fot. © Google

Opis i skróty pierwszej kolejki trzeciej ligi!

16 grudnia 2018, 18:07  |  Kategoria: Video  |  Źródło: inf.własna  |   dodał: roberto  |  komentarze:

Zapowiadaliśmy, że ten sezon trzeciej ligi może należeć do Cernio i Marcovy. Zamiast tego niewiele brakowało, by obydwie zaliczyły we wtorek falstart.

Od porażki kolejnej edycji o mało nie rozpoczęła Multi-Medica. Podopieczni nieobecnego Krzyśka Rozbickiego długo męczyli się z Bad Boys 2, co biorąc pod uwagę, że Źli Chłopcy jeszcze rok temu grali na czwartym poziomie, może trochę dziwić. Do 15 minuty było to starcie niewykorzystanych szans, aż wreszcie po dobrym zagraniu Alberta Woźniaka, na prowadzenie Bad Boys wyprowadził Piotrek Stańczak. Multi wyrównała tuż przed przerwą za sprawą Krystiana Szóstaka, a na początku drugiej połowy miała trochę szczęścia, bo przeciwnicy nie wykorzystali dwóch dogodnych szans. To się zemściło – w 24 minucie uderza Michała Antczak, piłka po drodze zalicza rykoszet i myli Darka Żaboklickiego, wpadając do siatki. Ta sytuacja determinuje ekipę z Ostrówka do podjęcia większego ryzyka i ten młody zespół potrafi wyklarować sobie kolejne okazje, ale skutecznie broni Łukasz Świstak. Co gorsze – Medika w 32 minucie podwyższa prowadzenie i sytuacja przegrywających robi się krytyczna. Bad Boys nie załamują się i w 36 minucie wreszcie znajdują sposób na golkipera Multi i mają kilka minut, by uratować remis. Ta sztuka mogła się powieść, lecz na nieco ponad 60 sekund przed końcem Michał Szczapuś nie wykorzystuje sytuacji, gdzie ma przed sobą praktycznie pustą bramkę. Na domiar złego Źli Chłopcy chwilę później przeprowadzają złą zmianę i ich marzenia o jakichkolwiek punktach na inaugurację prysły. A szkoda, bo to nie był mecz który musiały przegrać, szczególnie że tego wieczora Medica nic wielkiego nie zaprezentowała. I to musi boleć.

Bardzo niemrawo w nowy sezon weszła też Marcova. Pisaliśmy w zapowiedziach, że ta ekipa zwykle długo się rozkręca i w rywalizacji z Burgerami Nocą, potrzebowała na to całej pierwszej połowy. W tym okresie ferajnie Ernesta Wiśniewskiego niewiele wychodziło. Zespół prezentował się słabo, z kolei oponenci weszli w to spotkanie bez kompleksów, a bardzo dobra dyspozycja Bartka Sosnówki spowodowała, że nocnoligowi debiutanci dwukrotnie wychodzili w tej części gry na prowadzenie. Przy stanie 2:1 dla Burgerów Marcova chyba poczuła palący grunt pod stopami i zdecydowanie przyspieszyła tempo w ostatnich kilku minutach premierowej odsłony. Niestety – Damian Parys trafił w poprzeczkę, później Mateusz Gawłowski nie był w stanie pokonać Patryka Kowalczyka w sytuacji sam na sam, a gdyby tego było mało, to równo z końcową syreną Arek Dalecki zatroszczył się o dwubramkową przewagę dla graczy w czarnych koszulkach i zapachniało sensacją! To były jednak tylko miłe złego początki. W drugiej połowie na placu istniał już tylko jeden zespół. Fioletowi gdy złapali właściwy dla siebie rytm byli nie do powstrzymania i w odstępie zaledwie siedmiu minut wyszli ze stanu 1:3 na 5:3. Wiarę Burgerom przywrócił z rzutu wolnego Arek Dalecki, ale gdy chwilę później przegrywający zanotowali trafienie samobójcze, to zeszło z nich powietrze. Czego zabrakło? Chyba trochę lepszego rozłożenia sił i głębi składu. Gdy bowiem z parkietu schodzili Arek Dalecki, Bartek Sosnówka czy Sebastian Kapłan, to robił się problem. Marcova to wykorzystała, dzięki czemu wyszła z niemałych opresji. A te trzy punkty będą cenne, bo gdy Burgery się rozegrają, to jeszcze niejedną ekipę rozłożą na łopatki.

A co się stało w rywalizacji Cernio z Wola Rasztowską? Przypomnijmy dwa fakty – ci pierwsi w tamtym sezonie nie przegrali ani jednego meczu, ci drudzy żadnego nie wygrali. To powodowało, że niemal w ciemno przypisywaliśmy dawnemu Highlife trzy punkty, a ponieważ znamy już wynik, to należy go traktować w kategoriach sporej niespodzianki. Ale z całym szacunkiem dla obozu Tomka Kryszkiewicza – prawda jest taka, że to Cernio tutaj zawaliło i ten jeden punkt niemal sprezentowało konkurentom. Drużyna z Wołomina miała bowiem dużą przewagę optyczną i o ile prowadzenie do przerwy w stosunku 1:0 było chyba rozwiązaniem optymalnym, to w drugiej odsłonie faworyci mieli kilka wybornych okazji by wyjść na dwubramkowe prowadzenie, które zabiłoby mecz. Kluczowa okazała się 31 minuta – wtedy Cernio dysponowało stuprocentową szansą na zdobycie bramki, gdzie piłka minęła już nawet Darka Wasia, ale Woli udało się ją wyekspediować sprzed linii bramkowej, po czym poszła kontra i kapitan tej drużyny doprowadził do remisu. To nie zdeprymowało graczy w czarno-niebieskich koszulkach i za chwilę gola przewagi przywrócił im Kamil Nowak. A ponieważ kolejne minuty upływały, to przypuszczaliśmy, że team Maćka Kamińskiego dowiezie to skromne zwycięstwo do końca. Nic z tego – na dwie minuty przed finałowym gwizdkiem, Tomek Kryszkiewicz dość szczęśliwie pokonał Maćka Szczapę i mimo oblężenia twierdzy Darka Wasia w zatrzymywanym czasie gry, Cernio nie udało się powrócić na zwycięską ścieżkę. Brawa dla Woli za to spotkanie, bo tego wieczora umiała dopomóc szczęściu, które wyraźnie było przy niej. Co innego Cernio, które szybko straciło możliwość jednej wpadki w sezonie. I teraz musi być już bardzo czujne.

Również remisem zakończył się kolejny mecz trzeciej ligi. To było trochę zagadkowe spotkanie, bo Adrenalina to już nie jest ten sam zespół sprzed sezonu czy dwóch, z kolei N-Bud to nowa drużyna i nawet jeśli z ambicjami, to będąca zagadką nawet dla samej siebie. Ale nawet jeśli to był dopiero drugi – po turnieju – wspólny występ Marcina Zaremby i spółki, to musimy chłopaków pochwalić. Tutaj niewiele zabrakło do zwycięstwa i tak naprawdę od całej puli miejscowych dzieliły dosłownie sekundy. Pierwsza połowa była bardzo wyrównana i mimo że obydwaj bramkarze mieli coś do roboty, to skończyła się ona skromnym 1:1. Emocje w drugiej zaczęły się błyskawicznie – już w 16 sekundzie bramkę dla N-Budu zainkasował Filip Bagiński. Ten mocny początek zdeprymował przeciwników, którzy przez najbliższych kilka minut byli bezradni, a w dodatku boiskowe niepowodzenia zaczęły się przekładać na wzajemne pretensje, co konsekwentnie grający N-Bud wykorzystał, zdobywając gola autorstwa Czarka Żaboklickiego. Za chwilę doszło do dziwnej sytuacji, w której golkiper ekipy z Ząbek zaczął zdejmować rękawice i chciał schodzić z boiska. Ostatecznie jednak został między słupkami, a jego ekipa rozpoczęła pogoń za biało-niebieskimi. W 36 minucie Bartek Muszyński nieszczęśliwie puszcza pod stopą płaski strzał Łukasza Ogonowskiego, co nakręca goniących, którzy atakują praktycznie całym zespołem. Niewiele jednak z tego wychodzi, ale w sukurs przychodzi im decyzja sędziego o dwuminutowej karze dla Czarka Żaboklickiego. Co prawda gra o jednego więcej niczego nie gwarantowała, ale tym razem Adrenalina zdołała ten fakt wykorzystać i do remisu doprowadził Marek Kowalski. W ostatnich sekundach byli drugoligowcy mogli jeszcze przechylić szalę triumfu na swoją stronę, jednak Bartek Muszyński odbił strzał Łukasza Ogonowskiego i skończyło się podziałem punktów. Raczej zasłużonym, nawet jeśli większy zawód – z racji dwubramkowego buforu – powinni odczuwać reprezentanci N-Budu. Ale ponieważ mogło być jeszcze gorzej, to ten punkt należy docenić. I tyczy się to również Adrenaliny.

Wtorkowe granie spuentowała konfrontacja Atomowych Orzechów z Na Fantazji. Byliśmy ciekawi co zaprezentują jedni i drudzy, lekkiego faworyta upatrując w Fantazyjnych. Kluczem do sukcesu miało być zgranie, ale często nawet ono nie pomaga, jeśli przeciwnik jest po prostu lepszy. Tak jednak w tym przypadku nie było. Na dobrą sprawę to losy zwycięstwa rozstrzygnęły się już w pierwszym akcie tego spotkania, bo ekipa z Kobyłki prowadziła po 20 minutach 3:0, a ponieważ poza jedną okazją jaką zmarnował Janek Ryszewski, praktycznie ani razu nie dopuściła do zagrożenia we własnym polu karnym, to nie spodziewaliśmy się, że w drugiej połowie nastąpi jakikolwiek zwrot akcji. Ale inaczej myślały Atomowe, które w 25 minucie za sprawą Piotrka Radomskiego zmniejszyły straty i wprowadziły trochę zamieszania w głowy zawodników Na Fantazji. Nie było im łatwo wrócić na właściwe tory, bo Orzechy czując, że rywal jest zraniony, robiły wszystko, by zdobyć jeszcze jedną bramkę i zasiać prawdziwą panikę w obozie Kamila Osowskiego. I była na to szansa, zwłaszcza w 31 minucie, gdy dogodnej okazji nie wykorzystał Mateusz Klewicki. Później była jeszcze jedna okazja, ale Marcin Marciniak skutecznie bronił dostępu do własnej świątyni, natomiast zadaniem jego kolegów było teraz odsunięcie zagrożenia od własnego pola karnego. Udało się to z pomocą konkurentów, którzy w 38 minucie popełnili błąd w rozegraniu, a Kamil Majewski pięknym lobem oszukał Alka Grabka i emocje się skończyły. Późniejsi zwycięzcy dołożyli do swojego konta jeszcze jedną bramkę i w dobrym stylu rozpoczęli przygodę z dwunastą edycją. Co do Atomowych, to mieli fragmenty niezłej gry i teraz trzeba to przekuć na dłuższy wymiar czasowy. Nie będzie lekko, bo to jednak zbieranina zawodników, którzy w takim składzie grają ze sobą po raz pierwszy. W przyszłość trzeba jednak patrzeć z optymizmem, zwłaszcza że w tej kolejce były ekipy, którym poszło znacznie, znacznie gorzej... ;)

Skróty wszystkich spotkań trzeciej ligi pojawiły się już w raportach meczowych. Na ich podstawie uzupełniliśmy asysty, jakkolwiek jeśli widzicie jakiś błąd, to dajcie znać. Wywiady przeprowadziliśmy po piątym spotkaniu, a przepytywani byli Adrian Ziółkowski (Atomowe Orzechy) i Kamil Osowski (Na Fantazji). Obydwie rozmowy można znaleźć na naszym Facebooku, w menu FILMY czyli TUTAJ.

Jak zwykle video jest dostępne w jakości HD. Wystarczy że kołowrotkiem ustawicie opcję 720p HD (lub wyższą) i będziecie mogli cieszyć wzrok najwyższej jakości obrazem. Za każdą subskrypcję czy polubienie materiału na stronie YT - z góry dziękujemy!

Komentarze użytkowników: