fot. © Google

Opis i skróty szóstej kolejki pierwszej ligi!

17 lutego 2019, 20:13  |  Kategoria: Video  |  Źródło: inf.własna  |   dodał: roberto  |  komentarze:

Gdyby nie transmisja LIVE ze spotkania Fil-Pol – Stara Gwardia ta kolejka byłaby do szybkiego zapomnienia. Jeden mecz się nie odbył, dwa były jednostronne, jeden nudny i tylko ostatni spełnił nasze oczekiwania.

Nie wiemy czy to z powodu walentynek, treningów czy innych obowiązków, lecz frekwencyjnie była to bardzo słaba kolejka. To oczywiście odbiło się na jakości spotkań i szczerze mówiąc – gdyby ktoś zupełnie niezwiązany z rozgrywkami, przyjechałby w czwartek i zobaczył jak prezentują się najlepsze ekipy w NLH, to wyszedłby rozczarowany. Już pierwszy mecz nie nastrajał optymistycznie, bo pokiereszowani kadrowo Bad Boys zostali rozgromieni przez Samych Swoich. Źli Chłopcy do czwartkowego pojedynku przystąpi bez zmian, bez kilku podstawowych zawodników i już przed pierwszym gwizdkiem wiedzieliśmy, że nie mają tutaj żadnych szans. W dodatku Jarek Przybysz grał z urazem – i to na tyle poważnym, że nie mógł włożyć stopy do buta. Z kolei Swojacy dysponowali szeroką kadrą i chociaż mecz zaczęli słabo, bo łatwo dawali się ogrywać Adamowi Matejakowi, to jednak w miarę upływu czasu przejęli pełną kontrolę nad meczem i już do przerwy wygrywali aż 9:3. W drugiej znacznie spuścili z tonu, nie wykorzystali też wielu dogodnych okazji i chociaż mogli dużo, dużo wyżej, to ostatecznie wygrali 11:4. Mecz bez historii i nawet triumfatorzy pewnie się nie spodziewali, że premierowa wiktorię w dwunastej edycji zaliczą w takich okolicznościach. Ale punkty to punkty i na koniec sezonu nikogo nie będzie obchodziło, w jaki sposób zostały zdobyte.

Drugi mecz – tak jak już pewnie wszyscy wiedzą – nie doszedł do skutku. Team4Fun miał tylko trzech zawodników do gry, później dojechał czwarty, ale rozegranie tego spotkania mijało się z celem. Szkoda graczy Ostropolu, którzy stracili czas i przyjechali do Zielonki na marne. Przechodzimy więc do kolejnego spotkania, a było nim to, które puszczaliśmy w transmisji LIVE – Stara Gwardia kontra Fil-Pol. Ponieważ znakomita większość z Was już je widziała, to chyba niczego nowego nie napiszemy. Warto jednak jeszcze raz przypomnieć, że jedni i drudzy grali w mocno osłabionych składach. Gwardziści mieli sześciu reprezentantów, wśród których brakowało choćby Rafała Wielądka, Michała Aleksandrowicza czy od dłuższego czasu kontuzjowanego Łukasza Choińskiego. Po drugiej stronie boiska straty były jeszcze większe – na halę nie mogli przyjechać Karol Sochocki, Adam Marcinkiewicz, Adam Janeczek czy Kacper Pałka, a z dużym opóźnieniem pojawił się na niej Damian Tucin. Szkoda, że w takiej "scenerii" przyszło nam to spotkanie transmitować, bo to wszystko zdeterminowało przebieg wypadków. Mecz był wolny, momentami nudnawy i dopiero w drugiej połowie zrobiło się trochę ciekawiej. O wszystkim zdecydowała jednak pierwsza odsłona, którą obrońcy tytułu wygrali 2:0. Fil-Pol prezentował się w tej części bardzo blado, oddał jeden celny, choć zupełnie niegroźny strzał na bramkę i trudno było sobie wyobrazić, że w drugiej połowie, gdzie dojdzie zmęczenie, będzie w stanie odmienić losy meczu. I faktycznie – niewiele się zmieniło. Stara Gwardia miała przewagę, aż cztery razy obiła słupek bramki Sebastiana Wronki, a gdyby chociaż raz pokusiła się o więcej precyzji, to dawna Andromeda przegrałaby tutaj z kretesem. Ale te wszystkie pudła utrzymywały w grze przegrywających, a w 30 minucie ekipa Wojtka Kuciaka zdobyła bramkę kontaktową! Ten gol obudził wiarę w beniaminku pierwszej ligi, z kolei Gwardziści musieli się mieć na baczności. I chociaż za wszelką cenę próbowali odbudować swoją dwubramkową przewagę, to zawsze czegoś brakowało. I to mogło się zemścić. W finałowych minutach spotkania Fil-Pol miał bowiem dwie sytuacje, które mógł zamienić na bramki. Najpierw w słupek trafił Arek Stępień, a następnie Paweł Barzyc wybił piłkę sprzed bramki, a gdyby tego nie zrobił, to zamykający akcję "żółto-czarnych" Maciek Włodyga, prawdopodobnie bez większych problemów wepchnąłby ją do siatki. Była też jeszcze jedna sytuacja, gdzie Fil-Pol wyszedł z kontrą, lecz zatrzymał ją gwizdek sędziego, albowiem kontuzji nabawił się Karol Kopeć. Temu wydarzeniu przyjrzymy się dogłębniej w kontrowersjach. Powiedzmy sobie jednak uczciwie – ten mocno przeciętny mecz wygrała drużyna, która wykazała więcej inicjatywy. Liczyliśmy na więcej, choć wspomniane nieobecności skutecznie uniemożliwiły, by ten mecz stał się widowiskiem. Zadowoleni mogą być jedynie Gwardziści, bo oni wciąż są w grze o tytuł, z kolei Fil-Pol już "tylko" o podium.

A pierwsze miejsce w tabeli łatwo utrzymał In-Plus. Ferajna Patryka Gall miała w czwartek za przeciwnika Al-Mar i chociaż skład miała bardzo wąski, to nic sobie z tego nie robiła i szybko narzuciła wysokie tempo, którego ekipa Marcina Rychty nie była w stanie utrzymać. Co prawda Księgowi słyną z tego, że lubią potracić punkty z zespołami dużo niżej notowanymi, lecz chyba wzięli sobie te opinię do serca i podczas całego spotkania nie było ani jednego momentu, w którym faworyci mogli by się czuć zagrożeni. Zwłaszcza mając między słupkami Tomka Warszawskiego, który wielokrotnie doprowadzał do frustracji graczy z Wołomina, bo nawet jeśli mieli oni dogodną pozycję do oddania strzału, to golkiper In-Plusu blokował wszystko co leciało w kierunku jego świątyni. Do przerwy wynik brzmiał 2:0, ustalony już w dziewiątej minucie i tak naprawdę tylko na początku drugiej części gry, Al-Mar pokazał pazur i miał dwie okazje, by postraszyć przeciwnika, ale najpierw na jego drodze stanął wspomniany Tomek Warszawski, a następnie Kuba Bednarowicz, który zablokował strzał Marcina Rychty. Kolejne minuty to już obrazek znany z pierwszej połowy – duża przewaga Księgowych, a przy okazji coraz lepsza skuteczność, która przekładała się na kolejne gole. W 23 minucie trafienie samobójcze zaliczył Rafał Błoński, a potem sprawy w swoje nogi wziął Kuba Bednarowicz, który zaliczył klasycznego hat-tricka. Al-Mar jedyne o czym mógł marzyć to honorowe trafienie, lecz nawet na nie długo się nie zapowiadało. Dopiero w 39 minucie, przy stanie 0:8, przegrywający wykorzystali zagapienie In-Plusu i Adam Baran pokonał Tomka Warszawskiego, zamykając wynik w stosunku 8:1. Co tu więcej pisać – może i na dużym boisku te ekipy dzieli bardzo niewiele. Ale na hali różnica między nimi jest spora i w czwartkowy wieczór mieliśmy tego potwierdzenie. Drugi tego dnia mecz bez historii, aczkolwiek tutaj trochę można się było tego spodziewać.

Emocje – tego słowa bardzo nam brakowało w trakcie szóstej kolejki pierwszej ligi, ale wiedzieliśmy, że w konfrontacji KroosDe Team z Offsidem, będziemy mogli na nie liczyć. I nie zawiedliśmy się. Starcie zespołów aspirujących do medali w dwunastym sezonie było bardzo ciekawe, wyrównane i nawet gdy Offside dwukrotnie wychodził w nim na dwubramkowe prowadzenie, to ponieważ nie potrafił rywala dobić, losy trzech punktów ważyły się do ostatnich sekund. Idźmy jednak po kolei – strzelanie rozpoczyna w 13 minucie Jacek Klimczak. Sytuacja jest o tyle dziwna, że to KroosDe Team grał w tym momencie w przewadze jednego zawodnika, jednak Daniel Kania sfaulował we własnym polu karnym Dawida Gajewskiego i za chwilę zrobiło się 1:0. Tuż przed przerwą na 2:0 podwyższył Kuba Suchocki i to ekipa z Wołomina schodziła na krótki odpoczynek w dużo lepszych nastrojach. Zostały one jednak chwilowo zmącone w 28 minucie – wtedy swoje winy za spowodowany rzut karny odkupił Daniel Kania, pokonując Grześka Reterskiego z podania Rafała Radomskiego. KroosDe Team miał nadzieję pójść za ciosem, lecz w 33 minucie nadział się na kontrę, którą skutecznie wykończył Bartek Męczkowski i było 3:1. Ale przegrywający ani myśleli by złożyć broń. Chwilę później premierowego gola na parkietach NLH zanotował Patryk Skrajny, a gdy w kolejnej akcji do remisu doprowadził Przemek Wycech, wydawało się, że teraz to przybysze z Duczek są na prostej drodze do sukcesu. Te wyobrażenia okazały się złudne. W 38 minucie Radek Dobrzeniecki z ostrego kąta pokonuje Michała Wytrykusa i w tym momencie w ciemno zakładaliśmy, iż Offside ma przynajmniej remis w garści. Sytuacja mogła się wymknąć spod kontroli, gdyby w 39 minucie centro-strzał Rafała Radomskiego trafił nie w słupek a do bramki konkurentów. Wygrywający mieli więc trochę szczęścia, aczkolwiek z przebiegu całego spotkaniu byli ciut lepsi od swoich rywali, a swój sukces podstemplowali trafieniem Kuby Suchockiego. Trzy punkty zainkasowane przez Offside znaczą wiele, bo są jak przepustka do dalszej gry o najwyższe cele. KroosDe Team o mistrzostwie może raczej zapomnieć, ale gdyby ktoś tej ekipie powiedział, że na trzy kolejki przed końcem, nadal będzie w grze o medale, to pewnie taki scenariusz i tak wzięłaby w ciemno.

Skróty wszystkich spotkań pierwszej ligi pojawiły się już w raportach meczowych. Na ich podstawie uzupełniliśmy asysty, jakkolwiek jeśli widzicie jakiś błąd, to dajcie znać. Wywiady przeprowadziliśmy po piątym spotkaniu, a przepytywani byli Daniel Kania (KroosDe Team) i Sebastian Kozłowski (Offside). Obydwie rozmowy można znaleźć na naszym Facebooku, w menu FILMY czyli TUTAJ oraz po kliknięciu na wynik na stronie głównej lub w terminarzu.

Jak zwykle video jest dostępne w jakości HD. Wystarczy że kołowrotkiem ustawicie opcję 720p HD (lub wyższą) i będziecie mogli cieszyć wzrok najwyższej jakości obrazem. Za każdą subskrypcję czy polubienie materiału na stronie YT - z góry dziękujemy!

Komentarze użytkowników: