fot. © Google
Opis i magazyn 9.kolejki drugiej ligi!
Wesoła, Tuba i Auto-Delux – tylko jedna z tych ekip mogła zająć drugie miejsce na koniec zmagań 2.ligi. A chyba najbardziej zależało na tym…
… Auto-Delux. Aby tak się stało, musiało zostać spełnionych kilka warunków, na czele z pokonaniem Ryńskich. A Ryńscy też mieli o co walczyć, w przypadku porażki spadali do trzeciej ligi, a przecież przez długi czas wydawało się, że taki scenariusz zupełnie im nie grozi. I sytuacja była ciężka, bo pokonać młodą drużynę z Kobyłki, w dodatku grając bez Mateusza Morawskiego – to było zadanie nie lada. My nie odbieraliśmy szans Deweloperom, bo wydawało nam się, że oni młodszych kolegów mogą wypunktować bardzo podobnie jak AGD Marking. Wtedy też nikt się nie spodziewał, że Ryńskich na to stać, a oni zagrali bardzo konsekwentnie, skutecznie i zainkasowali trzy punkty. I tutaj również początek spotkania był dla nich wyjątkowo udany. W 6 minucie bramkę po asyście Sebastiana Ryńskiego zdobył Grzesiek Pański, a za chwilę zespół z Marek mógł nawet podwyższyć swoje prowadzenie. I chociaż to się nie udało, to grając w ten sposób, czyli dobrze w obronie i cierpliwie w ataku, mieli potencjał by napsuć sporo krwi Kacprowi Pałce i spółce. Ale to wszystko powoli zaczęło się sypać. W 12 minucie na tablicy świetlnej był już remis i wtedy po raz ostatni te ekipy miały ze sobą kontakt bramkowy. Co więcej – w 14 minucie Deweloperzy byli nawet blisko, by znów wyjść na prowadzenie, lecz Damian Augustyniak nie wykorzystał bardzo dobrej okazji, a wszystko co było potem, to już historia. Auto-Delux zaczęli masakrować defensywę przeciwnika, gole zdobywali praktycznie co minutę i już do przerwy prowadzili 4:1. A po niej mieli pełną kontrolę nad boiskowymi wydarzeniami, zwłaszcza że pojęcie "obrony" w obozie Ryńskich praktycznie nie istniało i rywale robili co tylko chcieli i kiedy chcieli. To już przestała być walka, tu nie było żadnych emocji i jedyną niewiadomą pozostawała różnica bramek. Finalnie Delux wygrali 10:3, ale jak wszyscy wiemy, nie tylko nie dało to awansu, ale też nie pozwoliło wskoczyć na podium 2.ligi. Dla samych zawodników to pewnie spore rozczarowanie, jednak chłopaki mogą mieć pretensje tylko do siebie. Jako jedyni w 2.lidze stracili punkty z Klimagiem, nie potrafili też wygrać ze StimaWell, który grał cały mecz bez zmian a z Tubą czy Zabrodziaczkiem nie byli w stanie utrzymać prowadzenia. I to nie jest przypadek. Klasowa drużyna docisnęłaby temat, natomiast Delux są na razie kandydatami do takiego miana. Idą w dobrym kierunku, mają mnóstwo atutów, ale widocznie potrzeba im jeszcze trochę czasu. Może roku? Tego im życzymy. Natomiast Ryńscy w kiepskim styku żegnają się z 2.ligą, bo te dwa ostatnie mecze w ich wykonaniu były bardzo słabe i przez nie chyba mało kto będzie za nimi tęsknił na tym poziomie rozgrywkowym. A szkoda, bo pozostałe spotkania mieli dużo lepsze i gdyby brać pod uwagę tylko pierwsze połowy, to pewnie by się utrzymali. Ale to też pokazuje, co w największym stopniu zadecydowało o ich relegacji – brak sił spowodowany brakiem ludzi. I jeżeli nie uśmiecha im się dłuższy pobyt na poziomie 3.ligi, to muszą coś z tym zrobić, zwłaszcza że nawet tam niczego nie dostaną za darmo.
A teraz przechodzimy do meczu, który wzbudził mieszane uczucia wielu go oglądających. Przypomnijmy – GS Zabrodziaczek był już pewny mistrzostwa i na to spotkanie przyjechał choćby bez swojego najlepszego zawodnika – Piotrka Połodziuka. Z kolei Wesoła musiała tutaj wygrać, by obronić drugą pozycję przed atakującą konkurencją, co w obliczu wcześniejszej porażki z Auto-Delux wcale nie wydawało się proste. Brzmi to oczywiście śmiesznie w kontekście końcowego wyniku, ale my jesteśmy dalecy od stwierdzenia, że Zabrodziaczek odpuścił ten mecz, albo że nie chciało mu się grać. Według nas ten zespół przyjechał tutaj tak jak na każdą inną potyczkę – z nastawieniem żeby wygrać i to bez względu na to kim i z kim grają. Ale w początkowych minutach dali się zaskoczyć. Nie wiedzieli jak się ustawić przeciwko Wesołej, która nie zrezygnowała ze swojej taktyki z wysoko wysuniętym bramkarzem. Do tego doszły proste błędy w wyprowadzeniu piłki, które Rafał Sosnowski i spółka bezwzględnie wykorzystywali. I jeśli w 5 minucie przegrywasz 0:4, to może ci się trochę odechcieć. I to jest wg nas cała prawda o tym spotkaniu. Zabrodziaczkowi ten mecz po prostu kompletnie nie wyszedł, natomiast nikomu się tutaj nie podłożył, bo gdyby tak chciał zrobić, to przecież mógłby przegrać jedną lub dwiema bramkami i w świat poszedłby zupełnie inny przekaz. Takie spotkania po prostu się zdarzają i nie ma co tego analizować, zwłaszcza że Darek Wiąckiewicz i spółka wyrobili sobie przed pierwszym gwizdkiem taką przewagę, że mogli tutaj zrobić co chcieli. Oczywiście klęska 5:14 chluby im nie przynosi, zwłaszcza że przynajmniej do początku kolejnej edycji ten wynik będzie wisiał na naszej stronie głównej. Ale byłoby bezmyślne, gdybyśmy patrzyli na nich wyłącznie przez pryzmat tego spotkania. Oni zagrali świetny CAŁY sezon, zasłużyli na mistrzostwo 2.ligi, a ten mecz niech potraktują jako lekcję, bo w 1.lidze jest kilka ekip, które lubią pograć z wysoko wysuniętym bramkarzem i trzeba się nauczyć temu przeciwstawić. Domyślamy się też, że przebieg tego spotkania kompletnie zaskoczył Wesołą. Spodziewali się pewnie wszystkiego, z wielką dramaturgią na czele, ale zwycięstwo przyszło im wyjątkowo łatwo. Natomiast oddajmy im, że w porównaniu do starcia z Auto-Delux, byli tutaj dużo dokładniejsi i skuteczniejsi. Dzięki temu szybko wyrobili sobie przewagę, a potem poszło już z górki. Udało się więc utrzymać drugą lokatę, co oceniamy jako sprawiedliwe rozstrzygnięcie, bo na przestrzeni całej edycji oni na to zasłużyli. Nie jest to może ekipa, którą postronny obserwator od razu polubi, natomiast trzeba mieć do nich szacunek. 2 miejsce w 2.lidze, finał Pucharu Ligi i to wszystko w debiutanckim sezonie. Dlatego duże brawa dla nich i już nie możemy się doczekać, jak im pójdzie na poziomie elity. Bo wspólnie z Zabrodziaczkiem będą tam fajnym powiewem świeżości i niejednemu faworytowi utrą nosa. Jesteśmy o tym przekonani.
A możemy się jedynie domyślać, że wynik spotkania z udziałem Wesołej, z dużą ulgą przyjęli gracze Tuby. Chodziły słuchy, że ich awans nie interesował, a gdyby Wesoła przegrała, to wówczas bracia Długołęccy i spółka mieliby "problem", bo wygrana nad Klimagiem oznaczałaby drugie miejsce. Ale może zostawmy ten temat, bo to tylko nasze przypuszczenia, a poza tym w środę ten zespół co by nie robił, to z Klimagiem nie miał prawa stracić punktów. I piszemy to oczywiście z całym szacunkiem dla Patryka Maliszewskiego i spółki, natomiast okoliczności były doskonale wszystkim znane. Klimag miał za sobą serię siedmiu z rzędu porażek, był już pewny spadku, a dodatkowo przyjechał na swój mecz bez zmian i bez wielu podstawowych graczy. Tak naprawdę, to chłopaki nie chcieli po prostu oddać walkowera i postanowili że bez względu na to ilu ich będzie, to przyjadą i powalczą. Wynik tego starcia był z góry wiadomy, co wpłynęło też na Tubę, która nie grała na 100%, a i tak wiedziała, że spokojnie dopisze sobie trzy punkty. I w sumie to chyba można napisać, że to spotkanie w dużej mierze przybrało postać Tuba kontra Alan Gwizdon. Alan był tego wieczora bramkarzem Klimagu, widzieliśmy go w Nocnej Lidze po raz pierwszy, natomiast ten gracz był niesamowicie zdeterminowany i dawno kogoś tak napakowanego pozytywną energią nie zaobserwowaliśmy na zielonkowskim parkiecie. Ten chłopak ani myślał przyjmować do wiadomości, że Klimag może ten mecz przegrać i robił wszystko, by tak się nie stało. I chwała mu za to, bo to w ogromnej mierze właśnie jego zasługa, że nie doszło tutaj do pogromu i spotkanie nie było starciem do jednej bramki. Natomiast nie było szans, aby doszło do jakiejś niespodzianki, bo już do przerwy na luzie grająca Tuba prowadziła 4:1 i spokojnie mogliśmy dopisywać jej komplet punktów. I chyba nawet to, że w 35 minucie Klimag doszedł swoich rywali na odległość dwóch trafień, nie zrobiło na Juniorach żadnego wrażenia, bo szybko ogarnęli temat, dwa gole zdobył Mateusz Nowaczyński i było po sprawie. Tym samym Tuba, której tak bardzo nie uśmiechało się granie w 2.lidze, zajęła tutaj trzecie miejsce, przegrała tylko jeden mecz i pozostawiła po sobie bardzo dobre wrażenie. Trochę zaszkodziły jej remisy, których za dużo było w pierwszej części sezonu, natomiast jeśli przyjmiemy, że faktycznie awans do 1.ligi nie był w orbicie ich zainteresowań, to z tej edycji wycisnęli maxa. I brawa dla nich. Z kolei Klimag z honorem pożegnał się z 2.ligą i pewnie z utęsknieniem będzie oczekiwał udziału na poziomie niższej klasy rozgrywkowej. Oni jeszcze przed startem tej edycji chcieli grać najniżej jak się da, natomiast wydawało nam się, że spokojnie poradzą sobie na zapleczu elity. Początek był świetny, potem przyszły kontuzje i nieobecności, przez co drużyna gdzieś zatraciła wolę walki. My stoimy na stanowisku, że gdyby przez cały sezon mieli taki skład jak w pierwszym meczu, to byliby dziś w zupełnie innym miejscu. Ale takie już uroki amatorskich rozgrywek i mamy nadzieję, że ten sezon nie zniechęcił ich do dalszej zabawy a wręcz przeciwnie – że od grudnia będą chcieli udowodnić, iż był jedynie wypadkiem przy pracy.
Pewien paradoks meczów z poprzedniej środy polegał na tym, że tam gdzie oczekiwaliśmy "grzmotów" nic takiego nie dostaliśmy, a tam gdzie walka szła po prostu o ligowe punkty i teoretycznie stawka nie była zbyt wysoka, obejrzeliśmy mecze trzymające w napięciu do samego końca. Takie było chociażby spotkanie między N-BUDem a Burgerami Nocą. Chociaż tutaj mogliśmy się tego spodziewać, bo ilekroć te drużyny stają naprzeciwko siebie, to oglądamy dobre i czyste widowisko, gdzie nigdy nie brakuje bramek i emocji. Tak też było i tym razem. Dość powiedzieć, że wszystko co najciekawsze w tej potyczce wydarzyło się mniej więcej od 36 minuty, bo do tego momentu był remis, a sytuacja zmieniała się jak w kalejdoskopie. Trzykrotnie na prowadzenie wychodzili Budowlani, potem ta sztuka udała się Mięsożernym i to wszystko powodowało, że do samego końca nie było jasne, kto zada decydujący cios. Ale właśnie wtedy N-BUD wycisnął ze swojej gry maxa. Najpierw bramkę wyrównującą zdobył dla nich Kamil Kłopotowski. Dosłownie w następnej akcji na listę strzelców wpisał się Marcin Zaremba i Burgery były pod ścianą. To spotkanie zaczęło wymykać im się spod kontroli, nie byli w stanie wrócić na poziom, który prezentowali wcześniej, a przede wszystkim nie dali rady odsunąć zagrożenia od własnej bramki. No i niestety tracili kolejne gole, tym samym od stanu 4:3 dali rywalom cieszyć się z czterech kolejnych trafień z rzędu i na kilka minut przed końcem przegrywali 4:7. Tego nie udało się już uratować. Co prawda ekipa Arka Daleckiego walczyła do samego końca, zwłaszcza że historia meczów między tymi ekipami dawała nadzieję, że tutaj może stać się cud, ale nie tym razem. Ostatecznie N-BUD spokojnie dowiózł prowadzenie do ostatniego gwizdka i zakończył zmagania na piątej pozycji. Początek sezonu wskazywał, że być może będzie okazja powalczyć o więcej, lecz ewentualne oczekiwania zderzyły się z rzeczywistością, gdy przyszło do konfrontacji z zespołami ze ścisłej czołówki. Mimo to oceniamy występ N-BUDU jako solidny, jako taki, który daje nadzieję, że następny może być jeszcze lepszy. Odnośnie Burgerów, to ich droga w tym sezonie była odwrotna. Początek mieli fatalny i zaczęliśmy się zastanawiać, czy przypadkiem nie będą jednym z kandydatów do spadku. Wszystko zmieniło się wraz z powrotem do drużyny Arka Daleckiego, który nie był jeszcze w stanie dać z siebie wszystkiego pod względem piłkarskim, ale przywrócił swojemu zespołowi charakter, co zaowocowało dość sprawnym zapewnieniem sobie drugoligowego bytu. To rzecz jasna nie stanowi spełnienia ich ambicji, lecz nie zapominajmy że i oni i N-BUD na tym poziomie rozgrywkowym rozegrali swój pierwszy pełny sezon. I skoro jedni i drudzy wiedzą już co i jak, to wydaje się że w kolejnej kampanii jest spora szansa, by ich wpływy znacznie się tutaj zwiększyły.
No i jesteśmy już przy ostatnim meczu, jaki został rozegrany 23 lutego. I trzeba zacząć od tego, że ta potyczka miała się odbyć o godzinie 21:35, ale ze względu na prośbę AGD i zgodę StimaWell, przenieśliśmy ją na 23:05. I nie piszemy o tym przypadkowo, bo na pierwotną godzinę Stima miała zdecydowanie lepszy skład. Wiemy, że wówczas dysponowaliby bramkarzem, jednak w obliczu tego, że to spotkanie w ogóle mogłoby nie dojść do skutku, machnęli na to ręką i ostatecznie musieli radzić sobie bez golkipera. No i to oczywiście miało pewien wpływ na wynik, bo nawet jeśli Kamil Śliwowski bardzo się starał, to nominalnym golkiperem nie jest i dużo bardziej przydałby się w polu. AGD takich problemów nie miało. Ta drużyna pewnie była zmęczona po sparingu jaki rozegrała dosłownie godzinę wcześniej, ale miała szeroki skład, dzięki czemu na parkiecie nie było widać, że komuś brakuje sił. A jak wyglądał sam mecz? Tak jak w tym, który opisywaliśmy wyżej, sytuacja zmieniała się tutaj z minuty na minutę. Początkowo wyżej stały akcje Markingu, który prowadził już 3:1, jednak Stimie bardzo zależało, by wreszcie przełamać serię porażek z drużyną ze Słupna i jeszcze do przerwy chłopakom udało się doprowadzić do remisu. Z kolei na starcie drugiej połowy gola dla ferajny Kacpra Kraszewskiego zainkasował Daniel Sulich i gracze w czarnych koszulkach po raz pierwszy wyszli na prowadzenie. Ale w tym momencie to spotkanie dopiero się rozkręcało. Przypomniał o sobie Damian Kossakowski, który w 26 minucie doprowadził do remisu, a potem Daniel Sulich sfaulował w polu karnym przeciwnika, a rzut karny na bramkę zamienił Dawid Banaszek. Sytuacja StimaWell zrobiła się nie do pozazdroszczenia, a pogorszyła się, gdy żółtą kartkę obejrzał Damian Pawluczuk. Stimie udało się jednak przetrzymać trudny okres, lecz na nic się to zdało, bo lada moment wynik z ich perspektywy brzmiał już 4:6. Przegrywający nie mieli nic do stracenia i coraz częściej atakowali z wysoko wysuniętym bramkarzem. Kamil Śliwowski grał bardzo odważnie, lecz co najważniejsze – skutecznie. To on był autorem gola kontaktowego, który przywrócił nadzieję graczom w czarnych koszulkach. Po tym trafieniu Stima zdecydowała, że popularny "Śliwa" przekaże funkcję bramkarza Karolowi Szulimowi, a sam poszuka szczęścia grając w polu. To była dobra decyzja, bo ten gracz na minutę przed końcem z najbliższej odległości wpakował piłkę do siatki AGD i rezultat brzmiał 6:6! Emocje były ogromne, lecz naszym zdaniem Stima niepotrzebnie podpaliła się po ostatnim golu. To spowodowało, że lada moment powinna stracić bramkę, lecz Karol Szulim w tylko sobie znany sposób odbił strzał Daniela Giery. I gdy wydawało się, że najgorsze już za nią, golkiper Stimy popełnił błąd. Niepotrzebnie wyszedł z bramki po dośrodkowaniu Damiana Kossakowskiego i przegrał walkę o górną piłkę z Danielem Gierą, który za chwilę odtańczył na parkiecie taniec radości. Teraz trzeba było już postawić wszystko na jedną kartę, lecz to nie pomogło, bo AGD wypuściło kolejną zabójczą kontrę i po trafieniu Damiana Kossakowskiego ustaliło wynik na 8:6. Szalony mecz, hokejowy rezultat, ale trzeba oddać jednym i drugim że fajnie się to oglądało. I aż szkoda, że jedna z ekip musiała się tutaj obejść smakiem. Ale Stima nie powinna tego przeżywać. W tym składzie zrobiła co mogła, może nawet więcej niż powinna. Dwukrotnie przegrywał dwoma golami i dwukrotnie wróciła do tego spotkania. A o porażce zdecydowały detale, bo to naprawdę mogło się potoczyć w każdą stronę. I podobnie oceniamy ich siódmą pozycję na koniec sezonu. Niby odległą, niby z dala od centrum wydarzeń, ale ta ekipa pokazała naprawdę fajną grę, której nie powinna się wstydzić. A czego im zabrakło, to oni już wiedzą, bo to stara śpiewka, powtarzana od lat. Co do AGD, to oni także kończą edycję z otwartą przyłbicą. Widać, że postanowiono tutaj odmłodzić kadrę, postawić na nowych graczy i nawet jeśli odbudowanie pozycji Markingu w NLH trochę potrwa, to warto to zrobić. Bo ci młodzi zawodnicy potrafią grać w piłkę i za kilka sezonów mogą nawiązać do złotych czasów AGD, gdy ten zespół zdobywał u nas srebro 1.ligi. Byle tylko nikomu nie zabrakło tutaj cierpliwości...
Skróty wszystkich spotkań drugiej ligi pojawiły się już w raportach meczowych. Na ich podstawie uzupełniliśmy statystyki, jakkolwiek jeśli widzicie jakiś błąd, to dajcie znać. Jak zwykle video jest dostępne w jakości HD. Wystarczy że kołowrotkiem ustawicie opcję 1080p HD i będziecie mogli cieszyć wzrok najwyższej jakości obrazem. Za każdą subskrypcję czy polubienie materiału na stronie YouTube - z góry dziękujemy!