fot. © www.nocnaligahalowa.pl
NKS Białobrzegi wygrywa piątą edycję NLH CUP!
27 listopada 2017, 15:47 | Kategoria: Inne rozgrywki | Źródło: inf.własna | dodał: roberto | komentarze:
Podopieczni Mateusza Stecia wykazali się niezwykłą odpornością psychiczną i trzy najważniejsze spotkania rozstrzygnęli na swoją korzyść po rzutach karnych.
Turniej się udał – znowu. I nie chodzi nam o kwestie organizacyjne, bo te musicie sami ocenić, ale przede wszystkim o kwestie sportowe. Poziom był bardzo wysoki, a puchar pojechał ostatecznie do Białobrzegów.
Jak co roku przygotowaliśmy dla Was krótką retrospekcję zdarzeń z tego, co wydarzyło się w ostatni weekend listopada. Do Zielonki przyjechały łącznie 44 drużyny, co jest niesamowitym wynikiem, biorąc pod uwagę nasze małe zaangażowanie w promocję. Ale nie piszemy tego, by podbudować swoje morale. Po prostu wiedzieliśmy, że Wasz głód piłkarski spowoduje, iż w całości wypełnicie turniejowy grafik. I nie myliliśmy się! 8 grup, prawie 30h gry a wszystko udało się zakończyć niemal równo z terminarzem. Zacznijmy jednak od początku ;)
GRUPA A
W grupie, która zaczęła w sobotę z samego rana, karty miał rozdawać Gold-Dent. Tyle, że już w pierwszym meczu przegrał z Weteranami i mocno skomplikował sobie życie. Tak naprawdę, to tę ekipę uratował Auto-Rak, który choć przegrywał 0:2 z Bad Boys, to wygrał 3:2, a te trzy punkty mogły dać „Złym Chłopcom” awans właśnie kosztem Dentystów. Ostatecznie zespół Norberta Kucharczyka promocję uzyskał z drugiego miejsca, a na pierwszym skończyli Weterani. Trochę doświadczenia zabrakło Raczkom, z kolei Ormed zbyt długo się rozkręcał i skończył tylko na czwartej pozycji.
GRUPA B
W drugiej stawce wynik już pierwszego spotkania mógł zwalić z nóg. Hasacze pokonały bowiem Florian i to grając przez większą część meczu bez zmian. Dominik Ochman i spółka nie potrafi się przedrzeć przed dobrze usposobioną defensywę rywali i zdawali sobie sprawę, że w żadnym z kolejnych spotkań nie mogą sobie pozwolić na wpadkę. Ta sytuacja wpłynęła na nich determinująco – następne trzy mecze wygrali i uzyskali awans. O drugie miejsce do samego końca walczyli Al-Mar i Duczki. Tym drugim w ostatnim meczu z Florianem nawet porażka 0:1 dawała nadzieję na grę w niedzielę, ale po głupim błędzie podopieczni Michała Wytrykusa stracili drugiego gola, a wraz z nim szansę na udział w grupie ćwierćfinałowej. Większej roli w tej grupie nie odegrał natomiast Grochów, co nie znaczy, że grał słabo. Jak na fakt, iż kilku zawodników było mocno zardzewiałych, to o zawodzie nie mogło być mowy.
GRUPA C
Jeszcze silniejsza niż poprzednia była grupa C. O tym jak bardzo, niech świadczy fakt, że już na tak wczesnej fazie, z turniejem pożegnał się dwukrotny zdobywca Pucharu – Niespodzianka Marki. Obejść się smakiem musiała również Joga Finito, która grała bardzo dobrze a do awansu zabrakło jej jednego gola. Bezapelacyjnym liderem grupy był za to Tanatos, który wygrał trzy pierwsze spotkania i w ostatnim chyba sobie trochę pofolgował. Za jego plecami usadowili się Bankruci FC, czyli dawny BS Tarczyn. Ferajna Kamila Jaworskiego pokazała świetną grę i tylu wybieganych zawodników skoncentrowanych w jednym zespole dawno nie widzieliśmy. Nie było więc tak, że Niespodzianka czy Joga odpadły kosztem kogoś, komu dopisało szczęście. O pechu mogą z kolei mówić Młode Wilki. W takiej grupie nie miały nic do powiedzenia, ale do końca starały się nikomu nie odpuszczać.
GRUPA D
Grupa D była pierwszą, gdzie jeden z zespołów zdobył komplet punktów. Tą ekipą okazało się Progresso Radzymin, które nie miało żadnych problemów ze swoimi przeciwnikami i ze spokojem obserwowało zażartą rywalizację jaka działa się za jej plecami. O tym, kto miał zająć drugie miejsce w tabeli decydował ostatni mecz – Nameless grali z No Name, więc był to pojedynek dwóch „bezimiennych drużyn”. Lepsi okazali się ci pierwsi, ale niektórym zawodnikom drugiej z tych ekip trudno było się z takim stanem rzeczy pogodzić. Zwłaszcza bramkarz No Name zachowywał się w sposób znacznie odbiegający od normy, ale szybko został sprowadzony na ziemię przez kapitana Piotrka Wycecha. Słowa uznania dla Piotrka. Jeśli chodzi o pozostałe trzy ekipy, to wszystkie zdobyły solidarnie po dwa punkty. Marcovej zabrakło zmienników a Promilowi i GKSowi Klembów skuteczności.
GRUPA E
O piątej grupie możemy napisać, że była jedną z najbardziej wyrównanych. Chyba nikt się nie spodziewał, iż czołową w niej rolę może odegrać 600 Kilo. Paweł Kłoskowicz zebrał jednak bardzo dobry skład, na czele z byłym reprezentantem Polski Marcinem Kusiem. Tak naprawdę ta ekipa zawaliła tylko jeden mecz z DJ, gdzie prowadziła 1:0, by ulec 1:2. W pozostałych wszystko miała raczej pod kontrolą i zasłużenie wygrała stawkę. Grono szczęśliwców uzupełnił Favorit. Tę ekipę stanowili wyłącznie Ukraińcy i musimy przyznać, że gdy oglądaliśmy ich grę, to mieliśmy wrażenie, jakby w każdym spotkaniu walczyli o życie. Nie było dla nich straconych piłek, biegali za dwóch i co najgorsze dla przeciwników – rozkręcali się z każdym kolejnym meczem. Nie udał się z kolei turniej Andromedzie – dobre mecze przeplatane słabymi i tylko trzecie miejsce. Czwarte dla DJ, którzy pierwsze dwa spotkania przegrali, później dwa wygrali, lecz porażka w piątym odarła ich ze złudzeń. Co do Kanonierów i JSJ, to – najłagodniej mówiąc - nie był to ich wieczór...
GRUPA F
W ostatniej sobotniej stawce niemal od razu wiedzieliśmy, że jedno z dwóch miejsc gwarantujących "pójście dalej" będzie zarezerwowane dla In-Plusu. Przy tej klasie zawodnikach jak Maciek Baranowski, Adam Pazio, Mikołaj Tokaj brak awansu to byłaby kompromitacja. Ostatecznie podopieczni Patryka Gall zajęli drugie miejsce, bo pierwsze przypadło konsekwentnie grającej Adrenalinie. Styl ekipy Roberta Śwista nie powalał, ale chłopaki byli bardzo skuteczni w obronie i ataku, co zaowocowało sukcesem. Trzecia lokata przypadła Pogoni Bydło, czwarte niepotrafiącemu utrzymać równej dyspozycji AGD Marking, a dwie ostatnie pozycje zajęły FC Szmulki i Malina. Ci pierwsi mieli fajne przebłyski, ale widać było gołym okiem, że brakuje kondycji i zgrania. Malina zagrała natomiast tylko jeden dobry mecz, a w pozostałych dostawała średnio prawie trzy bramki, co dobitnie pokazuje, gdzie tkwił jej największy problem.
GRUPA G
Do ciekawej sytuacji doszło w pierwszej z niedzielnych grup. Okazało się, że ekipa LutniaHej spóźni się, co spowodowało małe perturbacje terminarzowe. Nie mogliśmy jednak czekać wiecznie i obóz Tomka Domańskiego pierwszy mecz zagrał niemal w całości o jednego mniej i przegrał WK00. Ale gdy reszta ekipy dojechała, Lutnia pokazała potencjał i to ona po wszystkich spotkaniach patrzyła na pozostałe zespoły z góry. Na drugim miejscu skończył inny debiutant w NLH CUP – NKS Białobrzegi. Ferajna Mateusza Stecia mogła mówić o delikatnym szczęściu, bo jej najgroźniejszy rywal, czyli WK00 kluczowe punkty stracił z ostatnim w tabeli Pociskiem Legionowo. Kto by wtedy przypuszczał, że właśnie w takich warunkach rodzi się przyszły mistrz naszych zmagań;) Co do Pocisku, to nie pokazał niestety takich umiejętności jak w naszym Letnim Pucharze NLH, a to samo tyczy się drużyny WLSP. Skrzydeł nie rozwinęli też Cykacze, którzy zaczęli od dwóch zwycięstw, ale później było już tylko gorzej...
GRUPA H
Emocje w grupie H zaczęły się jeszcze przed pierwszym gwizdkiem. Na turniej nie dojechały bowiem Piaski – telefon kapitana milczał. Musieliśmy więc szybko zareagować i ułożyć w kilka minut terminarz przeznaczony nie dla sześciu a pięciu drużyn. Mniej meczów oznaczało, że nie można sobie było pozwolić na wpadkę i każdy punkt był na wagę złota. Przekonał się o tym Okulan, który miał bardzo mocny skład, a mimo to nie sprostał heroicznie walczącej ekipie Klimaty z Pułtuska. Zwycięstwo z Zabawką i remis z Ostropolem spowodował, że w ostatniej kolejce Kuba Nowicki i spółka potrzebowali zwycięstwa z Blok Ekipą. Tyle że bracia Gomulscy grali świetnie i nie tylko nic nie stracili, lecz dzięki fantastycznym kontrom wypunktowali faworyta w stosunku 5:0. Ich awans był więc zasłużony ze wszech miar. Na drugiej pozycji finiszował Ostropol, notując w czterech spotkaniach dwa zwycięstwa i dwa remisy. Trzecia lokata przypadła Klimatom, ale mieliśmy wrażenie, że w trochę łatwiejszej stawce, ta ekipa biłaby się o TOP 2. O Okulanie już pisaliśmy, natomiast występ Zabawki trochę nawiązywał do nazwy. Radosny futbol, zero obrony i nic dziwnego że przygoda z NLH CUP skończyła się zanim się na dobre zaczęła.
GRUPY ĆWIERĆFINAŁOWE
Od godziny 14:30 wystartowaliśmy z kolejnymi grupami. Mniejszymi, bo cztero-zespołowymi, które miały wyłonić najlepszą ósemkę turnieju. W grupie A zupełnie nie liczyli się Weterani, którzy nie przypominali samych siebie z dnia poprzedniego i nie zdobyli nawet punktu. Z kolei pozostałe trzy drużyny zdobyły po sześć „oczek” i o wszystkim decydowała mała tabela. W niej najgorzej stały akcje Al-Maru, którego w otchłań zepchnęła porażka dwoma bramkami z 600 Kilo. I to właśnie obóz Pawła Kłoskowicza zajął tutaj pierwsze miejsce, a drugie przypadło In-Plusowi.
Wydawało nam się, że jeszcze bardziej zażarta będzie rywalizacja w grupie B. Ale nic z tego – Ostropol i LutniaHej zdystansowały Nameless i Tanatos w sposób bezdyskusyjny. Zdecydowanie bardziej szkoda było nam odpadnięcia tych drugich, bo oni dwa z trzech meczów przegrali w stosunku 0:1, gdzie obydwa mogli równie dobrze rozstrzygnąć na swoją korzyść. Nameless potrafiło z kolei przegrać 1:7 z Ostropolem i odnosiło się wrażenie, że chłopakom się już po prostu nie chce. Brak awansu był więc dla nich swojego rodzaju wybawieniem.
Bardzo żywe i intensywne spotkania oglądaliśmy za to w trzeciej stawce. Znów już w pierwszym meczu sprawę postanowił skomplikować sobie Florian, który dopiero w ostatniej sekundzie uratował remis z Gold-Dentem. Ale później wygrywał już wszystko i mógł przygotowywać się do play-offów. Pozostałe trzy ekipy czyli wspomniani Dentyści oraz Favorit i Adrenalina toczyły ze sobą niesamowite boje, gdzie nie brakowało nawet krwi. Parkiet niemal palił się a emocje sięgały zenitu. Ostatecznie wyścig wygrał Gold-Dent, ale tych którym się nie udało, trzeba pochwalić, bo pokazali kawał solidnego futsalu i nie dziwnego, że parkiet opuszczali rozczarowani.
W tym momencie zostały już tylko dwa wolne miejsce w play-offach. Walczyły o nie Progresso, NKS Białobrzegi, Bankruci i Blok Ekipa. Stawka niezwykle wyrównana, gdzie mecze były na przysłowiowe noże. Tutaj tylko jedno spotkanie zakończyło się zwycięstwem wyższym niż jedną bramką, co pokazuje, jak bardzo całemu kwartetowi zależało na promocji. W końcowym rozrachunku najwięcej zimnej krwi zachowali Progresso i Białobrzegi i nie wykluczaliśmy, że to właśnie z tej grupy wyłoni się późniejszy triumfator całej imprezy.
ĆWIERĆFINAŁY
Fazę „przegrywający odpada” zainaugurowało starcie 600 Kilo z Ostropolem. Nikomu nie musimy mówić kto był faworytem. Ekipa ze Stanisławowa miała pewnie z 90% posiadania piłki, ale jak to w piłce bywa – rywalowi wystarczył jeden kontr-atak i Karol Kopeć zapewnił 600 Kilo awans do strefy medalowej! Piękny sen tej drużyny trwał więc w najlepsze. Marzenia o złocie musiała z kolei porzucić LutniaHej. Gracze w czerwono-białych koszulkach nie dali rady In-Plusowi, w barwach którego szalał Łukasz Choiński. Tutaj było już 3:0 i Lutnię było jedynie stać na trafienie honorowe.
A pierwsze rzuty karne zobaczyliśmy w trzecim ćwierćfinale. Ani Florian ani Białobrzegi nie zdołały w trakcie 10 minut zdobyć gola z akcji, a ostatnie sekundy pokazały, że tym drugim niespecjalnie na tym zależało, bo tak należy odczytywać wykopy Rafała Brzezika w aut. Golkiper NKSu być może czuł podskórnie, że jeśli dojdzie do rzutów karnych, to właśnie on będzie ich bohaterem. I tak się stało! W siódmej serii udało mu się obronić strzał jednego z rywali i Florianowi pozostało pogratulować awansu ekipie Mateusza Stecia. Przykra okoliczność pożegnania się ze zmaganiami tuż przed walką o medale spotkała też Progresso. Mimo, iż Bartek Balcer i spółka mieli więcej z gry niż Gold-Dent, to załatwił ich duet Bartek Januszewski – Maciek Lament. Jeden podawał, drugi strzelał, przez co przybysze z Radzymina musieli postawić w końcówce wszystko na jedną kartę. Misja się nie powiodła i w półfinale zameldowali się Dentyści.
PÓŁFINAŁY
W pierwszym półfinale NKS Białobrzegi podejmował 600 Kilo. Wynik 0:0 wskazuje na piłkarskie szachy, ale nie do końca tak było. Okazji nie brakowało, lecz kapitalnie prezentowali się obydwaj bramkarze. I los chciał, że to właśnie ich dyspozycja miała zadecydować o udziale w wielkim finale. Skończyło się bowiem na rzutach karnych a tutaj NKS miał już doświadczenie z poprzedniego spotkania. I podobnie jak wtedy, tak i teraz okazał się lepszy, przez co już wiedział, że z Zielonki wyjedzie przynajmniej ze srebrem. A wszystko wskazywało na to, że jego finałowym przeciwnikiem będzie In-Plus. Księgowi objęli prowadzenie z Gold-Dentem i mając w kadrze tylu doświadczonych graczy, nie zapowiadało się, że mogą tę minimalną przewagę roztrwonić. A jednak! Rywale nie poddali się, doprowadzili do wyrównania, później zdobyli drugie trafienie i wynik 2:1 dowieźli do końca. Ale In-Plus miał prawo być sfrustrowany, bo w samej końcówce gola zdobył Maciek Baranowski, lecz sędzia odgwizdał faul atakującego na Bartku Januszewskim. Zdania w tej kwestii były podzielone, ale szacunek dla Maćka, że decyzję sędziego przyjął z godnością.
MECZ O 3 MIEJSCE
Dla 600 Kilo i In-Plusu udział w małym finale był z jednej strony szansą na historyczny wynik, a z drugiej – na zajęcie najgorszej pozycji dla sportowca. Więcej determinacji wykazali podopieczni Pawła Kłoskowicza – najpierw zrobiło się 1:0, później 2:0 i markowianie jakby przestali wierzyć, że są tutaj w stanie cokolwiek zmienić. Brakowało chyba trochę sił, a swoje zrobiło również rozczarowanie okolicznościami poprzedniego meczu. Nie chcemy jednak w ten sposób niczego ujmować 600 Kilo, bo na ten brąz zasłużyli sobie jak nikt. I sami jesteśmy ciekawi, czy teraz, już z perspektywy czasu, cieszą się z tego medalu, czy odczuwają niedosyt, bo przecież było tak blisko najcenniejszego kruszcu...
WIELKI FINAŁ
Około godziny 21:00 wybrzmiał gwizdek sędziego, który informował o rozpoczęciu meczu o wszystko. Gold-Dent kontra NKS Białobrzegi, czyli pojedynek zespołów, na które przed turniejem pewnie nikt nie postawiłby złamanego grosza. Ale to nie było w tamtym momencie najbardziej istotne. W finale nie ma miejsca na przypadkowe drużyny a jedni i drudzy zostawili mnóstwo zdrowia, by wziąć udział w decydującej potyczce. Tę lepiej rozpoczęli Dentyści – to oni wyszli na prowadzenie i to oni mogli sobie wyobrażać, że właśnie nazwa ich drużyny zostanie na uroczystym zakończeniu wyczytana jako ostatnia. Ale NKS nie dawał za wygraną. To był zespół niesamowicie zdeterminowany, który w trudnym momencie nie stracił chłodnej głowy i zdołał doprowadzić do wyrównania. Podobała nam się postawa Mateusza Stecia, który był kapitanem z prawdziwego zdarzenia. Nie dość, że sam grał kapitalnie, to pozytywnie nakręcał zespół, a ten parł do przodu. W końcówce nie było jednak sensu stawiać wszystkiego na jedną szalę i oswajaliśmy się z myślą, że o złocie NLH CUP zdecydują rzuty karne. To była najdłuższa seria ze wszystkich, jakie miały miejsce tego dnia, więc można sobie wyobrazić zdenerwowanie zawodników. Po każdym strzelonym golu głośne „jest” i zaciśnięte pięści, a po każdym straconym jęk zawodu i tysiąc myśli, jak to się wszystko skończy. W szóstej serii nadchodzi przełamanie. Mariusz Wdowiński podchodzi do piłki, lecz jego uderzenie broni Rafał Brzezik! Teraz NKS ma okazję zamknąć mecz – wystarczy „tylko” zdobyć gola. Odpowiedzialność bierze na siebie Łukasz Zieliński. Głęboki oddech, rozbieg, strzał i wszystko jest jasne – NKS BIAŁOBRZEGI WYGRYWAJĄ PIĄTĄ EDYCJĘ NLH CUP!! Za chwilę wszyscy zawodnicy stworzą charakterystyczne kółeczko i będą się wspólnie cieszyli z czegoś, co pewnie przed rozpoczęciem turnieju nawet dla nich samych mogło się wydawać nierealne. Widząc ich autentyczną radość nie mamy wątpliwości, że ten turniej zapamiętają na długo. Gratulujemy Wam chłopaki nie tylko zwycięstwa, ale też postawy fair play na przestrzeni całego turnieju. Fakt, że w każdym meczu odnosiliście się z szacunkiem do rywala i sędziów powoduje, że nikt Wam tego zwycięstwa nie zazdrości. Zasłużyliście sobie na to, że nazwa Waszej drużyny jeszcze długo będzie tutaj odmieniana przez wszystkie możliwe przypadki.
Z kronikarskiego obowiązku dodajmy, że królem strzelców turnieju został Paweł Tomczyk z 600 Kilo. Najlepszym bramkarzem wybraliśmy pogromcę rzutów karnych – Rafała Brzezika z NKS Białobrzegi, a miano MVP zawodów zgarnął Maciek Lament z Gold-Dentu. Oprócz tego tercetu uhonorowaliśmy też Karola Kopcia z 600 Kilo i Mateusza Stecia z Białobrzegów, czym skompletowaliśmy TOP 5 naszych weekendowych zawodów. Gdybyśmy mogli, to jako pierwszego rezerwowego, ustawilibyśmy Bartka Januszewskiego. To również dzięki niemu Dentyści zajęli w niedzielę wysokie drugie miejsce.
Na koniec chcielibyśmy wszystkim uczestnikom serdecznie podziękować. Za obecność, za walkę, za ambicję, za to, że się Wam chciało, a czasy mamy takie, że wielu młodym ludziom coraz bardziej się nie chce. Mamy nadzieję, że turniej spełnił Wasze oczekiwania i że nie będziecie mieli wątpliwości, czy przystąpić do niego za rok. Już niedługo na naszym FB pojawią się zdjęcia, jak również relacja z Radio FAMA (gdzie głos zabrał Mateusz Steć), Wieści Podwarszawskich czy WWL24.
I cóż - do zobaczenia w szóstej edycji!:)