fot. © Google

Opis i magazyn 8.kolejki czwartej ligi!

8 lutego 2020, 14:31  |  Kategoria: Video  |  Źródło: inf.własna  |   dodał: roberto  |  komentarze:

Niesamowity rollercoaster przyniósł nam hit ósmej serii spotkań czwartej ligi. Wzajemna wymiana ognia między AutoSzybami i Las Vegas spowodowała, że najlepiej na ich wojnie wyszła patrząca na wszystko z boku Copa FC!

Poniedziałkowe granie rozpoczęło się natomiast od strzeleckiej kanonady w wykonaniu Mojej Kamandy, która wykonała egzekucję na AKS Elektro. O tym meczu napisaliśmy już chyba wszystko, dlatego dodajmy tylko, że braciom Trąbińskim i spółce, by zostać mistrzem czwartej ligi, brakuje już tylko remisu w ostatnim spotkaniu z Las Vegas. Ale nie oszukujmy się – ta drużyna będzie grała o zwycięstwo, by nikomu nie pozostawić wątpliwości, kto był najlepszy na najniższym poziomie rozgrywkowym w Nocnej Lidze. Natomiast na postawę Elektrycznych spuśćmy kurtynę milczenia.

A cały czas trwa i trwać będzie zacięta rywalizacja o to, kto oprócz Mojej Kamandy uzyska bezpośredni awans do trzeciej ligi. Gdyby Las Vegas pokonali lub nawet zremisowali z AutoSzybami, to sprawa zostałaby rozstrzygnięta. Ale wiedzieliśmy, że podopieczni Kamila Wiśniewskiego wyjdą na ten mecz ultra-zmotywowani, zwłaszcza iż wygrywając odpowiednią różnicą goli, ten zespół nadal byłby w grze o zajęcie drugiego miejsca w tabeli. Od samego początku spotkania widać było, że chłopaki nie zamierzają tej okazji zmarnować, natychmiast zepchnęli przeciwników do narożnika i zaczęli ich tam okładać. Po pięciu minutach było już 2:0 i dopiero wtedy – aczkolwiek tylko na krótką chwilę – ekipa Parano przypomniała sobie jak się gra w piłkę. Obóz Grześka Dąbały nie wykorzystał jednak dwóch okazji, z czego w drugiej wystarczyło że Konrad Orlik poda piłkę do lepiej ustawionych kolegów, a na pewno zrobiłoby się 2:1. A że niewykorzystane sytuacje się mszczą, to przed przerwą rozgrywający kapitalne zawody Bartek Bajkowski podwyższył na 3:0 dla Szyb i jedynym pytaniem było, czy prowadzącym uda się wytrzymać narzucone przez siebie tempo. Odpowiedź była początkowo twierdząca, bo gracze w różowych koszulkach nie zatrzymywali się i w 28 minucie wynik na ich korzyść brzmiał już 5:0! AutoSzyby ostatnią bramkę zdobyły nawet grając w osłabieniu, co wydawało się, że totalnie podłamie rywali, którym do tego momentu niewiele wychodziło. Las Vegas się jednak nie poddało. Sygnał do walki dał Artur Flago, który najpierw zdobył bramkę a potem zanotował asystę przy trafieniu Grześka Dąbały. Ale to mogło na nic się zdać, bo za chwilę sędzia podyktował rzut karny dla Szyb. I gdyby Tomek Mikusek go wykorzystał, to ten mecz miałby już tylko jeden możliwy kierunek. Ale pomocnik zespołu z Wołomina nie zdołał pokonać Roberta Leszczyńskiego! To zachwiało pewnością siebie prowadzących, którzy w ostatnich minutach grali elektrycznie, na za dużo pozwalali przeciwnikowi a ten nie omieszkał wykorzystać sytuacji i w 39 minucie różnica między zespołami wynosiła tylko jedną bramkę! Z perspektywy AutoSzyb najtrudniejsze było to, że wygrana jednym golem praktycznie nic tej ekipie nie dawała. W potrzasku byli też gracze Las Vegas, bo gdyby stracili jeszcze jednego gola, to niewykluczone, że spadliby na koniec sezonu poza podium, z kolei wynik 5:4 powodował, że na 90% skończą przynajmniej na trzecim miejscu. Sytuacja, gdzie jedni i drudzy nie byli chyba do końca pewni, czy atakować czy bronić spowodowała, że więcej goli w tym starciu nie zobaczyliśmy. Zanim powiemy co to oznacza, należy pogratulować zwycięstwa AutoSzybom. Do 28 minuty triumfatorzy grali świetnie, ale później spuścili z tonu a niewykorzystany rzut karny był momentem przełomowym nie tylko tego meczu, ale kto wie, czy nie całego sezonu. Bo teraz ta drużyna musi liczyć na cud, czyli np. że Copa FC przegra z AKS Elektro, co wydaje się nieprawdopodobne. I chociaż to tylko piłka, to chyba należy te wszystkie zaistniałe okoliczności potraktować jako straconą szansę dla AutoSzyb, szczególnie że gdyby to ta ekipa zajęła drugie miejsce w tabeli, chyba nikt nie mógłby powiedzieć, że to lokata na wyrost. A jakie są szanse, że za plecami Kamandy skończy Las Vegas? Ten zespół jako jedyny z goniącego peletonu ma wszystko w swoich nogach. Wystarczy remis z liderem rozgrywek i żadna mała tabela nie będzie potrzebna. Ale jeśli tak ma być, to Parano muszą zagrać znacznie lepiej niż z AutoSzybami, a nie zapominajmy, iż najbliższy rywal postawi im jeszcze wyższe wymagania niż ten poniedziałkowy. Inna sprawa, że chociaż Vegas zagrali w ósmej kolejce nieźle tylko przez 10 minut, to o mało nie wystarczyło to do remisu. Niezasłużonego, dlatego może lepiej że tak się nie stało. Natomiast jeśli Parano urwą punkty Kamandzie, to wtedy bez cienia wątpliwości będziemy mogli stwierdzić, że bilet do trzeciej ligi należał im się jak nikomu innemu.

A nieco w cieniu, a może nawet bardzo w cieniu walki o trzecią ligę, swój mecz rozegrały zespoły którym promocja nie grozi, czyli Bud-Mar i Joga Bonito. Te drużyny ostatnio zupełnie nie punktowały, dlatego pewnie z dużą niecierpliwością oczekiwały wzajemnego pojedynku, gdzie była szansa na przełamanie kiepskiej passy. Ciut większe szanse na zrealizowanie tej misji dawaliśmy Jodze – co prawda ekipa Bartka Brejnaka znów musiała sobie radzić bez kilku ważnych graczy, ale tak jak wielokrotnie pisaliśmy – przyjemny dla oka styl który ta drużyna prezentuje, powodował że wreszcie mogą z tego być jakieś punkty i uda się uciec z dolnych rejonów tabeli. Obiecujący był też początek spotkania, gdzie zawodnicy w biało-czerwonych koszulkach bardzo szybko odrobili stratę jednego gola, którego stracili już w 55 sekundzie, a potem wyszli na prowadzenie. Tyle że w tej połowie były to miłe złego początki. W dalszej części premierowej odsłony to Bud-Mar był konkretniejszy, a ponieważ w jego szeregach dobrze spisywali się tacy gracze jak Przemek Bielski czy Kuba Bogdan, to właśnie ten duet w największym stopniu przyczynił się do tego, że lada moment z wyniku 1:2, zrobiło się 3:2. Potem Joga – trochę w swoim stylu – zmarnowała kilka dogodnych okazji, a gdyby tego było mało, to tuż przed syreną kończącą tę część spotkania błąd popełnił Adrian Kozyra, który podał piłkę wprost do Dawida Jeznacha, a ten z tego prezentu skorzystał i było już 4:2. Ale Bud-Mar już kilka razy w tym sezonie miał dobry wynik w kieszeni, a potem kończyło się tak, że zostawał z niczym, dlatego tutaj niczego jeszcze nie przesądzaliśmy. I to było słuszne założenie, bo w drugiej połowie role się odwróciły – Joga wróciła do gry i chociaż trochę jej zajęło, by wyrównać losy spotkania, to po bramce Jakuba Pełki rezultat brzmiał już tylko 3:4. Potem sprawa z perspektywy goniących trochę się skomplikowała, bo żółtą kartkę zobaczył Michał Jędrzejczyk, ale Bonito potrafili zachować czyste konto w liczebnej stracie, a gdy siły się wyrównały, to stan spotkania zbilansował Adrian Poniatowski. W końcówce meczu jedni i drudzy już nie kalkulowali, bo remis nikogo tutaj nie urządzał, ale mimo kilku niezłych okazji z obydwu stron, wynik swojej postaci już nie zmienił. I może to i lepiej, bo tak jak stwierdziliśmy w transmisji – chyba nikt na zwycięstwo tutaj nie zasłużył. Obydwie strony miały lepsze i gorsze momenty i te dwa punkty które łącznie zespoły podzieliły między siebie po równo, uczciwie oddają ich zaangażowanie i wkład w ten 40-minutowy pojedynek. Na drugie zwycięstwo w sezonie muszą więc poczekać do ostatniej kolejki.

A teraz wracamy już niemal na szczyt ligowej tabeli, gdzie po idealnym dla Copa FC wyniku między Szybami a Las Vegas, ten zespół – chcąc wykorzystać okoliczności – musiał pokonać Maximusa. Chyba wszystkim się wydawało, że nie będzie to zadanie proste, bo ferajna Grześka Cymbalaka była twardym orzechem do zgryzienia dla każdego kandydata do awansu i nawet jeśli wszystkim tym ekipom udało się z Maksymalnymi wygrać, to odbywało się to po dużych męczarniach. Łącząc to z faktem, że Kopacze swoich spotkań nie potrafią rozstrzygać w sposób bezdyskusyjny, powoli układał nam się scenariusz na ten mecz, gdzie emocje miały być aż do ostatniego gwizdka. Stało się jedno zupełnie inaczej. Nie przesadzimy chyba twierdząc, że Maximus rozegrał najgorsze spotkanie w tej edycji, totalnie oddając pole przeciwnikowi i będąc zupełnie bezbronnym zarówno w obronie, jak i w ataku. Darek Waś, czyli golkiper Copy miał w tym spotkaniu ledwie kilka okazji do interwencji, a dał się pokonać tylko raz i to pod sam koniec spotkania, gdzie jego losy dawno już były rozstrzygnięte. Trudno wytłumaczyć co się stało z przegranymi, bo po prostu ich nie poznawaliśmy. A przecież poza Tomkiem Rzepniewskim nikogo w składzie nie brakowało. Może więc trzeba oddać honory zawodnikom z Klembowa? Oni od samego początku do końca zagrali tutaj bardzo konsekwentnie i wreszcie zamieniali na gole stwarzane przez siebie sytuacje. To pozwoliło im już po pierwszej połowie mieć wyraźną przewagę, co z kolei miało wpływ na przebieg drugiej odsłony, która zaczęła się od efektownego trafienia Mateusza Marcinkiewicza z rzutu wolnego. A to spowodowało, że rywalom zupełnie odechciało się dalszej rywalizacji. Fakt, że czasami dochodziło do sytuacji, gdzie bramkarz Maximusa był sam, a rywali dwóch pokazuje skalę "odpuszczania" przez graczy w białych trykotach. Nikomu nie chciało się wracać, w dodatku gra z lotnym bramkarzem była notorycznie wykorzystywana przez Copę, która zdobywała gole na pustą bramkę i można chyba stwierdzić, że wynik 8:1 to najniższy wymiar kary, jaki spotkał tutaj przegranych. Oni na ten mecz dojechali tylko ciałem, bo wyglądało to, jakby myślami byli już na feriach. Triumfatorzy wykorzystali to w sposób bezlitosny, a to oznacza, że jeśli wygrają z AKS Elektro w ostatniej kolejce, gdzie trudno brać pod uwagę inny scenariusz, to zapewnią sobie przynajmniej trzecie miejsce w tabeli. Czyli chyba taki plan minimum na ten sezon. Natomiast w przypadku porażki Las Vegas z Kamandą i jednoczesnym zwycięstwie Szyb z HandyMan, Copa skończy zmagania ze srebrem i bezpośrednim awansem do trzeciej ligi. Czyli z czymś, w co kilka tygodni temu, chyba nikt w obozie braci Marcinkiewicz głośno nie odważyłby się powiedzieć. A może nawet pomyśleć.

Klęska Maximusa to była bardzo dobra wiadomość dla uczestników ostatniego, poniedziałkowego spotkania – Bad Boys 2 i HandyMan. Dzięki temu jedni i drudzy zwiększyli swoje procenty na zajęcie piątego miejsca w tabeli, co oznaczałoby skończeniem zmagań w górnej połowie ligowej hierarchii. Kto miał na to większe szanse? Trudne pytanie, bo z jednej strony Bad Boys potrafią przegrać z AKS i wygrać z Maximusem, z kolei HandyMan notowali ostatnio serię trzech zwycięstw z rzędu, aczkolwiek grali wyłącznie z dołem tabeli. Mimo to mogliśmy przypuszczać, że jeśli będą mieli trochę szczęścia, które towarzyszyło im również w ostatnich spotkaniach, to jest szansa że swoją passę zwycięstw przedłużą jeszcze o tydzień. No ale spotkał ich dość srogi zawód. Wynik 5:2 może być bowiem mylący, albowiem gdyby Źli Chłopcy wygrali tutaj dwa razy wyżej, to przegrani nie mogliby stwierdzić, że zostali potraktowani niesprawiedliwie. Cała zasługa, że skończyło się tutaj "tylko" trzema bramkami różnicy należy się Darkowi Banaszkowi. W tym meczu wybronił on przynajmniej cztery sytuacje sam na sam, a i przy innych okazjach wykreowanych przez konkurentów spisywał się bez zastrzeżeń. To on utrzymywał więc swój zespół w grze, który mimo że przegrywał już 0:2 i 1:3, to dzięki bramkom Mariusza Godlewskiego dwukrotnie doprowadzał do stanu, gdzie tylko jedno trafienie dzieliło go od remisu. I mieliśmy wtedy wrażenie, że może się tutaj skończyć jak z Joga Bonito, gdzie Handymani również mieli mniej z gry, a mimo to dzięki super-skuteczności w ostatnich minutach potrafili przechylić losy meczu na swoją stronę. No ale nie tym razem. W 31 minucie Andrzej Sulewski lobem z własnej połowy pozbawił ich złudzeń w kwestii zwycięstwa, a za chwilę przełamał się Paweł Woźniak, który wcześniej zmarnował wiele dogodnych okazji, ale to właśnie on zamknął rezultat spotkania na 5:2. Wygrani powinno to wszystko rozstrzygnąć znacznie szybciej, lecz w tym sezonie skuteczność nie jest ich sprzymierzeńcem. Może nawet przez chwilę wróciły im przed oczy demony ze starcia z AKS Elektro, ale tym razem zachowali więcej zimnej krwi niż wówczas i skończyło się happy endem. A ponieważ Bad Boys wygrali i z Maximusem i z HandyMan, a więc z ekipami z którymi dzielą w tym momencie piątą lokatę, to wystarczy że wygrają w ostatniej serii z Joga Bonito i to oni skończą rozgrywki w TOP 5. Z kolei przegrani na pewno zostali troszeczkę ściągnięci na ziemię, bo niewykluczone, że po ostatnich sukcesach uwierzyli, że ich seria już do końca sezonu pozostanie nietknięta. Być może gdyby mieli trochę szerszy skład i dodatkowe płuca w postaci Adriana Rozbickiego, to powalczyliby tutaj bardziej. A tak musieli się obejść smakiem i pozostaje im już tylko czekać na ostatnią kolejkę. Faworytami tam nie będą, ale oni chyba nawet lepiej się czują, gdy to rywal musi, a oni tylko mogą.

Skróty wszystkich spotkań czwartej ligi pojawiły się już w raportach meczowych. Na ich podstawie uzupełniliśmy asysty, jakkolwiek jeśli widzicie jakiś błąd, to dajcie znać. Jak zwykle video jest dostępne w jakości HD. Wystarczy że kołowrotkiem ustawicie opcję 720p HD (lub wyższą) i będziecie mogli cieszyć wzrok najwyższej jakości obrazem. Za każdą subskrypcję czy polubienie materiału na stronie YouTube - z góry dziękujemy!

Komentarze użytkowników: