9. Kolejka     III liga NLH    Sezon:  2016-2017

Sokoły

6 - 2

Bartycka


Informacje na temat meczu:

Hala sportowa w Zielonce
Hala sportowa w Zielonce

Data:  28 lutego 2017   Godzina:  22:15

Sędzia: Łukasz Pawlikowski

Strzelcy:

Grzegorz Wimmer (12, 32), Chrystian Karczewski (13), Rafał Kusiak (22, 40), Karol Bolesta (27) - Piotr Radomski (11), gol samobójczy (40)

Asystenci:

Chrystian Karczewski (12), Grzegorz Wimmer (13), Mariusz Czarnecki (22), Rafał Kusiak (32), Karol Bolesta (40) - Rafał Grabowski (11)

Przebieg: 0:1, 1:1, 2:1, 3:1, 4:1, 5:1, 6:1, 6:2

Kartki: Marcin Wiechowicz (4)

Skrót meczu: TUTAJ


Składy zespołów:


Nr.
Bartycka


Legenda:

ball     Bramka
assist     Asysta
MOM     Najlepszy zawodnik meczu
MOM     Najlepszy zawodnik drużyny (według kapitana rywali)
in     Wszedł z ławki
becnhc     Cały mecz na ławce

Relacja z meczu

Przed ostatnią kolejką Sokoły i Bartycka zajmowały dwie ostatnie pozycje w trzeciej lidze. I bez względu na wynik wtorkowego meczu zielonkowscy weterani i tak nie mieli szans, by przekazać miano czerwonej latarni zespołowi Radka Sitaka, co nie oznacza, że przyjechali to spotkanie jedynie „odbębnić”. W związku z tym, że nie mieli na swoim koncie ani jednego zwycięstwa, chcieli chociaż raz w dziesiątej edycji posmakować triumfu. Ale i rywal miał swoje cele – gdyby Bartycka wygrała, przeskoczyła by w ligowej hierarchii Angry Bears, dlatego liczyliśmy na twardy bój, w którym ani jedni ani drudzy nie będą chcieli odpuścić. I o ile pierwsza połowa faktycznie była bardzo wyrównana, o tyle druga – dość niespodziewanie – potoczyła się po myśli Sokołów, które tym samym zdołały pozytywnie zakończyć ten nie do końca udany sezon halowy.

A ten mecz mógł się tak naprawdę dość szybko skończyć. W 4 minucie poważny błąd popełnił bowiem bramkarz Bartyckiej – Marcin Wiechowicz nie po raz pierwszy w tym sezonie źle obliczył miejsce, w którym może złapać piłkę i ostatecznie uczynił to poza polem karnym. Sędzia w teorii mógł pokusić się nawet o wykluczenie go z gry, ale ostatecznie zdecydował się pokazać tylko żółtą kartkę, co było dobrą decyzją, bo w przeciwnym wypadku ekipę beniaminka czekały by trudne chwile. Trzeba byłoby grać pięć w minut w osłąbieniu i postawić kogoś z pola na bramkę, a takie zmiany rzadko wychodzą na dobre. Arbiter się jednak zlitował, zespołowi udało się też nie stracić bramki po rzucie wolnym i wynik na tablicy świetlnej ciągle brzmiał 0:0. Mogło się to zmienić w 9 minucie, gdy Artur Ciok zagrał bardzo dobrą piłkę do Grzegorza Wimmera, ale ten mając przed sobą tylko bramkarza, strzelił obok słupka. Za chwilę kolejną okazję dla miejscowych zmarnuje też Darek Karczewski i to wszystko zemściło się na Sokołach, gdy w 11 minucie Rafał Grabowski przedarł się przez obronę rywala, dograł piłkę do Piotrka Radomskiego, a ten dość szczęśliwie pokonał golkipera oponentów i mieliśmy otwarcie wyniku! Stracony gol motywująco podziałał na drużynę w żółtych koszulkach, która w odpowiedzi zafundowała Bartyckiej dwa celne ciosy. I w oba zamieszany był duet Chrystian Karczewski – Grzegorz Wimmer. Najpierw pierwszy podawał a drugi strzelał, a 60 sekund później ci panowie zamienili się rolami i rezultat przechylił się na korzyść ekipy Rafała Kusiaka. Te dwie bramki zrobiły wrażenie na Bartyckiej – być może chłopaki myśleli, że z racji bardzo niskiej pozycji przeciwnika, nie będzie on wymagającym konkurentem, ale kto zna Sokoły ten wie, że oni mogą zaskoczyć nawet w najmniej spodziewanym momencie. I do końca pierwszej połowie wynik ustalony w 13 minucie już się nie zmienił. Nikt jednak nie miał wątpliwości, że te trzy bramki na pewno nie są ostatnimi, jakie zobaczymy w tej rywalizacji.

To się zresztą szybko potwierdziło w drugiej połowie – kilkadziesiąt sekund po jej rozpoczęciu Rafał Kusiak popisał się indywidualną szarżą po skrzydle, a jemu akurat piłkę zabrać jest bardzo ciężko i ponieważ żadnemu z obrońców Bartyckiej ta sztuka się nie udała, to po chwili nastąpił płaski, mocny strzał, z którym Marcin Wiechowicz nie był w stanie sobie poradzić. Teraz sytuacja przegrywających była już bardzo zła, a mogła być tragiczna, gdyby w 23 minucie Chrystian Karczewski wykorzystał sytuację sam na sam z golkiperem rywali. I o ile w tych okolicznościach, strażnik świątyni ekipy Radka Sitaka zachował się świetnie, o tyle o tym co zrobił w 27 minucie, chciałby pewnie jak najszybciej zapomnieć. Jego podanie zamiast do jednego z kolegów, trafiło bowiem do Karola Bolesty, który z najbliższej odległości skorzystał z prezentu i mieliśmy już trzy bramki przewagi na rzecz zielonkowskich weteranów. Bartycka próbowała jeszcze wrócić do gry, od czasu do czasu szarpał Jarek Rudy, ale poza strzałem w słupek i on nie był w stanie nic zdziałać. Z kolei prowadzący grali konsekwentnie i w 32 minucie Grzegorz Wimmer pozbawił konkurentów jakichkolwiek złudzeń, bo nie było szans, by w ciągu 8 minut, odrobić aż cztery trafienia. Tym bardziej, że z beniaminka trzeciej ligi zeszło powietrze i czekał on już wyłącznie na ostatni gwizdek sędziego. Zanim ten nastąpił, drużyna w żółtych koszulkach zdobyła jeszcze dwa gole – jednego zainkasował Rafał Kusiak, a drugiego Karol Bolesta, tyle że to drugie trafienie było... samobójcze. Ostateczny wynik brzmiał więc 6:2 i tym sposobem w dziesiątej edycji Nocnej Ligi nie było zespołu, który nie wygrałby chociaż jednego spotkania. Sokoły uczyniły to metodą last minute, ale sukces był niepodważalny i być może trochę osłodził miejscowym fakt, że okazali się najsłabszą ekipą zakończonego sezonu. Apetyty były większe, lecz przy tak rzadkiej obecności Tomka Sieczkowskiego i nieregularnej Chrystiana Karczewskiego, trudno było liczyć na coś więcej. Co do Bartyckiej, to chyba także możemy mówić o niedosycie. Początki były bardzo trudne, zespół dopiero zdobywał halowe doświadczenie, ale w trakcie sezonu rozkręcał się i kilkukrotnie pozytywnie zaskoczył. Tutaj także zabrakło stabilizacji w składzie i za rok końcowy wynik powinien być dużo lepszy. Doświadczenie zaprocentuje, pewnie dojdą nowe twarze i to powinno zagwarantować skuteczny atak na górną połowę tabeli. A ze ten sezon i Bartyckiej i Sokołom serdecznie dziękujemy. Szału może i nie było, ale wstydu również. Widzimy się na ósemkach!