fot. © Google

Opis i magazyn 8.kolejki drugiej ligi!

10 lutego 2020, 00:01  |  Kategoria: Video  |  Źródło: inf.własna  |   dodał: roberto  |  komentarze:

Marcovie, która zdobyła tytuły mistrzowskie w 4 i 3 lidze, nie uda się powtórzyć tego wyczynu w drugiej. Ba – ten zespół po porażce z Vaveosport, stracił też szansę na awans do nocnoligowej elity.

Gdybyśmy mieli jednak wskazać największą niespodziankę ósmej serii, to od razu narzuca nam się wynik spotkania Ryńskich Development z AGD Marking. Pewnie wielu z Was wpatrując się w rezultat uaktualniany na żywo przecierało oczy ze zdumienia i zastanawiało się, czy aby przypadkiem stan posiadania nie powinien być odwrotny. Ale nie – wszystko się zgadzało. Marking przyjechał na to spotkanie lekko spóźniony, praktycznie wprost z treningu, jednak nie wydaje nam się, by mogło to mieć większy wpływ na ich postawę w środowy wieczór. Tym bardziej, że kadrę mieli szeroką i z graczy ważnych brakowało chyba tylko Maćka Sadochy. Dziś możemy spekulować, czy z nim w składzie zespół ze Słupna popełniłby tyle prostych błędów w obronie, bo niewykluczone, że tylko tego jednego dnia AGD myliło się w defensywie częściej, aniżeli we wszystkich poprzednich potyczkach razem wziętych. A Ryńscy wykorzystywali to w sposób bezlitosny. Ich trzy pierwsze strzały na bramkę, które miały miejsce w premierowych trzech minutach skończyły się golami. No ale wszyscy pamiętamy, że przeciwko Marcovie chłopaki też kapitalnie zaczęli a kiepsko skończyli i pewnie oni sami również mieli w głowie okoliczności tamtego meczu. Niczego więc tutaj nie sugerowaliśmy, jakby nie dopuszczając do siebie myśli, że Marking może grać tak słabo przez całe spotkanie. I gdy Hubert Zach wreszcie otworzył dorobek z bramkami swojej ekipy, to mieliśmy wrażenie, iż to jest właśnie ten moment, gdzie role się odwrócą. Lecz nic takiego nie nastąpiło. Nie można odmówić faworytom że się nie starali, bo oni nie oddali tego spotkania za darmo, ale niewiele im wychodziło, a gdy tylko tracili piłkę, to Ryńscy za chwilę meldowali się w ich polu karnym i powiększali dobytek. Do przerwy było już 5:1, a gdy na początku drugiej Kamil Ryński dołożył jeszcze dwie bramki dla swojego teamu, to wtedy nie było już wątpliwości, że AGD do tego spotkania zdołać nie wróci. Po stronie przegrywających nie było już nawet nerwów, tylko powolne godzenie się z porażką, która dzięki kilku bramkom pod koniec spotkania ostatecznie została zmniejszona do pięciu trafień. Sukces Deweloperów pozwolił im już na 100% zachować drugoligowy byt, co wcale nie było takie pewne, a udało się to osiągnąć już na kolejkę przed końcem. I nawet jeżeli weźmiemy pod uwagę, że dla Markingu był to raczej mecz o pietruszkę, to oddajmy Ryńskim że zagrali skutecznie, mądrze i konsekwentnie, a klasą dla siebie był Kamil Ryński – gdy tylko ten gracz był przy piłce, od razu pachniało golem. Może ten triumf pozwoli uwierzyć ekipie z Marek, że w kolejnej edycji są w stanie powalczyć o coś więcej? Zobaczymy. Natomiast Marking musi o swojej postawie w tym starciu szybko zapomnieć. Zwłaszcza, że porażka Marcovy spowodowała, iż wygrana z tą drużyną w ostatniej kolejce pozwoli skończyć sezon na podium. Nie jest to może szczyt marzeń, ale wiele ekip chętnie by się z AGD zamieniło, dlatego trzeba podejść do tematu z szacunkiem. A już na pewno z większą koncentracją i zaangażowaniem, niż miało to miejsce w ostatnią środę.

Zwycięstwo Ryńskich nie było dobrą informacją dla uczestników kolejnego spotkania, czyli NzP i Ormedu. W ich sytuacji najlepiej byłoby, gdyby najgroźniejsi rywale w walce o utrzymanie tracili punkty, dlatego tym większego znaczenia nabierała ich bezpośrednia potyczka. Dla Ormedu to było spotkanie o "być albo nie być" w drugiej lidze, natomiast ekipa Maćka Błaszczyka, nawet gdyby przegrała, to miałaby jeszcze jedną szansę na uniknięcie relegacji w ostatniej kolejce. Ale dawne JSJ nie zamierzało niczego odkładać w czasie, zwłaszcza że łatwiejszego rywala niż ten środowy mieć nie mogła. No i jak pomyśleli, tak zrobili – chyba w ten sposób najłatwiej opisać to co stało się w drugim meczu ósmej kolejki drugiej ligi. Niestety ta rywalizacja okazała się klasyczną do jednej bramki, gdzie od samego początku do końca przewagę mieli zawodnicy w białych (nowych!) koszulkach. Już po 20 minutach przewaga faworytów wynosiła trzy trafienia i było pewne, że może tylko urosnąć. Ormed grał bowiem bardzo niefrasobliwie, a pozbawiony nominalnego bramkarza, w drugiej połowie tracił gole jak na zawołanie. Większość z nich to były trafienia do pustej świątyni, po prostych stratach, gdzie następował strzał z pierwszej piłki, a Piotrek Dudziński mógł tylko bezradnie spoglądać, jak futbolówka po raz kolejny przekracza linię bramkową. Temu wszystkiego przyglądał się z boku kontuzjowany Mateusz Kowalski. Można chyba śmiało stwierdzić, że wraz z jego urazem Ormed był skazany na niepowodzenie w każdym kolejnym meczu ze swoim udziałem. Wyniki dwóch ostatnich mówią zresztą same za siebie – najpierw 0:5 z Auto-Delux, a teraz aż 0:8. Tym samym kolejna cudowna ucieczka, jaką zespół z Zielonki raczył nas zwykle w ostatnich kolejkach każdego z poprzednich sezonów, tym razem nie doszła do skutku. Ormed zasłużenie żegna się z drugą ligą, bo miał po prostu za mało argumentów, by podjąć rękawicę rzuconą przez przeciwników. A to oznacza pewnie kolejną czystkę jaką przeprowadzi Piotrek Dudziński, ale nie będzie on miał łatwego zadania, bo to też nie jest tak, że granie w Ormedzie to dla kogoś szczyt marzeń. Żeby się więc nie okazało, że zrezygnuje on z większej liczby osób niż ta, która do tego zespołu będzie chciała przyjść. Natomiast co do NzP to ich pozostanie w drugiej lidze to dobra informacja dla rozgrywek. Jest to bowiem solidna ekipa, która miała jednak ciężki terminarz i to nie pozwoliło jej rozwinąć się w tej edycji. Ale jest tutaj fajna grupa zawodników, którzy dobrze się czują między sobą i wydaje się, że za rok to powinno przynieść efekt. A przynajmniej tak trzeba o tym myśleć.

