fot. © Google

Opis i skróty ósmej kolejki trzeciej ligi!

25 lutego 2018, 14:50  |  Kategoria: Video  |  Źródło: inf.własna  |   dodał: roberto  |  komentarze:

Zakończył się piękny sen Antykwariatu. Dar-Mar sprowadził na ziemię drużynę Łukasza Głażewskiego i to on – wspólnie z Progresso – zagra za rok w drugiej lidze.

Większość wtorkowych meczów charakteryzowała się bardzo jednostronnym przebiegiem. Taki był chociażby pierwszy mecz, w którym mierzyli się ze sobą Bomba Boys i Sokoły. Tutaj walka szła o utrzymanie, więc spodziewaliśmy się zaciętej walki od początku do końca, a zamiast tego otrzymaliśmy strzelecką kanonadę i można powiedzieć, że Bombowi Chłopcy wysadzili w powietrze swoich konkurentów. To spotkanie od samego początku nie układało się zielonkowskim weteranom, którzy po kilkudziesięciu sekundach przegrywali 0:1, a później nie wyglądało to dużo lepiej. Rywale grali szybko, kombinacyjnie, a to wprowadzało ogromne zamieszanie w szykach obronnych graczy w żółtych koszulkach i po pierwszej połowie wynik brzmiał już 6:1. Mogło być wyżej, bo faworyci mieli jeszcze dwa słupki i kilka innych okazji, ale zdawali sobie sprawę, że co nie udało im się w premierowej odsłonie, mogą dołożyć w drugiej. Ta rozpoczęła się z kolei od gola dla Sokołów Chrystiana Karczewskiego, na co Bomba odpowiedziała dwiema bramkami, po czym znowu Kamil Kijewski musiał wyciągać piłkę z siatki po trafieniu Chrystiana Karczewskiego. Rezultat brzmiał wtedy 8:3 i nie spodziewaliśmy się, że w ostatnim kwadransie gole będzie tutaj zdobywała już tylko jedna ekipa. Podopieczni Mateusza Nowaczyńskiego nie zmarnowali okazji do solidnego podreperowania swoich statystyk i dzięki serii wygranej aż 7:0, łącznie zanotowali wiktorię różnicą aż dwunastu bramek. Chyba nikt nie przypuszczał, że beniaminkowi NLH triumf przyjdzie tutaj tak łatwo. Wręcz przeciwnie – po wygranej z Multi-Mediką, wydawało nam się że Sokoły będą chciały pójść za ciosem, a skończyło się dla nich pogromem. Dzięki temu zwycięstwu Bomba Boys zapewnili sobie udział w trzeciej lidze także w przyszłorocznej kampanii, z kolei miejscowi prawdopodobnie będą musieli pożegnać się z tym poziomem. Nie dość bowiem, że potrzebują porażki będących tuż nad nimi w tabeli Atomowych Orzechów, to jeszcze sami muszą wygrać z MK-BUDem. Tym samym, który Bombę Boys pokonał 4:0...

Kolejną wysoką porażkę poniósł za to Promil. Z Antykwariatem ta drużyna rozegrała niezłe pierwsze 15 minut – później dała sobie strzelić kilkanaście goli i zanotowała jedną z najbardziej przykrych porażek w NLH. Mieliśmy nadzieję, że z Piorunem będzie to wyglądało lepiej i w sumie chyba możemy tak napisać, bo tym razem chęci, energii i umiejętności, przybyszom z Woli Rasztowskiej starczyło na całą pierwszą połowę. Co prawda także przegrywali po niej z Piorunem 0:2, ale nie można się było do ich gry przyczepić. Gdyby nie gol samobójczy z ósmej minuty, to tutaj długo mogło być bez bramek, ale ta bramka oraz druga, stracona niemal równo z końcową syreną spowodowały, że w finałowej odsłonie zespół Tomka Kryszkiewicza niestety mocno spuścił z tonu i był tylko tłem dla rozpędzającego się przeciwnika. W obozie Pioruna widać było determinację i walkę o każdą bramkę, a prym wiedli Łukasz Migała oraz Piotr Pikulski. Z nimi defensywa Promila miała najwięcej problemów i chociaż Darek Waś jak zwykle dwoił się i troił, to nie był w stanie powstrzymać wszystkich ataków zespołu z Rembertowa. Piorun konsekwentnie dążył do podwyższania stanu posiadania a zadowolił się dopiero wtedy, gdy w 35 minucie osiągnął barierę dwucyfrową. Rywali stać było tylko na dwa gole, obydwa autorstwa Łukasza Polaka i ta porażka niestety przypieczętowała los przegranych, którzy nie mają już żadnych szans na pozostanie w trzeciej lidze. Trudno to nazwać zaskoczeniem – tak naprawdę o wszystkim zadecydował przegrany mecz z Atomowymi Orzechami, jak również tylko remis z Sokołami. Rok temu ten zespół było stać na znacznie więcej, ale teraz brakowało mu siły przebicia w ataku, bo przecież mówimy o drużynie, która w ośmiu spotkaniach zdobyła tylko czternaście goli. Piorun ma ich na koncie dużo więcej, podobnie jak punktów. Czwarte miejsce ma już zapewnione, ale wciąż jest szansa na trzecie. W ostatniej kolejce trzeba jednak pokonać Antykwariat i domyślamy się, że Artur Świderski przygotuje na ten pojedynek bardzo mocny skład. Zwycięstwo na pewno podreperowałoby morale w drużynie, której celem był oczywiście awans, ale jak się nie ma co się lubi, to trzeba powalczyć przynajmniej o brąz.

Zdecydowanie najbardziej wyrównanym spotkaniem ósmej kolejki trzeciej ligi było to między MK-BUDem a Multi-Mediką. Jednym i drugim ani awans ani spadek nie groziły, ale to nie znaczy, że nikomu nie zależało tutaj na zwycięstwie. Walka szła o piątą pozycję w tabeli, a zawsze to lepiej skończyć rozgrywki w górnej aniżeli dolnej połówce tabeli. Taka szansa zmobilizowała przede wszystkim Budowlanych, bo Medycy na to spotkanie przyjechali bez zmian. Mimo to nie wyciągaliśmy zbyt daleko idących wniosków, bo ekipa Krzyśka Rozbickiego nie raz rozgrywała dobre mecze właśnie wtedy, gdy nie miała wielu zawodników rezerwowych. Teraz także była blisko zwycięstwa, choć mecz początkowo układał się pod dyktando rywali. Po golach Mateusza Krassowskiego oraz celnym strzale „od bramki do bramki” Olafa Pisarka, zespół z Kobyłki prowadził najpierw 2:0, a pierwszą połowę wygrał 3:1. Ale już w jej końcówce Multi dała do zrozumienia, iż nie zamierza tutaj składać broni. Potwierdziło się to na początku drugiej połowy, gdy straty zmniejszył Krystian Szóstak. MK-BUD wykorzystał jednak za chwilę okres gry w przewadze, po żółtej kartce dla Piotrka Miętusa i wrócił do dwubramkowej różnicy. Wtedy przypomniał o sobie Tomek Bicz. Rosły napastnik Mediki był bardzo aktywny i defensorzy Budowlanych mieli ogromne kłopoty z jego powstrzymaniem. To on zdobył w 28 minucie gola na 3:4, a następnie z jego podania do wyrównania doprowadził Mateusz Kowalczyk. Z kolei w 36 minucie Multi powinna wyjść do stanu 5:4, ale zabrakło dosłownie centymetrów, bo piłka uderzyła w słupek! Kacper Kraszewski łapał się za głowę, widząc jak jego podopieczni sami proszą się o porażkę. Ale los uśmiechnął się do MK-BUDu. W 39 minucie Medica strzeliła sobie gola samobójczego, a następnie Rafał Roguski wykorzystał sytuację sam na sam z bramkarzem i trzy punkty pojechały ostatecznie do Kobyłki. Dla Multi była to piąta porażka z rzędu i wszystko wskazuje na to, że chłopaki zakończą sezon dopiero na siódmej pozycji. MK-BUD będzie z kolei piąty, a w ostatniej kolejce powalczy o to, by odnieść w sezonie więcej zwycięstw niż porażek. Taki też był cel przed sezonem, chociaż wiadomo, że stosunek miał być zdecydowanie lepszy niż tylko 5 do 4.

Są jednak zespoły, które o takim bilansie mogą jedynie pomarzyć. Wśród nich są Atomowe Orzechy, które we wtorek doznały klęski z liderującym Progresso. Z jednej strony – może i należało się tego spodziewać, ale z drugiej – Adrian Ziółkowski i spółka znani byli zawsze z tego, iż potrafią uprzykrzyć grę faworytom, a tutaj spisali się poniżej krytyki. Według nas była szansa na zdecydowanie lepszy wynik niż 4:15, szczególnie biorąc pod uwagę ubytki w obozie z Radzymina. Nie było podstawowego bramkarza, brakowało Bartka Balcera czy Arka Pisarka, a mimo to od pierwszej do ostatniej minuty mieliśmy tutaj pełną kontrolę spotkania przez drużynę w białych koszulkach, dla której to był bardziej sparing niż mecz o punkty. Tak chyba należy odczytywać fakt, że do przerwy wynik brzmiał 10:1 i gdyby nie to, że faworyci trochę spuścili z tonu w drugiej odsłonie, to być może skończyłoby się nawet na 20 bramkach. Atomowe zupełnie nie podjęły rękawicy, nie mając pomysłu jak wyjść spod pressingu rywala i praktycznie każda ich akcja trwała zaledwie kilka sekund, bo rywal szybko odbierał piłkę, konstruował swój atak i po chwili mógł celebrować gola. Orzechy miały też problem, gdy do rozgrywania w obozie rywali włączał się ich bramkarz. Adrian Płócienniczak wielokrotnie odnajdywał dokładnymi podaniami nieobstawionych kolegów, a ci konsekwentnie z tego korzystali. Reasumując – spotkanie bez historii, nawet jeśli zapewniło ono Progresso awans do drugiej ligi. Teraz przed radzyminiakami mecz o pierwsze miejsce w tabeli z Dar-Marem i tej rywalizacji jesteśmy szalenie ciekawi. Atomowe Orzechy są z kolei tuż nad przepaścią i jeżeli przynajmniej nie zremisują z Bomba Boys, to ich losy będą uzależnione od wyniku meczu Sokołów. W myśl hasła: „umiesz liczyć – licz na siebie” radzimy im, by sprawę pozostania w trzeciej lidze załatwili jednak sami.

No i wreszcie, na sam koniec dnia, przyszedł mecz na który czekaliśmy wszyscy. Dar-Mar grał z Antykwariatem i zwycięzca tego spotkania zapewniał sobie miejsce w pociągu z napisem "druga liga". Większość kibiców stawiał na Darmarowców, co wydawało się rozsądnym typem, bo ta ekipa ma duże doświadczenie z podobnych spotkań a wiadomo, że takie czynniki często odgrywają decydującą rolę. Antykwariatu nie można było jednak skreślać, bo ta ekipa niejednokrotnie udowodniła, że potrafi grać widowiskowo, przyjemnie dla oka a dodatkowo – to rywal musiał, a oni tylko mogli. Niestety – ekipa Łukasza Głażewskiego nie była w stanie zagrać na takim poziomie, by dotrzymać kroku rywalowi. Dar-Mar od pierwszego gwizdka był bardzo zdeterminowany i skoncentrowany, jakby zdawał sobie sprawę, że właśnie w początkowych fragmentach najłatwiej wyrobić sobie przewagę, która później daje komfort spokojnej gry. Już w 35 sekundzie faworyci wyszli tutaj na prowadzenie i chociaż przeciwnik szybko odpowiedział po golu Pawła Madeja, to kolejne fragmenty zostały przez ekipę z Kobyłki zdominowane totalnie. W 3 minucie dobrze rozegrany rzut wolny i robi się 2:1. Później mamy żółtą kartkę dla Szymona Strychalskiego i kolejny stały fragment gry, który na bramkę zamienia Maciek Lament. Dar-Mar idzie za ciosem i po kolejnych 180 sekundach jego przewaga wynosi już cztery gole, a mogło być wyżej, gdyby piłka w 12 minucie wpadła do bramki, a nie obiła słupek. Antykwariat postawił się wręcz w sytuacji bez wyjścia, ale dzięki dwóm golom zdobytym przez Tomka Terpiłowskiego i Tomka Madeja, potrafił zmniejszyć straty i wiara w korzystny wynik nagle odżyła. Tym bardziej, że Dar-Mar jakby zgasł pod koniec pierwszej połowy, co dało konkurentom jeszcze dwie dogodne okazje, by wynik zbliżył się jeszcze bardziej, ale obydwie zostały niewykorzystane. Teraz można jedynie gdybać, czy mecz mógł potoczyć się inaczej, gdyby drużyna Łukasza Głażewskiego doszła rywali na jedno trafienie, a tak na początku drugiej odsłony oglądaliśmy niemal kopię tego, co działo się na starcie spotkania. Dar-Mar znowu grał jak z nut, zaliczył trzy gole z rzędu i nie było możliwości, by dał sobie odebrać trzy punkty. Antykwariat stać było jedynie na kolejny chwilowy zryw, lecz dwa gole pod rząd Pawła Madeja były kroplą w morzu potrzeb. Na więcej faworyci zresztą nie pozwolili i w końcówce jeszcze dodatkowo upokorzyli przeciwników, strzelając im cztery bramki i wygrywając ostatecznie aż 12:5. Triumfatorzy nie pozostawili żadnych złudzeń. Może i z Piorunem czy kilkoma innymi ekipami zdarzało im się męczyć, lecz na swój mały finał przygotowali wyborną dyspozycję. Rywal nie miał argumentów by się przeciwstawić i boleśnie przekonał się, że jeszcze nie czas na drugą ligę. O tym meczu musi zresztą jak najszybciej zapomnieć, bo jeśli we wtorek przegra też z Piorunem, to cały sezon trafi przysłowiowy szlag.

Video z wtorkowych zmagań znajdziecie poniżej. Na jego podstawie uzupełniliśmy asysty w protokołach meczowych. Jeśli widzicie jednak jakikolwiek błąd – dajcie znać. Wywiady przeprowadziliśmy po piątym spotkaniu, a przepytywani byli Mateusz Grochowski (Antykwariat) oraz Sławek Lubelski (Dar-Mar).

Jak zwykle video jest dostępne w jakości HD. Wystarczy że kołowrotkiem ustawicie opcję 720p HD i będziecie mogli cieszyć wzrok najwyższej jakości obrazem. Tuż obok jest również opcja "obejrzyj w witrynie youtube.com" - uruchomcie ją, jeśli podczas oglądania na stronie przycina Wam się obraz. Za każdą subskrypcję czy polubienie materiału na stronie YT - z góry dziękujemy!

Komentarze użytkowników: