5. Kolejka II liga NLH Sezon: 2016-2017
Informacje na temat meczu:
Hala sportowa w Zielonce
Data: 18 stycznia 2017 Godzina: 21:30
Sędzia: Dariusz Łazicki
Strzelcy:
Łukasz Godlewski (1, 18), Mateusz Żebrowski (6) - Adam Królik (12), Marcin Błędowski (14), Hubert Zach (18)
Asystenci:
Marcin Rychta (1), Łukasz Godlewski (6), Mateusz Żebrowski (18) - Mariusz Rutkowski (12, 18)
Przebieg: 1:0, 2:0, 2:1, 2:2, 3:2, 3:3
Kartki: Mateusz Żebrowski (31)
Skrót meczu: TUTAJ
Składy zespołów:
Legenda:
Bramka
Asysta
Najlepszy zawodnik meczu
Najlepszy zawodnik drużyny (według kapitana rywali)
Wszedł z ławki
Cały mecz na ławce
Relacja z meczu
Derby Wołomina! I pojedynek zespołów, które doskonale się znają, bo grały przecież ze sobą wielokrotnie w WLSP i wiedzieliśmy, że będzie ciężko, by czymkolwiek siebie zaskoczyły. Przed samym spotkaniem w nieco lepszej sytuacji był Al-Mar, który do tego momentu zebrał 9 punktów, z kolej Stankan miał ich siedem. Nie za bardzo można więc było pozwolić sobie na kolejną stratę, zwłaszcza w obliczu kolejnych zwycięstw Bad Boys czy dobrej formy Łabędzi. Jedni i drudzy zdawali sobie z tego sprawę i o ich determinację byliśmy spokojni. Spodziewaliśmy się też, że przez pierwszych kilka lub kilkanaście minut, nikt za bardzo nie będzie chciał odkrywać swoich kart i wszystko rozstrzygnie się w drugiej połowie. Tymczasem scenariusz tego meczu był odwrotny – wszystko co najciekawsze wydarzyło się w premierowych 20 minutach, a zaczęło już w 36 sekundzie!
To właśnie wtedy Marcin Rychta zagrał do Łukasza Godlewskiego, a ten efektownie przerzucił sobie piłkę nad Mariuszem Wdowińskim i strzelając z woleja nie do obrony, otworzył wynik spotkania! Al-Mar rozpoczął więc to spotkanie niemal identycznie jak z JSJ, lecz Stankan od razu wziął się do roboty i w 3 minucie mógł wyrównać. W dogodnej okazji znalazł się Marcin Błędowski, który oddał dobry strzał, lecz jeszcze lepszą paradą popisał się Maciek Sobota i od razu poszła akcja w drugą stronę, a tam Marcin Rychta trafił w słupek! Zespoły zaczęły więc z wysokiego C i istniało ryzyko, czy narzucone przez siebie tempo będą w stanie wytrzymać. Obawy te okazały się płonne, bo tempo było szalone i w 6 minucie po raz drugi zadrżał w tym spotkaniu słupek – tym razem w bramce strzeżonej przez Maćka Sobotę, a strzelał ponownie Marcin Błędowski. Tym samym zamiast 1:1, mieliśmy po chwili 2:0! Kontrę ekipy w czarnych koszulkach zainicjował Mateusz Żebrowski, piłkę przejął Łukasz Godlewski, po czym podał do tego, od którego wszystko się zaczęło i Artur Jaguszewski został pokonany po raz drugi! Wszystko układało się więc po myśli Al-Maru, ale znamy tę ekipę nie od dziś i wiemy, że często zdarza się jej zadowolić prowadzeniem i brakuje dobicia przeciwnika. Teraz było identycznie. W 12 minucie robi się 1:2, gdy Mariusz Rutkowski podaje z rzutu rożnego do Adama Królika, a ten strzela z pierwszej piłki i golkiper Al-Mar jest bezradny. W 14 minucie kolejny stały fragment gry, Jomę ustawia Marcin Błędowski, a jego płaskie uderzenie w niewytłumaczalny sposób przechodzi przez mur i piłka wpada do siatki – 2:2! Z prowadzenia czwartej ekipy poprzedniego sezonu nic już nie zostaje a wydaje się, że przewaga psychologiczna jest teraz po stronie oponentów. To mylne wrażenie – w 18 minucie gola na 3:2 dla braci Rychta i spółka strzela Łukasz Godlewski, lecz co z tego, skoro zaraz po wznowieniu gry ze środka, Mariusz Rutkowski zagrywa do Huberta Zacha a ten wyrównuje! Koncentracja nie była najmocniejszą stroną zawodników obydwu obozów, co potwierdza też następna okazja – Al-Mar wznowił grę pod stracie gola i w kilka sekund przedostał się po pole karne Artura Jaguszewskiego, a tam Paweł Maliszewski nie trafił praktycznie na pustą bramkę! Tym samym pierwsza połowa zatrzymała się na wyniku 3:3 i przynajmniej podobnej liczby bramek spodziewaliśmy się w drugiej.
Spotkało nas jednak duże rozczarowanie. Finałowe 20 minut okazało się być o wiele mniej ekscytujące niż pierwsze, co nie oznacza, że zespołom nie zależało na trzech punktach. Wszyscy mieli świadomość, że tutaj każdy błąd może się okazać brzemienny w skutkach i zamiast na ofensywie, skupiano się na tym, by nie dawać możliwości przeciwnikowi do łatwych trafień. Jednym z momentów, gdzie wszystko mogło się odmienić, była 31 minuta. Wtedy żółtą kartkę obejrzał Mateusz Żebrowski i Stankan dysponując jednym zawodnikiem więcej, miał wręcz obowiązek, by zdobyć przynajmniej jednego gola. Al-Mar bronił się jednak bardzo skutecznie i ani razu nie dopuścił do sytuacji, w której Maciek Sobota byłby pozostawiony sam sobie. Niewykorzystanie tego okresu, mogło się zemścić na drużynie Mariusza Wdowińskiego, gdy w 35 minucie Paweł Maliszewski zabrał piłkę Michałowi Krajewskiemu, ale jego strzał był za słaby, by mógł wyrządzić jakąkolwiek krzywdę Arturowi Jaguszewskiemu. W odpowiedzi zrehabilitować chciał się ten, przez którego omal nie padł tutaj gol nr 7. Popularny „Krajek” w 36 minucie miał doskonałą okazję, by przechylić szalę zwycięstwa na rzecz „biało-czarnych”, ale z kilku metrów nie trafił nawet w bramkę! Odnosiliśmy jednak wrażenie, że to właśnie Stankan zachował więcej sił i zimnej krwi na samą końcówkę i w 38 minucie mógł to zamienić na decydujące trafienie. Najpierw z bliska wyśmienitej okazji nie wykorzystał Hubert Zach, a lada moment spudłował też Mariusz Wdowiński! I tak z meczu, który po pierwszej odsłonie zapowiadał się na strzelecką kanonadę, końcowym wynikiem był ten, ustalony w 19 minucie. Trzeba od razu dodać, że podział punktów był sprawiedliwy, chociaż wydaje się, że dla Stankana znaczy on znacznie mniej niż dla Al-Maru. Dla tych pierwszych była to już przecież trzecia strata punktów w tym sezonie i dystans do drugich w tabeli Łabędzi znowu się zwiększył. Pięć „oczek” na cztery kolejki przed końcem – to może być nie do nadrobienia. Al-Mar ma mniejszą stratę, lecz na horyzoncie o wiele trudniejszych rywali. Lambada, Łabędzie, Bad Boys – wygląda to jak pole minowe, gdzie wystarczy jeden niepotrzebny ruch i awans znów odleci w siną dal. Kolejki prawdy właśnie się rozpoczęły.