fot. © www.nocnaligahalowa.pl

Zielona wygrywa I edycję Wiosennego NLH CUP

21 marca 2019, 18:32  |  Kategoria: Inne rozgrywki  |  Źródło: inf.własna  |   dodał: roberto  |  komentarze:

Szczerze mówiąc nie planowaliśmy organizacji tego turnieju. Ale teraz, już po wszystkim, możemy śmiało stwierdzić, że jego przeprowadzenie okazało się strzałem w dziesiątkę.

Ostatecznie do zmagań w pierwszej edycji Wiosennego Pucharu NLH przystąpiło 15 zespołów. Oceniamy ten wynik bardzo pozytywnie, bo początki zawsze są ciężkie, tymczasem uzbierało się więcej drużyn, niż na Letni Puchar NLH, gdzie nawet wpisowe było niższe. To dobry znak i dobry prognostyk na przyszłość. Ale nie wszystko, co odbyło się 17 marca było dobre. I w związku z tym musimy się (i chcemy) mocno uderzyć w pierś.

Niestety na pierwszą z planowanych grup nie dojechał sędzia. Myśleliśmy że mamy do czynienia z poważnym człowiekiem, ale okazało się, że było to myślenie życzeniowe. Ta sytuacja spowodowała spore opóźnienie oraz to, że po gwizdek musiał sięgnąć jeden ze współorganizatorów. Takie rzeczy się oczywiście zdarzają, jakkolwiek nie spodziewaliśmy się, że przyjdzie ich nam doświadczyć akurat teraz. Sama grupa okazała się dość ciekawa - najlepsza okazała się w niej Tuba Juniors. Drużyna braci Długołęckich grała ofensywnie, skutecznie i całość zakończyła z dorobkiem 10 punktów. O drugie miejsce batalię stoczyły Na Fantazji, FC Albatros i Stary Rembertów. Najlepsi okazali się ostatecznie ci drudzy i zgodnie z naszym regulaminem, zostali pierwszym uczestnikiem grupy barażowej o półfinał. Tuba Juniors udział w najlepszej czwórce turnieju miała już z kolei zapewniony. Warto dodać, że w tej grupie był jeszcze Piorun, ale... No właśnie - był to chyba właściwe określenie, bo ferajna Artura Świderskiego zawiodła totalnie. Na pewno miała większy potencjał niż to co pokazała, a fakt że jedno ze spotkań potrafiła przegrać aż 0:7, mówi chyba sam za siebie….

W drugiej grupie najlepszy okazał się natomiast team Mateusza Trąbińskiego - Starszaki. Zdobył on komplet punktów, lecz napisanie, iż przyszło mu to bez większych kłopotów, mijałoby się z prawdą. Trzy z czterech rozegranych spotkań ekipa z Sulejówka wygrała różnicą jednego gola i tylko z Al-Maj Carem, który okazał się dostarczycielem "oczek", potrafiła wygrać w sposób niepodlegający dyskusji. To oczywiście nie jest zarzut, lecz pokazuje, że ty wszystko mogło się zdarzyć. Za plecami Starszaków finiszował Al-Mar. Drużyna braci Rychta już po trzech rozegranych spotkaniach wiedziała, że nic jej nie grozi, lecz ulegając Starszakom, musiała się zadowolić drugą lokatą. Trzecia przypadła Amatorom. Chłopaki z Wołomina rozkręcili się niestety zdecydowanie zbyt późno i zwycięstwa w dwóch ostatnich potyczkach były jedynie na otarcie łez. Szału nie zrobiło również Spoko Loko. Miejscowi nieźle zaczęli, lecz z każdym kolejnym starciem słabli i z uczestników musieli się zamienić w kibiców. Stawkę zamknął wspomniany Al-Maj Car. Markowianie bardziej niż na grze skupiali się na wypominaniu sobie błędów i to musiało się kiepsko skończyć. A szkoda, bo znamy ich ze znacznie lepszych występów, które mamy nadzieję - zostawili na ligę.

Bardzo ciekawie było zaś w ostatniej stawce eliminacyjnej. Wiele osób uznawało ją za zdecydowanie najsilniejszą i jak się później okazało - to właśnie z niej wyszedł późniejszy triumfator. Tak naprawdę o jeden bilet premiowany bezpośrednim awansem do strefy medalowej biły się aż cztery ekipy. Wiele spotkań kończyło się różnicą jednej bramki, aczkolwiek jednym zespołem, który zawsze o to przynajmniej jedno trafienie okazywał się lepszy od przeciwnika była Zielona. Fajne wrażenie sprawiali też gracze Black Eagles. Pod względem umiejętności czysto piłkarskich absolutnie byliby na podium, ale niestety w wielu spotkaniach brakowało im szczęścia i skuteczności. Tak było chociażby z No Name, gdzie mieli przewagę w posiadaniu piłki czy tworzeniu sobie okazji podbramkowych, a wystarczył jeden głupi błąd, by ich plan na to spotkanie runął. A ponieważ porażką zakończył się także ich mecz z Zieloną, to niestety podopieczni Konrada Adamczyka zdecydowanie przedwcześnie musieli się pożegnać z turniejem. Finalnie o drugie miejsce powalczył wspomniany No Name z AGD Marking. Tym pierwszym wystarczał remis, drudzy potrzebowali zwycięstwa. Warto dodać, że Marking widzieliśmy już na naszym turnieju halowym i od tego czasu chłopaki zrobili duży postęp. Co prawda w Rembertowie nie przyniosło to wymiernych efektów, bo po 13 minutach okazali się słabsi od Bezimiennych, ale i tak ze swojej postawy powinni być zadowoleni.

Ponieważ w tym momencie rozgrywek mieliśmy już pewnych trzech półfinalistów, należało rozstrzygnąć kto zajmie czwarte krzesło przy brydżowym stole. Rywalizowali o nie Al-Mar, Albatros i No Name. W pierwszym meczu spotkały się dwie drużyny na A. Długo prowadził Al-Mar, lecz w ostatniej akcji spotkania niepotrzebny faul kosztował ich rzut wolny, a ponieważ Albatros dysponował słynącym z genialnych uderzeń ze stałych fragmentów Adrianem Raczkowskim, to wynik końcowy brzmiał 1:1. Albatros po krótkim odpoczynku musiał przystąpić do drugiego meczu pod rząd. I tym razem nie był już w stanie odwrócić niekorzystnego przebiegu spotkania, bo uległ Bezimiennym 0:3 i na placu boju pozostały już tylko dwie drużyny. No Name znów było w sytuacji, gdzie do promocji potrzebowało remisu. Mecz z Al-Marem był wyrównany, ale też nerwowy. Widać było że jedni i drudzy są świadomi stawki i to ciśnienie lepiej znieśli gracze w niebieskich koszulkach. Wygrali 1:0 i zameldowali się w gronie czterech najlepszych ekip Wiosennego NLH Cup.

Nadszedł czas na półfinały. Dodajmy, że o tym kto zagrał z kim musiało ostatecznie zdecydować losowanie, albowiem mieliśmy dwie drużyny które w fazie grupowej zdobyły tyle samo punktów i bramek - to Zielona i Starszaki. W obecności kapitanów obydwu ekip ustalono, że zespołem który zmierzy się ze zwycięzcą barażu czyli No Name będzie Zielona. To z kolei spowodowało, iż w pierwszym meczu 1/2 finału Starszaki starły się z Tuba Juniors. Przez długi okres wydawało się, że to miejscowi będą uczestnikami wielkiego finału. Prowadzili 1:0, grali nieźle, lecz gdy zbliżały się finałowe fragmenty, to podświadomie zaczęli się cofać pod własną bramkę. I niestety w ostatniej akcji spotkania stracili gola, a to oznaczało, że o wszystkim zdecydowały rzuty karne. W nich Starszaki zachowali więcej zimnej krwi i to bracia Trąbińscy i spółka mogli oczekiwać na swojego przeciwnika w decydującej potyczce. Tubie przyszło czekać na rywala tylko i aż w meczu o brąz. W drugiem półfinale doszło do rewanżu za mecz z fazy grupowej. Zielona po golu Sebastiana Orzoł pokonała wtedy No Name 1:0 i teraz od swoich konkurentów również była lepsza w identycznym stosunku. Oddajmy Zielonej, że ten zespół potrafi wykorzystać każdy, nawet najmniejszy błąd przeciwnika, ale też w przekroju całego spotkania Michał Dębski i spółka byli po prostu lepsi od rywali, których w grze bardzo długo trzymał fantastycznie broniący Stefan Necula. Bezimienni byli na pewno sfrustrowani, że nie udało im się wygrać, a swoje zrobiło też zmęczenie, bo oni z całej czwórki która znalazła się w strefie medalowej, rozegrali najwięcej meczów i to w najkrótszym czasie. Widać to było również w spotkaniu o brąz. Tuba była świeższa, szybsza i mimo że tam również dało się odczuć duży niedosyt z powodu odpadnięcia w półfinale, to jednak zwycięstwo w starciu o najniższy stopień podium trochę ten niesmak złagodziło.

A kilka minut przed godziną 20:00 rozpoczął się wielki finał. Jego faworytem była Zielona, ale Starszaki, po tym jak metodą last minute wyeliminowali Tubę, na pewno nie stali na straconej pozycji. Ich problem polegał jednak na jakości rywala. Z Zieloną nie ma szans na wygranie w sposób przypadkowy, bo ta ekipa gra zbyt dojrzale i mądrze, by można było liczyć w rywalizacji z nią na cud. I tutaj zresztą żadne nadprzyrodzone zjawisko nie miało miejsca. Zielona dość szybko wyszła na prowadzenie, kontrolowała przebieg spotkania i praktycznie nie dawała rywalom nawet pomyśleć, że ci są w stanie cokolwiek tutaj ugrać. A później zrobiło się 2:0 i wszyscy uczestniczący w tym meczu, jak i ci, którzy zostali by go obejrzeć, byli pewni, że tutaj nikt i nic nie odbierze już zwycięstwa obozowi Michała Dębskiego. Lada moment potwierdził to również sędzia, który gwizdnął po raz ostatni, a to oznaczało, że ZWYCIĘZCĄ I EDYCJI WIOSENNEGO NLH CUP ZOSTAŁA ZIELONA! I nie był to sukces a’la Portugalia na ostatnim EURO. To był raczej chłodny triumf niczym Niemców za najlepszych czasów. Jest zresztą sztuką być faworytem i nie zawieść, nawet jeśli w teorii wydaje się to dość proste. Brawa też dla Starszaków, którzy chyba wyciągnęli maxa z niedzielnych zawodów, ale to z kolei ekipa na dorobku, która jeśli nabierze takiego doświadczenia jak ich finałowy konkurent, to może kiedyś o niej również będziemy pisali w taki sposób, jak o naszych złotych medalistach.

Dodajmy, że królem strzelców turnieju został Marek Długołęcki (Tuba Juniors), statuetka dla najlepszego bramkarza powędrowała do niesamowitego Stefana Neculi (No Name), natomiast MVP zawodów został motor napędowy Zielonej - Daniel Matwiejczyk.

Na koniec chcielibyśmy podziękować wszystkim zespołom za udział i potwierdzić, że za rok spotkamy się w tym samym miejscu w podobnym czasie. Dziękujemy też Grześkowi Portasiewiczowi za ufundowanie nagród, życząc sobie by takich osób jak on było więcej. Wszystkim życzymy powodzenia w nadchodzących rozgrywkach drużyn 11-osobowych i innych. I co? Widzimy się za rok!

Komentarze użytkowników: