fot. © Google

Opis i skróty trzeciej kolejki trzeciej ligi!

27 grudnia 2017, 16:58  |  Kategoria: Video  |  Źródło: inf.własna  |   dodał: roberto  |  komentarze:

To, że po trzech kolejkach liderem trzeciej ligi jest Progresso nie stanowi zaskoczenia. Ale że za nim plasuje się Medica stanowi zaskoczenie chyba dla wszystkich.

Zanim jednak przejdziemy do rywalizacji z udziałem ekipy Krzyśka Rozbickiego, najpierw kilka słów o innych spotkaniach. Wtorkowe zmagania zaczęliśmy od meczu Sokołów z Progresso. Faworyt był tutaj jeden i nawet nieobecność Bartka Balcera czy Arka Pisarka nie powodowała, że ktokolwiek byłby w stanie przekonać nas, iż miejscowi będą potrafili cokolwiek tutaj ugrać. Końcowy wynik zdaje się to potwierdzać, ale ten mecz wcale nie był dla zespołu z Radzymina łatwy. Spójrzmy zresztą na pierwszą połowę – niby przewaga w posiadaniu piłki zdecydowanie była po stronie graczy w białych koszulkach, lecz najgroźniejszą sytuację jako pierwsi stworzyli rywale, gdy Chrystian Karczewski przegrał pojedynek sam na sam z bramkarzem. Progresso miało duże problemy ze skruszeniem muru obronnego jaki zbudowali konkurenci i dopiero w 14 minucie gola dla nich zdobył Kamil Żmuda. To był zresztą jedyny gol w tej połowie, a niespodzianką zapachniało, gdy po zmianie stron wyrównał Chrystian Karczewski. To przecieranie oczu ze zdumienia nie trwało jednak długo. Lider tabeli grał coraz szybciej, natomiast defensywa Sokołów reagowała wolniej niż w pierwszej odsłonie i wynik zaczął zielonkowskim weteranom odjeżdżać. Między 27 a 32 minutą Progresso zdobyło cztery gole pod rząd i wtedy wszyscy mieliśmy już pewność w którym kierunku pojadą trzy punkty. Od tego momentu spotkanie zrobiło się bardzo otwarte, jedni i drudzy bardziej skupiali się na możliwości zdobycia kolejnych trafień niż próbie obrony przed następnymi stratami, przez co w wykonaniu obydwu ekip widzieliśmy klasyczny "futsal na tak". Ostatecznie faworyci wygrali 9:4 i mogli przekazać pozytywne informacje nieobecnym kolegom z zespołu. Mimo zwycięstwa, czy nawet serii zwycięstw, nadal jednak odnosimy wrażenie, że Bartek Balcer i spółka nie pokazali jeszcze wszystkiego na co ich stać. A może za dużo od nich wymagamy? Granie z łatką faworyta nie jest proste, a jakby nie było, na koncie Progresso jest komplet punktów. Po stronie Sokołów dorobek pozostaje znacznie skromniejszy, ale do gry ekipy Rafała Kusiaka trudno się przyczepić. Metryki się nie oszuka, a przecież w każdym z dotychczasowych spotkań miejscowi pozostawili po sobie dobre wrażenie. Tutaj na jednym punkcie na pewno się więc nie skończy.

