4. Kolejka III liga NLH Sezon: 2015-2016
Informacje na temat meczu:

Hala sportowa w Zielonce
Data: 5 stycznia 2016 Godzina: 20:00
Sędzia: Piotr Olszewski
Strzelcy:
Kacper Boroszko (4), Grzegorz Cymbalak (6, 32, 39), Andrzej Kowalski (20, 28, 33), Rafał Rusowicz (24) - Chrystian Karczewski (18), Dariusz Karczewski (37)
Asystenci:
Rafał Rusowicz (4, 33), Kacper Boroszko (20, 39), Maciej Jędrzejek (24), Grzegorz Cymbalak (28), Adam Gołębiewski (32) - Rafał Kusiak (18, 37)
Przebieg: 1:0, 2:0, 2:1, 3:1, 4:1, 5:1, 6:1, 7:1, 7:2, 8:2
Skrót meczu: TUTAJ
Składy zespołów:
Legenda:
Bramka
Asysta
Najlepszy zawodnik meczu
Najlepszy zawodnik drużyny (według kapitana rywali)
Wszedł z ławki
Cały mecz na ławce
Relacja z meczu
Maximus i Sokoły miały przed tym starciem 3 punkty. Na pewno dużo bardziej rozczarowani z tego powodu mogli się czuć gracze Grześka Cymbalaka, bo ten zespół ma zdecydowanie większe ambicje, niż miejsce w środku tabeli, a w tym momencie znajdował się nawet w rejonach, które przy jeszcze jednym poziomie rozgrywek oznaczałyby spadek. Dlatego trzeba było czym prędzej wziąć się w garść a Sokoły pozbawione Tomka Sieczkowskiego wydawały się być idealnym potencjałem na trzypunktowy łup. Już starcie tej drużyny z Angry Bears pokazało, jak wiele ta ekipa traci, gdy Chrystian Karczewski i Rafał Kusiak nie mają odpowiedniego wsparcia w ofensywie i te słowa szybko znalazły odzwierciedlenie w tym, co między 20:00 a 20:45 oglądaliśmy w ostatni wtorek.
Co prawda pierwszymi dwoma akcjami jedni i drudzy podzielili się solidarnie po połowie, to następne ataki były już głównie w wykonaniu Maximusa, a co najważniejsze – były tu skutecznie wykorzystywane okazje. W 4 minucie kontra drużyny w czarnych koszulkach, Rafał Rusowicz zagrywa do Kacpra Boroszki a ten nie ma żadnych kłopotów ze skierowaniem piłki do pustej bramki i jest 1:0. Problemy mają za to Sokoły, które w 6 minucie pozwalają na indywidualny rajd niemal przez całe boisko Grześkowi Cymbalakowi i z 1:0 robi się 2:0, a i sytuacja przegrywających staje się proporcjonalnie trudniejsza. Niestety nic nie wskazuje na to, że to wszystko może się w oka mgnieniu zmienić, bo to Maximus nadal dominuje i w 13 minucie powinno być 3:0, lecz Rafał Rusowicz strzelił tylko w słupek. Miejscowi o tak klarownych okazjach mogli tylko pomarzyć, lecz w końcówce pierwszej połowy wreszcie trochę się rozkręcili i chociaż Chrystian Karczewski najpierw jedną z szans zmarnował, to w 18 minucie wykorzystał dobre podanie od Rafała Kusiaka i mocnym strzałem pokonał Maćka Jędrzejka. Tyle że minimalnej straty nie udało się dowieźć do końca inauguracyjnej odsłony. Maximus tuż przed syreną oznajmiającą porę na odpoczynek zmontował jeszcze jedną akcję, którą bezbłędnie zamknął Andrzej Kowalski i faworyci mogli w dobrych nastrojach udać się na kilkuminutowy oddech.
Przerwa nie wybiła drużyny Grześka Cymbalaka z rytmu. Co więcej – można było odnieść wrażenie, że to co prezentuje czwarty zespół poprzedniego sezonu III ligi wcale nie jest apogeum jego możliwości. Maximus wiedział, że rywal nie jest mu w stanie zagrozić, przez co można było sobie pozwolić na więcej zmian i nieco nonszalancji. W normalnych warunkach coś takiego spotkałoby się z szybką reakcją jednego z zawodników, który starałby się zachęcić kolegów do jeszcze lepszej postawy, ale nie było takiej potrzeby. Faworyci w 24 minucie prowadzili już 4:1, a w 28 minucie swojego drugiego gola w tym starciu zainkasował Andrzej Kowalski. Widząc nieporadność bloku defensywnego przeciwnika, Kacper Boroszko i spółka nie odpuszczali i mając świadomość, że nadarza się niezła okazja do podreperowana statystyk indywidualnych, regularnie sprawdzali czujność Michała Sausia. A ten bronił raz lepiej a raz słabiej i w konsekwencji na 8 minut przed końcem spotkania wynik brzmiał już 7:1! Pogodzone z losem Sokoły czekały już na koniec meczu, ale było jeszcze trochę czasu, by przynajmniej zaliczyć honorowe trafienie w drugiej połowie. I to się udało, bo z kolejnej asysty Rafała Kusiaka skorzystał tym razem Darek Karczewski i rezultat - przynajmniej na chwilę - przybrał dla przegrywających nieco korzystniejszy wydźwięk. Tyle że tuż przed finałem kropkę nad i postawił Grzesiek Cymbalak i ostatecznie Maximus wygrał różnicą sześciu bramek. W pełni oddaje to różnicę klas, jaka dzieliła tego wieczora obydwie drużyny. Sokoły były słabsze w każdym elemencie futsalowego rzemiosła a raził przede wszystkim brak doskoku do przeciwnika, gdy ten dość swobodnie rozgrywał swoją akcję na połowie należącej do ekipy z Zielonki. Nic dziwnego, że Rafał Kusiak co chwilę był sfrustrowany, bo w wielu sytuacjach wyglądało to, jakby wcale nie brakowało sił, tylko chęci i wiary. A że oponent strzelecko i szybkościowo był naprawdę nieźle dysponowany, to musiało to się skończyć wysoką porażką. Maximus wciąż jest więc w grze, ale teraz czeka go bardzo poważny test - mecz z Bad Boys. Nie udało się ze Stankanem, nie udało z Przepitymi, więc może do trzech razy sztuka?