5. Kolejka     II liga NLH     Sezon:  2016-2017

Ormed

2 - 3

Namiotowo


Informacje na temat meczu:

Hala sportowa w Zielonce
Hala sportowa w Zielonce

Data:  18 stycznia 2017   Godzina:  20:00

Sędzia: Dariusz Łazicki

Strzelcy:

Sebastian Papiernik (19), Mateusz Kowalski (23) - Mateusz Ordyniak (18, 33), Sebastian Zakrzewski (36)

Asystenci:

Łukasz Łuniewski (19), Damian Kozicki (23) - Bartek Siuchta (18, 33), Maciej Błaszczyk (36)

Przebieg: 0:1, 1:1, 2:1, 2:2, 2:3

Kartki: Maksymilian Kozakowski (17) - Sebastian Kapłan (20)

Skrót meczu: TUTAJ


Składy zespołów:


Nr.
Namiotowo


Legenda:

ball     Bramka
assist     Asysta
MOM     Najlepszy zawodnik meczu
MOM     Najlepszy zawodnik drużyny (według kapitana rywali)
in     Wszedł z ławki
becnhc     Cały mecz na ławce

Relacja z meczu

Gdyby punkty w piłce nożnej przyznawano za styl, to JSJ miałoby ich na koncie znacznie więcej, aniżeli tyle, ile przed rozpoczęciem piątej serii gier. Podopieczni Sebastiana Zakrzewskiego rozegrali ostatnio dwa naprawdę bardzo dobre spotkania przeciwko faworytom drugiej ligi, lecz brakowało kropki nad i. Ale to już nie jest ten zespół, który na inaugurację przegrał wysoko z Łabędziami – teraz chłopaki udowadniają, że włączenie ich od razu w struktury drugiej ligi, nie było błędem, bo w trzeciej rozbiliby każdego przeciwnika. Teraz na ich drodze stanął jednak kolejny trudny oponent – Ormed także wziął się w garść po słabiutkim starcie i nikt w rywalizacji z nim nie liczy już na łatwe trzy punkty. Wszyscy wiedzą, że potencjał drużyny Piotrka Dudzińskiego jest spory i trzeba dać z siebie maksimum, by odnieść nad nimi zwycięstwo. Czy ta sztuka udała się Deweloperom?

Na wstępie należy zaznaczyć, że był to bardzo wyrównany pojedynek. Jedni i drudzy mieli lepsze i gorsze momenty, ale nawet przez chwilę nie stało się tak, iż ktoś został zepchnięty do głębokiej defensywy i wybijał jedynie piłkę „byle dalej”. Tutaj na atak odpowiadano atakiem i dzięki temu mecz oglądało się z przyjemnością, bo trzymał on w napięciu do ostatnich sekund. W pierwszej połowie długo bramki nie padały. Dwie okazje zmarnował Maciek Błaszczyk, precyzji brakowało również Bartkowi Siuchcie, a po stronie Ormedu w bramkę nie mógł się wstrzelić Mateusz Kowalski. Przełom nastąpił w 17 minucie, gdy Maksymilian Kozakowski sfaulował wychodzącego na dobrą pozycję Sebastiana Zakrzewskiego. Sędzia nie miał wątpliwości jak się zachować i pokazał zawodnikowi z Zielonki żółtą kartkę. Teraz Deweloperzy musieli wykorzystać okazję a ponieważ cierpliwości w rozgrywaniu hokejowego zamka im nie brakowało, to praktycznie w pierwszej akcji rozegranej w przewadze, Mateusz Ordyniak popisał się ładnym strzałem po długim słupku i Łukasz Łuniewski nawet nie drgnął. Za chwilę autor tego trafienia miał następną okazję, by wpisać się na listę strzelców, a okoliczności były lepsze niż przy pierwszej próbie, ale tym razem strzał był słabszej jakości i wynik nie uległ zmianie. Co gorsze – grający w osłabieniu Ormed zdołał lada moment wyrównać! Dalekie podanie ręką Łukasza Łuniewskiego do Sebastiana Papiernika źle ocenił Sebastian Kapłan, który podszedł blisko linii pola karnego i chciał złapać futbolówkę, lecz rywal wyprzedził jego interwencję i strzałem na pustą bramkę zdobył gola na 1:1! To nie był zresztą koniec błędnych decyzji golkipera Development, bo tuż przed przerwą w niegroźnej sytuacji, zagrał ręką poza polem karnym i sędzia ponownie musiał sięgnąć do kieszonki. I tak z sytuacji komfortowej, ekipa Sebastiana Zakrzewskiego musiała uważać, by jeszcze przed przerwą nie przegrywać. Udało się jednak przetrzymać ten okres, chociaż ostatnie chwile pierwszej części nie wróżyły optymistycznie na drugą. Nie pomagała niepewność bramkarza, ale zawodnikom nie pozostało nic innego jak wierzyć, że były to jego ostatnie nieudane interwencje.

I od razu dodajmy, że w drugiej odsłonie Sebastian Kapłan bronił bardzo dobrze, a w samej końcówce walnie przyczynił się do obrony korzystnego wyniku. Zanim jednak doszło do tego, że Deweloperzy objęli prowadzenie, w 23 minucie stracili gola na 1:2. Damian Kozicki ograł na skrzydle jednego z przeciwników i mocno wbił piłkę w pole karne, a tam najsprytniejszy okazał się Mateusz Kowalski i miejscowi byli o bramkę z przodu. W tym momencie gracze JSJ mogli sobie pomyśleć, że wszystko zmierza ku podobnemu scenariuszowi, jak ten z dwóch poprzednich spotkań. Znowu będą blisko przynajmniej remisu, a skończy się na minimalnej porażce. Tym bardziej, że okres następnych 10 minut nie przyniósł im żadnego trafienia, chociaż okazji nie brakowało. Dwukrotnie próbował Sebastian Zakrzewski, a raz ładnym strzałem popisał się Kuba Godlewski – wszystko to na nic. Aż wreszcie w 33 minucie znowu przypomniał o sobie Mateusz Ordyniak. Popularny „Skrzat” dostał świetne podanie wzdłuż linii autowej i popisał się celnym strzałem, obok wychodzącego z bramki Łukasza Łuniewskiego. Teraz emocje rozpoczęły się więc na dobre. Obydwa obozy podział punktów nie satysfakcjonował i na przestrzeni ostatnich fragmentów, nikt nie zamierzał kalkulować czy patrzeć, co zrobi konkurent. To powodowało, że na brak dramaturgii narzekać nie mogliśmy. W 37 minucie Damian Kozicki strzelił tuż obok słupka JSJ. W 38 minucie Maciek Błaszczyk był sam na sam z bramkarzem Ormedu, lecz za lekko podciął piłkę i Łukasz Łuniewski odbił strzał do boku. A już najciekawiej było w finałowych 60 sekundach! Najpierw pustą bramkę, tyle że z połowy boiska miał przed sobą Mateusz Ordyniak – nie udało mu się jednak wcelować futbolówki do opuszczonej świątyni rywala. W odpowiedzi setkę zmarnował Mateusz Kowalski, a jego strzał obronił Sebastian Kapłan i gdy wydawało się, że Ormed właśnie zmarnował piłkę meczową, jeszcze lepszą okazję miał Damian Kozicki, ale i jemu zabrakło zimnej krwi i w ten sposób, dosłownie za kilka sekund, zawodnicy Deweloperów mogli unieść ręce w geście triumfu. Pod koniec mieli trochę szczęścia, lecz gdy zastanowimy się, ile razy mieli w swoich spotkaniach pecha, to ten stan powoli się po prostu wyrównuje. A te trzy punkty powinny dodać Deweloperom pewności siebie, która będzie niezbędna w kontekście trudnej walki o utrzymanie. Ale i Ormed nie ma co być na siebie zły. Centymetry decydowały o tym, że podobnie jak z Lambadą, nie udało się wyszarpać remisu rzutem na taśmę, bo sam poziom piłkarski znów był niezły. Najważniejsze, że po raz kolejny nie miał on nic wspólnego z tym, co ekipa Piotrka Dudzińskiego grała na początku sezonu. Całe szczęście, że po tamtym Ormedzie, nie ma już najmniejszego śladu.