fot. © Google
Opis i skróty trzeciej kolejki trzeciej ligi!
Niewiele zabrakło by w jednym ze spotkań trzeciej ligi doszło do bezbramkowego remisu! Ten mecz to trochę symbol tego poziomu, gdzie nie ma zdecydowanego faworyta czy outsidera.
Gdybyśmy mieli jednak wskazać dwie drużyny, którym najłatwiej przychodzą zwycięstwa i porażki, to w tej pierwszej grupie byłaby zdecydowanie Marcova, a w drugiej Atomowe Orzechy. Los chciał iż te zespoły spotkały się w bezpośrednim starciu we wtorek i pewnie śmiałków, którzy postawiliby na Orzechy nie byłoby zbyt wielu. Tym bardziej, że Adrian Ziółkowski nie mógł przeciwko liderowi rozgrywek wystawić swojego optymalnego składu, co i tak zmniejszało dość niskie szanse na zainkasowanie tutaj chociaż punktu. Potwierdziła to meczowa praktyka – Fioletowi co prawda potrzebowali kilku minut na zainstalowanie odpowiednich sterowników, ale gdy już weszli na swój poziom, to wykreowanie sobie dogodnej pozycji wyjściowej przed drugą połową zajęło im dosłownie chwilę. Najpierw worek z bramkami otworzył Damian Zajdowski, a po tym golu w polu karnym Adriana Wyrwińskiego robiło się z każdą minutą ciaśniej. Atomowe były spychane do głębokiej defensywy i choć wiele razy skutecznie się broniły, to ten stan nie mógł trwać wiecznie. W 15 minucie do meczowego protokołu wpisał się Ernest Wiśniewski, a lada moment do ligowych annałów postanowił swoje imię i nazwisko zaproponować Mateusz Tymiński. Nie chodziło jednak o piękną bramkę, a o fatalne pudło, które będzie mocnym kandydatem do blamażu kolejki ;) Marcova nic sobie jednak nie robiła z niewykorzystywanych szans, bo i tak regularnie powiększała swój dorobek i do przerwy prowadziła 4:0. Druga odsłona była w związku z tym jedynie formalnością. Faworyci złapali co prawda małą zadyszkę w pewnym fragmencie i ze stanu 5:0 zrobiło się 5:2 (a mogło nawet 5:3), lecz nie oszukujmy się – to była jedynie chwilowa zawieszka i ostatecznie Fioletowi wygrali ten mecz aż pięcioma golami. Zrobili więc to, co do nich należało, bo ten triumf był tak naprawdę ich obowiązkiem. Orzechy nie będą bowiem walczyły o najwyższe cele i strata punktów z taką ekipą mogłaby ich drogo kosztować. Jak widać po wyniku – zawodnicy byli tego świadomi i nawet przez chwilę nie dali Atomowym odczuć, że ci będą w stanie cokolwiek tutaj ugrać.
Sukces Marcovy miał swoje konsekwencje dla innych drużyn. Choćby dla Cernio, które z racji remisu z Wolą Rasztowską, jeśli marzy o utrzymaniu się za plecami Fioletowych, musi teraz wygrywać wszystko jak leci. Po triumfie nad Bad Boysami, kolejnym rywalem braci Kamińskich i spółki były Burgery Nocą. Drużyna z jednym punktem na koncie, ale dwoma dobrymi meczami, nawet jeśli tabela nie do końca to potwierdza. Arek Dalecki liczył zresztą, że sytuacja jego zespołu w ligowej hierarchii zmieni się właśnie po wtorkowej potyczce z Cernio i dość długo mogliśmy jego zapewnieniom wierzyć. Wszystko posypało się jednak jak domek z kart a palce w tym maczał właśnie sam kapitan Burgerów. Już w 4 minucie otrzymał on żółtą kartkę i o ile rywale nie wykorzystali 120 sekund gry w przewadze, to kolejnego prezentu od Arka już nie zmarnowali. W 15 minucie sędzia wycenił jego faul na kolejne żółtko, choć na pewno trzeba się tej sytuacji przyjrzeć na materiale video. Druga kara indywidualna skutkowała czerwienią, przez co Burgery przez pięć minut musiały odpierać ataki, a do końca meczu nie mogły już liczyć na swojego kapitana. Mimo to chłopaki trzymali się dzielnie. Duża w tym „zasługa” nieudolności Cernio. Zespół z Wołomina mimo iż miał dużo czasu by wykorzystać grę 5 na 4, wszystko robił na opak. To był kryminał i gdy już się wydawało, że Burgery wyjdą z opresji cało, gola-kuriozum przepuścił Patryk Kowalczyk. Wybił on piłkę z własnego pola karnego, tę – z własnej połowy! - odbił głową w stronę bramki Piotrek Manaj i gdy wydawało się, że golkiper Burgerów po prostu złapie futbolówkę w zęby, ta w niewyjaśnialny do dziś sposób wpadła do siatki... Ten gol zmienił oblicze spotkania. Cernio w drugiej połowie grało na większym luzie i to zaczęło przynosić efekty w postaci kolejnych trafień. Na 2:0 podwyższył Kamil Nowak, później dwa trafienia dołożył Adrian Mariak i z meczu zrobił się piknik. Wszyscy obecni na placu wiedzieli jak to się skończy i oprócz gola Dominika Buczka, finalizującego transakcję trzech punktów, ostatnie 10 minut było wyczekiwaniem na ostatni gwizdek. Trochę szkoda Burgerów, bo ciekawie byłoby zobaczyć jak ten mecz skończyłby się, gdyby nie wykluczenie Arka Daleckiego. Prawdę mówiąc to w tym meczu na nocnych podżeraczy spadła seria nieszczęść, co w konsekwencji zaowocowało kolejną porażką. Nie będzie się łatwo z tego dźwignąć, lecz próbować trzeba. Co do Cernio, to nie po raz pierwszy mamy mieszane uczucia. Ale że zwycięzców się nie sądzi, to na razie (?) tak to zostawimy.
Triumfatora nie poznaliśmy za to w kolejnej potyczce. Mierzyły się w niej Adrenalina i Multi-Medica, a więc zespoły które po dwóch kolejkach humory miały umiarkowane. W bezpośrednim starciu obydwu dawaliśmy porównywalne szanse na trzy punkty, chociaż gdy po stronie zespołu z Ząbek zobaczyliśmy dość mocne braki kadrowe, to nie wykluczaliśmy, iż to Medyczni okażą się tutaj ciut lepsi. I gdyby tak rozłożyć ten mecz na czynniki pierwsze, to dla obozu braci Rozbickich stworzyły się naprawdę dogodne okoliczności, by zanotować drugi triumf w sezonie. Zaczęło się jednak od odrabiania strat, bo w 9 minucie Łukasza Świstaka pokonał Kryspin Polewaczyk, ale Medica szybko wzięła się w garść i później to ona kilkukrotnie zagroziła bramce strzeżonej przez Karola Bieńczyka. Zastępca Stefana Neculi kapitalną intuicją popisał się szczególnie w 12 minucie, gdy przeciął podanie Krystiana Szóstaka, po którym jego koledze z drużyny pozostawałoby tylko dobić piłkę do pustej bramki. Pod koniec pierwszej połowy inicjatywę znów przejęła Adrenalina, a dwukrotnie oko w oko z bramkarzem Multi stanął Dariusz Tafel. Ku rozpaczy własnej i kolegów ani razu nie udało mu się jednak zamienić tych wyśmienitych okoliczności na bramki – najpierw przegrał pojedynek z bramkarzem, a potem ze słupkiem. To się zemściło na zespole Roberta Śwista – na początku finałowej części gry Mateusz Kowalczyk objechał defensywę Adrenaliny i mocnym strzałem zmusił do kapitulacji Karola Bieńczyka. Radość z wyrównania trwała dosłownie kilkadziesiąt sekund, bo za chwilę fatalny błąd popełnił Michał Antczak, za krótko podając do swojego golkipera, na czym skorzystał wspomniany Robert Świst. Medica znów musiała gonić i podobnie jak za pierwszym razem, tak i za drugim uczyniła to skutecznie. Z gola cieszył się Kuba Pergoł i nadal każdy scenariusz był możliwy. Ale gdy w 39 minucie głupią żółtą kartkę zarobił Kamil Mikiel, Medika miała wszystkie karty w swoim ręku. Wystarczyło trochę cierpliwości i mądrości w rozegraniu, by rozciągnąć defensywę Adrenaliny, lecz zamiast tego Multi – ku ogólnemu zdumieniu – zaczęła oddawać strzały z nieprzygotowanych pozycji. Kwintesencją było ostatnich kilka sekund, które zamiast wykorzystać na wrzucenie piłki w strefę rywala – to skończyło się na strzale w kosmos. To utwierdziło nas w przekonaniu, że Medyczni nie zasłużyli tutaj na triumf a gdyby nie osłabienia rywali, to pewnie nawet tego jednego punktu nie zdołaliby utrzymać.
Nie uwierzylibyśmy, gdyby kapitan N-BUDu Marcin Zaremba powiedział nam, iż zarówno on, jak i jego drużyna nie kalkulowała zwycięstwa nad Bad Boys 2. Po dwóch remisach miejscowi mieli ogromny apetyt na sukces, co w połączeniu z rywalem, który na razie nie miał nawet „oczka” na swoim koncie, układało się w dość spójną całość. Biada jednak tym, którzy lekceważą Złych Chłopców – w zeszłym sezonie przekonało się o tym kilku faworytów, a i mecze z tej edycji ekipy Radka Stańczaka pokazują, że przybyszów z Ostrówka wcale nie jest tak łatwo złamać. Ten mecz zaczął się zresztą kapitalnie dla BB2 – dwójkowa akcja braci Woźniak i Daniel pakuje piłkę do siatki obok Bartka Muszyńskiego. Jak się później okazało – były to jednak miłe złego początki. N-BUD niezrażony szybko przyjętym ciosem konsekwentnie dążył do wyrównania i w 5 minucie Patryk Ryński, przypadkowo nabity przez jednego z konkurentów, pokonał Darka Żaboklickiego. Ta bramka dodała ekipie Marcina Zaremby skrzydeł. Kreowanie kolejnych okazji przychodziło im z coraz to większą łatwością, a to przekładało się na licznik zdobytych bramek. W 10 minucie znowu w roli głównej Patryk Ryński, tym razem już bez niczyjej pomocy i jest 2:1. Bad Boys wydają się być pogubieni, na czym skrzętnie korzystają konkurenci i do przerwy wynik przybiera dla nich znakomitą postać 4:1. Nie od dziś jednak wiemy, że spotkania z udziałem N-BUDu cechuje ogromna dramaturgia i tutaj również powoli zaczęło się robić nerwowo. Niemający nic do stracenia Źli Chłopcy powstali z kolan i mniej więcej od połowy drugiej części spotkania coraz intensywniej absorbowali Bartka Muszyńskiego. W 36 minucie dopięli swego – Radek Stańczak, jak na kapitana przystało, dał sygnał do ataku a różnica bramek wynosiła tylko dwie. Bad Boys przycisnęli rywali do ściany i jeszcze kilka razy wrzucili granat w ich strefę obronną. Ten zryw okazał się jednak spóźniony, bo mimo że była jeszcze jedna dobra okazja, której wykorzystanie gwarantowałoby niesamowite emocje w końcówce, to skończyło się na 4:2. Mimo wszystko N-BUD zasłużenie dopisał do swojego dorobku całą pulę, aczkolwiek nieumiejętność utrzymania dobrego poziomu na przestrzeni całego meczu znów mogła mieć opłakane skutki. Z tym coś trzeba zrobić, bo choćby ich najbliższy rywal, jeżeli tylko wyczuje że może sobie na więcej pozwolić, to zrobi to bez mrugnięcia okiem.
I tak przeszliśmy do ostatniego meczu, gdzie chociaż zobaczyliśmy tylko jedną bramkę, to życzylibyśmy sobie więcej takich spotkań. Na Fantazji podejmowali Wolę Rasztowską, więc po dwóch stronach barykady stanęły drużyny bez porażki, które zamierzały kontynuować swoją serię. No i można powiedzieć, że o mały włos, a jednym i drugim ta sztuka by się powiodła, bo wierzcie lub nie, ale do do dokładnie 39 minuty i 32 sekundy był tutaj remis 0:0! Ogromna w tym zasługa obydwu bramkarzy, którzy wielokrotnie popisywali się świetnymi interwencjami. Bo to wcale nie były klasyczne piłkarskie szachy – tutaj było autentyczne dążenie do zwycięstwa, tyle że szwankowała skuteczność. Były obijane słupki, poprzeczka, wciąż brakowało centymetrów czy nawet milimetrów, by w końcu zmusić rywala do wznowienia gry ze środka boiska. I tak naprawdę to remis być może najlepiej oddałby przebieg meczowych wydarzeń. Ale w piłce nie ma sentymentów i gdy zbliżał się koniec spotkania, nastąpiła kulminacja emocji. Najpierw Wola domagała się rzutu karnego, bo ich zdaniem faulowany był Michał Łapiński. Sędzia nie zareagował. Na Fantazji odzyskali piłkę i jak na ten moment spotkania, gdzie było już duże zmęczenie i swoje robiły też nerwy, udało im się rozegrać kluczową akcję. Kamil Osowski wypatrzył Rafała Rusowicza, a ten został sfaulowany przez Tomka Kryszkiewicza. Rzecz działa się niemal na linii pola karnego, tym samym Fantazyjni mieli na swojej nodze piłkę meczową. W rolę egzekutora wcielił się Kamil Osowski, którego uderzenie nie było może rewelacyjne, ale piłka zmieściła się między nogami Darka Wasia i wpadła do siatki! Prowadzący błyskawicznie cofnęli się na własną połowę, obronili ostatnią akcję Woli i po ostatnim gwizdku krzyknęli głośne „TAK JEST!”. Był to bardzo fajny mecz na zakończenie wtorkowego wieczoru i brawa należą się obydwu zespołom. Oczywiście nie żałujemy zwycięstwa Na Fantazji, lecz cały czas jesteśmy zdania, że gdyby skończyło się remisem, to wielka krzywda nikomu by się tutaj nie stała.
Skróty wszystkich spotkań trzeciej ligi pojawiły się już w raportach meczowych. Na ich podstawie uzupełniliśmy asysty, jakkolwiek jeśli widzicie jakiś błąd, to dajcie znać. Wywiady przeprowadziliśmy po czwartym spotkaniu, a przepytywani byli Radek Stańczak (Bad Boys 2) i Czarek Żaboklicki (N-BUD Zielonka). Obydwie rozmowy można znaleźć na naszym Facebooku, w menu FILMY czyli TUTAJ oraz po kliknięciu na wynik na stronie głównej lub w terminarzu.
Jak zwykle video jest dostępne w jakości HD. Wystarczy że kołowrotkiem ustawicie opcję 720p HD (lub wyższą) i będziecie mogli cieszyć wzrok najwyższej jakości obrazem. Za każdą subskrypcję czy polubienie materiału na stronie YT - z góry dziękujemy!