Gdy napisaliśmy Kacprowi Kraszewskiemu przed sezonem, że pierwszym rywalem MK-BUDu będzie Piorun, to kapitan Budowlanych stwierdził, że jeśli chce się awansować, to trzeba pokonać wszystkich. To pokazywało ambicję tego zespołu oraz cele, tymczasem po dwóch kolejkach chłopaki nie mieli na swoim koncie nawet punktu. Co więcej – w trzeciej serii musieli się zmierzyć z Bomba Boys, którzy mimo że tydzień wcześniej przegrali z Progresso, to zaprezentowali się z dobrej strony. Wszystko wskazywało więc na to, iż Bombowi nie będą mieli problemów z ograniem MK-BUDu, a nawet gdyby spotkał ich opór ze strony przeciwników, to byli gotowi, by spokojnie sobie z nim poradzić. Spotkało ich jednak ogromne rozczarowanie... Już w 13 sekundzie wynik spotkania dla Budowlanych otworzył Bartek Roguski. Na video widzimy, że ten gol spotkał się raczej z uśmiechem zespołu Mateusza Nowaczyńskiego, jakby sugerował, iż wszystko nadal jest pod kontrolą. Ale to była tylko dobra mina do złej gry. Bomba od samego początku nie miała pomysłu jak przedrzeć się przez obronę rywali, z kolei MK-BUD gdy tylko zapędzał się na połowę ekipy z Rembertowa, od razu robiło się groźnie. Wiadomo jednak nie od dziś, iż obóz Kacpra Kraszewskiego ma ogromne problemy ze skutecznością i tylko to spowodowało, że wynik do przerwy pozostał od wspomnianej 13 sekundy nietknięty. Na początku drugiej odsłony kluczowa okazała się 22 minuta. Wtedy żółtą kartkę zobaczył Krystian Panek, a wygrywający niemal w ostatniej chwili wykorzystali grę w przewadze i podwyższyli prowadzenie. Ta dwubramkowa przewaga pozwoliła Budowlanym na jeszcze większy luz w grze i za chwilę było już 3:0! W 27 minucie idealnej okazji dla Bombowych nie wykorzystał z kolei Maciek Gołębiewski, co niemal natychmiast spotkało się z ripostą konkurentów, którzy podwyższyli stan posiadania do czterech goli. Losy meczu były już rozstrzygnięte, a woląca głową w mur Bomba nie potrafiła zaliczyć nawet trafienia honorowego. Widać było zniechęcenie i jakby przekonanie, że ten wtorkowy wieczór po prostu trzeba jak najszybciej wykasować z pamięci. Z trzech dotychczasowych meczów w wykonaniu Bombowych, ten był zdecydowanie najsłabszy. Aż dziwne, że przy takim potencjale ofensywnym, nie udało się ani razu pokonać Olafa Pisarka i być może trzeba przemyśleć strategię zmian całymi czwórkami? Może trzeba robić rotacje szybciej, by grać na większej intensywności? Jest czas, by to przemyśleć. Brawa natomiast dla MK-BUDu. Nie jest łatwo podnieść się po porażce 2:10, ale chłopakom ta sztuka się udała. I może nie jest jeszcze za późno, by faktycznie włączyć się do walki o awans? Pozytywne myślenie to podstawa, a jeśli gra będzie taka jak we wtorek, to wszystko jest jeszcze możliwe.

Równie kiepsko co Bomba Boys, swój mecz zaczęła Multi-Medica. Spadkowicze z drugiej ligi w 15 sekundzie zostali poczęstowani ciosem przez Pawła Żaboklickiego z Pioruna a wiadomo, jak duży wpływ na dalsze losy pojedynku może mieć takie uderzenie. Medycy nie dali się jednak złamać. Widać, że po zwycięstwie nad Dar-Marem zyskali dużo pewności siebie i w miarę upływu czasu, prezentowali się na placu boju coraz lepiej. W 10 minucie za sprawą niezawodnego w tym sezonie Krystiana Szóstaka doprowadzili do remisu a później za sprawą Tomka Bicza mieli jeszcze jedną szansę, by przed przerwą wyjść na prowadzenie. Stało się jednak inaczej – w 17 minucie żółtą kartkę ogląda Patryk Maliszewski a grający w przewadze Piorun wykorzystuje okazję i po samobóju Krzyśka Rozbickiego, znów jest o gola z przodu. Niewiele brakuje, by tuż przed zmianą stron wynik podwyższył aktywny Paweł Żaboklicki, ale i tak sytuacja z perspektywy drużyny Artura Świderskiego nie była zła. Tyle że finałowa odsłona nie była w wykonaniu graczy w niebieskich koszulkach tak dobra jak poprzednia. Nie jesteśmy w stanie powiedzieć, z czego to się wzięło – być może taka była taktyka, by trochę wciągnąć Medikę na swoją połowę a następnie ją skontrować, ale jeśli tak, to nie przyniosła ona oczekiwanych efektów. Co gorsze - Multi w 24 minucie wyrównała i przed dalszą częścią spotkania miała psychologiczną przewagę. Po stronie przeciwników mnożyły się natomiast złe podania i straty, które kilka razy mogły doprowadzić do poważnych konsekwencji. Aż w końcu stało się – w 30 minucie Krystian Szóstak zdobywa swojego drugiego gola, a trzeciego dla drużyny i „biało-zieloni” pierwszy raz w spotkaniu prowadzą. Dopiero ten gong pobudza Pioruna. Blisko doprowadzenia do kolejnego remisu jest Jan Endzelm, a w 36 minucie piłka trafia w słupek bramki Multi! I gdy wydaje się, że wynik 3:3 wisi w powietrzu, obrońcy zostawiają za dużo miejsca Patrykowi Maliszewskiemu, który precyzyjnym strzałem pokonuje Grześka Silickiego i tę dwubramkową przewagę bracia Rozbiccy i spółka dowożą do samego końca. Po pokonaniu Dar-Maru, triumfatorzy zdobyli więc kolejny trudny teren. Mecz im się nie ułożył, a mimo to wyszli na swoje, czym udowodnili, że sukces z drugiej kolejki nie był przypadkowy. W kwestii Pioruna, to chyba potrzeba czasu, zanim ci zawodnicy na dobre się zgrają. Bo chociaż fajnych nazwisk tam nie brakuje, to każdy próbuje grać coś innego. Gdy jedni podchodzą do pressingu, drudzy czekają na rywala na swojej połowę. Jedni próbują grać z pierwszej piłki, pozostali wolą cierpliwość w rozegraniu. Póki Piorun nie zacznie mówić na parkiecie jednym głosem, to w rywalizacji z dobrze zgranymi przeciwnikami, mogą go czekać podobne problemy.

Jesteśmy ciekawi, czy gdy Łukasz Głażewski decydował się przejąć po Pawle Walczaku stery w Angry Bears, zmieniając przy okazji nazwę, spodziewał się że ten nowy twór może tak szybko "zaskoczyć". A trzeba oddać Antykwariatowi, iż początek sezonu ma wyśmienity, bo tak trzeba kategoryzować pewny sukces nad zawsze groźnym MK-BUDem i minimalną porażkę z Progresso. Liderem ekipy w niebiesko-czarnych koszulkach jest niewątpliwie Paweł Madej i nie piszemy tego bez przyczyny, bo we wtorkowym spotkaniu przeciwko Orzechom, ten zawodnik wystąpić nie mógł. Ale dzięki temu mogliśmy realnie ocenić, ile jest wart Antykwariat bez niego. A Atomowe to niewygodny rywal, który jeśli mu się na to pozwoli, potrafi zrobić krzywdę i tutaj długo wydawało się, że Orzechy mogą się pokusić o zwycięstwo. Po pierwszej połowie Hubert Kopania i spółka prowadzili bowiem 1:0, a jedyną bramkę w premierowych 20 minutach zdobył Kamil Wiśniewski. Prowadzący mieli zresztą więcej okazji i Łukasz Głażewski kilkukrotnie musiał udowodnić swój kunszt, by strata przed drugą odsłoną przypadkiem się nie powiększyła. Ale tutaj nie tylko trzeba było więcej nie stracić, a przede wszystkim coś strzelić. Nikomu jednak nie udało się wejść w buty Pawła Madeja. Ten gracz potrafi zrobić przewagę dryblingiem czy swoją szybkością, więc spekulowaliśmy, że dopóki Atomowe same nie pomogą konkurentowi, dopóty wynik będzie przemawiał na ich korzyść. W drugiej połowie wszystko rozpadło się jednak jak domek z kart. W 26 minucie gola wyrównującego zainkasował Kamil Deptuła a 180 sekund później banalny błąd w kryciu przy rzucie rożnym spowodował, że za chwilę Orzechy musiały odrabiać straty. A wtedy kompletnie się już pogubiły. Zaczęło im brakować konsekwencji, którą przez ponad 25 minut wręcz imponowały, a gwoździem do trumny była prosta strata w rozegraniu Daniela Sarny. Mateusz Parada przejął piłkę, podał do Maćka Gruli, ten zdobył gola strzałem do pustej bramki i było po emocjach. Atomowe już się z desek nie podniosły, a w końcówce dały sobie wbić jeszcze dwie bramki i trzecia z rzędu porażka stała się faktem. Cóż – nawet w trzeciej lidze nie wystarczy zagrać dobrze przez X czasu, bo wystarczy chwila dekoncentracji, wynik się odwraca i robi się problem. A tu naprawdę była szansa na dobry rezultat, bo jednak Antykwariat cierpiał bez swojego lidera i spokojnie był do ugryzienia.

Punktów nie stracił również Dar-Mar. Tak naprawdę, to drużyna Mirka Bryla nie mogła sobie pozwolić, by potknąć się z Promilem, bo znamy przypadki, gdzie przed dwoma sezonami Adrenalina wygrała siedem z dziewięciu meczów w trzeciej lidze, a awansu nie uzyskała. A przecież dla Dar-Maru nic innego niż uzyskanie promocji się nie liczy. Wpadka z Multi-Mediką miała więc być wyłącznie zimnym prysznicem, który w perspektywy długiego sezonu mógł się nawet okazać zbawienny. Czy można więc powiedzieć, że zespół z Kobyłki wyciągnął już wnioski i teraz nikomu w swoich spotkaniach nie pozostawi złudzeń kto jest lepszy? Po jednym meczu na takie dywagacje zdecydowanie za wcześnie, bo mimo zwycięstwa nad drużyną z Woli Rasztowskiej, na pewno nie był to wybitny mecz w wykonaniu graczy w czerwono-białych koszulkach. Dar-Mar dość szybko ustawił sobie jednak to spotkanie – już po 7 minutach prowadził 2:0, ale trochę to wyglądało, jakby spodziewał się, że przeciwnik nie zareaguje. Tymczasem Promil w 10 minucie zmniejszył straty a później miał dwie wyborne okazje by wyrównać! Najpierw sytuacji sam na sam z Norbertem Kucharczykiem nie wykorzystał Tomek Kryszkiewicz, a lada moment jego brat Kamil trafił z bliska w słupek! Wszystko uspokoiła dopiero bramka na 3:1 autorstwa Maćka Lamenta, chociaż dwa gole przewagi nadal niczego nie przesądzały. Faworyci musieli więc być czujni i paradoksalnie w drugiej połowie, chociaż długo nie mogli dobić przeciwnika, to ich gra mogła podobać się bardziej. Okazji mieli zresztą bez liku, ale wiele z nich fatalnie marnował Przemysław Tucin, który kilka razy sam nie mógł uwierzyć, że tak łatwo przychodzi mu wpierw znajdywanie się na dogodnych pozycjach, a później ich psucie. Słowa uznania trzeba też skierować w kierunku Darka Wasia, kilkukrotnie broniącego w niesamowitych okolicznościach. Tak naprawdę to on przez długi czas trzymał Promilowców w grze, lecz w końcówce Dar-Mar wreszcie się przełamał, zdobył dwa gole pod rząd i wygrał mecz w stosunku 5:1. Owszem, trochę się męczył, ale to był zasłużony sukces a i Promil jak zwykle (na hali) nie dał się łatwo złamać. Po meczu przegrani byli zresztą umiarkowanie zadowoleni ze swojej postawy, dlatego wygrani również nie powinni być wobec siebie za bardzo krytyczni. Z Promilem jeszcze niejeden faworyt mocno się natrudzi, co dla Dar-Maru byłoby przecież bardzo dobrą informacją.

Video z wtorkowych zmagań znajdziecie poniżej. Na jego podstawie uzupełniliśmy asysty w protokołach meczowych. Jeśli widzicie jednak jakikolwiek błąd – dajcie znać. Wywiady przeprowadziliśmy po drugim spotkaniu, a przepytywani byli Rafał Roguski (MK-BUD) oraz Mateusz Nowaczyński (Bomba Boys).

Jak zwykle video jest dostępne w jakości HD. Wystarczy że kołowrotkiem ustawicie opcję 720p HD i będziecie mogli cieszyć wzrok najwyższej jakości obrazem. Tuż obok jest również opcja "obejrzyj w witrynie youtube.com" - uruchomcie ją, jeśli podczas oglądania na stronie przycina Wam się obraz. Za każdą subskrypcję czy polubienie materiału na stronie YT - z góry dziękujemy!

Komentarze użytkowników: