fot. © Google
Opis i skróty ósmej kolejki trzeciej ligi!
AS Marcova, choć do rozegrania została jeszcze jedna kolejka, może być już pewna drugiego z rzędu mistrzostwa w Nocnej Lidze. I nie ma żadnych wątpliwości, że w trzeciej lidze nie było od niej lepszego zespołu.
Cień szansy na zajęcie drugiego miejsca w tabeli miał za to N-BUD. Cień to jednak właściwe słowo, bo nie dość że rywalem tej ekipy była świetnie spisująca się ostatnimi czasy Multi-Medica, to miejscowi musieli sobie radzić bez trójki swoich podstawowych graczy – Marcina Zaremby, Czarka Żaboklickiego oraz Patryka Ryńskiego. Ale początkowo wydawało się, że te osłabienia mogą nie wpłynąć na drużynę na tyle, by ta nie powalczyła z Medycznymi. Tym bardziej, iż faworyci wtorkowy mecz rozpoczęli bardzo słabo i po 11 minutach przegrywali 1:3! Świetnie w tym okresie prezentował się Mateusz Muszyński, który zdobył dwie bramki dla N-BUDu a mógł jeszcze jedną. Wynik 1:4 mógłby mieć dla Multi bardzo poważne konsekwencje, lecz szczęśliwie udało się go uniknąć, z kolei w 17 minucie straty zmniejszył Piotrek Stojczyk i Medica w drugiej połowie musiała odrobić tylko jednego gola. Warunkiem realizacji tego zadania miała być jednak dużo lepsza gra, bo to co trzeci zespół w tabeli prezentował w premierowych 20 minutach wyglądało kiepsko. I faktycznie – finałową część spotkania zespół w biało-zielonych koszulkach rozpoczął z impetem, tyle że początkowo wystąpił problem ze skutecznością. Kilku okazji nie wykorzystał Tomek Bicz, Piotrek Stojczyk w jednym strzale potrafił zaliczyć dwa słupki i to wszystko o mało się nie zemściło, bo w 24 minucie N-BUD był blisko gola na 4:2, ale skutecznie interweniował Łukasz Świstak. Wynik swojej postaci nie zmienił aż do 33 minuty. Wtedy gola dla Multi zainkasował Patryk Maliszewski i ta bramka okazała się kluczowa dla losów pojedynku. Medica poszła za ciosem, zaczęła punktować słabnącego przeciwnika a zmiana liczby bramek na tablicy świetlnej po stronie faworytów następowała mniej więcej co minutę. Ostatecznie Multi wygrała 8:3, choć chyba aż na tak wysokie zwycięstwo nie zasłużyła. Nie był to tak dobry mecz w jej wykonaniu jak poprzednie, ale tutaj były przede wszystkim potrzebne punkty, które pozostawiły otwartą furtkę do zajęcia drugiego miejsca w tabeli. I niewykluczone, że tak właśnie się skończy. N-BUD zrobił z kolei co mógł. Można gdybać, czy przy obecności wymienionego na wstępie tercetu mecz zakończyłby się inaczej, ale dziś to już tylko spekulacje. Teraz trzeba się już skupić na pokonaniu Atomowych Orzechów, bo porażka z nimi byłaby na pewno dużo bardziej bolesna niż ta zanotowana w ostatni wtorek.
A o to, by zapewnić sobie spokój przed ostatnią kolejką walczyły w drugim meczu tego wieczoru Adrenalina i Wola Rasztowska. Trudno było tutaj wskazać zespół z teoretycznie większymi szansami na zwycięstwo, co skłaniało nas do refleksji – zwłaszcza widząc w tabeli, że te zespoły lubią remisować – iż może się tutaj skończyć podziałem punktów. Dla jednych i drugich wcale nie byłoby to złe rozstrzygnięcie, ale nie było oczywiście mowy o jakimkolwiek dogadywaniu się. Pierwsza połowa potwierdziła jednak opinie, iż może to być wyrównane starcie. Co prawda to Wola wyszła na prowadzenie i mogła je nawet podwyższyć (sytuacji sam na sam nie wykorzystał Michał Wróblewski), ale potem do głosu doszli przeciwnicy. W 13 minucie Marek Kowalski przytomnie zamyka podanie Roberta Śwista, a 120 sekund później ten sam zawodnik chytrym strzałem przy słupku pokonuje Darka Wasia i jest 2:1. Zespół z Ząbek ma więc mały handicap przed finałowymi fragmentami, ale niestety w drugiej połowie znacznie spuszcza z tonu. Wykorzystują to konkurenci, którzy bardzo szybko zaliczają dublet, a gdy w 29 minucie żółtą kartkę otrzymuje Marek Kowalski, to mają idealną okazje, by definitywnie przechylić losy zwycięstwa na swoją stronę, lecz marnują dwie dogodne sytuacje. Było to jednak wyłącznie odkładanie egzekucji w czasie – w 35 minucie Stefan Necula chciał pomóc swoim kolegom w rozegraniu, ale stracił piłkę, a ponieważ bramka była pusta, to Konrad Bulik łatwo zdobył gola nr 4 dla swojej ekipy i sytuacja z perspektywy przegrywających zrobiła się beznadziejna. Na domiar złego szybko kolejne trafienie dla Woli zaliczył Mateusz Marcinkiewicz i gracze Adrenaliny już wtedy wiedzieli, że tego meczu na swoje konto na pewno nie zapiszą. Pewnie to już pisaliśmy, lecz ekipie Roberta Śwista brakuje przede wszystkim jakości w defensywie. Śmiemy twierdzić, że gdyby nie zabrakło choćby Kryspina Polewaczyka, to emocje byłyby tutaj do samego końca, a końcowy wynik wcale nie musiałby być niekorzystny. No ale tych nie zabraknie za tydzień, bo może się okazać, że od 23:00 mecz Adrenaliny z Cernio nie będzie o pietruszkę, a o "być albo nie być" w trzeciej lidze. Wola będzie sobie już wtedy smacznie spała, bo jej uczestnictwo na tym poziomie rozgrywkowym w kolejnym sezonie zostało właśnie podpisane.
A bardzo ważny mecz w kontekście układu górnej i dolnej części tabeli rozegrały Burgery Nocą i Na Fantazji. Ci pierwsi są realnie zagrożeni spadkiem na najniższy poziom rozgrywkowy, z kolei drudzy chcieli zachować komfort posiadania wyłącznie w swoich rękach kwestii awansu do drugiej ligi. Fantazyjni wiedzieli, że swój mecz wygrała Multi-Medica, dlatego chcąc zachować nad nią minimalną przewagę, nie mogli sobie pozwolić na wpadkę z niżej notowanym oponentem. W tym sezonie ekipa z Kobyłki bardzo dobrze punktowała z rywalami podobnego pokroju i gdy tutaj po pierwszej połowie prowadziła już 4:0, wydawało się, że nic jej nie grozi. Tym bardziej, iż gra tej drużyny mogła się podobać. Pierwsza bramka padła po bardzo składnej akcji, druga po wzorowej kontrze, trzecia po skutecznym strzale z rzutu wolnego, a czwarta po kolejnym rozklepaniu obrony przeciwnika. Mimo ogromnych strat poniesionych w premierowej odsłonie, nie chcieliśmy odbierać szans przegrywającym. Oni w tym sezonie nie raz pokazali, że bez względu na okoliczności zawsze walczą do końca i teraz to potwierdzili! Ledwo zaczęła się druga połowa spotkania, a najpierw pierwszego gola dla nich zanotował Arek Dalecki, a chwilę później na listę strzelców wpisał się Daniel Szmańda. Niewiele brakowało, by trafienie kontaktowe nastąpiło już w kolejnej akcji, lecz Marcin Marciniak skutecznie odbił strzał kapitana rywali. Trzeba sobie jednak uczciwie powiedzieć, że Na Fantazji zgubiło swój rytm, w poczynania zawodników wdarła się nerwowość i liczba błędów po stronie faworytów zaczęła rosnąć. Jeszcze większej dramaturgii tej potyczce mogło dać tylko kolejne trafienie Burgerów i w 38 minucie tak się stało, a gola zdobył Sebastian Kapłan. Teraz Fantazyjni wyglądali już na totalnie zagubionych i w samej końcówce Burgery zaczęły ich tak naciskać, że o mało nie doszło do wyrównania. Perspektywa remisu była bardzo realna, lecz ostatecznie faworytom udało się dowieźć wynik 4:3 do końca, choć sposób w jaki to uczynili był wątpliwej jakości. Ale i w tym przypadku najważniejsze były punkty. Teraz przed zwycięzcami mecz o wszystko z Marcovą i prawdopodobnie tylko zwycięstwo pozwoli utrzymać się na drugiej pozycji w ligowej hierarchii. Chyba że pomogą im... Burgery, które w ostatniej serii zmierzą się z Multi-Mediką. A że dla nich będzie to mecz o utrzymanie, to liczymy, że całe spotkanie zagrają na takim poziomie, jak finałowe 20 minut z Fantazyjnymi. Tylko wtedy będzie szansa na szczęśliwe zakończenie.
Happy endu nie doświadczy już za to Cernio. Celowo tak ustawiliśmy terminarz, by ekipa Maćka Kamińskiego zmierzyła się w przedostatniej kolejce z Marcovą, bo w razie jej ewentualnego sukcesu, w ostatniej serii mielibyśmy jeszcze emocje związane z walką o mistrzostwo. Jak się jednak okazało – nasze nadzieje były płonne. Cernio, które przecież w poprzednim sezonie wygrało z Fioletowymi aż 5:1, teraz musiało przełknąć bardzo bolesną pigułkę, przegrywając aż 2:10! Nie bójmy się tego określenia – to była DEKLASACJA. Marcova już po ośmiu minutach prowadziła 5:0 i robiła z przeciwnikiem co tylko chciała. Wystarczyło, że podopieczni Ernesta Wiśniewskiego bliżej podeszli pod swojego rywala, a ten grzecznie oddawał piłkę i to niemal natychmiast kończyło się golem. Nie wiemy, czy w graczach dawnego Highlife była jeszcze wiara przed pierwszym gwizdkiem, że są tutaj w stanie wygrać, ale na boisku na pewno nie było tego widać. Co prawda w 11 minucie Cernio wreszcie otworzyło swój dorobek bramkowy, za chwilę zrobiło się 5:2, a później była jeszcze sytuacja na 5:3, ale jeśli chodzi o niezłe fragmenty w wykonaniu tej ekipy – to było na tyle. W drugiej połowie obraz gra do złudzenia przypominał to, co działo się w premierowej odsłonie i tę część spotkania Marcova wygrała 5:0, udowadniając tym samym, że w dwunastej edycji była poza zasięgiem pozostałych trzecioligowców. Gratulacje dla tej drużyny a choć awans i złote medale są już pewne, to jesteśmy przekonani, iż przyszli drugoligowcy nie odpuszczą w ostatnim spotkaniu i chcąc zakończyć sezon bez porażki, z Na Fantazji zagrają na maksimum możliwości. Jeśli chodzi o Cernio, to jesteśmy zawiedzeni. Inna sprawa, że ten zespół nie przegrał awansu w rywalizacji z Fioletowymi, ale remisem z Wolą czy przegraną z N-BUDem. Gdyby dziś miał na koncie te pięć punktów więcej, byłby tuż za plecami Marcovy. A tak jest tuż za podium i to bez możliwości, by jakkolwiek na nie wskoczyć...
Emocji nie przyniósł też ostatni mecz ósmej kolejki trzeciej ligi. Bad Boys 2, chociaż byli tylko o jedną pozycję wyżej niż Atomowe Orzechy, nie mieli problemów by odprawić z kwitkiem ferajnę Adriana Ziółkowskiego. Ten mecz zaczął się niemal jak wszystkie pozostałe z udziałem Orzechów – spotkanie ledwo się rozpoczęło a już po 3 minutach "Źli Chłopcy" prowadzili 2:0. Zdobywanie goli przychodziło im zresztą bardzo łatwo, bo Atomowe jak zwykle zapominały (albo nie chciały pamiętać) o obronie i chociaż to one zdobyły kolejne trafienie w tym spotkaniu, to nikt się nie łudził, że to może być początek czegoś większego. Rywale szybko zresztą opanowali sytuację, w 10 minucie ponownie odskoczyli na odległość dwóch trafień a gdy tuż przez przerwą na 4:1 podwyższył Andrzej Sulewski, z pełną odpowiedzialnością mogliśmy dopisywać prowadzącym trzy punkty do ich dorobku w tabeli. Atomowe niby jeszcze nie złożyły broni a ożywiona dyskusja w przerwie meczu sugerowała, że wierzą, iż trzy bramki straty można jeszcze obronić. W 23 minucie udało im się zresztą po raz drugi pokonać Darka Żaboklickiego, a pięknego gola zanotował Cezary Przybylak. Tylko co z tego - lada moment dwa głupie błędy Orzechów wykorzystują na spółkę Piotrek Stańczak oraz Mateusz Woźniak i wszystko wraca do normy. To co działo się później przypomniało raczej sparing, aczkolwiek do siatki i tak trafiali wyłącznie faworyci. Końcowy wynik a było nim 9:2, mówi wszystko kto był tutaj lepszy. Triumfatorzy bramek mogli mieć dużo więcej, lecz wielu sytuacji nie wykorzystali, czasem takich, gdzie mieli przed sobą pustą świątynię. Nie spotkały ich za to jednak żadne konsekwencje, a być może woleli oszczędzać magazynek na mecz z Wolą Rasztowską. To starcie, o ile Multi-Medica nie przegra z Burgerami, będzie decydujące dla losów ekipy z Ostrówka. I jak zapowiedział Daniel Woźniak w wywiadzie – nikt tutaj nogi nie odstawi. Atomowe swojego losu były już pewne od kilku kolejek, a jeśli przegrywają z zespołem będącym tuż nad nimi różnicą aż siedmiu goli, to chyba trzeba sobie powiedzieć szczerze, że na ten poziom rozgrywkowy nie pasowały. I ostatnie co im pozostało, to by z trzecią ligą pożegnać się z honorem.
Skróty wszystkich spotkań trzeciej ligi pojawiły się już w raportach meczowych. Na ich podstawie uzupełniliśmy asysty, jakkolwiek jeśli widzicie jakiś błąd, to dajcie znać. Wywiady przeprowadziliśmy po piatym spotkaniu, a przepytywani byli Alek Grabek (Atomowe Orzechy) oraz Daniel Woźniak (Bad Boys 2). Obydwie rozmowy można znaleźć na naszym Facebooku, w menu FILMY czyli TUTAJ oraz po kliknięciu na wynik na stronie głównej lub w terminarzu.
Jak zwykle video jest dostępne w jakości HD. Wystarczy że kołowrotkiem ustawicie opcję 720p HD (lub wyższą) i będziecie mogli cieszyć wzrok najwyższej jakości obrazem. Za każdą subskrypcję czy polubienie materiału na stronie YT - z góry dziękujemy!