O ile NzP jest już pewne, że w czternastej edycji znajdzie się w drugoligowym towarzystwie, to tego samego nie możemy na razie napisać o Auto-Delux. Sytuacja Piotrka Stańczuka i spółki przed pierwszym gwizdkiem starcia z Tubą była średnia, natomiast wyniki dwóch poprzednich meczów tego wieczora spowodowały, że kobyłkowska młodzież spadła na trzecie miejsce od końca. A wiadomo co oznacza jeszcze jeden krok w tył. Okoliczności były tym trudniejsze, że środowy konkurent innej opcji niż własne zwycięstwo nie brał tutaj pod uwagę. Juniorzy wiedzieli, iż przy korzystnym wyniku meczu między Vaveosportem a Marcovą, mogli już dziś świętować awans do pierwszej ligi. Najpierw należało jednak wykonać własną robotę, a dopiero potem oczekiwać co przyniesie los. Tym bardziej, że Delux już przeciwko wspomnianej Marcovie pokazał pazur i udowodnił, że potrafi walczyć jak równy z równym z ekipami znacznie wyżej notowanymi. No ale w tym przypadku umiejętności chłopakom nie wystarczyło. Co prawda Auto-Delux zaliczyli świetny początek, bo już w pierwszej akcji otworzyli wynik spotkania, ale jeszcze nie zdążyli się nacieszyć prowadzeniem, a w kolejnej akcji rywal wyrównał, a potem – w odstępie zaledwie trzech minut – dołożył do swojego dorobku następne trzy trafienia. Imponowała łatwość, z jaką zawodnicy Tuby stwarzali zagrożenie pod bramką Janka Lecha i ich skuteczność, ale jeśli ma się w swoich szeregach Szymona Gołębiewskiego, to na bramki z jego strony zawsze można liczyć. Ten kilkuminutowy regres na pewno ostudził zapędy przegrywających, którzy mimo szczerych chęci, w pierwszej połowie nie byli w stanie dorównać do tempa zaproponowanego przez faworytów. Do przerwy było 2:6 z ich perspektywy i nic nie zapowiadało, że jest tutaj szansa pokusić się o coś więcej, niż honorowa porażka. Ale na początku drugiej połowy obóz Piotrka Stańczuka podkręcił tempo i dość szybko zminimalizował straty do zaledwie dwóch goli. Co więcej – miał nawet okazję, by zanotować bramkę kontaktową, lecz w 33 minucie piłka po strzale Rafała Pawlaka trafiła w słupek. A dosłownie 40 sekund później Mateusz Nowaczyński chytrym strzałem pokonał golkipera przeciwników i było po meczu. Tuba wygrała, aczkolwiek nie potrafiła utrzymać równego poziomu na przestrzeni całego spotkania, co spowodowało, że w pewnym momencie zrobiło się nerwowo. Na szczęście wszystko skończyło się po myśli chłopaków z Rembertowa, a wynik starcia z udziałem Marcovy sprawił, że Juniorzy awansowali do najwyższej klasy rozgrywkowej w NLH! Szczerze mówiąc, wciąż to do nas nie dociera. Zespół, który niewiele zmienił w swojej kadrze, który rok temu przegrywał z Dar-Marem 0:7, za rok będzie uczestnikiem nocnoligowej ekstraklasy. Wielki szacunek dla tej ekipy, dla progresu który zanotowali, ale zanim świętowanie, przed nimi jeszcze jedno wyzwanie. Zwłaszcza że wygrana nad Vaveosportem w hicie sezonu byłaby wisienką na torcie. Z kolei Auto-Delux również zatroszczyło się o emocje w końcówce trzynastej edycji. Jeśli bowiem założymy, że Multi-Medica pokona Ormed w finałowej serii, to zespół z Kobyłki będzie musiał wygrać ze StimaWell, by uniknąć degradacji. Czy jeśli zajdzie taka potrzeba, to młodzież wytrzyma presję? Odpowiedź na tę zagadkę poznamy 26 lutego.

Przed chwilą wspomnieliśmy już o Multi-Medice, której byt w trzeciej lidze nadal jest zagrożony. To nie stanowi wielkiego zdziwienia, bo Medyczni falują w tej edycji i dobre mecze (choć w większości przegrane) przeplatają z całkowicie bezbarwnymi. Ale chcąc zwiększyć procent szans na pozostanie na tym poziomie rozgrywkowym, trzeba było wygrać ze StimaWell. Rywale również w jakimś stopniu nie mogli być pewni swojego drugoligowego statutu, aczkolwiek przed meczem ich dorobek punktowy był w miarę solidny i z tej dwójki, to nie dawny MK-BUD startował do spotkania z nożem na gardle. Ale zwykle jest tak, że zespół Kacpra Kraszewskiego dopiero w drugiej połowie sezonu zaczyna regularnie punktować i rzadko swoją sytuację w tabeli sprowadza do takiej, gdzie wszystko byłoby uzależnione od wyniku ostatniego meczu. I już wiemy, że teraz również tak nie będzie. A to wszystko za sprawą remisu w środowy wieczór. Ten podział punktów bardziej oczywiście pasował Stimie, aczkolwiek piszemy tak nie tylko ze względu na sytuację w tabeli, ale też fakt, że z przebiegu całego spotkania Multi była chyba minimalnie lepsza. A już na pewno miała więcej dogodnych okazji, by to spotkanie przechylić na swoją stronę. Co prawda w pierwszej połowie jedni i drudzy nas nie rozpieszczali jeśli chodzi o sytuacje podbramkowe, ale już druga połowa to okres, gdzie obydwaj bramkarze musieli być bardzo czujni. W 23 minucie mieliśmy wynik 2:2, który obowiązywał za sprawą Bartka Roguskiego i Tomka Bicza, autorów obydwu goli dla swoich ekip. A potem to Medyczni byli bliżej zadania decydującego ciosu. Mieli choćby strzał w słupek, gdzie zabrakło dosłownie centymetrów. StimaWell potrafił się jednak odgryźć i kilka razy Rafał Michalak musiał stanąć na wysokości zadania. Odnieśliśmy jednak wrażenie, że z racji krótkiej ławki rezerwowych po obydwu stronach, ten mecz mógł mieć w końcówce bardziej dynamiczny przebieg, lecz zawodnicy nie za bardzo mieli z czego "depnąć". No i skończyło się na remisie, który oznaczał, że losy Multi-Mediki rozstrzygną się dopiero pod koniec miesiąca. Ale problem polega na tym, iż Patryk Maliszewski i spółka muszą też liczyć na wpadkę Auto-Delux, czyli kolejnego rywala... StimaWell. Na szczęście znając zawodników Stimy, domyślamy się że oni nie będą się na nikogo oglądać i będą to spotkanie chcieli wygrać przede wszystkim dla siebie. A czy w ten sposób pomogą Multi – zobaczymy. Aczkolwiek nawet jeśli przegrają, co ostatecznie zdegraduje Medikę, to ci winnych tej sytuacji będą musieli poszukać we własnym gronie.

No i wreszcie dotarliśmy do ostatniego meczu tego wieczora. Pewnie o większym ciężarze gatunkowym, niż wszystkie poprzednie razem wzięte, bo nie będziemy ukrywać, że mniej więcej w połowie sezonu przypuszczaliśmy, że to właśnie te zespoły czyli Vaveosport oraz Marcova spotkają się w ostatniej kolejce i miedzy sobą rozstrzygną losy mistrzostwa. Ale tak się nie stało, bo Fioletowi przegrali tydzień wcześniej z Tubą i zostali postawieni pod ścianą. Chcąc wciąż wierzyć, że to im przypadnie miejsce w samolocie lecącym do nocnoligowego raju, musieli z dawnym Vitasportem wygrać. Bardzo trudne zadanie czekało Mateusza Gawłowskiego i kolegów, ale znamy tę ekipę nie od dziś i wiemy, że potrafią się mobilizować w trudnych chwilach i w krytycznym momencie dać z siebie maxa. Obydwie drużyny zaprezentowały zresztą piłkę na bardzo dobrym poziomie i długo nie było tutaj wiadomo, kto będzie miał lepsze nastroje po ostatnim gwizdku. Nie można też stwierdzić, że jedna lub druga strona miała w którymś momencie spotkania przewagę, bo gdy jedni atakowali, to drudzy zaraz odpowiadali. W pierwszej połowie lepsze okazje do otwarcia wyniku wykreowali sobie zawodnicy Marcovy, którzy na początku meczu trafili w słupek, a w 13 minucie Damian Zajdowski i Damian Parys nie wykorzystali sytuacji dwóch na jednego. Dziś możemy gdybać, czy jeśli Fioletowym udałoby się objąć prowadzenie, to to spotkanie potoczyłoby się inaczej. A tak w 18 minucie to Vaveo strzeliło pierwszą bramkę w tym meczu, aczkolwiek jej okoliczności były kontrowersyjne. Owszem, Damian Zajdowski wykonał wślizg, lecz chciał zablokować strzał i w naszej opinii, nawet jeśli były tutaj jakieś podstawy do użycia gwizdka, to należało puścić grę. Rzut karny to była zbyt duża kara jak na okoliczności, a poza tym w tak wyrównanej potyczce takie rzeczy nie powinny decydować o wyniku. Ale ok – sędziowie zagwizdali, Janek Szulkowski wykorzystał okazję, lecz tuż przed przerwą Janek Czerwonka wyrównał losy spotkania i druga połowa rozpoczynała ten mecz niemal na nowo. I ta część spotkania była już na pewno lepsza w wykonaniu Vaveosportu, który znowu objął prowadzenie, ale też znowu zdarzało mu się dopuszczać do bardzo groźnych sytuacji w wykonaniu Marcovy. Paradoksalnie jednak, przegrywający gola wyrównującego zanotowali wtedy, gdy nikt się tego nie spodziewał – grali bowiem w stracie jednego zawodnika i Mateusz Gawłowski perfekcyjnie wykorzystał złe podanie Janka Szulkowskiego i strzałem na pustą bramkę zmienił wynik na 2:2. Ale Marcova, choćby z racji grania tych kilku minut o jednego mniej, z każdym fragmentem spotkania wyglądała coraz gorzej fizycznie. I gdy po raz trzeci w tym spotkaniu musiała gonić wynik, to ta misja zakończyła się niepowodzeniem. Dawny Vitasport wykorzystał to i w emocjonującej końcówce zbudował sobie przewagę, której nie wypuścił już z rąk aż do samego końca. Tym samym imponująca seria sukcesów Marcovy z dwóch poprzednich sezonów została zakończona. Nie będzie kolejnego tytułu, nie będzie też bezpośredniego awansu. Ale błędem byłoby stwierdzenie, że skoro nie ma założonego celu, to chłopaki zawiedli. W naszej ocenie są oni na bardzo zbliżonym poziomie co drużyny, które ostatecznie sprzątnęły im sprzed nosa promocję, a o wszystkim zdecydowały detale. Taka jest po prostu piłka, miejsca były tylko dwa i ktoś musiał z tej rywalizacji odpaść. Trzeba będzie spróbować za rok. Natomiast Vaveosport zanotował niesamowity przeskok – jeszcze niedawno Janek Szulkowski i spółka odbierali trofeum za pierwsze miejsce w czwartej lidze, a za chwilę powalczą o to samo, tyle że w drugiej. Niesamowity potencjał drzemie w tych młodych graczach i strach pomyśleć, gdzie jest ich apogeum. Zwłaszcza, że oni nikogo i niczego się nie boją, a przecież najlepsze lata gry dopiero przed nimi...

Skróty wszystkich spotkań drugiej ligi pojawiły się już w raportach meczowych. Na ich podstawie uzupełniliśmy asysty, jakkolwiek jeśli widzicie jakiś błąd, to dajcie znać. Jak zwykle video jest dostępne w jakości HD. Wystarczy że kołowrotkiem ustawicie opcję 720p HD (lub wyższą) i będziecie mogli cieszyć wzrok najwyższej jakości obrazem. Za każdą subskrypcję czy polubienie materiału na stronie YouTube - z góry dziękujemy!

Komentarze użytkowników: