fot. © Google

Opis i skróty trzeciej kolejki pierwszej ligi!

29 grudnia 2017, 16:44  |  Kategoria: Video  |  Źródło: inf.własna  |   dodał: roberto  |  komentarze:

Nie udał się Samym Swoim rewanż na Ostropolu. W swoim trzecim meczu w pierwszej lidze premierowe trzy punkty zanotowali za to podopieczni Grześka Kurka.

Bad Boys byli bardzo sfrustrowani tym, że mieli na swoim koncie tylko jedno "oczko". A przecież kolejny rywal to dwukrotny brązowy medalista naszych zmagań, więc wcale nie było pewności, że drużyna z Ostrówka zdoła w końcu zapisać na swoje konto zwycięstwo. Niespodzianka również potrzebowała punktów, jednak trochę utrudniła sobie sprawę, bo na mecz przyjechało tylko sześciu zawodników. Być może to spowodowało, że w pierwszej połowie oglądaliśmy raczej spokojne zawody, gdzie chociaż sytuacji nie brakowało, to jednak nikt nie chciał podejmować przesadnego ryzyka. Najlepszymi okazjami jedni i drudzy dysponowali w 17 minucie – najpierw Łukasz Bestry świetnie obronił uderzenie Konrada Bylaka, a w odpowiedzi Bartek Świniarski strzelił w słupek. Bramka Bad Boys zadrżała też na początku drugiej połowy, gdy obił ją Adrian Rowicki. Później do głosu doszli Źli Chłopcy – dwukrotnie przed szansą na otwarcie wyniku stanął Adam Matejak, ale tyle samo razy nie udało mu się umieścić piłki w siatce. Strzelecką niemoc przełamał jako pierwszy Mateusz Motyczyński. I wtedy worek z bramkami rozwiązał się na dobre. Za chwilę wyrównał Adrian Rybak, ale błyskawicznie odpowiedział Mateusz Motyczyński. Później w bramkę wstrzelił się wreszcie Adam Matejak, który zaliczył dublet i to Bad Boys w końcu mogli uciekać, a nie wciąż gonić. Niespodziance walkę o korzystny rezultat utrudniały kontuzje, bo już w pierwszej połowie urazu nabawił się Adrian Rowicki, a problemy zaczęły też towarzyszyć Michałowi Ochmanowi. Beniaminek pierwszej ligi wykorzystał to i znów za sprawą Adama Matejaka po raz czwarty cieszył się z bramki. Niezawodny tego wieczora Mateusz Motyczyński zaliczył trafienie na 4:3, lecz w samej końcówce losy spotkania praktycznie rozstrzygnął Konrad Bylak. Markowianie po mocnym strzale Tomka Buczka zminimalizowali straty, ale na więcej nie starczyło im ani czasu ani sił. W ten właśnie sposób Bad Boys zanotowali historyczne zwycięstwo w pierwszej lidze. Zasłużyli sobie na nie, nie tylko czwartkowym występem, ale też dwoma poprzednimi. Wydaje się, że okres płacenia frycowego mają już za sobą i w kolejnych spotkaniach poszukają przedłużenia dopiero co rozpoczętej serii. A Niespodzianka? Zagrała niezłe zawody, zwłaszcza jak na wątłą kadrę, która w trakcie spotkania jeszcze się zawężała. Szkoda, że do Zielonki nie dojechał ani Piotr Bazler ani Adrian Górny, bo była tutaj szansa by zapunktować. Nawet na końcówkę, gdzie brakowało już tlenu i każde dodatkowe płuco byłoby na wagę złota.

Po dobrym meczu, jaki zobaczyliśmy na inaugurację trzeciej kolejki pierwszej ligi, liczyliśmy na jeszcze lepszy. O godzinie 20:45 do boju stanęły bowiem mistrz i wicemistrz poprzedniego sezonu. Sami Swoi bardzo chcieli zrewanżować się Ostropolowi za porażkę z minionej edycji, która pozbawiła ich czwartego mistrzostwa w historii. Tamto spotkanie było zresztą nieudane w wykonaniu Swojaków, bo gdy tracisz 10 goli w 40 minut, to nie masz co marzyć o złotym medalu. Bramki Samych Swoich strzegł wówczas Marcin Jackiewicz, który zastępował kontuzjowanego Adama Stańczuka. Teraz role się odwróciły – Adam wrócił między słupki i od pierwszego meczu jest mocnym punktem zespołu, z kolei popularny „Cinek” jeszcze w tej edycji parkietu nie powąchał. Wielka szkoda, bo i on i Mateusz Antoniak to przecież podstawowi gracze tego zespołu i defensywa Swojaków bardzo na ich nieobecności traci. A przecież w czwartek trzeba się było nastawić głównie na obronę, bo wszyscy wiemy w jaki sposób gra Ostropol, że spycha niemal pod własną bramkę rywala i trzeba być niesamowicie skoncentrowanym, by to wszystko przetrzymać, a jeszcze dać coś z przodu. Ale Swojacy przez długi okres dawali radę. Co prawda w 13 minucie ich defensywę złamał Bartek Malesa, lecz szybko wyrównał Paweł Gołaszewski. Najbardziej emocjonująca była za to końcówka pierwszej połowy – w 19 minucie Swojacy zawiązują kontrę, którą perfekcyjnie wykańcza Adam Pazio. Teraz należało ten korzystny wynik dowieźć do przerwy, ale dosłownie na 3 sekundy przed finałową syreną, Łukasz Trzaskowski zdołał doprowadzić do remisu. Mecz zaczął się więc na nowo i tak naprawdę w drugiej odsłonie wciąż oglądaliśmy ten sam obrazek. Gracze ze Stanisławowa rozgrywali atak pozycyjny, z kolei przeciwnicy starali się przejąć piłkę i szukać strzałów nawet na pustą bramkę. Niewiele brakowało, by w 25 minucie ta sztuka udała się Tomkowi Piórkowskiemu, ale zabrakło dosłownie centymetrów, bo futbolówka trafiła w słupek! Z kolei 180 sekund później to Ostropol znów był na prowadzeniu. Świetnym strzałem z lewej nogi popisał się Mateusz Łysik i zasłonięty Adam Stańczuk nie miał szans na skuteczną interwencję. Strata bramki zmusiła Samych Swoich do większej odwagi w ataku i niewiele brakowało, by w 31 minucie wyrównał Paweł Gołaszewski. Za chwilę jednak zamiast remisu mieliśmy podwyższenie prowadzenia przez obrońców tytułu. Ładną akcję całej drużyny spuentował Marcin Wojciechowski, co znacznie przybliżyło Ostropol do arcyważnego zwycięstwa. Wiarę na przynajmniej remis przywrócił przegrywającym Piotrek Stańczuk, który w 39 minucie wykorzystał błąd Daniela Matwiejczyka. To trafienie spowodowało, że w końcówce to Ostropol cofnął się do obrony. Sami Swoi mieli niewiele czasu na przygotowanie decydującej akcji, a gdy się do niej zabrali, dobrze ustawieni przeciwnicy przechwycili futbolówkę a Marcin Wojciechowski strzałem na pustą bramkę ustalił wynik na 5:3 dla urzędujących mistrzów. Jakże inne było to spotkanie od tego, które pamiętamy z poprzedniego sezonu. Swojacy byli blisko przynajmniej remisu, lecz doświadczenie i zgranie Ostropolu wzięło górę. Ten zespół pokazał, że ma mnóstwo atutów i gdy ponad pół rok temu osiem goli zdobywał dla nich Daniel Matwiejczyk, teraz popularny „Małpa” do siatki nie trafił ani razu. To pokazuje, jaką siłą dysponuje ekipa Mirka Ostrowskiego i jak trudno będzie ją powstrzymać przed zgarnięciem kolejnego tytułu.

Zespołem, który w tym momencie wydaje się najgroźniejszym rywalem dla Ostropolu jest Stara Gwardia. Ale paradoksalnie – na nasze oko Gwardziści nie grają tak dobrze jak sezon temu, a wyniki mają stabilniejsze. Chociaż przeciwko Białowieskiej znowu było bardzo blisko, by roztrwonili wysokie prowadzenie. Po 20 minutach Łukasz Choiński i spółka mieli na swoim koncie trzy gole, podczas gdy rywal ani jednego. W dużej mierze była to zasługa bardzo dobrze broniącego Mateusza Baja, który zwłaszcza w sytuacji, gdy Gwardia grała w osłabieniu, obronił kilka uderzeń, które mogły znaleźć metę w siatce. Białowieska o ten 120 sekundowy fragment, który miał miejsce przy stanie 0:1, powinna mieć do siebie duże pretensje. Tutaj należało koniecznie doprowadzić do wyrównania, a zamiast tego, gdy składy były już wyrównane, faworyci podwyższyli na 2:0, a w końcówce na 3:0. Ale kto wie, czy po raz enty, ten spory bufor bramkowy nie wprowadził za dużej pewności siebie w poczynania graczy w błękitnych koszulkach. Bo jak wytłumaczyć fakt, że Białowieska od 22 do 26 minuty wyszła ze stanu 0:3 na 3:3?! Co więcej – w kolejnej akcji Antek Janiuk popisał się fantastycznym strzałem z własnej połowy i trafił w słupek! Można teraz gdybać, jak potoczyłoby się to spotkanie, gdyby futbolówka poleciała kilka centymetrów w bok. A tak chwilę później prowadzenie dla Starej Gwardii przywrócił Łukasz Choiński, lecz po prowadzących dało się zauważyć zmęczenie. Nic dziwnego – znowu dysponowali tylko jednym rezerwowym. W wielu kolejnych sytuacjach brakowało im energii i Adrian Zieliński czy Dominik Urbaniak byli o włos, by znów na tablicy świetlnej zagościł remis. Można chyba powiedzieć, że podopieczni Arka Choińskiego gola na 5:3, który okazał się tutaj decydujący, strzelili z „wątroby”. To już był ostatek sił i gdyby ten mecz potrwał jeszcze z 10 minut, to mogło być różnie. Białowieska nie poddała się zresztą po tym trafieniu i była w stanie po raz kolejny zmniejszyć straty, ale na więcej Gwardia już nie pozwoliła. Po tym, ale też po poprzednich spotkaniach wniosek jest prosty – jeśli Gwardzistom marzy się tytuł w 11 edycji, to trzeba coś zrobić z frekwencją. To jest igranie z ogniem i w końcu może się źle skończyć, zwłaszcza że choćby w 4 kolejce za kartki musi pauzować Mikołaj Tokaj. W Białowieskiej kadrowo wygląda to lepiej, ale gorzej pod względem piłkarskim. Pierwsza połowa została przez nich przespana, a w drugiej brakowało większego zdecydowania w obronie. Nie może być tak, że przeciwnik dostaje piłkę i praktycznie wchodzi im do bramki, jak to miało miejsce przy golu na 3:4. Dlatego Darek Jaskłowski ma pewnie mieszane odczucia po początku sezonu. Kapitan Białowieskiej wiedział, że to będzie kolejna trudna kampania dla jego ekipy, a tak naprawdę można tutaj było mieć komplet punktów po trzech meczach! I niemal pewne utrzymanie...

Z kolei pierwszym kandydatem do spadku jest w tej chwili Team4Fun. Być może nieelegancko pisać tak o trzykrotnym mistrzu rozgrywek, ale fakty są nieubłagane. W trzeciej kolejce podopieczni Norberta Cioka rywalizowali z In-Plusem i pewnie mieli nadzieję, że uda się stworzyć widowisko, na którego końcu to oni będą mieli zadowolone miny. Przypomnijmy, iż w poprzednim sezonie Team4Fun zremisował po niesamowitej końcówce z Księgowymi, natomiast teraz po pierwszej połowie przegrywał aż 0:6! Wyglądało to niestety bardzo słabo, zwłaszcza w obronie, która dawała się łatwo ogrywać i przeciwnicy nie mieli najmniejszych problemów ze znajdowaniem sobie okoliczności do strzałów. Pierwszego gola dla markowian zdobył już w 2 minucie Michał Madej i uczynił to niemal z zerowego kąta. Ten gol obciąża trochę Czarka Łobodzińskiego, któremu nieco brakuje do klasy Wojtka Kołodziejczyka, ale też trudno obwiniać wyłącznie bramkarza. Mówimy przecież o drużynie, która w trzech spotkaniach straciła już łącznie 25 goli! Przy stanie 0:6 gracze w czerwonych koszulkach zdecydowali się zresztą na wymianę golkipera na lotnego. To jednak też nie przyniosło efektów, a później Team4Fun pobił chyba rekord zmian na tej pozycji. Takie dość desperackie ruchy nie mogły się dobrze skończyć. Na szczęście In-Plus w drugiej połowie trochę wyhamował, chociaż okazji miał tutaj wystarczająco, by spokojnie przekroczyć dwucyfrową liczbę bramek. Skończyło się na dziewięciu, przy zaledwie jednej straconej. Zwycięzcy nawet przez chwilę nie czuli się tutaj zagrożeni, a przecież Team4Fun, mimo że od kilku sezonów nie odgrywa takiej roli w pierwszej lidze jak kiedyś, słynął ze swojej nieobliczalności i zadziorności. Gdzie to się wszystko podziało? Norbert Ciok musi to na spokojnie przeanalizować, bo jeśli założymy, że ten zespół gra jeszcze z Ostropolem, Starą Gwardią i Samymi Swoimi, gdzie o chociaż punkt będzie ciężko, to zostają mu trzy spotkania, które MUSI wygrać, jeśli chce się utrzymać. Dlatego trzeba już teraz bić na alarm i w każdym kolejnym spotkaniu gryźć parkiet. Z kolei In-Plus po tym spacerku awansował na 6 miejsce. On, podobnie jak Białowieska powinien mieć więcej „oczek” niż trzy na swoim koncie, ale nie ma chyba co tego przeżywać. Walka o tytuł może być już nierealna, lecz w tej o podium Księgowi na pewno nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa.

Po wygraniu z Białowieską, morale bardzo wzrosły w ekipie Al-Maru. Ale bez względu w jakiej formie by ta drużyna nie była, to mieliśmy pewność, że jej mecz z KroosDe Team spotkaniem do jednej bramki nie będzie. Te zespoły za dobrze się znają, by nagle jedna mogła drugą czymś zaskoczyć. I to się potwierdziło – spotkanie od samego początku aż do finałowych fragmentów trzymało w napięciu, bo nikomu nie udało się osiągnąć przewagi, pozwalającej na ucieczkę z wynikiem. Początek należał do KroosDe. W 6 minucie gola z podania Kamila Melchera zanotował Rafał Radomski a w kolejnej akcji mogło być już 2:0, lecz doskonała parada Błażeja Kaima uchroniła Al-Mar od odrabiania poważniejszych strat. Ale zespół z Wołomina musiał się obudzić, a impuls dał kapitan. Marcin Rychta w 10 minucie błyskawicznie rozegrał rzut wolny i zdobył łatwą bramkę, chociaż na powtórce możemy dostrzec, iż piłka była w ruchu gdy Marcin kierował ją w kierunki siatki. Zasłonięty sędzia nie miał jednak prawa tego dostrzec a nawet na powtórkach widać to dopiero na zwolnionym tempie. To trafienie dodało animuszu pogromcom Białowieskiej, którzy w 18 minucie za sprawą Pawła Maliszewskiego objęli prowadzenie. Wydawało się, że teraz podobnie jak przed tygodniem, gracze w czarnych koszulkach powinni skoncentrować się na defensywie i szukać szans w kontrach. Tak też było i Al-Mar realizował tę taktykę perfekcyjnie. Aż do 35 minuty. Wtedy w polu karnym doszło do kontrowersji – według arbitra Mateusz Gontarz faulował Rafała Radomskiego i wskazał na rzut karny. Sam poszkodowany wykorzystał stały fragment gry i mieliśmy kolejny remis. Z kolei w 37 minucie przypomniał o sobie Mateusz Lewandowski. Ten zawodnik jak zdobywa gole, to zwykle bardzo efektowne i nie inaczej było tym razem – mocny strzał pod poprzeczkę i dawna Szóstka na kilka chwil przed końca była o gola z przodu! A sprawę mogła rozstrzygnąć w 39 minucie, gdy Konrad Kupiec w sobie tylko znany sposób nie trafił z dwóch metrów do bramki a w słupek. To dawało jeszcze nadzieję Al-Marowi, który w bardzo podobnej sytuacji był przecież z Białowieską. Teraz też zdecydował się wycofać bramkarza, ale efektów to nie niestety nie przyniosło. Przegrani byli przybici tą porażką. Nie dziwimy się, bo w razie zwycięstwa byliby na trzecim miejscu, a tak znajdują się na dziewiątym. Naszym zdaniem sprawiedliwy byłby tutaj remis, ale wiadomo, że w piłce takie pojęcie nie obowiązuje. Święta w lepszych humorach spędzili więc przedstawiciele KroosDe Team i do magicznej bariery 9 punktów brakuje im już tylko trzech. A może aż? Czas pokaże.

Video z czwartkowych zmagań znajdziecie poniżej. Na jego podstawie uzupełniliśmy asysty w protokołach meczowych. Jeśli widzicie jednak jakikolwiek błąd – dajcie znać. Wywiad przeprowadziliśmy po drugim spotkaniu, a przepytywany był Mateusz Łysik (Ostropol). Sami Swoi nie wydelegowali przedstawiciela do rozmowy.

Jak zwykle video jest dostępne w jakości HD. Wystarczy że kołowrotkiem ustawicie opcję 720p HD i będziecie mogli cieszyć wzrok najwyższej jakości obrazem. Tuż obok jest również opcja "obejrzyj w witrynie youtube.com" - uruchomcie ją, jeśli podczas oglądania na stronie przycina Wam się obraz. Za każdą subskrypcję czy polubienie materiału na stronie YT - z góry dziękujemy!

Komentarze użytkowników: