fot. © Google

Opis i skróty drugiej kolejki pierwszej ligi!

23 grudnia 2018, 20:25  |  Kategoria: Video  |  Źródło: inf.własna  |   dodał: roberto  |  komentarze:

To że po dwóch seriach na czele elity będą Ostropol i Stara Gwardia nie dziwi. Ale że ani jednego punktu na swoim koncie nie będą mieć Sami Swoi? To ogromne zaskoczenie.

Piłkarski czwartek rozpoczęliśmy z delikatnym opóźnieniem, bo warunki panujące na drogach były bardzo słabe i doszło do małego poślizgu z pierwszym spotkaniem. Ale warto było na nie czekać, bo Bad Boys i KroosDe Team stworzyły wspólnie emocjonujący spektakl, gdzie sytuacji podbramkowych było tyle, że wynik równie dobrze mógł dwucyfrowy z obydwu stron. Źli Chłopcy chcieli się swoim przeciwnikom zrewanżować za porażkę z jedenastej edycji i zaczęli mocno – od trafienia już w 56 sekundzie Adama Matejaka. Ekipa z Duczek odpowiedziała błyskawicznie – silny strzał Rafała Radomskiego i Albert Michniewicz nie ma nic do powiedzenia. I chociaż na kolejne trafienie czekaliśmy do 10 minuty, to w tzw międzyczasie, obydwaj bramkarze byli non stop pod prądem. Po niektórych strzałach sami zachodziliśmy w głowę "jak to nie wpadło", a gol o którym wspomnieliśmy wcześniej padł tutaj chyba w najmniejszych spodziewanych okolicznościach, bo wiele okazji było po prostu dużo korzystniejszych. Trafienie Mateusza Domżalskiego ustaliło wynik do przerwy, lecz w kontekście końcowego rezultatu wszystko było jeszcze otwarte. Na początku drugiej połowy Bad Boys podwyższają swoje prowadzenie, ale podobnie jak wcześniej, tak i teraz ekipa Michała Wytrykusa zdołała odpowiedzieć, a z gola cieszył się Daniel Kania. KroosDe wciąż widział więc próbującego uciec za zakrętem przeciwnika, ale ten robił wszystko, by nie musieć się odwracać za siebie. W 31 minucie Adrian Rybak znajduje sposób na Michała Wytrykusa, a ponieważ w odróżnieniu od poprzednich bramek, na tę brązowi medaliści poprzedniego sezonu riposty nie znajdują, to Bad Boys zaczynają budować swoją przewagę. W 33 minucie do meczowego protokołu wpisuje się Mateusz Domżalski i chociaż do końca spotkania jest jeszcze trochę czasu, to tutaj ferajnie z Ostrówka nie mogło się nic złego stać. KroosDe Team zagrał va banque, decydując się na zdjęcie bramkarza i wprowadzenie za niego Rafała Radomskiego, ale ten manewr się zupełnie nie powiódł i mecz zakończył się przegraną graczy w granatowych koszulkach w stosunku 2:7. Rewanż się więc udał, co na pewno poprawiło morale Adamowi Matejakowi i spółce, którzy wcale nie ukrywają, że ten sezon będzie stracony, jeśli nie uda się zdobyć medalu. Pierwszy krok w tym celu został wykonany. KroosDe wykonał natomiast zwrot. O ile przed rokiem to właśnie skuteczność pozwoliła mu odnieść triumf nad Złymi Chłopcami, to teraz ten element zawiódł totalnie. I może nie aż o pięć goli, ale tego wieczora rywale byli po prostu lepsi.

Jeszcze większą różnicą bramkową zakończył się natomiast szlagier drugiej kolejki między In-Plusem a Offsidem. Pewnie wszyscy są zaskoczeni, że Księgowi w sposób tak niepodlegający dyskusji sprowadzili dawne WLSP na łopatki, ale trzeba oddać markowianom, że rozegrali bardzo dobre zawody i pozbawili swoich konkurentów wszystkich atutów. Można tylko żałować, iż w zespole z Wołomina nie zagrał Sebastian Kozłowski i ogólnie ławka rezerwowych mistrzów drugiej ligi nie była najdłuższa. Ale czy to by cokolwiek zmieniło? Śmiemy w to wątpić. In-Plus od pierwszego gwizdka narzucił swoje warunki, grał bardzo pewnie ze swoim wysuniętym bramkarzem i już w 6 minucie napoczął konkurentów, a gola zdobył Artur Szleżanowski. Offside w kolejnej akcji stworzył sobie możliwość doprowadzenia do wyrównania, lecz Damian Gałązka nie zdołał zmieścić piłki między nogami Tomka Warszawskiego i na bardzo długi czas była to jedyna okazja, po której strażnik świątyni In-Plusu mógł się czuć zagrożony. Co innego Grzesiek Reterski – on był non stop angażowany i w 11 minucie przyszło mu po raz drugi wyciągać piłkę z sieci, tym razem po świetnym uderzeniu "pod ladę" Patryka Szeligi. Ten kapitalny start tak nastroił graczy w niebieskich koszulkach, że jeszcze przed upływem kwadransa było 3:0, a tuż przed końcem pierwszej połowy na 4:0 – bezpośrednio z rzutu wolnego – podwyższył Kuba Bednarowicz. Offside był BEZRADNY. Offside nie istniał, nie miał pomysłu i chociaż w drugiej odsłonie starał się wrócić do meczu, choćby przez regularne wycofywanie bramkarza (między słupki wchodził Dawid Gajewski), to nie przynosiło to zamierzonych efektów. In-Plus równie skuteczny co w ofensywie był również w defensywie i widać, że chciał tutaj nie tylko wygrać, ale też nie stracić gola. I to mu się udało. Zespół Pawła Buli na przestrzeni 40 minut nie zainkasował ani jednego trafienia, a ponieważ w samej końcówce stracił jeszcze dwa, to finalnie przegrał aż 0:6. Chyba nigdy w swojej przygodzie z NLH ten zespół nie został tak zbity. Nic nie skutkowało, żaden zawodnik nie potrafił wziąć odpowiedzialności na swoje barki, mimo że nie brakowało Damiana Gałązki czy Szymona Klepackiego. Ale gra się tak, jak pozwala przeciwnik, a tego wieczora ekipa Patryka Gall rozegrała niemal perfekcyjny mecz, grając aktywnie, z pomysłem, i co ważne – gdzie każdy rozegrał naprawdę dobre zawody. Nagroda smakowała wybornie, bo chociaż In-Plus w tabeli figuruje dopiero jako trzeci, to nie będzie nadużyciem jeśli napiszemy, że to on jest największym wygranym początku sezonu. Zobaczymy czy będzie też jego końca.

Trzecie spotkanie jakie odbyło się w czwartek pozwolimy sobie ominąć. Pisaliśmy już w "lajkach i hejtach" że Team4Fun skompromitował się ze Starą Gwardią a wynik 4:17 po prostu nie przystoi trzykrotnym mistrzom Nocnej Ligi. Przechodzimy więc do czwartego spotkania, w którymi swoje siły zmierzyli Al-Mar Ostropol. Nikt się chyba tutaj nie spodziewał meczu o wielkiej dramaturgii i wynik to potwierdza, a jeśli nawet zrobiło się tutaj ciekawie, to dosłownie przez chwilę. Wicemistrzowie rozgrywek, podobnie jak przed tygodniem tak i teraz poczęstowali swoich rywali kilkoma ciosami już na dzień dobry, a gdyby nie Błażej Kaim, to na dwóch golach w premierowych pięciu minutach na pewno by się nie skończyło. W sukurs bramkarzowi Al-Maru przychodził też słupek, a w 16 minucie piłkę z linii bramkowej wybił Mateusz Żebrowski. Ale niestety – wszystkiego nie dało się wybić lub obronić i rezultat zaczął ekipie z Wołomina dość drastycznie odjeżdżać, bo chwilę przed końcem pierwszej połowy było już 0:4. Zapowiadało się na pogrom, lecz w 19 minucie żółtą kartkę obejrzał Mateusz Łysik i Al-Marowi udało się wykorzystać grę o jednego więcej, a bramkę zdobył Krzysiek Powierża. Ten sam zawodnik sześć sekund przed ostatnim gwizdkiem w tej części znowu okazał się najsprytniejszy w polu karnym Ostropolu i było już tylko 2:4. A gdy od razu na początku finałowej części na listę strzelców wpisał się Łukasz Godlewski, zaczęliśmy się zastanawiać, do czego tutaj może dojść. Była to jednak wyłącznie chwilowa zawieszka faworytów, którzy w 26 minucie wrócili na właściwe tory i od tego momentu na parkiecie była już tylko jedna drużyna. Ostropol wszedł na poziom nieosiągalny dla braci Rychta i spółki i od stanu 4:3 skończył na 10:3. Co fajne w zespole ze Stanisławowa to to, że każdy zawodnik miał swój wymierny udział w sukcesie, zdobywając jedną lub dwie bramki. Zespołowość to zdecydowanie najsilniejsza strona tej ekipy, natomiast Al-Mar tego wieczora, poza jednym krótkim fragmentem, nie miał praktycznie nic do zaprezentowania. Chyba jedynym pozytywem jest powrót do gry samego kapitana, który po kontuzji która wykluczyła go z gry na wiele miesięcy, znów wziął czynny udział w meczu swojej drużyny. W Nowym Roku, gdy dojdzie do starć z zespołami na podobnym poziomie, jego obecność może się przydać. Ale tutaj przydałby się też jakiś szybki napastnik, bo jeżeli Al-Mar liczy, że gole będzie zdobywał głównie z błędów przeciwnika, to to liczenie może go doprowadzić prosto do drugiej ligi...

1,65 – tyle wynosił kurs na forBET jeśli chodzi o zwycięstwo Samych Swoich nad Fil-Polem. I z dobrych źródeł wiemy, że wielu uczestników zachęcił na tyle, by postawić na sukces Swojaków. Ale ten dość wysoki kurs nie był dziełem przypadku – wszyscy zdajemy sobie bowiem sprawę, że SS są w fazie przebudowy i wcale nie będzie im łatwo pokonać dawną Andromedę, która podobnie jak jej czwartkowy rywal, bardzo potrzebowała punktów. A że w porównaniu do inauguracji, Wojtek Kuciak mógł już liczyć na braci Włodyga, to byliśmy pewni, że Fil-Pol nie odpuści tutaj nawet na chwilę. Tego co zobaczyliśmy w premierowym kwadransie, nikt jednak przewidzieć nie mógł – beniaminek pierwszej ligi prowadził z trzykrotnym mistrzem NLH 5:0! Festiwal strzelecki rozpoczął Adam Marcinkiewicz, a w 10 minucie ładnym strzałem w okienko popisał się Damian Tucin. Lada moment na parkiecie zrobiło się więcej miejsca, bo sędziowie wysłali na przymusowy odpoczynek Krzyśka Włodygę i Pawła Gołaszewskiego. Fil-Pol znacznie lepiej wykorzystał dodatkową przestrzeń i po dwóch trafieniach Arka Stępnia (jednym z rzutu wolnego, a drugim na pustą bramkę) było już 4:0! Sami Swoi nie wiedzieli co się dzieje i gdy w 17 minucie Kacper Pałka zmusił do piątej kapitulacji Adama Stańczuka, nie widzieliśmy już światełka w tunelu dla zespołu z Kobyłki. Nie można się było jednak poddawać i jeszcze przed przerwą Damian Zawadzki i Marcin Jackiewicz zatroszczyli się o dwie bramki, przez co dystans dzielący jednych od drugich skrócił się do trzech trafień. Sami Swoi mogli sobie pomyśleć, że skoro ich rywale zdobyli pięć goli w 15 minut, to czemu im nie miałaby się udać podobna seria? Pogoń trwała więc w najlepsze, aczkolwiek po bramce na 5:3 Marcina Kura, znowu przypomniał o sobie Damian Tucin i Fil-Pol nadal miał w miarę bezpieczną przewagę. Podświadomie zaczął się jednak cofać w kierunku własnej bramki i to mogło mieć poważne konsekwencje. W 29 minucie Damian Zawadzki pokonuje Sebastiana Wronkę, później ta sztuka udaje się też Pawłowi Gołaszewskiemu i jest już tylko 6:5! Gdy niemal wszyscy oczyma wyobraźni widzimy już na tablicy świetlnej remis, Fil-Pol wychodzi z kontrą a pozostawiony niemal sam sobie Adam Stańczuk tuż przed próbą interwencji potyka się, przez co Arek Stępień pakuje piłkę praktycznie do pustej bramki. To podcina skrzydła goniącym, a grający dobry mecz Damian Tucin w ostatniej minucie zamyka wynik spotkania, który brzmi 8:5. Sami Swoi przegrywają więc drugi mecz z rzędu i drugi, gdzie znów byli blisko, a musieli się obejść smakiem. I nawet nie jesteśmy pewni, że sprawdzi się przysłowie, że do trzech razy sztuka, bo ta ekipa ma swoje problemy i naiwnym byłoby myślenie, iż wraz z Nowym Rokiem wszystko się zmieni. Fil-Pol też ma jeszcze sporo do poprawy, ale przynajmniej nie ma noża na gardle. Te trzy punkty mogą się w końcowym rozrachunku bardzo przydać a pamiętajmy, że to wszystko odbyło się bez udziału Karola Sochockiego. Z nim ten zespół będzie jeszcze silniejszy, bo kto jak kto, ale ten zawodnik kilkanaście goli w sezonie gwarantuje w ciemno.

Skróty wszystkich spotkań pierwszej ligi pojawiły się już w raportach meczowych. Na ich podstawie uzupełniliśmy asysty, jakkolwiek jeśli widzicie jakiś błąd, to dajcie znać. Wywiady przeprowadziliśmy po piątym spotkaniu, a przepytywani byli Marcin Kur (Sami Swoi) i Krzysiek Włodyga (Fil-Pol). Obydwie rozmowy można znaleźć na naszym Facebooku, w menu FILMY czyli TUTAJ.

Jak zwykle video jest dostępne w jakości HD. Wystarczy że kołowrotkiem ustawicie opcję 720p HD (lub wyższą) i będziecie mogli cieszyć wzrok najwyższej jakości obrazem. Za każdą subskrypcję czy polubienie materiału na stronie YT - z góry dziękujemy!

Komentarze użytkowników: