2. Kolejka     III liga NLH    Sezon:  2015-2016

Sokoły

7 - 6

Silent Impact


Informacje na temat meczu:

Hala sportowa w Zielonce
Hala sportowa w Zielonce

Data:  15 grudnia 2015   Godzina:  23:00

Sędzia: Piotr Olszewski

Strzelcy:

Chrystian Karczewski (13, 13, 23, 32, 40), Tomasz Sieczkowski (40), Rafał Kusiak (40) - Dorian Kapała (3), Karol Urbaniak (12), Mateusz Wyszomirski (16), gol samobójczy (27), Konrad Szulim (36), Karol Szulim (38)

Asystenci:

Rafał Kusiak (13), Tomasz Sieczkowski (13, 40), Jacek Maciejewski (32), Mariusz Czarnecki (40), Chrystian Karczewski (40) - Kacper Kraszewski (3, 16), Dorian Kapała (38)

Przebieg: 0:1, 0:2, 1:2, 2:2, 2:3, 3:3, 3:4, 4:4, 4:5, 4:6, 5:6, 6:6, 7:6

Kartki: Jacek Maciejewski (22) - Karol Urbaniak (12), Kacper Kraszewski (39), Mariusz Bochenek (39)

Skrót meczu: TUTAJ


Składy zespołów:


Nr.
Silent Impact


Legenda:

ball     Bramka
assist     Asysta
MOM     Najlepszy zawodnik meczu
MOM     Najlepszy zawodnik drużyny (według kapitana rywali)
in     Wszedł z ławki
becnhc     Cały mecz na ławce

Relacja z meczu

To miał być pojedynek drużyn, które po pierwszej kolejce mają trzy punkty. Ale niestety – i jedni i drudzy bardzo zawiedli, dlatego ich bezpośrednia rywalizacja nabierała dodatkowego znaczenia. Sokoły – o czym w wywiadzie wspominał Chrystian Karczewski – nigdy na takim poziomie na hali nie grały i ten brak doświadczenia wyszedł tydzień temu. Ale co ma powiedzieć MK-BUD? Ten zespół nie tylko dopisywał sobie trzy punkty z Maliną, ale liczył na pokaźny dorobek strzelecki a wyszła kompletna klapa. Teraz nie wolno było dopuścić do podobnego scenariusza i jeszcze gdy zegar wskazywał 39:00, wszystko wydawało się być niemal pod kontrolą. No właśnie – słowa - klucza w poprzednim zdaniu chyba wszyscy się już domyślają...

Młodzi zawodnicy MK-BUD w spotkanie weszli jednak o wiele lepiej niż przed tygodniem i dość szybko wyrobili sobie niezłą przewagę. W 3 minucie Dorian Kapała dostał świetne podanie od Kacpra Kraszewskiego i nie mógł się pomylić przy strzale na pustą bramkę i było 1:0. Później gracze w czarnych koszulkach mieli jeszcze kilka bardzo dogodnych okazji do zdobycia gola, ale następne trafienie zaliczyli dopiero w 12 minucie, a jego autorem był Karol Urbaniak. Wszystko szło więc po myśli faworytów, ale problem zrodził się tuż po zdobyciu drugiego gola, bo właśnie wtedy żółtą kartkę zobaczył wspomniany Karol Urbaniak i Sokoły grały w przewadze. I wykorzystały tę szansę perfekcyjnie. Dwukrotnie na listę strzelców wpisał się Chrystian Karczewski i to co MK-BUD tak długo budował, rozpadło się dosłownie w kilkadziesiąt sekund. Trzeba więc było ponownie wziąć się w garść i gdy siły na parkiecie się wyrównały, Mateusz Wyszomirski spowodował, że Michał Sauś po raz trzeci musiał wyciągać piłkę z siatki i wynikiem 3:2 pierwsza odsłona się zakończyła. I chociaż była emocjonująca, to była tylko preludium do tego, co wydarzyło się w drugiej.

MK-BUD zdawał sobie sprawę, że jeden gol to żadna przewaga i trzeba jak najszybciej zbudować różnicę, o której Sokoły nawet nie mogłyby pomyśleć, że jest ona do zniwelowania. I w 22 minucie nadarzyła się doskonała okazja, bo żółtą kartkę zobaczył Jacek Maciejewski i prowadzący mieli 120 sekund gry w przewadze. Ale zamiast dobicia przeciwnika, faworyci stracili gola! Chrystian Karczewski poszedł na przebój, nie dał sobie odebrać piłki, a kiedy było trzeba oddał precyzyjny strzał i zrobiło się 3:3! Kacper Kraszewski i spółka byli podłamani całą sytuacją, lecz w 27 minucie dopisało im szczęście. Dorian Kapała wbił futbolówkę z rzutu rożnego, a ta odbiła się od jednego z obrońców przeciwnika, czym kompletne zaskoczyła Michała Sausia i było 4:3. Zielonkowscy weterani ani myśleli jednak się poddawać i za sprawą Tomka Sieczkowskiego i Chrystiana Karczewskiego robili się coraz groźniejsi, aż wreszcie w 32 minucie kontrę Sokołów zainicjował Zbyszek Mankowski, podał do Jacka Maciejewskiego, ten w tempo odegrał do Chrystiana Sieczkowskiego a napastnik ekipy w żółtych koszulkach zdobył swojego czwartego gola w spotkaniu i mieliśmy kolejny remis! Ale od tego momentu coś w grze miejscowych się zacięło. Być może swoje zrobiło zmęczenie, bo defensorzy przestali doskakiwać do swoich przeciwników, na czym skrzętnie skorzystali bracia Szulim. Najpierw strzał Konrada, później Karola i na kilka minut przed końcem MK BUD miał - a przynajmniej wydawało się, że ma - bezpieczną przewagę, którą nie sposób będzie roztrwonić. I wtedy zaczął się dramat tego zespołu. Najpierw żółtą kartkę zobaczył Kacper Kraszewski, a chwilę później bezmyślne wykopnięcie piłki po gwizdku zmusiło arbitra, do pokazania „żółtka” również Mariuszowi Bochenkowi! Oznaczało to, że ostatnią minutę, która była zatrzymywana, Sokoły rozgrywały 4 na 2 w polu! I miejscowi błyskawicznie odrobili pierwszą bramkę, a kilkanaście sekund później drugą! Był więc remis, a to wcale nie był koniec, bo MK-BUD zamiast wykopywać piłkę byle dalej, próbował bezsensownych dryblingów, jak ten przy rozpoczęciu gry ze środka boiska Karola Szulima. Zamiast podawać piłkę do bramkarza, który wykopałby ją, gdy przeciwnik by do niego doskoczył, podopieczni Kacpra Kraszewskiego wszystko robili tak, jakby prosili się o jeszcze jednego gola. No i go dostali! Dosłownie w ostatniej sekundzie spotkania Rafał Kusiak wpakował piłkę do siatki i w ekipie Sokołów zapanowała niesamowita euforia! Rodzina Karczewskich i spółka zanotowała fantastyczny come-back, chociaż tak naprawdę to rywal sprezentował im te 3 punkty. Głupia druga żółta kartka czy nonszalancja zawodników przy grze w starcie to główne czynniki, które doprowadziły do dramatu. MK-BUD ma o czym myśleć, bo w tym momencie jest jedyną drużyną w stawce bez punktów. Z kolei Sokoły właśnie zatarły kiepskie wrażenie z inauguracji i poza trzema „oczkami” zawodnicy tej ekipy zyskali chwile, o których pewnie rozmawiają do dziś. I coś nam się wydaje, że nawet przy stole wigilijnym nawiązań do wydarzeń z tego meczu nie zabraknie.