną świątynię i w tych dwóch sytuacjach, faworyci mieli naprawdę ogrom szczęścia. A swoją nieudolność w defensywie, zaczęli nadrabiać w ataku, bo w 30 minucie Patryk Strzelecki wreszcie wyprowadził zespół na prowadzenie i po tym ciosie zawodnicy w czarnych koszulkach już się nie podnieśli. Za chwilę stracili kolejnego gola, a dosłownie w ostatniej sekundzie pogrążył ich Sławek Lubelski. Wynik 3:6 nie przynosi jednak wstydu przegranym. Jest on nawet ciut za wysoki jak na to, co działo się na parkiecie i można odnieść wrażenie, że z taką dyspozycją, Piorun nie miałby czego szukać w konfrontacji z Maliną czy Adrenaliną. Może właśnie fakt, iż rywal był tak nisko sytuowany, uśpił czujność faworytów? To prawdopodobna teza, jakkolwiek cel i tak został osiągnięty – zwycięstwo i powiększenie przewagi nad zespołem z Ząbek. Angry Bears nie sprawili natomiast niespodzianki, chociaż fakt, że napędzili tylu strachu liderowi, można uznać za swojego rodzaju zaskoczenie. Byli przecież tutaj skazywani na klęskę, a niewiele zabrakło, by mówiła o nich cała Nocna Liga. Szkoda, ale może następnym razem?