fot. © Google

Opis i skróty siódmej kolejki pierwszej ligi!

12 lutego 2018, 17:12  |  Kategoria: Video  |  Źródło: inf.własna  |   dodał: roberto  |  komentarze:

Pierwsze potknięcie w sezonie zaliczyła Stara Gwardia. O ile oczywiście remis z trzykrotnym mistrzem rozgrywek można uznać za wpadkę.

Na porażkę nie mogły sobie za to pozwolić Białowieska i KroosDe Team. Obydwie ekipy nadal są w grze o zrealizowanie własnych celów, czyli w przypadku ekipy z Warszawy o utrzymanie, a tej z Duczek o zgarnięcie trzeciego miejsca. Więcej szans dawaliśmy tym drugim, którzy po pokonaniu Samych Swoich nabrali dodatkowej pewności siebie i nawet nieobecność Rafała Radomskiego niewiele tutaj zmieniała. Tym bardziej, że Darek Jaskłowski nie mógł skorzystać z Kuby Bednarowicza i Marcina Krucza, ale do dyspozycji był za to Kamil Jaskłowski. Sam mecz, chociaż trzymał w napięciu do samego końca, nie należał do najbardziej efektownych. Zdecydowaną przewagę w posiadaniu piłka miała Białowieska, ale z przełożeniem jej na sytuacje bramkowe był problem. Do tego trzeba było uważać na groźne kontry przeciwników, bo wiadomo, że gdy piłkę przejmuje Mateusz Lewandowski czy Kamil Melcher, to w pełnym biegu trudno ich zatrzymać. Na pierwszego gola czekaliśmy do 9 minuty – wtedy chytrym strzałem z rzutu wolnego popisał się Dominik Urbaniak i zaskoczony Michał Wytrykus przepuścił piłkę. W 15 minucie wygrywający mieli okazję na podwyższenie wyniku, lecz świetnych okoliczności nie wykorzystał Damian Mularczyk. Wynik 1:0 utrzymał się do końca pierwszej połowy, ale na początku drugiej powinien ulec zmianie. Sędzia podyktował bowiem rzut karny dla KroosDe, lecz Mateusz Lewandowski przegrał pojedynek z Krystianem Rytlem! To na dłuższy czas załamało postawą dawnej Szóstki, ale rywal nie był w stanie tego wykorzystać. Można było odnieść wrażenie, iż Białowieska jest zadowolona z prowadzenia i nie za bardzo zależy jej na podjęciu ryzyka i zdobyciu gola nr 2. Skorzystał na tym oponent. W 34 minucie Michał Wytrykus podał do Kamila Melchera, a że Kamil Jaskłowski poślizgnął się na parkiecie, to rywal miał otwartą drogę do bramki i za chwilę cieszył się z gola. Apogeum euforii nastąpiło w obozie z Duczek za 4 minuty. Wtedy w podbramkowym zamieszaniu Mateusz Lewandowski odnalazł wolnego Konrada Kupca a ten nie miał prawa się pomylić i zrobiło się 2:1! Ale to był dopiero początek emocji. W kolejnej akcji głupią żółtą kartkę za zagranie ręką łapie asystent przy poprzednim golu, a Białowieska wykorzystuje grę w przewadze i znowu jest remis! Z kolei w 40 minucie jedni i drudzy mają okazję, by zadać decydujący cios. Najpierw w słupek trafia z bliska Antek Janiuk, a po drugiej stronie boiska KroosDe Team ma sytuację 3 na 1, ale gracze w czerwonych koszulkach cudem ratują się od utraty gola i mecz kończy się podziałem punktów. Czy zasłużonym? Wydaje się że tak, chociaż obydwie ekipy pewnie jeszcze do dziś odczuwają po nim ogromny niedosyt.

Remis KroosDe Team był świetną informacją dla In-Plusu. Księgowi, przy założeniu zwycięstwa nad Bad Boys Ostrówek, mogli mieć tylko w swoich rękach sprawę najniższego stopnia podium. Ale – jak to mają w zwyczaju – nie skorzystali z niej. Nie dali sobie nawet takiej okazji, bo nie dość, że na swój mecz przyjechali bardzo spóźnieni, to w sile zaledwie sześciu zawodników, gdzie jednym z nich był kapitan, który zwykle wchodzi na parkiet przy wysokich prowadzeniach własnej ekipy. To nie zapowiadało dobrego wyniku ze Złymi Chłopcami, a po 9 minutach spodziewaliśmy się pogromu markowian, bo wynik brzmiał wtedy 4:0 dla zawodników z Ostrówka! Mogło być zresztą wyżej, ale fantastycznie między słupkami spisywał się Tomek Warszawski. Tyle, że jego dobra postawa tak naprawdę nic tutaj nie dawała. W garść musieli się wziąć przede wszystkim zawodnicy z pola i po mniej więcej kwadransie, gracze w niebieskich koszulkach w końcu przypomnieli sobie, o co tutaj walczą. Poza tym nie mieli nic do stracenia a gdy zdobyli pierwszego gola, od razu poszli za ciosem. Coś niedobrego stało się wtedy z Bad Boys, którzy chyba nie spodziewali się, że ze strony rywali grozi im jeszcze jakiekolwiek zagrożenie i w 19 minucie wynik brzmiał już tylko 3:4! A do przerwy mógł być nawet remis, bo w ostatniej akcji tej połowy Marcin Kur trafił w słupek. Co się jednak odwlekło to nie uciekło. Na początku drugiej części spotkania Szymon Miszkurka po raz czwarty zmusza do kapitulacji Alberta Michniewicza i In-Plus dogania Złych Chłopców! W tamtej chwili pomyśleliśmy sobie, że jeśli Adam Matejak i spółka przegrają ten mecz, to będzie to jedna z z najbardziej fatalnych porażek w historii NLH. Ale podopieczni Grześka Kurka w końcu się obudzili. W 26 minucie Adam Matejak przełamał serię Księgowych, a dwie minuty później na 6:4 podwyższył Mateusz Domżalski. In-Plus nie złożył broni i potrafił zmniejszyć straty do jednego trafienia za sprawą Patryka Szeligi. To był jednak łabędzi śpiew w wykonaniu podopiecznych Patryka Gall. Po zawodnikach było widać ogromne zmęczenie i brak powrotu do obrony dawał okazję do zdobywania łatwych goli przez Bad Boys, którzy nie omieszkali korzystać z prezentów. Ostatecznie beniaminek pierwszej ligi wygrał 9:6 i właśnie zapewnił sobie udział w najwyższej klasie rozgrywkowej NLH także za rok. Czwartkowy mecz nie będzie jednak najmilszym wspomnieniem, bo na własne życzenie Źli Chłopcy zafundowali sobie mały horror, a losy tego spotkania mogli spokojnie przechylić już po kwadransie. Najważniejsze było jednak zwycięstwo. Chwała z kolei In-Plusowi że walczył do końca, a największe brawa dla bramkarza markowian, broniącego czasami w nieprawdopodobnych sytuacjach. Szkoda, że Księgowi nie mieli tutaj szerszej ławki rezerwowych, ale czy wiedząc jak wyglądało to u nich poprzednich sezonach, naprawdę powinniśmy się dziwić, że właśnie w taki sposób pozbawili się szans na medal?

A żeby pozostać w grze o podium, środowej potyczki nie mogli przegrać Sami Swoi. Wiadomo, że ten zespół stać na pokonanie każdego, aczkolwiek morale w zespole po klęsce z KroosDe Team nie były na najwyższym poziomie. Sprawę komplikowała także klasa rywala, którym był wicelider rozgrywek czyli Stara Gwardia. Gwardziści praktycznie we wszystkich swoich spotkaniach wygrywali minimalnie i mimo wielu dogodnych okazji praktycznie ani razu nie dali sobie możliwości, by w końcówce ze spokojem oczekiwać na finałowy gwizdek. Teraz, pod nieobecność Marka Rogowskiego, też się na to nie zapowiadało, tym bardziej, że po drugiej stronie boiska nie zabrakło choćby Adama Pazio. Ten zawodnik był zresztą bohaterem tragicznym całego spotkania. Zacznijmy od tego, że po pierwszej połowie Gwardia prowadziła 4:2. Ten dobry wynik uzyskała mimo dwóch kar czasowych dla swoich zawodników i wydawało się, że w drugiej połowie wystarczy jak skupi się na kontratakach, a spokojnie dowiezie czy nawet powiększy swoją przewagę nad konkurentami. Ale finałowa część spotkania zaczęła się dla faworytów fatalnie. Nie pierwsze w tym meczu nieporozumienie na linii bramkarz – obrońcy wykorzystał Adam Pazio i to był początek koncertu, jaki ten gracz przez kolejnych kilka minut zafundował wszystkim obserwatorom. W 24 minucie najpierw doprowadził on do wyrównania, a następnie dał prowadzenie Swojakom, z kolei w 26 minucie idealnie obsłużył Piotrka Stańczuka i z 2:4 zrobiło się 6:4! Stara Gwardia musiała podjąć radykalne kroki i wymieniła bramkarza na Pawła Nowackiego, co zaczęło przynosić tymczasowe efekty. Po dwóch akcjach, w których główne roli odegrali Mikołaj Tokaj i Rafał Barzyc, na tablicy świetlnej ponownie zawitał remis. Ale na krótko, bo będący w niesamowitym gazie Adam Pazio znowu oszukał obronę rywali i to Sami Swoi byli bliżej trzypunktowej zdobyczy. Ale za chwilę zaczął się ich dramat. Drugą żółtą kartkę otrzymał wspomniany Adam Pazio, a to oznaczało, że przez pięć minut zespół z Kobyłki musiał sobie radzić w osłabieniu! Wszyscy wiemy jakie to mogło mieć konsekwencje, zwłaszcza w obliczu umiejętności Gwardii gry w ataku pozycyjnym. Ale bracia Choińscy i spółka tego wieczora prezentowali się wyjątkowo nieporadnie. Mając zawodnika przewagi pozwolili bowiem zdobyć bramkę Arturowi Pazio i na kilka chwil przed końcem mieli do odrobienia aż dwa gole! Do roboty wzięli się błyskawicznie i szybko zdobyli bramkę na 7:8, a następnie wyrównującą. Do końca zostało wtedy nieco ponad 120 sekund i większość kibiców oczyma wyobraźni widziało pewnie kolejne trafienie dla wiceliderów rozgrywek. Było tego blisko, bo w 40 minucie w poprzeczkę trafił Rafał Wielądek! Później był jeszcze rzut wolny z bliskiej odległości dla Gwardii, ale i on nie przyniósł efektu i mecz zakończył się podziałem „oczek”. I ciężko stwierdzić, czy ktoś mógł być z niego zadowolonym bardziej lub mniej. Bracia Choińscy już kilka razy "ślizgali się" w tym sezonie i teraz też byli tego blisko, chociaż gdyby nie kara dla Adama Pazio, pewnie by przegrali. Na zwycięstwo na pewno jednak nie zasługiwali, nawet biorąc pod uwagę, że kilka goli oddali rywalom za darmo, po fatalnych błędach w obronie. Zwykle potrafili nadrobić to w ataku, lecz ten też nie funkcjonował jak trzeba. To powoduje, że przeciwko Al-Marowi zespół z Rembertowa musi wygrać, bo inaczej ostatni mecz z Ostropolem może być o przysłowiową pietruszkę. Co do Samych Swoich, to ten punkt wzniecił płomień nadziei na trzecie miejsce, ale była duża szansa na całą pulę. Szkoda kartek Adama Pazio, lecz mimo ogromnego szacunku do umiejętności tego gracza, to nie jest pierwszy raz, gdy łapie on bardzo „szkolne” upomnienia. Nie zmienia to faktu, że gdyby nie on, to o remisie Swojacy mogliby tutaj co najwyżej pomarzyć.

Duże emocje towarzyszyły także kolejnemu starciu. Team4Fun podejmował Al-Mar, więc był to pojedynek zespołów uwikłanych w walkę o utrzymanie i jedni i drudzy zdawali sobie sprawę, ile może w kontekście tej batalii znaczyć czwartkowe zwycięstwo. Zdecydowanie bardziej potrzebowała go ekipa Norberta Cioka, mająca na swoim koncie tylko jeden punkt. I ta rywalizacja zaczęła się dla niej bardzo pomyślnie – w 5 minucie Bartek Rzeźnik wykorzystał podanie Jacka Moryca i gracze w czerwonych koszulkach szybko objęli prowadzenie. Utrzymywali je przez kolejnych siedem minut, bo właśnie wtedy prosty błąd przytrafił się golkiperowi T4F, Pawłowi Czerskiemu. Golkiper trzykrotnych mistrzów NLH, który od pewnego czasu przejął obowiązki bronienia dostępu do bramki od Czarka Łobodzińskiego, stracił piłkę na rzecz Łukasza Godlewskiego a ten nie miał kłopotów z umieszczeniem jej w opuszczonej świątyni rywali. Remis 1:1 długo na tablicy świetlnej nie przetrwał. Po golach Norberta Cioka i ponownie Łukasza Godlewskiego momentalnie zmienił się on w 2:2, a tuż przed przerwą niewiele brakowało by Al-Mar po raz pierwszy wyszedł na prowadzenie, ale Paweł Czerski heroiczną interwencją nie dał okazji do radości Marcinowi Rychcie. Ale co się nie udało beniaminkowi wtedy, udało się na początku drugiej połowy. To był okres mądrej gry drużyny z Wołomina, która udokumentowała to dwoma trafieniami, na które Team4Fun odpowiedział tylko jednym. Rezultat 4:3 wciąż pozostawiał otwartą sprawę zwycięstwa, ale wtedy znowu nie popisał się Paweł Czerski. Najpierw sprezentował kolejną bramkę Łukaszowi Godlewskiemu a później zarobił czerwoną kartkę za faul taktyczny i stało się jasne, że Team4Fun ten mecz będzie musiał spisać na straty. Al-Mar bezlitośnie wykorzystał grę o jednego więcej, zdobył kilka bramek pod rząd a finałowa syrena oznajmiła, że ekipa Marcina Rychty właśnie zapewniła sobie utrzymanie! Pewnie więcej było takich, którzy wieszczyli chłopakom szybki powrót do drugiej ligi, ale Al-Mar wykazał się niesamowitą skutecznością w meczach, w których miał realną szansę na zwycięstwo. Pokonał Białowieską, Niespodziankę i Team4Fun i gdy cały ten tercet nadal musi drżeć o pierwszoligowy byt, bracia Rychta i spółka właśnie skończyli z oglądaniem się za siebie w tabeli. Brawo!

A najbardziej jednostronny z czwartkowych meczów przypadł na ostatni. Końcowy wynik czyli 7:3 może nie wskazywać na to, że Ostropol nie miał najmniejszych kłopotów z Niespodzianką, ale ta dość niska różnica bramek to tylko „zasługa” faworytów, którzy już po 2 minutach prowadzili 2:0 i wiedzieli, że przeciwnik nie jest w stanie zrobić im krzywdy. Podopieczni Marcina Boczonia chyba też w to nie wierzyli, albowiem w pierwszej połowie nie oddali ani jednego celnego strzału na bramkę Mateusza Łysika, a że sami zostali jeszcze pokonani dwukrotnie, to nie było szans na cud. Wynik oraz pełna kontrola nad boiskowymi wydarzeniami spowodowały, że w drużynie ze Stanisławowa doszło do zmiany na pozycji bramkarza. Między słupki wskoczył Marcin Milerski, z kolei wspomniany Mateusz Łysik powędrował do pola. Dalecy jesteśmy od stwierdzenia, że miało to swoje konsekwencje, ale Niespodzianka na początku finałowej części zaczęła się prezentować trochę lepiej i po dwóch bramkach Bartka Świniarskiego zmniejszyła straty. Co więcej – w 26 minucie Krzysiek Lewicki doskonale urwał się pilnującym go obrońcom i miał przed sobą tylko bramkarza! Gdyby wtedy zdobył gola, to w dalszej części meczu mogło być bardzo ciekawie, ale strzelił wprost w Marcina Milerskiego i markowianom nie udało się dojść oponentów na jedno trafienie. Kolejnej szansy już nie dostali, a gdy w 31 minucie Bartek Malesa pokonał Łukasza Bestrego, nie było wątpliwości co do dalszego rozwoju wypadków. Zespół Mirka Ostrowskiego za chwilę wykorzystał też grę w przewadze, po żółtej kartce dla Andrzeja Pietruchy i szybko zrobiło się 7:2, na co markowianie odpowiedzi jednym trafieniem i musieli się pogodzić z szóstą porażką w tegorocznej kampanii. Czy są w stanie jeszcze uratować się od spadku w drugoligową otchłań? Teoretycznie tak, aczkolwiek muszą się maksymalnie spiąć na dwie ostatnie kolejki i liczyć nie tylko na siebie, ale też na porażki będącej tuż nad nimi Białowieskiej. Z kolei Ostropol zapewnił sobie przynajmniej srebrny medal jedenastej edycji. Zrobił to bez większego wysiłku, chociaż teraz musi być czujny, bo w najbliższej serii nie będzie mógł skorzystać z wykartkowanego Daniela Matwiejczyka, a wygląda na to, że nadal kontuzjowany jest Marcin Wojciechowski. Ale lepiej jeśli zabraknie ich teraz, niż gdyby mieli być nie do gry 1 marca.

Video z czwartkowych zmagań znajdziecie poniżej. Na jego podstawie uzupełniliśmy asysty w protokołach meczowych. Jeśli widzicie jednak jakikolwiek błąd – dajcie znać. Wywiadów - ze względu na duże opóźnienia - tym razem nie przeprowadzaliśmy. Skróty z meczów są w zamian dłuższe niż zwykle.

Jak zwykle video jest dostępne w jakości HD. Wystarczy że kołowrotkiem ustawicie opcję 720p HD i będziecie mogli cieszyć wzrok najwyższej jakości obrazem. Tuż obok jest również opcja "obejrzyj w witrynie youtube.com" - uruchomcie ją, jeśli podczas oglądania na stronie przycina Wam się obraz. Za każdą subskrypcję czy polubienie materiału na stronie YT - z góry dziękujemy!

Komentarze użytkowników: