fot. © www.nocnaligahalowa.pl

Historyczny wyczyn reprezentacji Nocnej Ligi

16 grudnia 2022, 16:34  |  Kategoria: Ogólna  |  Źródło: inf.własna  |   dodał: roberto  |  komentarze:

Wykorzystując krótką przerwę w rozgrywkach, chcielibyśmy wrócić do tego, co działo się w sierpniu i wrześniu. A więc do naszej kolejnej przygody z Okręgowym Pucharem Polski.

Od wielu sezonów granicą, której nasza ligowa reprezentacja nie mogła przeskoczyć była 3 runda. To było nasze piąte podejście, gdzie byliśmy po dość przeciętnym występie sprzed roku. Wtedy również udało nam się pokonać dwóch rywali, ale trzeci którym była Korona Góra Kalwaria okazał się za silny. I pewnie w głowach wielu naszych kadrowiczów pojawiła się lekka nutka zniechęcenia. Graliśmy przeciętnie, znów zdarzały się problemy kadrowe i chyba mało kto odczuwał taką satysfakcję z udziału w projekcie, jak miało to miejsce przed kilkoma laty. Chcieliśmy to zmienić. Wzmocniliśmy drużynę, pojawili się choćby Mariusz Piórkowski, Krzysiek Włodyga, wrócił Bartek Męczkowski i z dużymi nadziejami oczekiwaliśmy premierowych spotkań.

Naszym pierwszym rywalem był SWPS Warszawa. Z tym zespołem kilka sezonów wcześniej mierzyła się inna nasza reprezentacja (z Futboligi) i nie miała problemów z awansem. My również. Wygraliśmy 10:0, a przeciwnik oddał tylko jeden celny strzał na naszą bramkę. Ale zdawaliśmy sobie sprawę, że żaden następny mecz nie będzie już tak łatwy. Drużyną, z którą spotkaliśmy się w drugiej rundzie był GTS Grodzisk Mazowiecki (B-Klasa). I prawdę mówiąc spodziewaliśmy się większego oporu, natomiast widać było, że ta ekipa dopiero zbiera pierwsze szlify na dużym boisku. W pewnym momencie prowadziliśmy już 8:0 i dopiero w końcówce lekkie rozluźnienie sprawiło, że konkurenci doszli do głosu i strzelili trzy gole z rzędu. Nikt jednak nie zamierzał się tym przejmować. Prawdziwe wyzwanie miało dopiero nadejść.

W trzeciej rundzie los sparował nad z Wisłą Dziecinów. Ta ekipa wiele sezonów grała na poziomie Ligi Okręgowej, ale niedawno spadła do A-Klasy. To jednak drużyna o określonych umiejętnościach, która zagrała z nami w bardzo mocnym składzie i nie zamierzała żegnać się z Pucharem na tym etapie. To było niesamowicie emocjonujące starcie, w którym niczego nie brakowało. Dość powiedzieć, że trzykrotnie obejmowaliśmy w tym spotkaniu prowadzenie, a rywale dwukrotnie. Sytuacja zmieniała się jak w kalejdoskopie. Przy stanie 3:3 sędzia wyrzucił z boiska z Krzyśka Włodygę, a gdy chwilę później straciliśmy gola, wydawało się, że powoli musimy godzić się z porażką. Ale mimo potężnego zmęczenia, graliśmy do końca. Fantastycznie prezentował się Karol Sochocki i tak naprawdę wystarczyło dostarczyć do niego piłkę, a on zabierał się z nią i zdobywał bramki. Jego dwa trafienia dały nam minimalne prowadzenie na kilka chwil przed końcem. Oczekiwanie na końcowy gwizdek dłużyło się nieprawdopodobnie i niemal równo w jego akompaniamencie, straciliśmy gola na 5:5... To oznaczało, że o naszym być albo nie być miały zdecydować rzuty karne (na tym poziomie nie ma dogrywki). Ciśnienie było ogromne, ale chłopaki dali radę – przy wyniku 3:2 Piotrek Koza obronił strzał przeciwnika, a w ostatniej kolejce zawodnik Wisły przeniósł piłkę nad poprzeczkę i awans był nasz! Magiczna bariera 3 rundy została złamana, a po takim spotkaniu gdzie byliśmy lepsi piłkarsko (większość bramek straciliśmy w kuriozalnych okolicznościach) i wykonaliśmy plan minimum, ze spokojem oczekiwaliśmy losowania następnej rundy.

Padło na RKS Mirków. Smaczku tej konfrontacji dodawał fakt, że trenerem tej drużyny była osoba, która rok wcześniej była asystentem w Koronie Góra Kalwaria, a więc zespołu, który sprawił nam lanie wspomniane na wstępie. W krótkiej rozmowie z trenerem usłyszeliśmy, że mimo iż wówczas przegraliśmy, to zrobiliśmy niezłe wrażenie i nie mamy co liczyć na taryfę ulgową. I zaczęło się bardzo źle, bo w 9 minucie rywale zdobyli ładną bramkę na 1:0. W dodatku gra nam się nie kleiła, rywal straszył długimi piłkami za naszą obronę i ciężko było złapać odpowiedni rytm. W sukurs przyszła nam sytuacja z końcówki pierwszej połowy, gdzie w zamieszaniu po rzucie rożnym wyrównał Tomek Piórkowski. To wyraźnie dodało nam skrzydeł a drugą odsłonę rozpoczęliśmy od kapitalnego gola z rzutu wolnego Huberta Sochackiego. Przejęliśmy inicjatywę, zaczęliśmy punktować przeciwników a ukoronowaniem naszej dobrej gry było piękne trafienia debiutującego w barwach NLH Bartka Bajkowskiego. Wynik 4:1 oznaczał, że wyrównaliśmy rekord Oldbojów Legii Warszawa, którzy kilkanaście sezonów wcześniej również jako ekipa niezrzeszona osiągnęli piątą rundę. Ale my szliśmy po więcej.

Wilga II Garwolin – to z nimi przyszło nam stoczyć batalię o 1/16 finału Okręgowego Pucharu Polski. Ale zanim rozpoczęliśmy bój o promocję, to wpierw stoczyliśmy równie trudną walkę o to, by to spotkanie w ogóle doszło do skutku. Gigantyczne problemy ze znalezieniem wolnego obiektu spowodowały, że nie było wiadomo, czy w ogóle wyjdziemy na boisko. Ostatecznie dzięki uprzejmości Orłów Zielonka, skorzystaliśmy z ich obiektu i mogliśmy przystąpić do rywalizacji. Dodajmy, że nasz skład na ten mecz był eksperymentalny. W porównaniu choćby do starcia z Wisłą Dziecinów, doszło do ośmiu(!) wymuszonych zmian, głównie z powodu kartek. Na szczęście przepis nie zabraniał nam skorzystać z zawodników innych naszych reprezentacji (Futboliga, Strefa 6), które odpadły z rywalizacji. To stanowiło dla nas ratunek, bo w innym wypadku nie mielibyśmy kim grać. A sam mecz? Rywal reprezentujący Ligę Okręgową to garwolińska młodzież, dobrze wybiegana, natomiast pod względem piłkarskim było widać, że nie jest to zespół nieosiągalny. Ale niestety – mimo, że starcie było wyrównane, to w drugiej połowie wystarczyła chwila nieuwagi i ze stanu 1:1 zrobiło się 1:3. Czas uciekał, wynik się nie zmieniał i chyba mało kto wierzył, że uda nam się cokolwiek zdziałać. Sygnał do ataku dał w 89 minucie Rafał Kudrzycki. To po faulu na nim Karol Sochocki bezbłędnie wykorzystał rzut karny i licząc doliczony czas gry, mieliśmy jeszcze cztery minuty, by powalczyć o remis. Nasz napór nie ustępował i gdy zegarek sędziego wskazywał ostatnie sekundy Rafał Kudrzycki wrzucił piłkę w pole karne, a bramkarz Wilgi szczęśliwie dla nas nie zdołał jej złapać, dzięki czemu spadła pod nogi Karola Sochockiego, który z najbliższej odległości wpakował ją do siatki! 3:3!! I znowu rzuty karne. Ale tutaj od samego początku nie pozostawiamy rywalom złudzeń – Adam Stańczuk broni pierwszego karnego, drugi ląduje nad naszą bramką a my jesteśmy ekstremalnie skuteczni i prowadzimy 3:0. W czwartej kolejce zawodnik Wilgi trafia, ale to sami robi Adam Baran i rozpoczyna się taniec radości. To była definicja piłkarskiego cudu. Jeśli o podobnych meczach mówi się, jako o powrocie z dalekiej podróży, to my wróciliśmy z kosmosu. Wygraliśmy przegrane spotkanie a nasze pomeczowe zdjęcie, z krótkim opisem zdarzeń biło rekordy popularności. To było jak sen, aż do momentu gdy kolejnego dnia, mniej więcej w okolicach południa otrzymaliśmy telefon z Mazowieckiego Związku Piłki Nożnej…

Pewnie każdy już wie, jak skończyła się tamta historia. Niestety – w wyniku niedopatrzenia w naszym zespole zagrał zawodnik, który powinien przeciwko Wildze pauzować. Początkowo trudno było nam to w ogóle przyjąć do wiadomości, jednak sprawozdania meczowe nie kłamały – Rafał Kudrzycki zobaczył żółtą kartkę w spotkaniu zespołu Strefy 6 w pierwszej rundzie, a po transferze do NLH, mimo ledwie kilkunastominutowego występu z RKS Mirków, również został napomniany. To wykluczało jego udział w kolejnej rundzie. Z jednej strony żal, niedowierzanie i zastanawianie się, jak przekazać tę hiobową wiadomość drużynie, a z drugiej strony gdyby nie Rafał, to zwycięstwo nad Wilgą prawdopodobnie byłoby niemożliwe. Trudno.

Mimo, że nasze odpadnięcie jeszcze kilka dni siedziało w głowie i ciężko było się z tym wszystkim pogodzić, to jednak wszystko co działo się wcześniej złagodziło okoliczności pożegnania z Pucharem. Graliśmy fajną piłkę, była kapitalna atmosfera, wielu regularnie trenującym zespołom pokazaliśmy, że nie wolno nas lekceważyć. Coś się tutaj urodziło, pojawiło się wielu nowych zawodników i dzięki temu znów z optymizmem i ekscytacją będziemy oczekiwać kolejnej edycji Okręgowego Pucharu Polski.

Na koniec jeszcze raz dziękujemy wszystkim, którzy w tym sezonie założyli reprezentacyjną koszulkę. Emocji, których przysporzyliście zarówno sobie, jak i tym, którzy oglądali spotkania z Dziecinowem czy Garwolinem, jeszcze długo nic nie przebije. W sierpniu widzimy się ponownie!

PS: a gdyby ktoś chciał poznać pełną historię reprezentacji NLH, to więcej dowie się TUTAJ.

Komentarze użytkowników: