fot. © www.nocnaligahalowa.pl
Wywiad z Pawłem Roguskim
W Nocnej Lidze gra od pierwszej edycji. I pewnie na palcach jednej ręki można policzyć mecze, które opuścił.
Zresztą - sprawdziliśmy pod tym kątem trzy ostatnie sezony. W każdym z nich Paweł rozegrał komplet meczów. Często można go również spotkać na trybunach, gdzie ogląda pojedynki głównie z udziałem Samych Swoich. Można powiedzieć, że z Nocną Ligą jest na dobre i na złe. Cieszymy się, że mamy takich uczestników i z wielką przyjemnością zachęcamy do wywiadu z Pawłem, który czyta się jednym tchem.
Paweł, chyba śmiało można powiedzieć, że jesteś jednym z tych graczy, którzy nie wyobrażają sobie zimy bez Nocnej Ligi. Który to już Twój sezon? Jak to się wszystko zaczęło?
- Dokładnie! Zima bez Nocnej Ligi jest zimą zmarnowaną! Jestem z nią od samego początku, kiedy to na parkiecie w Kobyłce „stawiała pierwsze kroki”. Pomysł organizowania takich rozgrywek bardzo nam się spodobał i nie musieliśmy z chłopakami długo się zastanawiać. Wtedy zadebiutowałem z Darkiem Radko w Czenece, potem byli Ministranci, Androminihilator, Andromeda, Akademia CC, aż ostatecznie wylądowałem w Lambadzie i raczej stąd nie odejdę. 8 lat minęło jak z bicza strzelił…
Jest jakiś mecz, który wspominasz szczególnie? Zwycięstwo, które smakowało najlepiej ze wszystkich?
- Meczów było wiele, ale nie ukrywam, że najlepsze z nich były w sezonie, w którym Ministranci zdobyli czwarte miejsce w 1.lidze. Wiele drużyn nie dawało nam najmniejszych szans na pierwszą „piątkę”. Pamiętam taki jeden mecz, gdzie pokonaliśmy 3:2 - po naprawdę ciężkich bojach i wielkich emocjach - drużynę Pawła Buli (posypało się wtedy sporo kartek, w tym czerwonych dla oponentów). Jeszcze wtedy nazywali się Lipiny. Teraz wiem, że trudno byłoby powtórzyć taki rezultat z Pubem Offside, patrząc na jego wyniki w pierwszej lidze.
Od tego sezonu jesteś kapitanem Lambady. Można powiedzieć, że w zespole doszło do czystki – z poprzedniego składu zostało zaledwie kilku graczy. Na ocenę tych ruchów jest pewnie jeszcze za wcześnie. A może nie? Jesteś w stanie bez cienia wątpliwości powiedzieć, że wszystko idzie tak, jak to sobie zaplanowałeś?
- Po zdobyciu pierwszego miejsca w trzeciej lidze w ósmym sezonie, nie spodziewałem się, że spadek nastąpi tak szybko, szczególnie, że drużyna, która z nami wtedy awansowała tj. Stara Gwardia z łatwością przeszła do najwyższego szczebla rozgrywek, a przecież potrafiliśmy ją pokonać. Los dał nam szansę ponownej gry na drugim poziomie, więc trzeba było dokonać pewnych roszad. Na ocenę zmian personalnych jeszcze jest jak dla mnie za wcześnie, bo to wszystko dopiero powoli „dojrzewa”. Są nowe twarze, jest potencjał, który może eksplodować niczym petarda, ale także może okazać się niewypałem. Po trzeciej kolejce zajmujemy trzecie miejsce, więc póki co jesteśmy z przebiegu rozgrywek zadowoleni.
Wiemy, że jakiś czas temu zdobyłeś uprawnienia sędziowskie i można Cię zobaczyć na boiskach lokalnych drużyn. Co skłania do podjęcia takiej decyzji? I czy w związku z tym, że Twoja wiedza w temacie jest duża, masz dla innych arbitrów więcej wyrozumiałości, gdy sędziują Twój mecz? A może wręcz odwrotnie?
- W momencie, gdy skończyłem studia, stwierdziłem, że spełnię swoje ciche marzenie z młodości, zostając sędzią piłki nożnej. Nie zawsze było mi po drodze, aby pójść się zapisać na szkolenie mając naście lat, dlatego po obronie magistra pojechałem do MZPN i dopiąłem swego. Kurs skończyłem wiosną 2015 roku i od tamtej pory przesędziowałem ok. 140 meczów. Jestem w pełni świadomy, że mój wiek nie pozwala już na karierę a’la Szymon Marciniak, ale sędziowanie traktuję jako przygodę, odskocznię od codziennej pracy biurowej, spełnienie marzeń, a także możliwość poznania wielu ciekawych osób w tym środowisku i zobaczenia piłki nożnej z innej perspektywy, aniżeli z kanapy, czy jako „piłkarz” Jestem wyrozumiały wobec naszych sędziów, bo wiem jak smakuje ten chleb. Wiadomo - wiedza, którą zdobywam z każdym meczem z gwizdkiem w ustach, zmusza mnie do kulturalnej wymiany zdań, gdzie przedstawiam moją perspektywę z prośbą o analizę spornych kwestii, ale nigdy nie kierując się emocjami :)
U nas na parkiecie często zdarza się, że wystarczy dotknięcie piłki ręką i od razu wywołuje to reakcje zawodników. Przykłady można mnożyć. Tak sobie myślę, czy nie warto byłoby zrobić spotkania dla kapitanów i chętnych zawodników, bo przecież przepisy zmieniają się, ewoluują a niektórzy z uczestników wciąż żyją jakimiś starymi zasadami, które dawno nie mają zastosowania. Myślisz, że miało by to sens?
- Jak wspomniałeś - przepisy gry w piłkę ciągle ewoluują i to sprawia, że zawsze znajdą się kibice, zawodnicy, a nawet trenerzy, którzy stoją w miejscu i kierują się starymi zasadami. Dla przykładu - ten rok był przełomowy w kwestii przepisów, bo doszło do kluczowych zmian, które mieliśmy okazję zobaczyć już na EURO 2016. Np. rozpoczęcie gry, bądź karanie zawodnika za pozbawienie drużyny przeciwnej zdobycia bramki w polu karnym – to wszystko pobudzało na samym początku sezonu 2016/2017 atmosferę na stadionie (co ja się nasłuchałem, jak dawałem „żółtko” bramkarzowi, który popełniał przewinienie w polu karnym na przeciwniku, pozbawiając go realnej szansy na zdobycie gola). Dla mnie takie spotkania z kapitanami nie mają sensu. Jestem zdania, że amatorskie ligi jak NLH rządzą się swoimi prawami, szczególnie, że gra tu mnóstwo amatorów i wielu z nich np. nie rozumie (albo nie chce zrozumieć) co tak naprawdę znaczy zagranie piłki ręką. Ja, jako sędzia muszę przeanalizować kilka punktów (np. ruch ręki do piłki, odległość przeciwnika od piłki, ułożenie rąk, itd.) i to w przeciągu kilku sekund, a dla uczestników „ręka to ręka” i nie ma zmiłuj dla sędziego przy ostatecznej decyzji. Dlatego, trzeba „wyczuć” atmosferę meczu i sędziować go z „duchem gry”, opierając się na przepisach z pełnym obiektywizmem. Profesjonalizm zawsze się obroni
A przytoczysz jakąś śmieszną sytuację z meczów, które sędziowałeś? Zdarzyło się coś wartego odnotowania?
- Tak jak wspominałem - jestem sędzią od niedawna i stawiam pierwsze kroki na lokalnych boiskach. Prędzej słucham z uśmiechem na ustach zabawnych opowieści starszych kolegów, aniżeli sam ich doświadczam Jednym z nich jest Paweł Lewandowski, który kiedyś sędziował nawet mecze Nocnej Ligi. Z racji swojego doświadczenia, jest on wręcz kopalnią anegdotek, z czego jedną pozwolę sobie zacytować. Miała ona miejsce wiele lat temu, na meczu ostatniej kolejki ligi oldboyów. „Wjeżdżam na teren klubu, a tam zawodnicy dwóch drużyn... rozpalili ognisko. Wyciągnęli też piwo i mówią do mnie, że mieli grać mecz, ale w sumie, to i tak jest spotkanie o tzw. „pietruszkę”, więc wolą sobie spędzić ten czas przy ognisku, a wynik ustalili na 1:1.” Można?
Można! Ostatnie pytanie. Gdybyś przez chwilę był organizatorem Nocnej Ligi, jakie byłyby Twoje pierwsze decyzje? Co byś zmienił i w jakim kierunku poszedł, by liga była jeszcze atrakcyjniejsza?
- Osobiście uważam, że NLH jest utrzymywana na najwyższym poziomie, aczkolwiek zawsze można dodać jakichś niuansów, które sprawią, że liga będzie ciekawsza Mecze na żywo na oficjalnej stronie, to mógłby być kolejny przełomowy krok dla tych rozgrywek.
Będziemy to mieć na uwadze :) Dzięki za wywiad i życzymy przynajmniej kolejnych dziesięciu edycji z Nocną Ligą!