fot. © Google
Opis i magazyn 5.kolejki pierwszej ligi!
Poza walkowerem Ostropolu, nic chyba nas w tej kolejce nie zdziwiło. Fil-Pol znowu zremisował, mecz Kroosde Team znów trzymał w napięciu, Progresso pokonało Al-Mar, a...
...a Bad Boys przegrali z Offside w swoim stylu. A co to dokładnie oznacza? No to co zwykle, czyli napędzenie strachu przeciwnikowi, bardzo dobra pierwsza połowa, a potem przychodzi druga odsłona, w której Źli Chłopcy opadają z sił, tracą gole, potem chęci i ostatecznie przegrywają. Tak to już z tym zespołem jest i nawet gdy przybysze z Ostrówka dwukrotnie obejmowali w tym spotkaniu prowadzenie i nawet gdy w 22 minucie na tablicy świetlnej widniał remis, byliśmy pewni że ten zespół dopadnie w końcu kryzys. I nie myliliśmy się. Chociaż może ten mecz wyglądałby inaczej, gdyby w obozie Offsidu nie było Kamila Tlagi. Ten zawodnik rozegrał kolejne kapitalne zawody i gdy tylko widział jakiekolwiek zagrożenie, natychmiast w pojedynkę rozprawiał się z rywalami i zdobywał ważne gole. Być może czuł on odpowiedzialność za wynik większą niż zwykle, bo faworyci musieli sobie radzić bez Konrada Budka i bez Damiana Gałązki, a wiadomo ile ci gracze dają swojemu zespołowi. Z kolei Bad Boys być może zrobiliby tutaj coś więcej, gdyby w pewnym momencie wyszli na dwa gole do przodu - a mieli ku temu okazje. To mogłoby spowodować, że rywale zaczęliby się spieszyć i byłaby szansa, by ich skontrować. Ale to tylko dywagacje. Do momentu gdy wynik brzmiał 4:4 wyglądało to wszystko nieźle, ale potem to już równia pochyła i pięć straconych goli pod rząd. Jak mantrę powtarzamy, że bez odpowiedniej ławki rezerwowych nie da się zwojować pierwszej ligi, a i z zespołami z dołu tabeli również będzie ciężko o dobry wynik. Tym bardziej, że – poza Ostropolem – ekipy z dołu tabeli mają bardzo szerokie kadry, co daje o sobie znać choćby w końcówkach, gdzie właśnie wtedy potrafią rozstrzygać losy spotkania. Nie chcemy być złymi prorokami, ale przed Bad Boys naprawdę ciężka kampania o utrzymanie pierwszoligowego bytu. Natomiast Offside z kwitkiem odprawił kolejnego przeciwnika, a na pewno – choćby pomny meczu z poprzedniego sezonu – mógł się czwartkowego konkurenta obawiać. Na szczęście wszystko poszło po jego myśli i w tym momencie ekipie z Wołomina brakuje już tylko kilku punktów, by zapewnić sobie miejsce na podium. Chociaż chyba wszyscy zdajemy sobie sprawę, że tak naprawdę to jedynie formalność.
O cenne trzy punkty szła to za rywalizacja w kolejnym spotkaniu. Progresso podejmowało Al-Mar i triumfator z tego spotkania zapewniał sobie spokojną głowę przed kolejnymi, ligowymi potyczkami. Większe szanse dawaliśmy ekipie z Radzymina, bo Al-Mar wyjątkowo nie popisał się przeciwko In-Plusowi, co dość mocno zdegradowało jego wcześniejszy sukces nad Ostropolem. Natomiast co by nie mówić o Progresso, to ta drużyna żadnego spotkania nie oddała w tym sezonie za darmo, a wtedy kiedy miała największe szanse na punkty (czyli z Łabędziami), odniosła pewny triumf. I tutaj też miała taki plan. Zaczęło się jednak dla niej dość kiepsko, bo w 6 minucie Łukasz Godlewski zdobył gola w kontrze i to Al-Mar mógł się cieszyć z lepszego wejścia w ten mecz. Ale co z tego – mniej więcej w połowie pierwszej części spotkania ekipę Marcina Rychty dopadł wyraźny dołek i z wyniku 1:0 zostały już tylko wspomnienia. Najpierw do remisu doprowadził Bartek Balcer, a potem – w odstępie zaledwie kilkudziesięciu sekund – trafienia dla Progresso zanotowali Hubert Sochacki i Arek Pisarek. To nie jest zresztą pierwszy raz, gdzie Al-Mar jak tylko coś się sypie, traci pewność w grze i gole oddaje rywalom hurtowo. No ale nie należało się poddawać – do końca meczu było sporo czasu, a na początku drugiej połowy błąd popełnił Łukasz Bestry, który stracił piłkę na rzecz Adama Barana, nie zdążył go dogonić i zawodnik w czarnej koszulce wbił piłkę do pustej bramki. Przegrywającym nie udało się jednak pójść za ciosem. To przeciwnicy wciąż byli bardziej aktywni, mieli więcej argumentów w grze ofensywnej i chociaż kilku szans nie wykorzystali, to z pomocą przyszła im żółta kartka dla Pawła Maliszewskiego. Grę w przewadze szybko udało się zamienić na gola na 4:2 i ferajnie Adriana Płócienniczaka było już łatwiej. Al-Mar co prawda robił co mógł, miał nawet dwie niezłe okazje by po raz drugi zmniejszyć straty do zaledwie jednej bramki, ale nic z tego nie wyszło. W 38 minucie sędziowie odesłali z kolei na ławkę kar Marcina Rychtę i Bartka Balcera, ale gra w systemie 4 na 4 żadnej bramki nie przyniosła. Zawodników z pola w końcu wyręczył bramkarz – Łukasz Bestry po rzucie rożnym Al-Maru złapał piłkę i dalekim wykopem zameldował ją w siatce przeciwników. No i to było w sumie dobre podsumowanie całego spotkania – Al-Mar próbował, starał się, walczył, ale to rywal był w swoich zamiarach bardziej przekonujący. Przegrani mają zresztą dużo problem ze zdobywaniem goli, bo gdyby nie mecz z Ostropolem, który bardzo zaciemnił obraz w tym temacie, mieliby na swoim koncie ledwie kilka bramek. To raczej nie wróży nic dobrego w drugiej części sezonu, no chyba że napastnicy z Wołomina przypomną sobie jak zdobywa się gole. O Progresso w tej kwestii się nie boimy, bo tutaj każdy ma potencjał by wpisywać się na listę strzelców. Pytanie jest inne – o co w tym momencie walczy drużyna Adriana Płócienniczaka. Czy uda się jeszcze zahaczyć o coś więcej niż tylko środek tabeli? Jeśli tak ma się stać, to Progresso musi wreszcie pokonać rywala z prawdziwego zdarzenia. A tak się składa, że taki czeka już na nich w najbliższej kolejce.
Na wstępie napisaliśmy już, że kolejny remis padł łupem Fil-Polu. Pewnie macie też za sobą wywiad z Maćkiem Włodygą, który a propos tego spotkania użył sformułowania, że chociaż ma duży szacunek dla umiejętności pilkarskich Łabędzi, to jego zdaniem dawna Andromeda sama sobie tutaj skomplikowała życie a tracone gole były prezentami dla oponentów. Czy faktycznie tak było? Zacznijmy od pierwszej połowy – nikogo oszukiwać nie będziemy, że nawet jeśli tempo nie było złe, to sytuacji podbramkowych brakowało. Kilka strzałów wręcz na siłę umieściliśmy w skrótach, bo inaczej nie za bardzo byłoby co pokazać. Na szczęście padły też dwa gole – po jednym dla każdej ze stron. Na szczęście druga połowa była już dużo żywsza. Bardzo szybko przypomniał o sobie Arek Stępień, który po ładnej akcji całego zespołu pokonał z bliska Mateusza Perzanowskiego. Ale Łabędzie nie tylko nie zwiesiły głów, lecz z minuty na minutę rozkręcały się. Ich gra zaczęła przypominać tę z najlepszych czasów, gdzie piłka fajnie krążyła między zawodnikami, a golkiper rywali musiał być non stop czujny. No i w 26 minucie był już remis – Marcin Czesuch zagrał do Krystiana Rogali, ten dość łatwo zwiódł jednego z konkurentów i mocnym strzałem pod poprzeczkę pokonał Łukasza Milankiewicza. Ekipa Maćka Pietrzyka poszła za ciosem i po kolejnym okresie dobrej gry, znów powiększyła swój stan posiadania – gola, po nieporozumieniu w obronie Fil-Polu zdobył Adrian Raczkowski. A ponieważ kolejne minuty uciekały dość szybko, to stało się jasne, że Łabędzie tego spotkania nie przegrają, aczkolwiek musiały uważać w ostatnich fragmentach, bo Fil-Pol gra do końca. Niby mówią niektórzy, że nic dwa razy się nie zdarza, ale ferajna Wojtka Kuciaka widocznie tego powiedzonka nie uznaje. Bo w ostatniej minucie spotkania ten zespół znowu uratował punkt. Krzysiek Włodyga wrzucił piłkę w pole karne, tam zamieszanie zrobił Arek Stępień i piłka wpadła do siatki obok bezradnego Mateusza Perzanowskiego. Co więcej – Fil-Pol miał jeszcze trochę czasu i na nieco ponad 3 sekundy do końca dysponował autem. Wszystkim od razu przypomniała się sytuacja sprzed tygodnia, tym bardziej że do wykonania tego stałego fragmentu podszedł Maciek Włodyga. Co więcej – dograł do swojego brata Krzyśka a ten wrzucił futbolówkę na zamieszanie, gdzie Arek Stępień tylko na to czekał i być może gdyby zdołał odsunąć się od nadfruwającej piłki, to mielibyśmy 4:3. Ale chyba dobrze że tak się nie stało, bo Łabędzie nie zasłużyły tutaj na porażkę. Z jednej strony można się zgodzić z Maćkiem Włodygą, że dawna Andromeda miała swój udział przy bramkach rywali, tyle że gole zdobywane przez żółto-czarnych – poza jednym – również o piłkarską wirtuozerię się nie otarły. Dlatego podział punktów wydaje się sprawiedliwy i świadczy o podobnej klasie jednych i drugich. Co potwierdza zresztą ich poprzednia bezpośrednia potyczka, która jeszcze w drugiej lidze zakończyła się - jakżeby inaczej – remisem.
A bardzo blisko braku rozstrzygnięcia było też w meczu, który spuentował piątą kolejkę. Zarówno KroosDe Team jak i Dar-Mar dysponowały przed tą serią dorobkiem ośmiu punktów i zajmowały ex-aequo trzecie miejsce w tabeli. Nikomu nie trzeba tłumaczyć jak ważny był to pojedynek dla jednych i drugich, bo tak naprawdę ważył on więcej niż trzy punkty, bo gdyby te zespoły sezon skończyły z równą liczbą oczek (co jest prawdopodobne), to wiadomo że wtedy bierzemy pod uwagę wynik bezpośredniej potyczki. To wszystko powodowało, iż nie był to bardzo otwarty mecz, na co wpływ miało również to, że obydwie ekipy świetnie bronią. W pierwszej połowie zdecydowanie więcej do roboty miała defensywa Dar-Maru, bo chociaż po 20 minutach gry wynik brzmiał 1:0 dla zespołu z Kobyłki, to ten rezultat zakłamywał rzeczywistość. Tak naprawdę to bramkowa sytuacja była jedyną klarowną dla Dar-Maru w tej odsłonie, podczas gdy zespół z Duczek podobnych okazji miał przynajmniej trzy, a jeszcze kilka innych mniej dogodnych, ale po których również mogły paść gole. To wszystko poszło jednak w niepamięć, gdy chwilę po wznowieniu gry w drugiej połowie Rafał Radomski pokonał Norberta Kucharczyka i mieliśmy remis. I tak jak można było się spodziewać, to wyhamowało tempo spotkania. Dogodne okoliczności jedni lub drudzy tworzyli sobie głównie po stałych fragmentach, w czym brylował szczególnie Dar-Mar który wielokrotnie ustawiał sobie piłkę w bliskiej odległości do pola karnego, lecz Michał Wytrykus był czujny i nawet jeśli piłka oszukiwała mur, to golkipera KroosDe Team nie. A że czas uciekał i wynik nadal brzmiał 1:1, to można było sądzić, iż tak się tutaj skończy. Ale inny plan miał Daniel Gomulski. To on w 39 minucie w bardzo trudnej sytuacji zmieścił piłkę pod poprzeczką świątyni rywali i na 100 sekund przed zakończeniem spotkania Dar-Mar miał za zadanie obronić tę jedną bramkę różnicy. Pamiętamy mecze, gdzie ta sztuka mu się nie udawała, ale tutaj wszystko poszło sprawnie, chociaż w dużej mierze to „zasługa” KroosDe. Chłopaki w ostatnich kilku akcjach nie za bardzo potrafili się zdecydować, kto ma oddać decydujący strzał, zbyt długo wymieniali między sobą piłkę, a gdy przyszło co do czego, to byli blokowani. No i mecz, w którym w naszej ocenie nie byli gorsi – przegrali. Gdyby to starcie podzielić na połowy, to pierwsza zdecydowanie dla KroosDe, druga na remis i rachunek jest prosty. No ale piłka nożna tak prostolinijna nie jest. Dlatego też nawet jeśli ta porażka mocno komplikuje życie ferajnie Michała Wytrykusa, to wcale nie jest powiedziane, że w końcówce sezonu nie uda się jej zdobyć na tyle dużo punktów, by wyprzedzić Dar-Mar. Bo Dar-Mar swoje spotkania trochę „przepycha” i sami nie wiemy, czy w końcu dołoży do tego taką grę, którą prezentował przed rokiem. Ale jeśli tego nie zrobi, to przeciwko Offsidowi czy In-Plusowi sukcesu mu nie wróżymy.
Skróty wszystkich spotkań pierwszej ligi pojawiły się już w raportach meczowych. Na ich podstawie uzupełniliśmy asysty, jakkolwiek jeśli widzicie jakiś błąd, to dajcie znać. Jak zwykle video jest dostępne w jakości HD. Wystarczy że kołowrotkiem ustawicie opcję 720p HD (lub wyższą) i będziecie mogli cieszyć wzrok najwyższej jakości obrazem. Za każdą subskrypcję czy polubienie materiału na stronie YouTube - z góry dziękujemy!