fot. © www.nocnaligahalowa.pl

Znamy drugiego finalistę - Ostropol na drodze Swojaków!

16 lutego 2018, 18:36  |  Kategoria: Ogólna  |  Źródło: inf.własna  |   dodał: roberto  |  komentarze:

Tego w sumie można się było spodziewać. Zespół ze Stanisławowa wygrał czwartkowe zmagania i to on będzie finałowym przeciwnikiem Samych Swoich!

Emocje związane z grupami ćwierćfinałowymi C i D zaczęły się jeszcze przed ich startem. Okazało się bowiem, że drużyna Bomba Boys w związku z ogromnymi problemami kadrowymi, nie będzie w stanie podjąć rywalizacji. Próbowaliśmy w ich miejsce dać szansę innej ekipie, ale ponieważ wszystko odbywało się na wariackich papierach, ostatecznie odpuściliśmy. Musieliśmy być odpowiedzialni, bo gdybyśmy faktycznie znaleźli zespół zastępczy, a ten nie potraktowałby sprawy poważnie, to mogliśmy wypaczyć np. zabawę w króla strzelców. Zdecydowaliśmy więc, że lepiej jedna drużyna mniej niż wprowadzanie niepotrzebnego zamieszania.

W grupie C o dwa miejsca premiujące awansem walczyły więc trzy zespoły: WLSP, Białowieska i KroosDe Team. Pierwszy mecz rozegrali między sobą aktualni liderzy drugiej ligi oraz ekipa Darka Jaskłowskiego. Mecz skończył się wynikiem 1:0 dla Białowieskiej, chociaż trzeba sobie uczciwie powiedzieć, że było w tym sporo szczęścia. Podopieczni Pawła Buli mieli dużą przewagę i sporo dogodnych okazji do zdobycia bramki, lecz totalnie zawodziła ich skuteczność. Wygrani, chociaż dopisali do swojego konta trzy punkty, też nie byli w pełni zadowoleni. To efekt kontuzji Kamila Jaskłowskiego, który po zdobyciu gola i kontakcie z bramkarzem przeciwnika, tak niefortunnie upadł na parkiet, że doznał kontuzji barku. To uniemożliwiło mu dalszą grę i na pewno miało jakiś wpływ na porażkę w drugim spotkaniu z KroosDe Team. Wynik 2:1 oznaczał, że WLSP przed starciem z dawną Szóstką musiało wygrać dwiema bramkami. To nie było zadanie ponad umiejętności drużyny w czerwonych koszulkach, ale i tutaj dała o sobie znać kiepska precyzja. Dwukrotnie mistrzowie NLH w trakcie 10 minut zdobyli tylko jednego gola a przez mniejszą liczbą strzelonych bramek musieli pożegnać się z Pucharem. Z kolei Białowieska i KroosDe Team zakończyły rywalizację z identycznym bilansem, przez co zarządziliśmy rzuty karne, które miały przesądzić o finalnym kształcie tabeli. Lepsi okazali się gracze z Duczek i to oni zajęli pierwsze miejsce w stawce.

W grupie D działo się jeszcze więcej. Niestety nie zawsze były to pozytywne emocje, bo nie brakowało czerwonych kartek, pretensji, a jeden z zespołów na pewien czas zszedł nawet z parkietu. Zacznijmy jednak od początku. W pierwszej serii padły dwa remisy – Bad Boys mimo prowadzenia 2:0 podzielili się punktami z Progresso, z kolei mądrze broniący się In-Plus nie dał się ograć Ostropolowi, a bramkę na wagę punktu zdobył wtedy, gdy grał o jednego mniej. W drugiej serii Księgowi podejmowali Złych Chłopców. Ci drudzy, chociaż grali bez Adama Matejaka, nie dali się ferajnie Patryka Gall i mimo że przegrywali 0:1, odwrócili losy spotkania, wygrywając 2:1. Jedną z bramek zdobyli po rzucie wolnym, który rozegrali bez gwizdka sędziego, co zaskoczyło defensywę i bramkarza markowian. Księgowi o tę sytuację mieli ogromne pretensje, jakkolwiek nikt w niej nie był bardziej winny niż oni sami, bo sędzia nie dał znaku, że gra będzie wznawiana od gwizdka, z czego przeciwnik skorzystał. Nawet dziś opowiedzieliśmy o tej sytuacji innemu arbitrowi, który przyznał absolutną rację koledze po fachu, co potwierdza również nasze spostrzeżenia, że większość zawodników w amatorskich rozgrywkach ma swoje zasady, oczywiście niepotwierdzone żadnym merytorycznym argumentem, nie wspominając o akapicie z zasad gry w piłkę nożną. I o ile w tym przypadku jednoznacznie stoimy po stronie sędziego, to według nas jego inna decyzja miała wpływ na wynik kolejnego spotkania. Progresso remisowało do ostatnich sekund z Ostropolem, ale po faulu blisko pola karnego, Daniel Matwiejczyk ułatwił sobie zadanie związane ze strzałem, stawiając piłkę w znacznie dogodniejszej dla siebie odległości (przynajmniej 3 metry od rzeczywistego miejsca zdarzenia), co zupełnie zaskoczyło graczy z Radzymina, którzy nie mając możliwości reakcji, stracili gola. Osobną kwestią jest zachowanie ich bramkarza Kamila Żmijewskiego, bo nawet taka decyzja nie powinna się spotkać ze słowami jakie usłyszeli chyba wszyscy obecni na hali. Progresso ulegając 1:2 musiało w ostatniej kolejce wysoko wygrać z In-Plusem, by nadal mieć nadzieję na awans. I tutaj znowu doszło do kontrowersji. Gdy Bartek Balcer i spółka objęli prowadzenie, Michał Madej w prawdopodobnie niewybrednych słowach (nie weryfikowaliśmy dokładnie w jakich) odniósł się do sędziego. A przynajmniej tak zinterpretował to arbiter, że słowa były kierowane właśnie do niego, podczas gdy winowajca zarzekał się, iż chodziło o bramkarza. Arbiter nie dał się przekonać i wyrzucił gracza In-Plusu z boiska i tę sytuację także omawialiśmy z innym arbitrem. Jeżeli słowa były nieparlamentarne (a domyślamy się, że takie były) to bez względu na to, do kogo były kierowane, sędzia miał prawo wyrzucić Michała Madeja z boiska. Nie możemy jednak wykluczyć, że rozjemca prawidłowo zinterpretował odbiorcę „wiązanki”. Na tym się nie skończyło, bo ukarany miał jeszcze dużo do powiedzenia sędziemu i akurat te słowa naszej uwadze nie uszły. Nie jest to niestety pierwszy występek Michała, bo kiedyś został już zdyskwalifikowany na bodajże 4 spotkania za podobne zachowanie, dlatego niedługo podamy oficjalną decyzję co do tego gracza. Gdy emocje trochę opadły, za chwilę według In-Plusu sędzia znowu się pomylił odgwizdując wślizg Tomka Warszawskiego, aczkolwiek i w tym przypadku arbiter – naszym zdaniem – miał prawo interweniować. Sam bramkarz opuścił plac gry a to wszystko spowodowało, że Progresso zdobyło dwie łatwe bramki i wygrywając 3:0, zmusiło Bad Boysów do przynajmniej remisu z Ostropolem. Ale przybysze z Ostrówka nie dali rady – mimo dobrej gry przegrali 0:2 i dla nich Puchar Ligi został zakończony.

Na szczęście dalsza faza była już znacznie spokojniejsza. W pierwszym meczu półfinałowym KroosDe Team dość gładko wypunktował Progresso. Pierwszoligowcy grali bardzo konsekwentnie w obronie, groźnie kontratakowali i praktycznie wszystkie gole zdobyli w podobny sposób. Tak naprawdę to już po kilku minutach wiedzieli, że zagrają w finale, a ich przeciwnikiem miał być ktoś z pary Białowieska – Ostropol. Tutaj zaczęło się wszystko sensacyjnie. Faworyci grali jak zwykle z wysoko wysuniętym Mateuszem Łysikiem, lecz w 2 minucie przytrafił im się błąd w rozegraniu, a Białowieska oddała strzał z dalszej odległości, który golkiper Ostropolu zatrzymał ręką. Decyzja mogła być tylko jedna – czerwona kartka! Zespół z Warszawy wydawał się mieć w tym momencie komfortową sytuację. Rywal stracił swoje kluczowe ogniwo, a dodatkowo przez pięć minut musiał grać w osłabieniu. I gdy już niemal wszyscy widzieli Białowieską w finale, zrobił się problem. Gracze w czerwonych koszulkach nie mieli pomysłu jak rozerwać dobrze ustawioną defensywę Ostropolu i chociaż udało im się (bo tak to trzeba nazwać) zdobyć jedną bramkę, to pod koniec kary ich nieudolność dała możliwość łatwego trafienia Bartkowi Malesie. A gdy siły się wyrównały, to poddenerwowana Białowieska zaczęła popełniać kolejne fatalne w skutkach błędy i przegrała aż 2:4. Przegranym zabrakło spokoju, chociaż dalecy jesteśmy by ich ganić. Moglibyśmy od nich wymagać, gdyby na placu gry byli Kamil Jaskłowski czy Dominik Urbaniak – bez nich atak pozycyjny Białowieskiej po prostu nie mógł funkcjonować tak jak w tych okolicznościach powinien.

Około godziny 23:30 rozpoczęliśmy z kolei finał. W lidze Ostropol nie dał najmniejszych szans KroosDe Team, ale na przestrzeni 10 minut mogło się zdarzyć wszystko. Tym bardziej, że w tym spotkaniu nie mógł wystąpić Mateusz Łysik, lecz z perspektywy czasu możemy ocenić, iż obecność między słupkami Marcina Milerskiego była dla graczy ze Stanisławowa błogosławieństwem. W ogóle sam pomysł, by zabrać na Puchar rezerwowego bramkarza okazał się strzałem w dziesiątkę, bo Marcin bronił bardzo dobrze i jak się okazało – wprowadził liderów pierwszej ligi do wielkiego finału. Po 10 minutach gry nie było bowiem rozstrzygnięcia, chociaż na kilkanaście sekund przed końcem, idealną okazję zmarnował Łukasz Trzaskowski. O wszystkim musiały zdecydować rzuty karne. Idealnie dla faworytów rozpoczął je Bartek Malesa, który pokonał Michała Wytrykusa. W odpowiedzi Marcin Milerski świetnie obronił uderzenie Rafała Radomskiego, a w jego ślady poszedł golkiper KroosDe Team, odbijając strzał Filipa Górala. Drugą serię zamykał Mateusz Lewandowski, lecz i jego popularny „Miler” fantastycznie "przeczytał"! Stało się więc jasne, że jeśli Daniel Matwiejczyk zdobędzie bramkę, to dojdzie do powtórki finału Pucharu Ligi z dziewiątej edycji. I tak się stało - pewny strzał, gol i Ostropol wciąż ma szansę na podwójną koronę w sezonie 2017/18!

Tym samym do rozegrania został nam w Pucharze tylko jeden mecz. Odbędzie się on uroczystym zakończeniu, którego termin podamy wkrótce. Zagramy 1x15 minut. Więcej szczegółów podamy w miarę zbliżania się terminu.

Dziś rano zaktualizowaliśmy też klasyfikację strzelców. Musieliśmy odjąć jednego gola Pawłowi Gołaszewskiemu, bo w związku z brakiem Bomba Boys, chcąc wyrównać szansę, nie liczyliśmy goli zdobytych z ostatnimi drużynami z grup ćwierćfinałowych. W tym momencie liderem strzelców jest więc Daniel Matwiejczyk.

Na koniec dziękujemy wszystkim drużynom – także tym spoza ligi - za udział w Pucharze. Teraz wracamy do Ligi i dwóch ostatnich kolejek. Terminarz jest już dawno rozpisany, dlatego liczymy na 100% frekwencję począwszy od najbliższego poniedziałku.

Komentarze użytkowników: