fot. © Google

Opis i magazyn 9.kolejki drugiej ligi!

2 marca 2020, 20:53  |  Kategoria: Video  |  Źródło: inf.własna  |   dodał: roberto  |  komentarze:

Po mistrzostwie drugiej ligi, Vaveosport miał chrapkę na drugie złoto z rzędu. Ale chyba mało kto się spodziewał, że dołożenie drugiego mistrzostwa w swojej przygodzie z NLH, przyjdzie tym chłopakom z tak dużym luzem. 

Ostatnią środę z Nocną Ligą w trzynastej edycji zainaugurowali gracze StimaWell i Auto-Delux. Dla pierwszych to był mecz o utrzymanie piątego miejsca w tabeli – dla drugich o utrzymanie się w ogóle. Mało kto się spodziewał, że podopieczni Piotrka Stańczuka staną nad przepaścią i tylko jeden fałszywy krok będzie ich dzielił od przywitania się z trzecioligową otchłanią. Ponieważ jednak ten zespół miał wszystko tylko w swoich nogach i przy założeniu własnego zwycięstwa nie musiał się na nikogo oglądać, to wydawało nam się, że nie wypuści tej okazji z rąk. No ale gdy mecz zbliżał się do rozpoczęcia, to okazało się, iż graczy Delux jest tylko pięciu. W dodatku nie było bramkarza i to wszystko nie zapowiadało happy-endu. Na szczęście po stronie dawnego MK-BUDu sytuacja wcale nie wyglądała lepiej – tylko jeden rezerwowy. Spodziewaliśmy się więc, że tutaj żadnego forsowania tempa nie będzie i że na bramki przyjdzie nam długo czekać. Ale mecz bardzo szybko się otworzył i od samego startu lepsze wrażenie robił StimaWell. Na listę strzelców błyskawicznie wpisali się bracia Roguscy, na co po chwili odpowiedział Kacper Pałka, ale potem znowu dublet braci Roguskich i do przerwy było 4:1 dla Stimy. To oznaczało, że jeśli graczom kobyłkowskiego Wichru marzyło się zachować drugoligowy byt, to muszą dokonać cudu. Druga połowa zaczęła się dla nich optymistycznie, bo dość szybko doprowadzili do stanu, gdzie od rywala dzieliła ich już tylko jedna bramka. Sądziliśmy, że skoro już są tak blisko, to nie dadzą dojść do głosu przeciwnikom, no ale rzeczywistość okazała się dla nich brutalna. W niesamowitej formie strzeleckiej byli Rafał i Bartek Roguscy, którzy w tym meczu zdobyli wszystkie gole dla swojej ekipy, których łącznie było aż siedem. Delux odpowiedział tylko pięcioma, a ponieważ jakiś czas później Multi-Medica okazała się lepsza od Ormedu, to oznaczało to, że spadkobiercy Samych Swoich nie zdołali się utrzymać na drugoligowym froncie. To duża niespodzianka, bo byliśmy niemal pewni, że po tym co chłopaki zaprezentowali na początku sezonu, kwestią czasu będzie, gdy zdobędą taką ilość punktów, która pozwoli im nie martwić się o to, co dzieje się za ich plecami. Stało się inaczej, co pokazuje, że druga liga była w tej edycji solidna jakościowo, skoro spada zespół o naprawdę niezłych nazwiskach. Z kolei StimaWell rozgrywki zakończył w swoim stylu, czyli po pierwszej kiepskiej części sezonu, w drugiej zaczął regularnie punktować i skończył w górnej połowie ligowej hierarchii. Ta sytuacja ma miejsce już któryś raz pod rząd i według nas trzeba podjąć konkretne decyzje – co zrobić, by wreszcie powalczyć o coś więcej. Bo skoro sama gra wygląda podobnie od kilku lat, nie ma też nowych nazwisk w składzie, to chyba nie ma co liczyć na inne efekty niż zwykle. A przynajmniej tak to wygląda z naszej perspektywy.

W drugim spotkaniu, które zostało rozegrane w formule 5 na 5 (czyli bez zmian) Ryńscy Development starli się z NzP. Deweloperskie derby nie zapowiadały się na widowisko, o którym będziemy opowiadać przyszłym pokoleniom, bo jednak jedni i drudzy podeszli do tego spotkania, raczej na zasadzie by po prostu nie oddać walkowera. Po obydwu stronach brakowało wielu kluczowych graczy, no ale gdybyśmy tak mieli porównać potencjał tych co przyjechali, to wydawał on się równy. Na korzyść Ryńskich działał fakt posiadania nominalnego bramkarza – w drużynie NzP zawodnicy zmieniali się między słupkami, co raczej nie zapowiadało niczego dobrego. No i też nie skończyło się najlepiej, aczkolwiek dalecy bylibyśmy od stwierdzenia, że właśnie ten element o tym zadecydował. Wyglądało to trochę tak, jakby Ryńskim trochę bardziej się chciało i mieli też bardziej wybieganych zawodników. Choćby Grześka Pańskiego, który bardzo szybko rozpoczął strzelanie w tym spotkaniu i już w 4 minucie ekipa z Marek prowadziła 1:0. Tak gwoli ścisłości, to w pierwszej połowie sytuacji podbramkowych było ogólnie jak na lekarstwo i łącznie naliczyliśmy ich sześć, z czego z połowy padły gole! W 10 minucie do wyrównania doprowadził Przemek Borko, a potem prowadzenie ekipie w zielonych koszulkach przywrócił Sebastian Ryński. Druga połowa była o wiele ciekawsza. Gracze NzP wiedzieli, że to ostatnie 20 minut w tym sezonie i zamierzali jeszcze tutaj powalczyć. W 28 minucie po raz drugi udało im się zbilansować stan posiadania, ale po tym sprawy w swoje nogi wziął wspomniany Grzesiek Pański. To on zatroszczył się o kolejne trzy bramki w tym meczu i stało się jasne, że to Ryńscy zapiszą mecz na swoje konto. Zawodnicy NzP nie przejawiali już wiary w możliwość odrobienia chociaż części strat i dopiero na sam koniec przełamali strzelecki impas, ostatecznie kończąc mecz z trzema golami po stronie zysków, ale aż z sześcioma po stronie strat. Tak jak napisaliśmy we wstępie – nie było to wielkie spotkanie, trochę takie na "wyniszczenie", które kondycyjnie lepiej wytrzymali podopieczni nieobecnego Kamila Ryńskiego. Ich triumf był więc jak najbardziej zasłużony i pozwolił zakończyć ligę na niezłej, szóstej pozycji. To duży progres w wykonaniu Deweloperów, bo przecież rok temu ukończyli zmagania na dziewiątej lokacie i drugoligowy byt zachowali przy zielonym stoliku. Teraz sami go sobie wywalczyli i ze swojej postawy na przestrzeni tych trzech miesięcy powinni być zadowoleni. 12 miesięcy temu dostali kilka dwucyfrówek, przegrywali wysoko, a teraz nawet jeśli komuś musieli pogratulować zwycięstwa, to po walce. Tak powinno być. A NzP? Po tej ekipie spodziewaliśmy się więcej. Swoje zrobił trudny terminarz na początku sezonu, brak Michała Dudka w wielu spotkaniach, a ponieważ spadek dość szybko przestał im grozić, to grali po prostu by dokończyć zmagania. Liczymy na lepszy występ w kolejnej edycji, bo wiele razy udowodnili, że stać ich na to. I coś nam się wydaje, że oni też to wiedzą i ten sezon był typowo przejściowym. A w kolejnym uderzą na poważnie.

Na krótko zatrzymamy się za to przy następnym spotkaniu. Meczu, który był z jednej strony bardzo ważny, bo zwycięstwo dawało Multi-Medice pozostanie w lidze (kosztem Auto-Delux), ale ostatecznie okazał się mało poważny, bo Ormed zagrał tutaj tak jak w kilku poprzednich spotkaniach i oddał to starcie praktycznie za darmo. Medice oczywiście w to graj, bo ten zespół bez większego wysiłku zgarnął tutaj trzy punkty, ale też trzeba Multi oddać, że do sprawy podeszła bardzo poważnie. Dziewięć osób do gry, praktycznie wszyscy najlepsi zawodnicy z jakich można było skorzystać, duża motywacja a naprzeciwko najgorszy uczeń w klasie, który znowu nie przygotował się do zajęć. To się mogło skończyć tylko w jeden sposób. Co prawda po pierwszej połowie było "tylko" 1:3 z perspektywy miejscowych, którzy przy stanie 0:1 nie wykorzystali sytuacji dwóch na bramkarza, ale nawet przez myśl nam nie przeszło, że zamiana tamtej okazji na bramkę, mogłaby cokolwiek zmienić. W obozie zespołu z Zielonki więcej było wzajemnych pretensji niż gry, co Multi bezlitośnie wykorzystywała i zdobywała kolejne gole. W 36 minucie przekroczyła nawet dwucyfrówkę, a finalnie wygrała aż 12:1. To oznaczało wyprzedzenie w ligowej hierarchii Auto-Delux i pozostanie na zapleczu elity. Możemy się domyślać, że nie takie było założenie na ten rok, aczkolwiek nie zapominajmy, iż mówimy o drużynie, która była beniaminkiem tego poziomu rozgrywkowego. Medika grała zresztą falami – potrafiła się postawić Vaveosportowi, by za chwilę zagrać słabiutki mecz z Ryńskimi, co prawda przegrany minimalnie, ale wynik 3:4 nie oddawał wówczas przebiegu spotkania. Chimeryczność – chyba tak jednym słowem należałoby określić ich postawę w trzynastym sezonie. Natomiast dużo bardziej krytycznie trzeba podejść do postawy Ormedu. Wszyscy pamiętamy jak Piotrek Dudziński w ostatnich trzech kolejkach zapowiadał dziewięć punktów, a skończyło się na zerze i bilansie bramkowym 1:25! To pokazuje skalę degrengolady miejscowych. Nie jesteśmy i nie byliśmy w środku tej ekipy, ale wyglądało to, jakby brakowało tam chemii. A bez dobrej atmosfery trudno o dobre wyniki. Nie pomogły też kontuzje i nieobecności ważnych zawodników i jak znamy życie, to kapitan Ormedu już planuje, jaką to czystkę zrobi między sezonami. Ale nie tędy droga. To nie personalia są problemem, bo chłopaki potrafią grać w piłkę. Tyle że z wielu powodów część z nich już nie chce umierać za Ormed. I jeżeli to się nie zmieni, to ta drużyna i w trzeciej lidze niczego wielkiego nie zawojuje...

Wielkich emocji nie było też niestety w starciu Marcovy z AGD Marking. A w sumie chyba być powinny, bo przecież walka szła o brązowy medal drugiej ligi. Ale ta "marchewka" skusiła tylko jeden zespół – Marcovę. Co prawda Fioletowi celowali w tym sezonie w miejsca 1-2, lecz po porażkach z Tubą i Vaveosportem musieli zweryfikować swój cel. Stała się nim obrona najniższego stopnia podium, w czym przeszkodzić im mogła ekipa ze Słupna. Podopieczni Marcina Markowicza potrzebowali tutaj zwycięstwa, bo każdy inny wynik pozostawiał ich na czwartym miejscu w tabeli. No ale perspektywa brązowych medali na szyi nie okazała się dla AGD zbyt atrakcyjna. Tak należy interpretować przyjazd zaledwie pięciu zawodników, z czego w większości byli to gracze, którzy raczej nie rozpoczynali meczów o stawkę w wyjściowym składzie. Marcova zjawiła się natomiast w Zielonce w bardzo silnym zestawieniu i nie chciała niczego zostawiać tutaj przypadkowi. I chociaż chłopaki trochę się męczyli, bo był nawet moment w pierwszej połowie że przegrywali 1:2, to jednak mieliśmy nieodparte wrażenie, iż wszystko mają pod kontrolą. Oni po prostu wiedzieli, że tutaj nie ma co się spieszyć, że rywal i tak w końcu spuchnie, a wtedy wygrana będzie jedynie kwestią czasu. Tak też było, bo jeszcze przed przerwą faworyci wyszli na skromne prowadzenie, a strzelanie w drugiej odsłonie rozpoczęli już w 12 sekundzie! Gol Damiana Parysa chyba doszczętnie pozbawił wiary rywali, którzy w siedem minut stracili łącznie sześć bramek pod rząd i jedyne na co czekali, to końcowy gwizdek. Trudno ich winić, bardziej należy mieć pretensje do tych zawodników którzy na mecz nie przyjechali i zostawili tę piątkę na stracenie. Marking walczył jednak do końca, w końcówce zdobył nawet dwie bramki, ale to tylko trochę przypudrowało ostateczną ocenę tego spotkania, jak i całego sezonu. Bo powiedzmy otwarcie – AGD znowu zawiodło. Drugi rok z rzędu przybysze ze Słupna są za mocni dla słabych, ale też za słabi dla silnych. A ich problem tkwi chyba w obronie, bo o ile z przodu potrafią coś wyklarować, to brakuje im klasowych defensorów. A wiadomo, że każdą dobrą drużynę – nieważne czy to na boisku czy na hali – buduje się od obrony. Bramkarz jest świetny, no ale to za mało, by móc myśleć o wygranych w ważnych spotkaniach. Zobaczymy czy w tej materii coś się zmieni za rok. Natomiast Marcova, mimo że nie zrealizowała celu jaki sobie założyła przed sezonem, to jej gra nam się podobała. Zabrakło po prostu trochę szczęścia, bo jeśli punkt na wagę awansu traci się kilka sekund przed końcem spotkania, to tutaj nie brakuje jakości, tylko uśmiechu fortuny. Trudno – jesteśmy przekonani, że Fioletowi mądrzejsi o ten sezon w kolejnym przypuszczą szturm na elitę. I nie chce nam się wierzyć, że wtedy również będą się musieli obejść smakiem.

A w Ekstraklasie i to jeszcze przed pierwszym gwizdkiem ostatniego meczu drugiej ligi byli już Tuba Juniors i Vaveosport. W bezpośredniej potyczce przyszło im powalczyć o zacny wpis do profilu drużynowego i największy ze wszystkich pucharów jaki otrzymają uczestnicy podium. I to spotkanie chyba nawet nie miało faworyta, bo zakładając że dawny Vitasport być może ma trochę większy potencjał osobowy, to Tuba udowodniła że żaden rywal nie stanowi dla niej poprzeczki nie do przeskoczenia. To co mogło jednak trochę niepokoić, to brak w ekipie Juniors dwóch ważnych graczy – Mateusza Nowaczyńskiego oraz Krzyśka Skrzata. No ale nawet ich nieobecnością nie można wytłumaczyć tego, co Tuba zaprezentowała w początkowych minutach szlagieru. Nie minęła bowiem nawet 1/4 pierwszej połowy, a wynik brzmiał 3:0 dla Vaveosportu! Wszystko zaczęło się od dość niefortunnego zdarzenia, bo naszym zdaniem sędzia powinien zagwizdać rzut karny dla ekipy w żółtych koszulkach, ale jego gwizdek milczał, poszła kontra dla Vaveo i zrobiło się 1:0. To napędziło liderów rozgrywek, a z kolei mocno wybiło z rytmu braci Gołębiewskich i spółkę. Wykorzystał to Janek Szulkowski, rozgrywający świetną partię, który najpierw wykorzystał podanie Daniela Sulicha a potem - już po indywidualnej akcji - pokonał Kamila Sadowskiego. Chwilę później ten sam gracz popisał się genialnym podaniem do Daniela Sulicha i było już 4:0, co zwiastowało pogrom. Tuba otrząsnęła się dopiero po pewnym czasie – w 12 minucie Szymon Gołębiewski zrobił pierwszy krok w kierunku wywalczenia korony króla strzelców i zmniejszył straty "Juniorów". Ale to wciąż było mało, jak na potrzeby przegrywających. Sytuacja zmieniła się na początku drugiej połowy – Tuba pokazała, że nieprzypadkowo znalazła się na miejscu premiowanym awansem i ze stanu 1:4 doszła na 3:4! W tym momencie zacieraliśmy już ręce na emocjonującą końcówkę, lecz Vaevosport nie dał się dojść tak, jak kilka tygodni temu Marcova. Wówczas Fioletowi też mieli przecież niezłą zaliczkę, a jednak ją roztrwonili, z kolei biało-błękitni do podobnego stanu nie dopuścili. W 32 minucie znowu Janek Szulkowski zdobywa gola, a ponieważ kolejne trafienia zaczęły padać w odstępie minuty, to na tablicy świetlnej było już nawet 7:3. Tego Vaveosport nie mógł już wypuścić z rąk, a fajnym akcentem tej potyczki były jeszcze dwa trafienia Huberta Władyki, który wrócił do gry po poważnej kontuzji i pokazał, że nie zapomniał jak "to" się robi. Wynik ostatecznie ustalił Szymon Gołębiewski, który tym samym przypieczętował tytuł króla strzelców, ale ten najważniejszy tytuł, czyli mistrzostwo drugiej ligi trafił do środowych rywali. Wielkie brawa dla graczy złożonych w znakomitej większości z reprezentantów kobyłkowskiego Wichru. Byli po prostu najlepsi, nikomu nie pozostawili co do tego złudzeń i dawno nie byliśmy tak ciekawi, jak zespół drugiej ligi poradzi sobie w pierwszej. A książka pt. "Vaveosport w 1.lidze NLH" zapowiada się na niezwykle ekscytującą i szkoda że jej premiera nastąpi dopiero w grudniu. Gratulujemy im promocji, stylu w jaki jej dokonali, jak również przedłużenia passy zwycięstw z rzędu do osiemnastu! Słowa uznania również dla Tuby. Środa to nie był dzień tych chłopaków, no ale rywal był lepszy, a i sytuacja kadrowa nie rozpieszczała. To nie zmienia jednak ogólnego obrazu, bo przecież Juniors i tak zrobili więcej niż chyba każdy z nas przypuszczał. To było zresztą ciekawe doświadczenie obserwować jak ta ekipa się zmienia i jaki progres zrobiła przez te kilka lat uczestnictwa w NLH. To także przykład dla innych drużyn, które jeszcze niedawno wygrywały z Tubą, a dziś patrzą na jej sukcesy z zazdrością. Można? Można!

Skróty wszystkich spotkań drugiej ligi pojawiły się już w raportach meczowych. Na ich podstawie uzupełniliśmy asysty, jakkolwiek jeśli widzicie jakiś błąd, to dajcie znać. Jak zwykle video jest dostępne w jakości HD. Wystarczy że kołowrotkiem ustawicie opcję 720p HD (lub wyższą) i będziecie mogli cieszyć wzrok najwyższej jakości obrazem. Za każdą subskrypcję czy polubienie materiału na stronie YouTube - z góry dziękujemy!

Komentarze użytkowników: