fot. © Google

Opis i magazyn 8.kolejki trzeciej ligi!

8 lutego 2020, 21:38  |  Kategoria: Video  |  Źródło: inf.własna  |   dodał: roberto  |  komentarze:

N-BUD i Burgery Nocą – te drużyny mogą już świętować, bo zwycięstwa we wtorek zapewniły im pozostanie na miejscach 1-2, bez względu na wyniki w ostatniej kolejce. Losy tytułu wciąż pozostają jednak małą niewiadomą.

Znamy za to pierwszego spadkowicza z trzeciej ligi. Dość niespodziewanie została nim ekipa Na Fantazji, która rok temu świętowała swój największy sukces w zmaganiach, czyli trzecie miejsce na tym samym poziomie rozgrywkowym, a teraz musi się pogodzić, że za rok może skończyć nawet na czwartym. Temu scenariuszowi można było zapobiec wygrywając z inną ekipą wciąż zagrożoną spadkiem, czyli NetServisem. Ale drużyna Pawła Roguskiego po pokonaniu Razem Ponad Tona ani myślała tutaj przegrywać, szczególnie że wreszcie mogła skorzystać z usług Rafała Wielądka, a więc byłego mistrza Nocnej Ligi. Rafał okazał się zresztą jedną z ważnych składowych zespołu w niebieskich koszulkach, która mimo niezłego początku spotkania, wcale nie mogła być pewna, że skończy tutaj zwycięstwem. NetServis w pierwszych dziesięciu minutach dwukrotnie wychodził na prowadzenie, ale tyle samo razy dawał je sobie odbierać. Z kolei w 18 minucie to rywale po raz pierwszy wyszli o bramkę do przodu, a potem mieli szansę, by podwyższyć rezultat, lecz nie wykorzystali kary czasowej, którą sędzia poczęstował wspomnianego Rafała Wielądka. W drugiej połowie Fantazyjni starali się grać cierpliwie, co było determinowane nie tylko wynikiem, ale i bardzo krótką ławką rezerwowych. Ekipa Kamila Osowskiego chciała więc oszczędzać siły poprzez zmuszanie przeciwnika do biegania za piłką. To się udawało, bo wynik się nie zmieniał, a czasu do końca spotkania było coraz mniej. Fantazyjni zaliczyli nawet strzał w poprzeczkę, natomiast pech dopadł ich w 34 minucie. Uderzał Robert Koc, piłka odbiła się jeszcze po drodze od jednego z obrońców i wpadła do siatki wyrównując losy spotkania. A potem mieliśmy już prawdziwą jazdę bez trzymanki. Nikt nie chciał remisu, co powodowało, że odległości między zawodnikami robiły się coraz większe i bramkarze musieli pozostawać w ciągłej gotowości. W 39 minucie Kamil Majewski – po raz kolejny w tym sezonie – w tylko sobie znany sposób obronił strzał z najbliższej odległości Rafała Wielądka, a potem jeszcze jeden po rzucie rożnym. Za chwilę jednak nastąpiła decyzja, że między słupkami zastąpi go Kamil Osowski, który został lotnym bramkarzem, ale żadnych korzyści ekipie z Kobyłki to nie przyniosło. Z kolei w 40 minucie Fantazja nie upilnowała Roberta Koca, który przedarł się w bliskiej odległości od linii autowej, zagrał do Rafała Wielądka, ten odnalazł podłączającego się do całej akcji Roberta Biskupskiego i precyzyjny strzał tego ostatniego wprowadził w euforię zawodników NetServisu. Przegrywający mieli już za mało czasu by odrobić straty, potem mogli jeszcze jedną bramkę stracić, ale to pozostało bez znaczenia. Porażka 3:4 i tak zamknęła im drogę do pozostania w trzeciej lidze, co jest jednocześnie i sporym zaskoczeniem i rozczarowaniem. No ale tabela nie kłamie – tylko trzy punkty na osiem spotkań to fatalny dorobek, który nie pozostawia złudzeń. Potrzeba tutaj konkretnych wzmocnień, zwłaszcza na pozycji bramkarza, bo bez tego ani rusz. Natomiast NetServis, który pewnie przez długi czas był jednym z faworytów do spadku, ma dość komfortową sytuację przed ostatnią serią. Bo wystarczy że zremisuje ze Spoko Loko i na nikogo nie będzie się musiał oglądać. A jeśli nawet ta sztuka się nie powiedzie, to musiałyby zostać spełnione jeszcze dwa warunki, czyli Adrenalina pokonuje Burgery Nocą, a Górale wygrywają z Fantazją. Niby w piłce wszystko jest możliwe, ale wygląda na to że dawna Lambada może już spać spokojnie.

Wtorek okazał się za to dniem niewykorzystanej szansy przez Spoko Loko i Al-Mar 2. Dziś już wiemy, że gdyby jedna z tych ekip wygrała bezpośrednią rywalizację, to miałaby realną szansę, by rozgrywki zakończyć z brązowymi medalami na szyi. Dlaczego się więc nie udało? Wnioski dla obydwu stron były różne. Jeśli chodzi o Spoko, to w ich kontekście ten scenariusz nie miał chyba prawa się udać, bo na starcie z zespołem Adriana Rychty przyjechał mocno eksperymentalny skład drużyny z Rembertowa. Znowu brakowało kapitana, nie było też podstawowego bramkarza, a ławka rezerwowych liczyła zaledwie dwie osoby. To w zestawieniu z rywalem, który zawsze ma szeroką kadrę mogło się bardzo źle skończyć, ale tutaj do pewnego momentu wszystko układało się po myśli graczy Loko. Trzeba im oddać, że grali naprawdę bardzo solidnie, konsekwentnie, a z przodu skutecznie, dzięki czemu w 27 minucie meczu prowadzili już 4:1! Al-Mar 2 na pewno nie tak sobie wyobrażał tę część spotkania, no ale swoich szans nie wykorzystywał, natomiast w obronie był zbyt mało czujny i to stwarzało szansę żądnym zwycięstwa rywalom. Ale przybysze z Wołomina już raz w tym sezonie odrobili trzybramkową stratę i gdy w 30 minucie sygnał do ataku dał Krzysiek Powierża, to było jeszcze wystarczająco dużo czasu, by odrobić również resztę bramek. Przegrywający uwierzyli w powodzenie tej misji i po trafieniu Wojtka Kuleszy różnica wynosiła już tylko jedno trafienie. Wtedy w sukurs Spoko Loko przyszła żółta kartka dla Marcina Błędowskiego. 120 sekund przewagi w takim momencie spotkania wydawało się wystarczającym okresem, by Sławek Lubelski i spółka pokusili się o kluczową bramkę i pozbawili złudzeń konkurenta. Ale ten wytrzymał napór, a gdy na boisku znów graliśmy w systemie 5 na 5, Al-Mar 2 ponownie odzyskał inicjatywę. Długo jednak czekał, by wreszcie zamienić stwarzane okazje na bramki i dopiero w 40 minucie ta sztuka udała się Marcinowi Błędowskiemu, nie bez pomocy Krzyśka Powierży, który zasłonił Pawła Ekierta i uniemożliwił mu interwencję. Stanęło więc na remisie, ale ten rezultat nikogo tutaj nie zadowalał. O jego największych beneficjentach napiszemy za chwilę, natomiast samo spotkanie oceniamy jako niezłe widowisko, zwłaszcza w drugiej połowie. Zawodnikom Spoko Loko być może zabrakło trochę sił w końcówce, ale oddajmy im, że przynajmniej na ten jeden punkt zasłużyli, bo mądrością w grze górowali nad oponentami. Choć z drugiej strony – Al-Mar 2 lubi utrudniać sobie życie i gaz do dechy przyciskać wtedy, gdy już naprawdę jest pod ścianą. Tyle że tutaj z tym pościgiem trochę się spóźnił, bo ten wynik oznacza, że podobnie jak Spoko Loko, szansę na podium utracił już definitywnie...

Trzecie miejsce na podium zagwarantowała sobie za to Razem Ponad Tona. No tak, tylko że nie taki był cel ekipy Łukasza Głażewskiego na ten sezon, tym bardziej że mówimy o zespole, który rok temu grał o klasę wyżej. W tym sezonie do pewnego momentu wszystko "żarło" Tonie tak jak trzeba, ale porażka z NetServisem stanowiła pewien sygnał ostrzegawczy i przede wszystkim – odebrała temu zespołowi margines błędu. To spowodowało, że przeciwko Burgerom Nocą trzeba było wygrać, albo przynajmniej nie przegrać, by zachować nadzieję na otrzymanie drugoligowego kredytu. Rywale byli zresztą w identycznej sytuacji. To wszystko zapowiadało kawał dobrego meczu, a o bramki mieli się zatroszczyć dwaj super-snajperzy – Paweł Madej i Patryk Czajka. Ale paradoksalnie – to nie oni byli tutaj głównymi bohaterami. Zacznijmy jednak od początku. Premierowe minuty to zdecydowana przewaga Tony. Gdyby po pierwszych pięciu minutach wynik brzmiał 2:0 lub 3:0 dla nich, to Burgery mogłyby mieć pretensje wyłącznie do siebie. Bezbramkowy remis utrzymał się tutaj wyłącznie dzięki braku skuteczności zawodników w niebieskich koszulkach, którzy raz obili słupek, raz poprzeczkę a do tego zmarnowali jeszcze dwie dobre sytuacje. Jaki był tego efekt? Wiadomo – za chwilę gola na 1:0 dla Burgerów strzelił Piotrek Jankowski. Ale Tona, mimo że miała argumenty by trochę się tutaj podłamać, bardzo szybko wyrównała i coś nam podpowiadało, że od tego momentu to ona będzie zdobywała kolejne gole. Ale tempo tego spotkania trochę wyhamowało, z kolei Burgery nie pozwalały już na tyle rywalom co kilka minut wcześniej. Natomiast dzięki ładnej bramce Arka Daleckiego, to ten zespół schodził na przerwę prowadząc, będąc tym samym o 20 minut od historycznego sukcesu w NLH. A emocje jeszcze się zwiększyły na początku drugiej połowy. Najpierw gola na 3:1 zdobywa Piotrek Jankowski, a lada moment niepotrzebną żółtą kartkę ogląda Konrad Kaza. Burgery nie wykorzystują jednak przewagi i to się mści, bo wspomniany Konrad Kaza na raty finalizuje strzał z rzutu wolnego i znowu mamy tylko jedną bramkę różnicy. Tona nadal jest więc w grze, ale wszystko załamuje się w 32 minucie. Wtedy przypomina o sobie Patryk Czajka, który zdobywa kluczowe trafienie na 4:2 i po nim przegrywający wywieszają już białą flagę i w krótkim okresie tracą jeszcze dwie bramki, które przyklepują ich los. Tym samym Burgery Nocą wygrywają najważniejszy mecz w sezonie i za rok zagrają w drugiej lidze! Zasłużenie, bo mimo że obydwie ekipy kojarzone są głównie ze swoimi liderami, to jednak po stronie ekipy Arka Daleckiego jest chyba więcej graczy, którzy są w stanie wejść na podobny poziom co ich najlepszy zawodnik. Pokazał to właśnie ten mecz, gdzie błysnął Piotrek Jankowski, swoje zrobił Bartek Sosnówka, a ważne trafienie dołożył też sam kapitan. Tona alternatyw miała mniej i tę kwestię trzeba będzie przedyskutować. Ale to dopiero po ostatnim meczu, który żadnego znaczenia dla układu tabeli mieć nie będzie, ale nie wierzymy że chłopaki spotkanie z N-Budem potraktują ulgowo. Tym bardziej, że ich zwycięstwo mogłoby dać szansę na tytuł właśnie Burgerom, które przecież znalazłyby dość łatwy sposób, by się za tę przysługę odpowiednio odwdzięczyć.

Wynik powyższej potyczki był również ważny dla N-Budu Zielonka. Miejscowym wystarczał remis z Góralami, by dołączyć do zespołu Arka Daleckiego i za rok wzmocnić drugoligowe szeregi. Ale po co remisować, skoro można wygrać i stworzyć sobie jeszcze lepszą pozycję w kontekście mistrzowskiego tytułu? Z takiego właśnie założenia wyszli zawodnicy Marcina Zaremby, którzy tak naprawdę nie mieli prawa obawiać się wtorkowych rywali, których dyspozycja pozostawia ostatnio mnóstwo do życzenia. No i niestety w ósmej kolejce nic się w tej kwestii nie zmieniło. Nie ma o czym za bardzo tutaj pisać, bo było to spotkanie do jednej bramki, które już po pierwszej połowie było rozstrzygnięte, a w drugiej przypominało fragmenty z meczu Moja Kamanda – AKS Elektro. N-Bud był żądny bramek i regularnie powiększał swoje konto, natomiast przeciwnicy nie zamierzali mu w tym przeszkadzać i łącznie aż dwunastokrotnie wyjmowali piłkę z własnej siatki. Na domiar złego – ani razu nie potrafili do tego samego zmusić golkipera miejscowych, a taki "wyczyn" powtarzają już drugi raz z kolei. Tym samym pewnym krokiem zmierzają w kierunku czwartoligowej otchłani i jeśli faktycznie tam spadną, to nikt za nimi ręki wyciągać nie będzie. W tym momencie tam jest bowiem ich miejsce. Natomiast N-Bud podąża w odwrotnym kierunku – w czternastej edycji będzie grał na zapleczu elity! To duży sukces chłopaków z Zielonki, którzy od pierwszej kolejki prezentują równy poziom i nie ma przypadku w zajmowanej przez nich lokacie. Teraz przed nimi już tylko ostatni krok, czyli mecz z Razem Ponad Tona, gdzie znów niby potrzebują tylko punktu, by osiągnąć cel. Ale oni będą chcieli postawić kropkę nad i. Zwłaszcza że w profilu drużyn drugich miejsc nie zapisujemy. Liczą się tylko mistrzostwa!

Jedni walczą o tytuły, a drudzy o to, by nie zaznać smaku degradacji. W tej drugiej grupie są Retro i Adrenalina, które w bezpośredniej walce miały wyłonić tę ekipę, która ze spokojem będzie oczekiwała ostatniej kolejki. Miano lekkiego faworyta przykleiliśmy zespołowi z Radzymina, zwłaszcza w obliczu sporych osłabień, z jakimi musiał się zmierzyć Robert Świst. Kapitan Adrenaliny nie mógł skorzystać z niemal głównych autorów zwycięstwa nad Spoko Loko, czyli z Ivana Hristova oraz Huberta Czadego. Wiadomym było, że bez nich o zdobywanie goli będzie zdecydowanie trudniej, a przecież zespół z Ząbek do hegemonów w klasyfikacji zdobytych bramek raczej się nie zalicza. W Retro sytuacja kadrowa była dużo lepsza, bo choć brakowało nominalnego bramkarza, to z obsadzeniem tej pozycji nie ma problemu Sebastian Płócienniczak, natomiast do gry wrócił za to Konrad Kanon. A wiadomo nie od dziś, że z zespołami dysponującymi szybkimi graczami, często zmieniającymi pozycje, Adrenalina ma najwięcej kłopotów. I to się potwierdziło. Tak naprawdę, to gdyby nie kuriozalny samobój jaki zaaplikował Przemek Jabłoński, to Retro już po pierwszej połowie mogło się przymierzać do dopisania sobie kompletu punktów. Wynik 3:1 na zbyt dużą pewność siebie nie pozwalał, aczkolwiek Squad miał dużo więcej okazji do zdobycia bramki i spokojnie mógł prowadzić wyżej. Ale na początku drugiej połowy to Adrenalina zaatakowała. Na efekty nie trzeba było długo czekać, bo chociaż najpierw w słupek trafił Marek Chechłowski, to za chwilę na listę strzelców wpisał się Marek Kowalski i różnica wynosiła tylko jedno trafienie. Jak się jednak później okazało – to był ostatni kontakt bramkowy między tymi zespołami. Im dłużej trwał mecz, tym różnica w szybkości, dynamice i fizyce była coraz większa i Retro potrzebowało zaledwie 120 sekund, by zdobyć trzy gole od rząd i zabić w przeciwnikach nadzieję na dobry wynik. Rozhulał się zwłaszcza wspominamy Konrad Kanon, który miał dużo chęci do gry, co chwilę wygrywał pojedynki z obrońcami rywala i dopisywał do swojego konta następne trafienia. Adrenalina odpowiedziała dopiero przy wyniku 2:8, lecz gol Marka Chechłowskiego był już tylko na otarcie łez. Aczkolwiek tego stwierdzenia nie można traktować dosłownie. Sytuacja drużyny Roberta Śwista nie jest może idealna, ale na ukrywanie twarzy w dłoniach jeszcze za wcześnie. Trzeba albo wygrać z Burgerami, albo liczyć że Górale nie ograją Fantazji. Co prawda bardziej prawdopodobny wydaje się ten drugi scenariusz, ale Adrenalina zostawi na parkiecie wszystko co ma i prędzej na nim umrze, niż da się łatwo pokonać przyszłym drugoligowcom. Retro będzie się temu przyglądało w komfortowych warunkach, bo nie ma już możliwości, by ta ekipa spadła. I dobrze, bo piłkarsko na to nie zasługiwała, nawet jeśli długo nie wychylała głowy znad strefy spadkowej. Ale może lepiej było wyczerpać cały limit pecha w debiutanckim sezonie, by w kolejnej edycji powalczyć o coś więcej. I to nie są wcale słowa na zachętę, bo każdy widzi że Retro sroce spod ogona nie wyskoczyło.

Skróty wszystkich spotkań trzeciej ligi pojawiły się już w raportach meczowych. Na ich podstawie uzupełniliśmy asysty, jakkolwiek jeśli widzicie jakiś błąd, to dajcie znać. Jak zwykle video jest dostępne w jakości HD. Wystarczy że kołowrotkiem ustawicie opcję 720p HD (lub wyższą) i będziecie mogli cieszyć wzrok najwyższej jakości obrazem. Za każdą subskrypcję czy polubienie materiału na stronie YouTube - z góry dziękujemy!

Komentarze użytkowników: