fot. © Google

Opis i skróty czwartej kolejki pierwszej ligi!

15 stycznia 2018, 19:06  |  Kategoria: Video  |  Źródło: inf.własna  |   dodał: roberto  |  komentarze:

To była najmniej bramkostrzelna kolejka w pierwszej lidze w tym sezonie. Łatwo się domyśleć co to oznaczało w praktyce.

Poświąteczne granie w najwyższej klasie rozgrywkowej NLH zainaugurowali przedstawiciele Al-Maru i Samych Swoich. Ci drudzy wreszcie mogli skorzystać z Mateusza Antoniaka, która wyleczył już kontuzję, ale z racji tego, że zaczęły się przygotowania do sezonu ligowego, nie było Adama Pazio. Po stronie Al-Maru wypadł z kolei Mateusz Gontarz, którego nieobecność była naszym zdaniem bardzo odczuwalna. Popularny „Gonti” ma zmysł do gry szybkiej i kombinacyjnej, a tak z perspektywy czasu to właśnie tych dwóch elementów zabrakło drużynie Marcina Rychty w ostatni czwartek. Mieliśmy wrażenie, jakby Al-Mar nie za bardzo wierzył, że może tutaj zrobić Swojakom krzywdę i dość szybko zaczęło to się przekładać na bramki. Podopieczni Adama Stańczuka już w 8 minucie objęli prowadzenie, a 6 minut później było 2:0. W tym okresie beniaminek pierwszej ligi miał tylko jedną dogodną okazję, gdy Rafał Błoński fatalnie wykończył kontrę swojej drużyny. Przy dwóch golach straty powoli nie było już czego bronić i gdy Al-Mar wykazał więcej ofensywnej inicjatywy, od razu robiło się groźnie. W 19 minucie przegrywający szybko rozegrali rzut wolny, którego na gola zamienił Marcin Rychta. Z kolei Maciek Lęgas miał chwilę później wyborną okazję by doprowadzić do remisu, lecz w doskonałej sytuacji posłał piłkę obok słupka. To dawało jednak nadzieję na drugą połowę, że nie wszystko jeszcze tutaj stracone. Tyle że finałowa odsłona zaczęła się podobnie jak pierwsza. To Sami Swoi mieli przewagę, łatwiej przychodziło im stwarzanie dogodnych okazji, a do tego faworytom dopisało szczęście. W 30 minucie Paweł Maliszewski poślizgnął się, tracąc futbolówkę na rzecz rywala, z czego Swojacy skrzętnie skorzystali i podwyższyli prowadzenie. W tym momencie Al-Mar nie miał już wyjścia i powoli przygotowywał się do wpuszczenia lotnego bramkarza. Defensywa SS dobrze się jednak broniła i każde zagrożenie neutralizowała już w zarodku. Z kolei tuż przed zakończeniem spotkania hat-tricka skompletował Mateusz Antoniak i było po zawodach. Przegrani polegli tutaj zasłużenie. Byli zbyt bojaźliwi i brakowało im podjęcia ryzyka, a na domiar złego kluczową bramkę stracili w wyniku pecha. Swojacy też wielkiego spotkania nie zagrali, ale po prostu nie zostali do tego zmuszeni. Wystarczyła solidność i równa gra wszystkich zawodników. Tylko tyle i aż tyle.

W zapowiedziach przed czwartą serią Damian Mularczyk prorokował, że rywalizacji Białowieskiej z Bad Boysami padnie dużo bramek. Nie pomylił się, nawet jeśli większość z nas była przekonana, że właśnie tak będzie, bo wszystkie dotychczasowe spotkania z udziałem Złych Chłopców to piłkarskie wojny, gdzie nikt nie kalkuluje. Teraz nie było wyjątku. Od samego początku oglądaliśmy żywy mecz, gdzie sytuacja zmieniała się z minuty na minutę. Początek należał do ekipy z Ostrówka, która po golach Konrada Bylaka i Adama Matejaka objęła dwubramkowe prowadzenie. Wyglądało to, jakby Białowieska nie przystąpiła odpowiednio skoncentrowana do spotkania, lecz w miarę upływu czasu wyglądało to coraz lepiej. Aż wreszcie przyszła 10 minuta, kiedy bramkę dla podopiecznych Darka Jaskłowskiego zanotował Adrian Zieliński. To trafienie wprowadziło pogubienie w obozie BB. Praktycznie do końca pierwszej połowy przewaga należała do Białowieskiej, która nabrała pewności w swojej grze i w 13 minucie mieliśmy już remis, a do meczowego protokołu wpisał się Kuba Bednarowicz. Ten sam zawodnik był również autorem ostatniego gola w tej odsłonie, gdy na kilkanaście sekund przed ostatnim gwizdkiem znowu pokonał Alberta Michniewicza i pozycja Białowieskiej przed finałową częścią spotkania zrobiła się bardzo dobra. Ale byliśmy pewni, że Bad Boys nie odpuszczą. W 26 minucie do wyrównania doprowadził świetnie grający Mateusz Domżalski, lecz za chwilę sędzia dyktuje rzut karny dla zespołu z Warszawy, którego na gola skutecznie zamienił Dominik Urbaniak. Nie mija 120 sekund, a lada moment mamy kolejnego karnego – tym razem po drugiej stornie boiska. Adam Matejak wygrywa wojnę nerwów z Krystianem Rytlem i jest 4:4. Wymiana ciosów trwa więc w najlepsze. W 32 minucie wybornej okazji nie wykorzystuje za to Michał Janiuk, który nie potrafił posłać piłki obok leżącego już na parkiecie Alberta Michniewicza. To się zemściło, bo prowadzenie dla BB odzyskał Adam Matejak, chociaż w tej samej akcji Białowieska reklamowała wślizg jednego z przeciwników. Nie miało jednak sensu wracanie do tej sytuacji, bo było dużo czasu na odrobienie straty jednego gola. Sztuka ta szybko udała się Kubie Bednarowiczowi, ale Źli Chłopcy zrewanżowali się trafieniem Michała Szczapy. Do końca spotkania zostało 6 minut, a losy meczu mógł definitywnie przechylić Adam Matejak, który w 36 minucie obił słupek. Białowieska grała już wtedy na dużym ryzyku, lecz mimo przewagi, jaką tworzyła sobie przy pomocy lotnego bramkarza, nie potrafiła ani razu zagrozić świątyni Alberta Michniewicza. Tym samym to Bad Boys mogli po ostatnim gwizdku wznieść ręce w górę w ramach triumfu, który na pewno kosztował ich sporo zdrowia. Zresztą – obydwie drużyny zostawiły na parkiecie mnóstwo sił i gdyby obydwie zostały za to nagrodzone w postaci punktu, byłoby to chyba najlepsze rozwiązanie.

Dość daleko od remisu było w kolejnym spotkaniu czwartej kolejki. Ostropol podejmował Team4Fun i chyba nikt o zdrowych zmysłach nie dawał ekipie Norberta Cioka większych szans w tej konfrontacji, biorąc pod uwagę dotychczasowe wyniki i styl zaprezentowany w meczach. Ale być może właśnie to, że trzykrotny mistrz NLH nic tutaj nie musiał spowodowało, iż zaprezentował się z naprawdę korzystnej strony i ze swojej postawy mógł być zadowolony. Zaczęło się zresztą sensacyjnie, bo w 3 minucie Bartek Rzeźnik przejął piłkę po stracie w rozegraniu akcji Ostropolu i strzałem na pustą bramkę dał Team4Fun prowadzenie. Obrońcy tytułu nic sobie z tego jednak nie robili i nadal grali swoje, będąc przekonanym, że efekty przyjdą. Tak też było. W 11 minucie niezawodny Mateusz Łysik strzela nie do obrony i jest już remis. W następnej akcji ładne rozegranie hokejowego zamka i Marcin Wojciechowski puentuje podanie Łukasza Trzaskowskiego, zmieniając wynik na 2:1. Ten sam zawodnik po raz drugi do meczowego protokołu wpisuje się po upływie kwadransa i sytuacja Team4Fun robiła się coraz gorsza. Ale gracze w czerwonych koszulkach nie rezygnowali ze sprawienia sensacji. W 18 minucie gola na 2:3 inkasuje Oskar Bajkowski i tutaj wszystko nadal jest możliwe. Przegrywający mogli jednak mówić o szczęściu, bo w 19 minucie żółtą kartkę obejrzał Bartek Rzeźnik, a Daniel Matwiejczyk stanął przed wyborną okazją przywrócenia Ostropolowi dwubramkowego prowadzenia. Jak na razie to nie jest jednak sezon MVP poprzedniej edycji, bo mimo że w tej konkretnej sytuacji bramkarz już siedział na parkiecie, to napastnik ze Stanisławowa i tak nie potrafił go pokonać. Na jego szczęście skutecznością tego wieczora imponował Marcin Wojciechowski. To on w 24 minucie zmienił rezultat na 4:2, a w następnej akcji w słupek strzelił Daniel Zembol. Team4Fun swoje okazje stwarzał tylko po błędach rywala i taki przytrafił się Mateuszowi Łysikowi w 25 minucie. Złe podanie, piłkę przejmuje Paweł Czerski i jest sam na sam z golkiperem, ale przegrywa to starcie, a za 60 sekund robi się 5:2 i jest po meczu. To, że przez kolejnych kilka minut nie padły tutaj żadne gole, jest w dużej mierze zasługą Czarka Łobodzińskiego, który bronił nawet w sytuacjach 2 na 1. To on przytrzymywał zespół przy życiu, a tlenu w płuca dodała też bramka z 36 minuty Bartka Rzeźnika. Na więcej przegrywających nie było stać, a Ostropol w ostatniej minucie ustalił wynik na 6:3 i odniósł czwarte kolejne zwycięstwo. Nie przyszło ono łatwo, można nawet rzec, że nadspodziewanie trudno jak na to, co sugerowałaby tabela. Pozostaje wierzyć, że taki Team4Fun będziemy widzieli co tydzień, bo tylko wtedy jest szansa, by pod koniec sezonu opuścić zagrożone rejony. Jedno jest pewne – zespół Norberta Cioka białej flagi jeszcze nie wywiesił!

Jeszcze na długo przed zakończeniem meczu numer trzy, zaczęli się zbierać uczestnicy kolejnego spotkania. Derby Marek zawsze elektryzują wszystkich, tym bardziej, że rok temu In-Plusowi w końcu udało się pokonać Niespodziankę, bo wcześniej obydwa starcia zapisali na swoje konto podopieczni Marcina Boczonia. Teraz faworytem też byli gracze Księgowych, nawet biorąc pod uwagę, że jedni i drudzy mieli przed tym spotkaniem taką samą liczbę punktów. Drużyna Patryka Gall sprawiała wrażenie bardziej stabilnej, ale Niespodzianka nie była tutaj na straconej pozycji. Tym bardziej, że w jej kadrze nie zabrakło Marcina Graczyka, który wyleczył już kontuzję barku, na mecz przyjechał też Adrian Górny a z nowych twarzy pojawił się Dawid Brewczyński. Z racji dużej liczby zawodników Niespodzianka zdecydowała się na grę dwiema czwórkami, z kolei In-Plus zmiany robił częściej. Wszystko to powodowało, że mecz był naprawdę bardzo ciekawy i chociaż padły w nim tylko dwa gole, to szkoda było odwracać wzrok z boiska, bo można było stracić coś ciekawego. Kapitalnie grali obydwaj bramkarze, a nawet gdy oni nie mieli już nic do powiedzenia, to piłka i tak nie wpadała do siatki. Tak było w 15 minucie, która była zresztą najbardziej intensywną ze wszystkich w pierwszej połowie. Najpierw okazję miał In-Plus, lecz Artur Szleżanowski nie zamknął podania Michała Madeja, a następnie rywale trafili w słupek. W 16 minucie Tomek Warszawski w dobrym stylu odbił uderzenie Adriana Rowickiego, natomiast tuż przed zakończeniem pierwszej części Patryk Szeliga minął już nawet Łukasza Bestrego, ale nie zmieścił piłki w siatce. Czyżby miało się okazać, że w ogóle nie zobaczymy tutaj goli? Prawdę mówiąc brak bramek nikomu (poza zainteresowanymi) nikomu nie przeszkadzał, ale wszyscy mieliśmy świadomość, jak wiele zmieni tutaj premierowe trafienie. Jedni i drudzy mieli swoje okazje także w drugiej połowie. Tym razem to Księgowi obili słupek, a w 29 minucie także poprzeczkę. Aż wreszcie sprawy w swoje nogi wziął Marcin Kur. Jego strzał z lewej nogi był niezwykle precyzyjny i Łukasz Bestry mógł jedynie odprowadzić piłkę wzrokiem. Niespodzianka zdawała sobie sprawę, w jak trudnej sytuacji się znalazła, ale nie zdążyła jeszcze przetrawić tego, co stało się przed chwilą, a ponownie skarcił ją Marcin Kur i tym sposobem In-Plus wygrał derby 2:0! Chcielibyśmy jednak pogratulować postawy jednym i drugim, bo było to kapitalne widowisko. Szkoda, że ktoś musiał tutaj polec, a że porażka w derbach zawsze boli podwójnie, to możemy się jedynie domyślać, że w żadnej innej szatni atmosfera nie była tak grobowa, jak w tej w której przebierali się Marcin Graczyk i spółka...

A po cienkim lodzie znów zdecydowała się balansować Stara Gwardia. Zespół Arka Choińskiego przeciwko KroosDe Team zagrał tylko z jednym zawodnikiem na zmianę, co mogło się bardzo źle skończyć. Faworytom nie udało się bowiem wyrobić sobie przewagi w trakcie spotkania, a to oznaczało, że wszystko musiało się zdecydować w końcówce, gdzie przynajmniej w teorii więcej sił mogli mieć rywale. Zanim jednak dojdziemy do finałowych fragmentów, przeanalizujmy to, co działo się wcześniej. Pierwsza połowa rozpoczęła się od bramki Rafała Radomskiego. To jednak wcale nie powinien być premierowy gol w spotkaniu, bo wcześniej 200% okazję zmarnował Paweł Nowacki, dla którego to był pierwszy mecz w tej edycji. Na szczęście w 11 minucie Gwardziści kapitalnie rozegrali rzut wolny, z którego gola zainkasował Marek Rogowski. Rezultat 1:1 przetrwał aż do 20 minuty, chociaż po drodze dogodne okoliczności do jego zmiany zmarnowali Łukasz Choiński (słupek) i Rafał Radomski. Właśnie wtedy na listę strzelców wpisał się Łukasz Choiński, a w następnej sytuacji na 3:1 miał obowiązek podwyższyć Paweł Nowacki. Gracz Gwardii oszukał już nawet bramkarza, lecz jego strzał z lewej nogi zatrzymał się na obramowaniu bramki. KroosDe Team mógł mówić o szczęściu, bo niewiele zabrakło, by w kilka chwil zmarnował wysiłek całej pierwszej połowy. A tak na początku drugiej szybko wyrównał – cała w tym zasługa indywidualnej szarży Mateusza Lewandowskiego. Faworyci na jednobramkowe prowadzenie wrócili w 27 minucie, gdy Łukasz Choiński wykorzystał rzut karny spowodowany przez Artura Radomskiego. Tyle że rywal czuł, iż to wcale nie jest spotkanie, które musi się skończyć jego porażką. Rafał Radomski i spółka poczynali sobie bardzo odważnie i w 30 minucie znowu wyrównali stan bramkowy. Zaczęło się więc końcowe odliczanie. Gwardzistów remis nie satysfakcjonował, więc ten zespół był bardziej aktywny, lecz mimo wielu okazji nie mógł znaleźć sposobu na Michała Wytrykusa. Z kolei dawna Szóstka potrafiła groźnie skontrować i na tym etapie nie sposób było przewidzieć, w którą stronę pójdzie to spotkanie. Wtedy sprawę w swoje nogi wziął Łukasz Choiński, który w 38 minucie skompletował hat-tricka, a swojej ekipie dał bezcennego gola przewagi. Tyle że KroosDe Team miał dwie wyborne okazje, by odwrócić losy spotkania! Najpierw Mateusz Lewandowski strzelił w słupek, a później Kamil Melcher nie zdołał z najbliższej odległości pokonać Mateusza Baja! Te niewykorzystane szanse zemściły się, bo Gwardia w akompaniamencie ostatniego gwizdka dołożyła gola numer 5. Bez Mikołaja Tokaja i Rafała Barzyca triumfatorzy męczyli się okrutnie i naprawdę szczęśliwie doprowadzili do pozytywnego finału. KroosDe Team spokojnie mógł tutaj zremisować, ale w decydujących fragmentach zawiodła go skuteczność i marzenia o sprawieniu sensacji uleciały bezpowrotnie...

Video z czwartkowych zmagań znajdziecie poniżej. Na jego podstawie uzupełniliśmy asysty w protokołach meczowych. Jeśli widzicie jednak jakikolwiek błąd – dajcie znać. Wywiady przeprowadziliśmy po czwartym spotkaniu, a przepytywani byli Michał Madej (In-Plus) oraz Adrian Rowicki (Niespodzianka). W materiał wkradł się mały błąd - pierwsza bramka dla Team4Fun została źle podpisana. Przepraszamy Bartka Rzeźnika, ale skopiowaliśmy autora gola z innego spotkania.

Jak zwykle video jest dostępne w jakości HD. Wystarczy że kołowrotkiem ustawicie opcję 720p HD i będziecie mogli cieszyć wzrok najwyższej jakości obrazem. Tuż obok jest również opcja "obejrzyj w witrynie youtube.com" - uruchomcie ją, jeśli podczas oglądania na stronie przycina Wam się obraz. Za każdą subskrypcję czy polubienie materiału na stronie YT - z góry dziękujemy!

Komentarze użytkowników: