fot. © Google
Opis i magazyn 3.kolejki drugiej ligi!
Bardzo niewiele zabrakło, by liderująca 2.lidze Wesoła, miała przed powrotem na parkiet aż cztery punkty przewagi nad goniącym ją peletonem. A takiego handicapu mogłaby już nie wypuścić z rąk.
I tak się składa, że właśnie od meczu z udziałem Wesołej zaczniemy nasz opis zmagań z 22 grudnia. Ówczesnym rywalem ekipy Rafała Sosnowskiego były Burgery Nocą, a więc spotykała się pierwsza z ostatnią drużyną w tabeli. Znalazło to również odzwierciedlenie w kursach, jakie przygotował BETFAN – nasz ligowy bukmacher widział w Wesołej niemal 100% pewniaka. Niektórzy twierdzili, że kurs 1,18 to zdecydowanie za nisko, bo Burgery nie będą miały tutaj nic do stracenia i wcale nie jest powiedziane, że polegną z kretesem. Nam zresztą też wydawało się, że nawet jeśli trzy punkty pojadą w wiadomym kierunku, to trochę walki doświadczymy. I chyba można powiedzieć, że ostatecznie dostaliśmy tutaj więcej niż chcieliśmy. I to z wielu powodów – przede wszystkim Mięsożerni rozegrali najlepszy mecz w tym sezonie. Po drugie – Wesoła miała tego wieczora fatalną skuteczność, no i też nie zagrała tak, jak nas do tego przyzwyczaiła. Ale absolutnie nie moglibyśmy napisać, że końcowy wynik jest niesprawiedliwy. Z przebiegu spotkania wygrała ekipa znacznie lepsza, która być może po prostu się nie spodziewała, że napotka taki opór ze strony czerwonej latarni rozgrywek. Pewne zamieszanie w jej szeregi mogła również wprowadzić bramka na 0:1, stracona w sytuacji, gdy chwilę wcześniej to Wesoła miała dwie dogodne okazje, by otworzyć wynik. Burgery po tym jak objęły prowadzenie cofnęły się na własną połowę a w takim tłoku rywalom nie było łatwo wykreować sobie miejsce do oddania strzału. A gdy już udawało się wyprowadzić w pole obrońców, to kapitalnie bronił Paweł Wojciechowski. Ale i on nie mógł obronić wszystkiego. W 16 minucie do remisu doprowadził Patryk Jach, a ten sam zawodnik dał faworytom prowadzenie, po – dość kontrowersyjnym w naszej ocenie – rzucie karnym. Burgery nie były w stanie na to odpowiedzieć. Ten mecz kosztował ich naprawdę mnóstwo zdrowia i według nas i tak szczęśliwie dla nich się stało, że gol pieczętujący ich porażkę wpadł dopiero na sekundy przed końcem. To powinno się wyjaśnić znacznie wcześniej. Ale mimo porażki należy pochwalić drużynę Arka Daleckiego. I jego samego również, bo to wraz z jego powrotem do gry ta ekipa wreszcie pokazała na boisku charakter. Jeśli tak to będzie wyglądało w kolejnych spotkaniach, to Mięsożerni szybko się odrodzą. Natomiast Wesoła odsłoniła trochę ludzkiej twarzy w tym meczu. Okazało się, że przy odrobinie szczęścia można ich trochę postraszyć, chociaż ten los w dużej mierze zgotowali sobie sami, bo okazji mieli multum. Ale pewnie i takie mecze będą się zdarzać, bo z Wesołą nikt w otwartą wymianę ciosów wchodzić nie będzie. Przekonał się o tym chociażby…
Klimag. Ekipa Krzyśka Rozbickiego zanotowała w poprzedniej kolejce tęgie lanie od lidera 2.ligi, ale mimo to wcale nie stawialiśmy jej na straconej pozycji w konfrontacji z N-BUDem. Pewnie każdy kto widział tę parę, myślał sobie że tutaj wszystko jest możliwe i szala może się przechylić na każdą ze stron. Dlatego do tej pory jesteśmy zszokowani wynikiem oraz obrazem gry, jaki przyszło nam tutaj zobaczyć. Bo powiedzmy sobie szczerze – Klimag na to spotkanie po prostu nie dojechał. Dawno nie widzieliśmy tak bezbarwnego występu, gdzie chłopaki nawet nie tyle co grali źle, co po prostu dawali się niemiłosiernie punktować, a sami nie byli w stanie jakkolwiek odpowiedzieć. A to nie jest tak, że nie było składu – owszem brakowało kapitana, nie było też Michała Szubki który tak fajnie zaprezentował się na inaugurację, ale nie zabrakło Patryka Maliszewskiego czy Mateusza Kowalczyka, a to są ludzie, którzy grać w piłkę potrafią. Jednak i oni na tle słabo grającego zespołu nie potrafili wybić się ponad przeciętność. To wszystko powodowało, że N-BUD wcale nie musiał robić nie wiadomo czego, a i tak regularnie powiększał swoje konto bramkowe. Po pierwszej połowie prowadził już 4:0, a spokojnie mógł wyżej. Klimag co prawda od czasu do czasu odgryzał się jakimiś akcjami, ale gdy żadnej z nich nie potrafił wykorzystać, to chyba uznał, że co by tego wieczora nie zrobił, to i tak bramki nie zdobędzie. No i faktycznie – czas uciekał, po stronie zysków wciąż widniało 0, a po stronie strat licznik się nie zatrzymywał. Budowlani grali już na totalnym luzie, wiedzieli że krzywda im się nie stanie. Końcowy rezultat czyli 7:0 mówi o tym meczu wszystko. N-BUD może jedynie żałować, że w takim spotkaniu stracił Norberta Cioka, który w wyniku nieszczęśliwego zbiegu okoliczności zerwał ścięgno Achillesa. Tym samym będzie on mógł jedynie przyglądać się jak N-BUDowi idzie w dalszej części sezonu. Na razie wygląda to optymistycznie, chociaż akurat po ostatnim meczu wielkich wniosków wyciągać nie można. Rywal był już chyba myślami przy wigilijnym stole, co oczywiście nie umniejsza zasług triumfatorów. Ogólnie był to jednak mecz bez historii, o którym jedni i drudzy powinni jak najszybciej zapomnieć. A Klimag w szczególności.
Na zupełnie inny mecz liczyliśmy od 21:35. I wiemy, że na potyczkę Auto-Delux z Tubą czekało wielu czytających te słowa, albowiem od wyniku tego spotkania zależał ich kupon na BETFAN. Ale wcale nie było tak, że w swoich typach byliście zgodni – fanów mieli zarówno gracze z Kobyłki, jak i ci z Rembertowa. My staliśmy na stanowisku, że nawet jeśli początek będzie w miarę wyrównany, to im dłużej potyczka będzie trwała, tym Auto-Delux będzie wyglądało lepiej i dowiezie zwycięstwo do końca. No i znając już przebieg meczu czujemy się oczywiście rozczarowani, ale nieporównywalnie bardziej zawiedzeni swoją postawą byli tutaj podopieczni Kacpra Pałki. A przecież mecz zaczęli wyśmienicie, bo praktycznie bez wielkiego wysiłku, dzięki dwóm bramkom po stałych fragmentach gry, prowadzili tutaj różnicą dwóch goli i nic nie zwiastowało tragedii. Tuba w tym sezonie przeżywała już jednak podobne historie i wiedziała, że taka strata jest do odrobienia w moment i już przed przerwą zrobiła pierwszy krok w kierunku doprowadzenia do remisu, gdy bramkę z rzutu karnego zdobył Mateusz Nowaczyński. Ten zawodnik, wspólnie z Szymonem Gołębiewskim miał zresztą największy wpływ na poczynania swojej ekipy. To po jego asyście rezultat na 3:3 zmienił Kamil Sadowski (który z powodu złamanego palca zamiast na bramce grał w polu), a potem przypomniał o sobie Szymon. Najpierw sam zdobył bramkę, potem asystował przy trafieniu Łukasza Lesika i ze stanu 1:3 zrobiło się 5:3! Gra Auto-Delux kompletnie się załamała, a najgorsze było to, że w ogóle nie było reakcji z ich strony. Dopiero gdy zorientowali się, że do końca spotkania zostało nieco ponad 12 minut, chyba uświadomili sobie, że to nie jest sen i trzeba jak najszybciej brać się do roboty. Sygnał do ataku dał Kamil Boguszewski, ale co z tego, skoro za chwilę Tuba znów ośmieszyła defensywę rywala i po akcji dwóch najlepszych graczy na boisku, Mateusz Nowaczyński ponownie przywrócił ekipie z Rembertowa dwa gole oddechu. Potem głupią żółtą kartkę zobaczył jeszcze Kamil Boguszewski i to był praktycznie koniec nadziei zawodników kobyłkowskiego Wichru na jakiekolwiek punkty. W końcówce mieli jeszcze co prawda słupek, a raz Tuba uratowała się na linii bramkowej, ale to był i tak łabędzi śpiew z ich strony. Niestety – drugi raz w tym sezonie zawiedli, a przecież teoretycznie wszystko mieli pod kontrolą. Gdy jednak sprawa zaczęła się wymykać z rąk, nastąpił paraliż. Znowu nie było kogoś, kto wziąłby na siebie odpowiedzialność. Kto by uspokoił grę, emocje i przywrócił w drużynie równowagę. I tak jak porażkę z Klimagiem mogliśmy jeszcze jakoś wytłumaczyć, tak tutaj nic chłopaków nie broni, bo zagrali po prostu słabo. Ale paradoksalnie Tuba także nic wielkiego nie zaprezentowała. Widzieliśmy ją wielokrotnie w dużo lepszym wydaniu, natomiast tutaj była prostu do bólu skuteczna i gdy tylko rywal popełniał błąd, to natychmiast go wykorzystywała. A że gorących głów w Auto-Delux nie brakuje, to tak to się musiało skończyć...
A gdybyśmy mieli wskazać mecz, w którym najbliżej było do remisu, to byłby to właśnie ten czwarty, rozegrany między Zabrodziaczkiem a StimaWell. Ci drudzy przystępowali do niego znowu w okrojonym składzie – na ławce rezerwowych był tylko jeden gracz, natomiast warto odnotować debiut byłego gracza Vaveosportu Daniela Sulicha. Po stronie Zabrodziaczka również kadra była nieco mniej liczna niż zwykle, no i nastąpiła tutaj zmiana w bramce – między słupki wskoczył kapitan zespołu Darek Wiąckiewicz. No i uprzedzając trochę fakty, był on jednym z najlepszych aktorów tego spotkania. Ale zacznijmy od początku. Z pierwszej połowy tego meczu mogli być zadowoleni wyłącznie koneserzy. Akcji podbramkowych było niewiele, co w sumie było w pewien sposób zrozumiałe, bo Stimie nie zależało na podkręcaniu tempa, z kolei Zabrodziaczek, który szybko objął tutaj prowadzenie, nigdzie spieszyć się nie musiał. Ciekawiej zrobiło się pod koniec tej odsłony, gdzie swoje okazje mieli jedni i drudzy, ale to gracze w białych koszulkach znów cieszyli się z trafienia, którego autorem był Dawid Skwara. Jednak pomni tego, co wydarzyło się choćby w meczu poprzedzającym, wiedzieliśmy że tutaj nikomu nie można jeszcze dopisywać punktów. No i potwierdziło się to na początku drugiej połowy, gdzie ferajna Kacpra Kraszewskiego potrzebowała zaledwie sześciu minut, by doprowadzić do remisu! Nam podobał się szczególnie pierwszy gol jaki zdobył Karol Szulim, po naprawdę fajnie wypracowanej akcji. W tym momencie trudno było odgadnąć, na czyją stronę przechyli się szala. O wszystkim zadecydowała 34 minuta – najpierw dobrą okazję dla Stimy zmarnował Daniel Sulich, którego strzał obronił Darek Wiąckiewicz. Za chwilę piłka znów była w posiadaniu zawodników w czarnych koszulkach, ale prosty błąd spowodował, że znalazła się pod stopami Piotrka Połodziuka. A ten widząc, że Karol Urbaniak nie zdążył wrócić do własnej bramki, posłał kapitalnego loba i Zina zatrzepotała w siatce! Błysk geniuszu tego gracza był wart trzy punkty, bo do końca spotkania, mimo usilnych starań przegrywających, rezultat nie drgnął. Gdyby jednak skończyło się tutaj remisem, to według nas nikt nie mógłby czuć się poszkodowany. Bo to było spotkanie godnych siebie rywali, a zespół StimaWell grając w wąskim składzie zrobił naprawdę wystarczająco, by jakąś nagrodę za swoją postawę otrzymać. Zabrakło trochę szczęścia, aczkolwiek nie zapominajmy, że ta drużyna na własne ryzyko podjęła decyzję o grze z lotnym bramkarzem. I tym razem hazard nie wyszedł im na dobre. Mimo to sama gra nastraja optymistycznie, dlatego na rozdzieranie szat jest zdecydowanie za wcześnie. Co do Zabrodziaczka, to cały czas brakuje mu instynktu kilera. Bo naprawdę znowu niewiele zabrakło, by ze spotkania, gdzie mieli prostą drogę do zwycięstwa, skończyło się na remisie. Tym razem wyszło na szczęście lepiej niż z Tubą, ale tak patrząc na wszystkie mecze w NLH z ich udziałem, to ten element nerwowej końcówki pojawia się zawsze. Ale ponieważ na razie bilans mają w nich dodatni, to chyba nie ma sensu byśmy cokolwiek mieli im doradzać.
No to teraz możecie się już przyznać – kto postawił na swoim kuponie na AGD? Słuchajcie, ponieważ trochę czasu już minęło od ich meczu z Ryńskimi, to możemy Wam zdradzić, że początkowo BETFAN ustalił kurs na poziomie 1,65 na Marking. Mając na uwadze co te zespoły do tego momentu nam pokazywały, uznaliśmy że to zdecydowanie za dużo i napisaliśmy do bukmachera z prośbą o delikatną obniżkę kursu. I co? Chyba się trochę ośmieszyliśmy. Bo okazało się, że AGD nie wytrzymało roli faworyta i jak najbardziej zasłużenie poległo z Deweloperami. W pewnym stopniu to jest niespodzianka, ale to nie jest pierwszy raz, gdy Ryńscy akurat z tym konkretnym rywalem radzą sobie bardzo dobrze. On im po prostu leży i w środę mieliśmy tego potwierdzenie. Trzeba jednak wyraźnie zaznaczyć, że faworyci mieli tego wieczora problem kadrowy. Co prawda chętnych do gry nie brakowało, lecz w ich składzie zabrakło kilku doświadczonych graczy, jak Daniel Giera czy Mariusz Rutkowski. Nie wystąpił również Maciek Roguski i to odcisnęło piętno na postawie ekipy ze Słupna. Przez cały mecz brakowało im bowiem lidera, kogoś kto ustawiłby defensywę, kto rzuciłby trochę wskazówek do kolegów, no i przede wszystkim – kto dałby więcej jakości w grze. Bo Marking popełniał naprawdę mnóstwo błędów, natomiast Ryńscy byli świetnie dysponowali i każdą pomyłkę bezlitośnie zamieniali na gole. I już do przerwy pachniało tutaj niespodzianką, bo wynik brzmiał 3:1 dla zawodników w zielonych koszulkach. Wielu z Was myślało pewnie, że taki stan nie może się utrzymać zbyt długo. Że AGD weźmie się w końcu do roboty i nie pozwoli, by Wasze kupony straciły na wartości. I faktycznie na boisku faworyci zaczęli wyglądać trochę lepiej, a gdy kontaktową bramkę zdobył Patryk Drużkowski, zrobiło się ciekawie. Ale właśnie wtedy fatalny błąd popełnił Kamil Kośnik – niechlujne podanie do jednego z kolegów wykorzystał Sebastian Ryński i strzałem do pustej bramki przywrócił swojej ekipie dwa gole zapasu. Marking nie ustawał w wysiłkach i wiedząc, że do końca spotkania jeszcze dużo czasu, robił co mógł. Swoje winy szybko odkupił Kamil Kośnik, ponownie minimalizując straty do jednego trafienia. Ale i tutaj radość trwała bardzo krótko, bo w 34 minucie kolejna indywidualna pomyłka, tym razem Kacpra Banaszka i było po sprawie. Możemy pochwalić Marking, że nawet w tak beznadziejnych okolicznościach nie spuszczał głowy, lecz poprawa wyniku niestety nie nastąpiła. Jest oczywiście czystą spekulacją, czy przy obecności Daniela Giery to wyglądałoby lepiej. Natomiast bez niego AGD grało trochę bez głowy a tymi młodymi graczami nie miał po prostu kto pokierować. Szkoda, bo to jest już pięć punktów straty do lidera i nie będzie łatwo taki dystans odrobić. Z kolei Ryńskim należą się brawa. Przeczucie podpowiadało nam, że są w stanie sprawić psikusa i po bramce na 1:1 byliśmy już niemal pewni, że oni w tym meczu nie będą chłopcem do bicia. Styl gry przeciwnika po prostu im pasował, a potem swoje zrobiło doświadczenie. Wynik jest więc zasłużony i teraz chyba już nikt nie odważy się postawić przeciwko nim. A jeśli nawet, to za jakieś marne grosze.
Skróty wszystkich spotkań drugiej ligi pojawiły się już w raportach meczowych. Na ich podstawie uzupełniliśmy statystyki, jakkolwiek jeśli widzicie jakiś błąd, to dajcie znać. Jak zwykle video jest dostępne w jakości HD. Wystarczy że kołowrotkiem ustawicie opcję 1080p HD i będziecie mogli cieszyć wzrok najwyższej jakości obrazem. Za każdą subskrypcję czy polubienie materiału na stronie YouTube - z góry dziękujemy!