fot. © www.nocnaligahalowa.pl

GS Zabrodziaczek wygrywa 4. wiosenny NLH CUP!

25 marca 2022, 16:50  |  Kategoria: Ogólna  |  Źródło: inf.własna  |   dodał: roberto  |  komentarze:

To już czwarty raz, gdy na początku kalendarzowej wiosny spotykamy się na boisku. I pierwszy kiedy nasz turniej wygrywa GS Zabrodziaczek!

20 zespołów przystąpiło do rywalizacji o okazałe trofea w czwartym, wiosennym turnieju NLH CUP. Nie mogliśmy przyjąć więcej, aczkolwiek spokojnie starczyłoby zespołów, aby stworzyć przynajmniej jeszcze jedną grupę. Ale może to i dobrze, że tak ostatecznie nie zrobiliśmy, bo w ostatniej chwili wypadł nam Show Team i pewnie byłoby trudno kimkolwiek go zastąpić, a tak mieliśmy w rezerwie kilka drużyn i jedna z nich – Lema Logistic – mogła wskoczyć na miejsce drużyny Przemka Matusiaka. To był na szczęście jedyny moment, w którym obawialiśmy się, że ktoś nie zagra tyle meczów, ile mu obiecaliśmy. Na szczęście wszystkie drużyny rozegrały przynajmniej po cztery i to co dla nas bardzo ważne – nie było ani jednego przypadku, gdzie jakaś ekipa nie zdobyła chociażby punktu. To pokazuje, że udało się stworzyć w miarę wyrównane grupy, o których zresztą chcemy Wam teraz opowiedzieć.

W grupie A głównym faworytem do wyjścia wydawał się Inter-Europol. Niestety ekipa Daniela Szczepanika miała ogromne problemy kadrowe i wszystkie mecze grała o jednego mniej, bez nominalnego bramkarza. A mimo to i tak wygrała dwa z czterech spotkań! I była całkiem bliska awansu, bo o wszystkim decydował dopiero ostatni mecz tej ekipy, gdzie chłopaki ulegli jednak wysoko Szewnicy. Co do Szewnicy, to ta drużyna zmagania zaczęła słabo, ale w miarę rozwoju sytuacji rozkręcała się i ostatecznie finiszowała na drugim miejscu. Grupę A wygrali z kolei Zieloni. Obóz Michała Wróblewskiego skompletował 10 punktów, przy fantastycznym bilansie bramkowym 7:0. Z kolei walkę jedynie o przedostatnie miejsce w grupie stoczyły AKS Elektro i Tygłysy. Co prawda te zespoły nie odbiegały znacząco klasą od konkurencji, ale cieniem na ich postawie kładła się porażka ze zdekompletowanym Interem-Europol. Finalnie czwarta lokata przypadła Elektrycznym, a stawkę zamknęły Tygłysy.

A wiecie, że aż sześć meczów grupy B zakończyło się wynikiem 1:0?! To była piekielnie wyrównana stawka, gdzie nawet Zabrodziaczek, który potem przecież wygrał nasze zmagania, aż dwukrotnie stracił punkty, remisując swoje spotkania. Ale ponieważ dwa pozostałe wygrał, to on swój los poznał najszybciej. O drugą lokatę trwała zacięta rywalizacja. Początkowo na dobrej drodze do awansu był Al-Mar. Co prawda podopieczni Marcina Rychty przegrali z Zabrodziaczkiem, jednak dwa kolejne zwycięstwa stanowiły autostradę do 1/4 finału. Wystarczyło przynajmniej zremisować z Bad Boys. Ale zespół z Wołomina pokpił sprawę i przegrał 1:2, przez co musiał liczyć, że w rywalizacji Bad Boys – Joga Bonito padnie remis. Ale tak się nie stało. Ten mecz na swoje konto zapisała Joga, która dzięki temu z 7 punktami wskoczyła za plecy Zabrodziaczka i zameldowała się w fazie finałowej! To była duża niespodzianka, podobnie jak fakt, że ferajna Bartka Brejnaka zdobyła w tej fazie zaledwie trzy gole, a wszystkie były autorstwa świetnie dysponowanego Piotrka Miętusa. Z kolei występ bez wielkiej historii zanotowały w turnieju Szmulki. I chyba oni sami spodziewali się po sobie więcej, natomiast nie był to ten zespół, który w kilku poprzednich turniejach imponował grą do przodu i pomysłem na rozgrywanie akcji. I to musiało się źle skończyć, co w tym przypadku oznaczało ostatnie miejsce w grupie.

Ciasno było również w stawce, która swoją grę rozpoczynała w samo południe. Tutaj z kolei połowa spotkań z dziesięciu rozegranych nie wyłoniła zwycięzcy! To wszystko nie przeszkodziło jednak osiągnąć dość pewnego awansu AutoSzybom. Dla nich wyjście z grupy to był absolutnie cel minimum i szybko udało się go zrealizować. No ale w fazie play-off było jeszcze jedno miejsce dla kogoś z tej stawki. Myśleliśmy, że być może przypadnie ono Lemie Logistic. Chłopaki wskoczyli do zawodów ostatnim możliwym pociągiem, ale zaprezentowali się fajnie. Ba – nie przegrali ani jednego meczu (zwycięstwo + trzy remisy), jednak to było za mało, by otrzymać przepustkę do dalszej gry. O wszystkim decydował mecz z Nijakimi Pijakami. Tym drugim wystarczał remis, pierwsi musieli wygrać. Końcowy wynik brzmiał 1:1, przez co Nijacy mogli już planować sobie późne popołudnie w Woli Rasztowskiej, z kolei Lema musiała pakować manatki. Z dwoma punktami na koncie zawody zakończył z kolei Santoryn Nowinki. Ale wynik punktowy był gorszy niż sama gra i widać, że to zespół z potencjałem, którego zawodnicy potrafią zdobywać ładne gole, o czym mogli się przekonać ci, którzy oglądali naszą transmisję. Stawkę zamknęli natomiast przedstawiciele Black Dragons. Tego dnia wołomińska młodzież miała problemy kadrowe, dziury były łatane na ostatnią chwilę i mimo ambitnej postawy, nie udało się odegrać poważniejszej roli w zawodach.

A jaki przebieg miała grupa śmierci? Jeśli w jednym miejscu i jednym czasie spotyka się tyle dobrych drużyn, to jasnym jest, że któraś z nich będzie musiała obejść się smakiem. Dlatego czasami nie rozumiemy tej chęci gry w ostatniej grupie, bo nawet jeśli nie musisz czekać na swój ewentualny mecz w dalszej fazie, to jednak jest ryzyko, że ze względu na poziom swoich rywali, w ogólnie nie dostaniesz okazji, by powalczyć o medale. No i ten opis świetnie pasuje do Lekko Spoconych i PrefBudu Tulewo. Z każdej innej stawki byłoby im na pewno łatwiej powalczyć o bilet, natomiast jedni i drudzy wybrali komfort gry o później porze i turniej skończył się dla nich przedwcześnie. O ile jednak PrefBud swojego losu był już pewny praktycznie po trzecim spotkaniu, to Lekko Spoceni mieli przed ostatnim meczem wszystko w swoich rękach. Ale chyba nie zdawali sobie sprawy, że z Beer Teamem nie mogą sobie pozwolić na remis. A właśnie takim rezultatem mecz się skończył i zawodnicy Wichru Kobyłka byli kolejnymi, którzy musieli się kierować w rodzinne strony. Świetnie radził sobie za to Green Team. Adrian Wojda i Rafał Kudrzycki skład zbierali praktycznie do ostatniej chwili, ale trzeba im oddać, że temat ogarnęli bardzo dobrze, a 10 punktów na koncie w grupie śmierci to wynik który sam się tłumaczy. Z kolei z zaledwie jednym oczkiem zawody zakończyły Byczki. Ambicje były większe, dwa pierwsze mecze ten zespół przegrał minimalnie, a potem fajnie wrócił ze stanu 1:3 na 3:3 z PrefBudem, lecz to było za mało. Marzenia o obronie 3 miejsca z turnieju charytatywnego w Kobyłce trzeba było odłożyć na kiedy indziej.

No i jesteśmy już w fazie ćwierćfinałowej. W pierwszym meczu zagrali Zieloni i Nijacy Pijacy. Wiedzieliśmy, że ten etap turnieju potrafił stanowić dla Zielonych barierę nie do przejścia przy okazji wielu innych imprez jakie organizowaliśmy. Ale teraz wydawało się, że uda im się przezwyciężyć demony. Prowadzili bowiem 1:0, mieli swoje okazje, a mimo wszystko skończyło się tak jak zwykle, co na pewno stanowiło dla nich ogromne rozczarowanie. W drugim ćwierćfinale Zabrodziaczek podejmował Beer Team. Ten mecz miał szalony przebieg, bo Darek Wiąckiewicz i spółka prowadzili 2:0, a mimo to dali się dogonić. I wtedy kapitalną bramkę strzałem z przewrotki zanotował Krzysztof Maciak (do obejrzenia na transmisji TUTAJ). Na to genialne trafienie ekipa Konrada Kanona nie znalazła odpowiedzi i dla niej to był koniec zawodów. Złudzeń Szewnicy nie pozostawiły za to AutoSzyby. Team Kamila Wiśniewskiego był w tym meczu nie do złapania i mimo, że gracze w błękitnych koszulkach walczyli do końca, to rywal nie pozwolił im nawet na trafienie honorowe, a końcowy wynik brzmiał 3:0. Trochę niżej, ale też bez większych przeszkód, swój mecz rozstrzygnął Green Team. Tego jednak należało się spodziewać, bo Joga Bonito ledwo uzbierała kadrę na ten mecz, nie było wielu zawodników, którzy grali w jej barwach na poziomie grupy i zwycięstwo graniczyło z cudem. Ten jednak nie nastąpił.

Na placu boju zostały nam cztery drużyny. Było już pewne, że każda z nich coś do klubowej gabloty wstawi, albowiem mieliśmy przygotowane puchary dla TOP 4 zawodów. Ale będąc tak blisko zwycięstwa, tutaj każdy miał nadzieję na to, że to jemu przypadnie w udziale to najbardziej okazałe trofeum. Z marzeniami o jego zdobyciu jako pierwsi w tej fazie musieli się pożegnać Nijacy Pijacy. Zabrodziaczek po prostu wypunktował młode wilki z Zielonki i nie dał tej drużynie rozwinąć skrzydeł, przez co mógł już oczekiwać na wyłonienie swojego finałowego przeciwnika. A o to miano walczyły AutoSzyby i Green Team. Starcie było niezwykle dramatyczne i oczyma wyobraźni widzieliśmy, jak kończy się w rzutach karnych. Ale w ostatniej akcji zawodnicy Green Teamu przepuścili piłkę wykopaną przez bramkarza konkurentów, ta spadła pod nogi Bartka Bajkowskiego, który tego dnia praktycznie się nie mylił i w tym kluczowym momencie również zrobił wszystko jak należy! Green Team nie mógł uwierzyć w to co się stało i naszym zdaniem to przełożyło się również na jakość gry w starciu o 3 miejsce. Nijakom Pijakom chyba bardziej zależało na brązowych medalach, być może swoje zrobił również fakt, że oni po swoim spotkaniu półfinałowym mogli trochę odpocząć, podczas gdy konkurenci przystępowali do niego z marszu. Ale to już tylko nasze dywagacje. W 10-miutowej batalii Pijacy wygrali 2:1 i to oni wrócili do domów nie tylko z pucharem, ale i medalami. Przed nami było już tylko wielki finał!

A nie od dziś mówi się, że finałów się nie gra, finały się wygrywa. Tutaj nie ma znaczenia styl, nieważne są okoliczności, liczy się efekt. Zarówno Zabrodziaczek jak i AutoSzyby byli tego świadomi i w dużej mierze było to spotkanie, gdzie przede wszystkim należało uniknąć błędów własnych. Jak widzimy po wyniku w regulaminowym czasie gry, który brzmiał 1:1, obydwie strony nie uniknęły drobnych pomyłek i o wszystkim musiały zdecydować rzuty karne! A tutaj sprawa szybko przechyliła się na korzyść Szyb. W pierwszej serii fatalne pudło ze strony Zabrodziaczka zanotował Krzysiek Lewandowski i po dwóch seriach wynik brzmiał 2:1 na korzyść Kamila Wiśniewskiego i spółki. W trzeciej kolejce do piłki podszedł Łukasz Flak i gdyby zdobył bramkę, to AutoSzyby mogły rozpocząć taniec radości. Ale trafił jedynie w poprzeczkę! Rywale nie zmarnowali tej okazji i po bramce Krzyśka Maciaka doprowadzili do remisu. A o wszystkim decydowała druga seria "nagłej śmierci". Po stronie Szyb pomyłkę zanotował Kuba Skotnicki, którego intencje świetnie wyczuł Bartek Kaput. Teraz wystarczyło to tylko wykorzystać a odpowiedzialność wziął na siebie Mateusz Paź. Nie widać było po nim żadnego stresu i to przełożyło się na uderzenie, bo udało mu się zmylić Mateusza Bajkowskiego i to GS ZABRODZIACZEK ZOSTAŁ ZWYCIĘZCĄ IV EDYCJI WIOSENNEGO NLH CUP! Wielkie brawa dla triumfatorów, chociaż każdy kto śledził te zawody i obejrzał finałowe spotkanie, chyba zgodzi się ze stwierdzeniem, że w decydującej partii spotkały się dwa godne siebie zespoły. Tutaj ktokolwiek by nie wygrał, to z perspektywy całych zawodów nie można byłoby pisać o jakiejkolwiek niesprawiedliwości. Drużyna Darka Wiąckiewicza zachowała po prostu trochę więcej zimnej krwi na rzuty karne i dzięki temu wpisała się na stałe do annałów naszych turniejów na sztucznej trawie. I gdybyśmy mieli jednym słowem ocenić, co było ich siłą, to byłaby to kompaktowość. To był zespół bez słabych punktów, gdzie każdy grał na równym, dobrym poziomie. Brawo! Ale czoło chylimy też przed AutoSzybami, które potwierdziły przynależność do czołówki amatorskich drużyn w naszej okolicy.

Ostatnie zdanie z powyższego akapitu potwierdziło się również podczas przyznawania nagród indywidualnych. Najlepszym bramkarzem został bowiem Mateusz Bajkowski, z kolei najwięcej goli (po analizie video naliczyliśmy ich aż osiem!) wystrzelał jego rodzony brat Bartek Bajkowski. Chłopaków przedzielił Krzysiek Maciak (na zdjęciu), którego wybraliśmy najlepszym zawodnikiem całej imprezy. Widać było po nim dużą klasę, a trafienie z ćwierćfinału pozostanie w naszej pamięci jeszcze przez bardzo, bardzo długo. Całej trójce jeszcze raz serdecznie gratulujemy!

Krzysztof Maciak MVP

I to byłoby na tyle! Dziękujemy wszystkim uczestnikom za 100% frekwencję, za mnóstwo emocji, za grę fair play (ledwie kilka żółtych kartek i tylko jedna czerwona, za zagranie ręką poza polem karnym), jak również za donejty jakie podczas transmisji przekazywaliście na Ukrainę. Nie było może tego dużo, ale każde wsparcie się przyda. Na naszym Facebooku pojawiła się już relacja zdjęciowa autorstwa Sportowego WWL, w wydarzeniu TUTAJ znajdziecie też artykuł o turnieju z Wieści Podwarszawskich, a kto chciałby zobaczyć jak ta impreza przebiegała, to wciąż może to zrobić, bo prawie 10-godzinna relacja wciąż jest do obejrzenia na naszym kanale YouTube TUTAJ (każde polubienie i subskrypcja bardzo mile widziane!). Jak wszystko dobrze pójdzie, to na początku września zaprosimy Was na kolejne zawody i mamy nadzieję zobaczyć tam zdecydowaną większość z Was. Wszystkiego dobrego i DO NASTĘPNEGO!

Komentarze użytkowników: