5. Kolejka III liga NLH Sezon: 2015-2016
Informacje na temat meczu:

Hala sportowa w Zielonce
Data: 12 stycznia 2016 Godzina: 21:30
Sędzia: Piotr Olszewski
Strzelcy:
Dariusz Karczewski (34) - Michał Krajewski (2, 4), Radosław Turowski (13), Damian Paź (27)
Asystenci:
Chrystian Karczewski (34) - Mariusz Wdowiński (2, 4), Damian Paź (13), Marcin Frąckiewicz (27)
Przebieg: 0:1, 0:2, 0:3, 0:4, 1:4
Skrót meczu: TUTAJ
Składy zespołów:
Legenda:
Bramka
Asysta
Najlepszy zawodnik meczu
Najlepszy zawodnik drużyny (według kapitana rywali)
Wszedł z ławki
Cały mecz na ławce
Relacja z meczu
Stankan jak dotąd nie znalazł pogromcy. Ale wbrew temu, czego się spodziewaliśmy, drużynę Emila Wiatraka trudno nazwać hegemonem III ligi. Tylko jeden mecz wygrali naprawdę wysoko i to w pierwszej kolejce z Maximusem. Później remis z Adrenaliną i dwie wygrane, które oczywiście były zasłużone, lecz nie było tak, iż przeciwnik nie miał w nich nic do powiedzenia. I gdyby nie świetna postawa w obu spotkaniach Artura Jaguszewskiego, to mogło być różnie. Być może Stankan najwyższą formę szykuje na te najważniejsze mecze, a jeśli tak to raczej nie mieliśmy co spodziewać się fajerwerków w konfrontacji z Sokołami. Ekipa z Zielonki do trzecioligowych tuzów nie należy, lecz w niejednym spotkaniu udowodniła już, że przy optymalnym składzie jest w stanie każdemu napsuć sporo krwi. A we wtorkowy wieczór Rafał Kusiak miał do dyspozycji wszystkich swoich najlepszych zawodników.
Początek spotkania okazał się jednak fatalny dla miejscowych. Już w 2 minucie obrońcy w żółtych koszulkach pozwolili na oddanie strzału Michałowi Krajewskiemu, a ten nie zastanawiając się huknął w okienko bramki rywala i chociaż Michał Sauś miał futbolówkę na palcach, to ostatecznie nie zdołał zatrzymać jej lotu. A w 4 minucie mieliśmy powtórkę z rozrywki, ale tym razem zakończenie było inne, bo Zina ocierając się po dłoniach bramkarza trafiła ostatecznie w poprzeczkę i wynik nie zmienił się. Natomiast na pierwszą akcję Sokołów czekaliśmy do 5 minuty. I od razu była to fenomenalna okazja, bo Chrystian Karczewski stanął oko w oko z Arturem Jaguszewskim, ale ten odczytał zamiary strzelca a dobitkę Łukasza Łuniewskiego wybił sprzed linii bramkowej Mariusz Wdowiński. Ta niewykorzystana szansa szybko się zemściła. Ponownie w roli głównej Michał Krajewski, który zwodem na prawą nogę oszukał Rafała Kusiaka, po czym oddał mocny strzał po długim rogu i golkiper rywali był bezradny – 2:0! Te dwa trafienia dodały pewności siebie drużynie z Wołomina, a przy okazji pozwoliły odpocząć podstawowym zawodnikom. Lecz ci którzy ich zamienili, wcale nie byli słabsi i właśnie po ich akcji zrobiło się 3:0. Damian Paź wystawił futbolówkę Radkowi Turowskiemu a ten skierował ją do siatki i perspektywa jakichkolwiek punktów zainkasowanych przez Sokoły znacznie się oddaliła. Frustrował nie tylko fakt, że w dość łatwy sposób tracili gole, ale nawet gdy mieli okazję by przynajmniej częściowo zniwelować różnicę, to nic nie chciało wpaść. Bramkarz Stankanu za każdym razem był na posterunku i mimo że przynajmniej w dwóch sytuacjach puszczenie bramki absolutnie nie obciążyłoby jego konta, to kapitalne interwencje pozwoliły zachować miano niepokonanego do końca pierwszej połowy.
Festiwal obronny Artura Jaguszewskiego szybko się zresztą nie skończył. W 22 minucie przed szansą pokonania bramkarza Stankanu stanął Rafał Kusiak, lecz i on nie potrafił znaleźć recepty na przeciwnika. Niemoc więc trwała, z kolei „biało-zieloni” wreszcie postanowili nieco odciążyć swojego golkipera i w końcu ponownie przenieśli ciężar gry na połowę rywala. W 26 minucie w słupek uderzył Marcin Frąckiewicz, a ten sam zawodnik idealnie w następnej akcji wypatrzył z rzutu rożnego Damiana Pazia i za chwilę wynik brzmiał już 4:0. Jakiekolwiek wątpliwości, o ile ktoś jeszcze je miał, zostały więc rozwiane i można było się jedynie zastanawiać, czy zielonkowskim weteranom uda się ten mecz zakończyć przynajmniej z trafieniem honorowym. W 28 minucie był wręcz obowiązek, by takiego gola zdobyć, bo aż trzy żółte koszulki sunęły w kierunku osamotnionego Artura Jaguszewskiego, tyle że Tomek Sieczkowski zamiast podawać zdecydował się na strzał a piłka powędrowała obok słupka a wraz z nią na głowy napastnika Sokołów posypały się gromy. Na szczęście honor udało się jednak uratować – ku rozpaczy bramkarza Stankanu, w 34 minucie nikt nie zablokował strzału Darka Karczewskiego i po stronie drużyny Rafała Kusiaka wreszcie pojawiła się cyfra 1. Dla zawodników z pola zespołu wygrywającego nie robiło to pewnie większej różnicy, lecz ich bramkarz tego dnia zasłużył, by skończyć mecz z czystym kontem. Ale najważniejsze było zwycięstwo i właśnie rezultatem 4:1 to spotkanie się skończyło. Wygrał zespół lepszy, skuteczniejszy i taki, który grał z dużą rezerwą, jakby nie chcąc się przemęczać. Dopóki to jednak wystarcza do zwycięstw, to trudno cokolwiek ferajnie Emila Wiatraka zarzucić. Sokoły natomiast ponownie nie rozczarowały. Gracze robili co mogli, lecz to nie wystarczyło do niczego więcej niż honorowa porażka. Może gdyby w bramce przeciwników stał ktoś inny, byłoby lepiej, ale teraz to już tylko gdybanie. Czas na nastawienie celowników jest do wtorku.