fot. © Google

Opis i skróty pierwszej kolejki pierwszej ligi!

10 grudnia 2017, 23:38  |  Kategoria: Video  |  Źródło: inf.własna  |   dodał: roberto  |  komentarze:

Po wyniku pierwszego spotkania w najwyższej klasie rozgrywkowej, przeszło nam przez myśl, że to może być dzień sensacji w NLH. Ale nie do końca tak było.

Domyślamy się, iż wielu z Was do tej pory zastanawia się, jak mogło dojść do tego, że Bad Boys zremisowali z Samymi Swoimi. Pewnie niektórzy myślą, że był to efekt szczęśliwego zbiegu okoliczności, ale nic z tych rzeczy. Powiedzmy to sobie szczerze – ten jeden punkt to dla „Złych chłopców” strata dwóch! Podopieczni Grześka Kurka byli po prostu lepsi od trzykrotnych mistrzów, stworzyli sobie znacznie więcej sytuacji i zasłużyli, by halę opuszczać w glorii triumfatorów. A weźmy pod uwagę, że pierwszą bramkę Bad Boys stracili po kuriozalnym błędzie Alberta Michniewicza (wszystko działo się tak szybko, że nawet kamera tego nie uchwyciła), któremu piłka prześlizgnęła się pod stopą po podaniu z autu i wpadła do siatki. Ale to nie zdeprymowało beniaminka. Dzięki świetnej grze szybko udało się wyrównać, a w 13 minucie wynik brzmiał 2:2. Później Swojacy otrzymali podwójne wykluczenie i nie dali rady się obronić. W sukurs przychodziły im nieszczęśliwe wybory bramkarza BB, który czasem za szybko się kładł, podczas gdy strzały leciały w środek bramki i były do złapania. Mniej więcej w ten sposób padła bramka na 3:3 i takim też wynikiem zakończyła się pierwsza połowa. W drugiej obejrzeliśmy dwa gole, po jednym dla każdej ze stron, ale jest to wyłącznie zasługa Adama Stańczuka oraz indolencji strzeleckiej napastników rywala. Przy stanie 4:3 dla BB w słupek z dwóch metrów strzelił Konrad Bylak, a w samej końcówce, gdzie był remis 4:4, golkiper Swojaków w sobie znany tylko sposób obronił uderzenia Konrada Bylaka i Mateusza Domżalskiego. Sami Swoi prosili się tutaj o porażkę, a zupełnie niezrozumiałe jest, że mając tylu zmienników, wyglądali na dużo bardziej zmęczonych, podczas gdy ekipa z Ostrówka grała głównie jedną czwórką i to ona zachowała więcej sił na końcówkę. To był bardzo słaby występ faworytów, widać było brak Mateusza Antoniaka i Marcina Jackiewicza, ale też nie chcemy odbierać zasług Bad Boysom. Wystarczyło lepiej pocelować przynajmniej w jednej ze stworzonych pod koniec okazji i byłaby pełnia szczęścia. Kto by uwierzył w coś takiego jeszcze przed pierwszym gwizdkiem?

Fatalnie sezon zaczął się za to dla Niespodzianki. W zapowiedziach stawialiśmy ekipę Marcina Boczonia w roli faworytów potyczki z Białowieską, lecz parkiet boleśnie tę tezę zweryfikował. Początek meczu nie był zły i ogólnie cała pierwsza połowa wyglądała tak, że Niespodzianka prowadziła grę, a gole zdobywał przeciwnik. Podopieczni Darka Jaskłowskiego taki zresztą mieli plan, by jak najgłębiej wciągnąć oponenta na swoją połowę a następnie szybką kontrą regularnie go punktować. W 17 minucie wynik brzmiał już 4:0, ale trochę wiary w zespół z Marek wlał gol „do szatni” Mariusza Rogalskiego. Po zmianie stron Niespodzianka zdobyła jeszcze jedną bramkę, ale lada moment znowu nie zdołała szybko wrócić do obrony i pokarał ją świetnie grający Filip Kamiński. Gdy w 30 minucie szóstego gola dla Białowieskiej zainkasował Dominik Urbaniak, było już po meczu. Z markowian zeszło powietrze, wiedzieli że nic nie zdołają tutaj ugrać i w wielu sytuacjach skoncentrowali się, by powytykać (ich zdaniem) błędy sędziemu. Frustracja ma różne oblicza i ta przyjęła akurat taką formę. Ale nie można się załamywać. To dopiero pierwszy mecz, a nie przypominamy sobie sytuacji, by ktoś wygrał mistrzostwo bez choćby jednej straty punktów. Co do Białowieskiej, to był to pokaz taktycznej mądrości, połączonej z dużą skutecznością. A że przyniosło to efekty, trzeba to kontynuować również w kolejnych spotkaniach.

Po godzinie 21:30 na parkiecie zameldowali się aktualni mistrzowie NLH. Ostropol podejmował Al-Mar, w którym widzieliśmy drużynę mogącą sprawić sensację. Obóz Marcina Rychty zna swoją wartość i wie, że przy pełnej koncentracji, jest w stanie powalczyć z każdym. Niestety – tutaj zaczęło się bardzo źle już po minucie, gdy błąd bramkarza wykorzystał Marcin Wojciechowski. Tak szybko i głupio stracony gol trochę usztywnił Al-Mar, który miał problem by wyjść z własnej połowy. Sytuacja skomplikowała się w 10 minucie, gdy żółtą kartkę obejrzał Łukasz Godlewski, co Ostropol błyskawicznie wykorzystał. Zaraz zrobiło się 2:0, później 3:0 i dopiero wtedy, gdy beniaminek nie miał już nic do stracenia, zaczął grać odważniej. Próba pressingu przeciwko ekipie ze Stanisławowa to jednak ogromne ryzyko. Obrońcy tytułu mają najlepiej grającego nogami bramkarza w lidze, który nie tylko grozi dobrym podaniem, ale też mega-mocnym strzałem. I to właśnie Mateusz Łysik efektownym lobem przez całe boisko zdobył gola numer 4. Druga połowa była na szczęście bardziej wyrównana. Co prawda pierwsza bramka znowu padła łupem Ostropolu, lecz kolejne dwie zapisali na swoje konto ambitnie grający zawodnicy z Wołomina. Później trwała już wymiana ciosów, która skończyła się pięciobramkowym zwycięstwem faworytów. Al-Mar mimo porażki wstydu po sobie nie zostawił. Zagrał na tyle, na ile mógł i wiadomo, że ten mecz nie był z kategorii tych, które zadecydują o jego losie. Ostropol pokazał natomiast co, z czego jest znany, nawet jeśli rywal nie zmusił go, do pokazania pełnej krasy.

Dobrze w sezon wszedł też inny uczestnik podium ostatniej edycji czyli Stara Gwardia. Zespół Arka Choińskiego miał przed sobą trudną przeszkodę, bo In-Plus z Maćkiem Baranowskim, Arturem Szleżanowskim czy Michałem Madejem to zawsze ciężki rywal. A to właśnie Księgowi lepiej weszli w mecz, gdy popularny „Mejdi” pokonał strzałem z dalszej odległości Mateusza Baja. Gwardziści nie są jednak z tych, co nerwowo reagują na utratę bramki i nagle zmieniają taktykę. Oni zawsze grają swoje i tutaj także konsekwentnie zaczęli budować własną przewagę. Mieli w tym trochę szczęścia, bo w 10 minucie 100% okazji nie wykorzystał Maciek Baranowski, a chwilę po tym było już 1:1. Druga część pierwszej połowy to już totalna dominacja zespołu w błękitnych koszulkach, gdzie pierwsze skrzypce grał Rafał Barzyc. Po 20 minutach wynik brzmiał 5:1, ale rok temu Gwardia prowadziła nawet 7:2, a nie potrafiła utrzymać zwycięstwa do końca, więc tutaj też niczego nie przesądziliśmy. I faktycznie – In-Plus najpierw zmniejszył dystans do trzech goli, a w samej końcówce dołożył jeszcze dwa! Tym samym ostatnie kilkanaście sekund były tutaj bardzo nerwowe, lecz Stara Gwardia nie zaprzepaściła meczowego wysiłku i dowiozła skromne zwycięstwo do finałowego gwizdka. Nie wiemy skąd bierze się ten spadek koncentracji przy wysokim prowadzeniu, ale zwycięzcy muszą coś z tym zrobić, bo przecież to on kosztował ich w tamtym sezonie mistrzostwo. In-Plus był tutaj naprawdę blisko cennego punktu i ogólnie trudno mu coś zarzucić. Ci zawodnicy grają wspólnie ze sobą głównie przy okazji NLH i pewnie tak już pozostanie do końca sezonu, że dobre fragmenty będą przeplatali znacznie słabszymi.

Ostatni mecz pierwszej ligi zapowiadaliśmy jako ten o sześć punktów. Nie ma się co oszukiwać – jeśli nie wydarzy się coś sensacyjnego, to i KroosDe Team i Team4Fun będą rywalizowali o utrzymanie, więc na taki mecz należało się zmotywować podwójnie. I akurat o ten aspekt w obu ekipach byliśmy spokojni. Problem Team4Fun polegał na tym, że nie dysponował podstawowym bramkarzem. Z tego powodu między słupkami musiał stanąć z konieczności Konrad Litwiniuk. I czasem fajnie udawało mu się przyspieszyć grę, ale zdarzały się też proste błędy. Zanim jednak przedstawiciele KroosDe Team zaczęli je wykorzystywać, to rywal wyszedł na prowadzenie za sprawą Pawła Czerskiego. Później sprawy w swoje nogi wziął duet Rafał Radomski – Mateusz Lewandowski. Pierwszy zaliczył dwie asysty, a drugi kluczową dla losów pierwszej połowy bramkę na 2:1, po efektownym solowym rajdzie i fantastycznym uderzeniu pod poprzeczkę. Ten cios okazał się klasycznym na „wątrobę”, którego skutki Team4Fun odczuwał także w drugiej połowie. Ta odsłona jeszcze dobrze się nie zaczęła, a po 22 sekundach było już 1:3, a w 28 minucie beneficjentem błędu Konrada Litwiniuka był Artur Radomski i przewaga zrobiła się znaczna. Niewiele tutaj zmienił gol na 2:4 Michała Rydza, bo do końca spotkania siatkę dziurawili już tylko rywale. Ale nie zamierzamy się pastwić nad przegranymi. Mieliśmy w pewnym momencie taką myśl, że gra do której chłopaki zmierzają, kiedyś zatrybi, ale potrzeba po prostu trochę czasu. No i nominalnego bramkarza. KroosDe zagrało z kolei bardzo solidne zawody i tym zwycięstwem niejako rozłożyło nad sobą parasol ochronny. Ale wiadomo – jeden sukces utrzymania nie gwarantuje i nie można się nim zachłysnąć. Pomogliśmy o to chłopakom zadbać i już w czwartek czeka ich mecz z urzędującym mistrzem;)

Video z czwartkowych zmagań znajdziecie poniżej. Na jego podstawie uzupełniliśmy asysty w protokołach meczowych. Jeśli widzicie jednak jakikolwiek błąd – dajcie znać. Wywiady przeprowadziliśmy po czwartym spotkaniu, a przepytywani byli Michał Madej (In-Plus Marki) oraz Mateusz Baj (Stara Gwardia). W spotkaniu Al-Mar - Ostropol błędnie została opisana pierwsza bramka - jej strzelcem był oczywiście Marcin Wojciechowski. Za błąd przepraszamy.

Jak zwykle video jest dostępne w jakości HD. Wystarczy że kołowrotkiem ustawicie opcję 720p HD i będziecie mogli cieszyć wzrok najwyższej jakości obrazem. Tuż obok jest również opcja "obejrzyj w witrynie youtube.com" - uruchomcie ją, jeśli podczas oglądania na stronie przycina Wam się obraz. Za każdą subskrypcję czy polubienie materiału na stronie YT - z góry dziękujemy!

Komentarze użytkowników: