fot. © www.nocnaligahalowa.pl

Ostropol po raz drugi z rzędu w finale PL!

8 lutego 2019, 19:23  |  Kategoria: Ogólna  |  Źródło: inf.własna  |   dodał: roberto  |  komentarze:

Ten scenariusz chyba można było przewidzieć – obrońca trofeum z poprzedniego roku wygrał czwartkowe zmagania i to on będzie finałowym przeciwnikiem Fil-Polu!

Po tym jakich emocji doświadczyliśmy w środę, raczej nie spodziewaliśmy się, że kolejnego dnia będzie ich więcej lub nawet tyle samo. A jednak! Grupy C i D były niczym rosyjska ruletka i tutaj do samego końca nie można było być niczego pewnym. Niektóre ekipy już opuszczały halę, a za chwilę okazywało się, że jednak wciąż są w grze, bo o wszystkim decydował jeden gol i to strzelony (lub nie) w ostatnich sekundach. Nawiązujemy tutaj przede wszystkim do tego, co działo się w grupie C. Zaczęło się od remisu Łabędzi z KroosDe Team, natomiast w drugim meczu Sami Swoi wypunktowali Vitasport. Gdy wydawało się, że Vitasport będzie tutaj jedynie dostarczycielem punktów (głównie ze względu na spore braki kadrowe), chłopaki w dobrym stylu ograli Łabędzie i nadal byli w grze o awans. Po drugim remisie z rzędu mocno skomplikowała się natomiast sytuacja KroosDe Team, który dzieląc się punktami ze Swojakami, musiał przed ostatnią kolejką wygrać, by nie musieć oglądać się na inne zespoły. Ostatnia seria w tej stawce była niezwykle emocjonująca. Najpierw Łabędzie podejmowały Samych Swoich i po wyrównanej batalii udało im się osiągnąć wynik 2:1. Mieliśmy wrażenie, że podopieczni Maćka Pietrzyka w związku z tym rezultatem są już pewni awansu, tymczasem wcale tak nie było. Jeśli bowiem Vitasport zremisowałby z KroosDe Team, to wtedy trzy zespoły miałyby po cztery punkty, a z małej tabeli wynikało, że to właśnie Łabędzie pożegnałyby się z turniejem. Ale tutaj do remisu było początkowo bardzo daleko. Vitasport zaczął mecz kapitalnie, bo po bramce Nikodema Niskiego prowadził 1:0 i w tej chwili to on wygrywał grupę. Ale mieliśmy pewność, że KroosDe Team tak sprawy nie zostawi i dobra gra tej ekipy spowodowała, iż wynik odwrócił się o 180 stopni i na minutę przed końcem pierwszoligowcy prowadzili 3:1. To z kolei oznaczało koniec szans Samych Swoich, którzy wzięli kluczyk do szatni i poszli się przebierać. Ale Vitasport rozpoczął genialny pościg. Na 40 sekund przed końcem Nikodem Niski wykorzystał rzut karny i było tylko 2:3. KroosDe Team pogubił się i gdy zegar wskazywał 10 sekund do końca, Mateusz Adamski płaskim strzałem przy bliższym słupku pokonał Michała Wytrykusa i zrobiło się 3:3! To oznaczało, że Swojacy zawrócili z szatni, bo taki wynik urządzał ich i właśnie Vitasport. Wydawało się, że w ciągu kilku sekund tutaj nic nie może się już zmienić, ale KroosDe Team błyskawicznie rozpoczął grę od środka, wymienił dosłownie dwa podania i Przemek Wycech, niemal równo z końcową syreną zdobył zwycięską bramkę! To była nieprawdopodobna końcówka, a rezultat 4:3 spowodował, że Sami Swoi znów obrali kurs na przebieralnię, to samo czekało Vitasport, a zwycięzcy tego spotkania oraz Łabędzie, rozpoczęli oczekiwanie na swoich półfinałowych rywali.

Dość szybko się okazało, że jednym z nich na pewno będzie Ostropol. Co prawda ten zespół - podobnie jak w fazie eliminacyjnej - nie miał do dyspozycji Mateusza Łysika czy Marcina Wojciechowskiego, ale i bez nich radził sobie wybornie, wygrywając wszystkie mecze i nie tracąc przy tym ani jednego gola. Odwrotny kierunek obrał Team4Fun – drużyna nieobecnego Norberta Cioka, pozbawiona dodatkowo choćby Oskara Bajkowskiego, mimo szczerych chęci nie była w stanie zanotować chociażby remisu i rozgrywki zakończyła na ostatnim miejscu. Ale paradoksalnie – mecze z udziałem tego zespołu miały ogromne znaczenie w kontekście walki o drugą pozycję w tabeli. Stoczyły ją Tuba Juniors i Wściekłe Orły. Jedni i drudzy solidarnie przegrali z Ostropolem, w bezpośrednim pojedynku podzielili się punktami i przed ostatnim meczem w grupie sytuacja była następująca – Wściekłe Orły musiały wygrać z Team4Fun różnicą trzech bramek lub wyższą, bo to gwarantowało im awans z drugiego miejsca w tabeli. Ale mecz zaczął się dla ekipy Michała Dębskiego fatalnie – jako pierwsi na prowadzenie wyszli bowiem przeciwnicy, co oznaczało, że Orły potrzebowały do promocji aż czterech goli. Mimo to nie podłamały się i na dwie minuty do końca do awansu brakowało im już tylko jednego trafienia! A tak naprawdę to Team4Fun robił wszystko, by Wściekłe tę bramkę zdobyły, bo pierwszoligowcy nie mieli już nic do stracenia, grali na ogromnym ryzyku, z wysoko wysuniętym bramkarzem, co aż prosiło się o skarcenie. Ale Orły nie dały rady. Nic dziwnego, że po ostatnim gwizdku rozczarowanie w ich obozie było duże, bo tutaj spokojnie można się było zatroszczyć o happy end. A tak zmagania kolejnej fazy przyszło im oglądać jedynie z perspektywy trybun.

W pierwszym półfinale Ostropol podejmował Łabędzie. Faworyt był jeden i faworyt nie zawiódł – zespół ze Stanisławowa okazał się lepszy od przybyszów z Sulejówka i być może sformułowanie, że "pokazał rywalom miejsce w szeregu" byłoby zbyt mocne, ale na pewno uświadomił ekipę Maćka Pietrzyka, że musi jeszcze dużo nad sobą popracować, by w razie ewentualnego awansu do elity, nie odegrać tam roli statysty. W drugim spotkaniu też nie było za wielu emocji – KroosDe Team pokazał klasę i wypunktował Tuba Juniors 3:0. A propos klasy - i nie mówimy o tej piłkarskiej - to zabrakło jej tutaj przegranym. Zaczęło się od tego, że sędzia ukarał żółtą kartką jednego z graczy dawnych Bomba Boys za faul na Mateuszu Lewandowskim. Prawdę mówiąc – w tym przypadku nie mieliśmy żadnych wątpliwości, że decyzja była słuszna. Co prawda ta akcja miała jakby dwa tempa, bo gracz KroosDe Team był ewidentnie faulowany, ale utrzymał się przy piłce, po czym wpadł w pole karne, gdzie wywrócił się, aczkolwiek tutaj – naszym zdaniem – nic nie było. Arbiter słusznie wrócił jednak do wcześniejszego przewinienia, co wywołało szał graczy poszkodowanych. Od tego momentu każdą decyzję sędziego przyjmowali jako wytoczoną przeciwko nim, co zupełnie ich rozregulowało, a przeciwnik tylko na to czekał i dorzucał do sieci kolejne gole. W końcówce doszło do tego, że sędzia poczęstował dwoma czerwonymi kartkami graczy Tuby za wulgarne odzywki i mecz skończył się przed czasem. Zachowanie przegranych pozostawimy bez komentarza.

Także mecz będący przepustką do wielkiego finału miał swoje krytyczne momenty. Zacznijmy od tego, że Ostropol i KroosDe Team również przed rokiem spotkały się dosłownie na tym samym etapie zmagań i wtedy w regulaminowym czasie było 0:0, a w karnych wygrał zespół ze Stanisławowa. Historia jak widać lubi się powtarzać, bo w czwartek regulaminowe 10 minut również nie przyniosło nam ani jednego trafienia! Mecz wyglądał tak, jak pewnie wszyscy to sobie wyobrażają – Ostropol konstruował atak pozycyjny, rywal się bronił, a od czasu do czasu wychodził z kontrą i gdyby Mateusz Lewandowski jedną z nich zakończył bramką, to kto wie, jakby to się skończyło. Ale bardziej niż tych okazji, KroosDe powinien żałować ostatnich dwóch minut meczu. Te kluczową część pojedynku Rafał Radomski i spółka grali bowiem z przewagą jednego zawodnika. I chociaż tutaj również nie mamy wątpliwości, że kara była słuszna, nie obyło się bez zamieszania. W jego konsekwencji arbiter nie do końca wiedział, którego zawodnika ma zaprosić na ławkę kar. Żaden z graczy wicemistrzów rozgrywek nie chciał się przyznać, że to właśnie on powinien zostać napomniany i tak się zastanawiamy – co by szkodziło winowajcy podnieść rękę i po prostu ułatwić sprawę? I tak ktoś z ekipy Ostropolu musiał zejść z boiska i ostatecznie – mimo braku pewności – na ławkę kar powędrował Dawid Brewczyński. KroosDe Team miał więc 120 sekund by zdobyć bramkę, która z dużym prawdopodobieństwem byłaby jedyną w tym meczu. Zespołowi w granatowych koszulkach nie udało się jednak wykorzystać tych okoliczności. A to spowodowało, że o wszystkim zdecydowały rzuty karne. Co prawda nie siedzieliśmy w głowach zawodników drużyny Michała Wytrykusa, lecz domyślaliśmy się, że ich rozstrzygnięcia obawiają się oni dużo bardziej niż rywale. I niestety – demony przeszłości powróciły. Pierwsza seria na remis, druga także, w trzeciej Marcin Milerski broni strzał Krzyśka Króla, z kolei Karol Tabor się nie myli i to Ostropol uzupełnia skład wielkiego finału Pucharu Ligi. Gratulacje!

Tym samym do rozegrania został nam w Pucharze tylko jeden mecz. Odbędzie się on uroczystym zakończeniu, którego termin podamy wkrótce. Zagramy 1x15 minut, ewentualnie 2x10. Więcej szczegółów podamy w miarę zbliżania się terminu.

Dziś rano zaktualizowaliśmy też klasyfikację strzelców. Nie wypisywaliśmy w niej wszystkich graczy Fil-Polu i Ostropolu, bo nie oszukujmy się - chyba i tak wszyscy jesteśmy już pewni, do kogo trafi statuetka za największą liczbę strzelonych goli.

Na koniec dziękujemy wszystkim drużynom – także tym spoza ligi - za udział w Pucharze. Teraz wracamy do Ligi i czterech ostatnich kolejek. Terminarz na tę najbliższą jest już rozpisany. Widzimy się od poniedziałku do czwartku.

Komentarze użytkowników: