fot. © www.nocnaligahalowa.pl
Vitasport zgarnia złoto 2.ligi!
Nie mogliśmy wyobrazić sobie lepszego scenariusza na wielki finał 2.ligi. Po kapitalnym pojedynku mistrzem zaplecza elity został Vitasport!
Ale zanim doczekaliśmy się starcia dwóch najlepszych ekip na tym poziomie rozgrywkowym, przyszło nam obejrzeć trzy inne spotkania. Zaczęliśmy od konfrontacji Kasbudu z Silent Impact. Ci pierwsi mieli obowiązek wygrać ten mecz, bo wciąż była szansa, że uda im się przeskoczyć w tabeli Vitasport. Zadanie nie wydawało się specjalnie trudne, bo Silent Impact przyjechał na finał rozgrywek bez zmian. Sami zawodnicy mieli pewnie obawy, czy to nie spowoduje, że skończy się tutaj bramkową katastrofą, tymczasem spotkało nas miłe zaskoczenie. Drużyna Kamila Śliwowskiego bardzo długo stawiała dzielny opór faworytom i do przerwy wynik brzmiał 0:0! Co więcej – to nie było tak, że Impact się tutaj bronił i wybijał piłkę byle dalej. Chłopaki starali się nie grać wszystkiego „na lagę”, ale gdy tylko sytuacja na to pozwalała, to fajnie dzielili się piłką. Mieli też swoje okazje – dwie zmarnował choćby Michał Antol, chociaż rywale również dysponowali konkretnymi szansami, by zmienić wynik spotkania. Kasbud musiał jednak trochę podkręcić tempo, bo czekanie na to, że rywal się zmęczy i wtedy załatwi się sprawę, było ryzykowne. No i nie musieliśmy długo czekać, by zobaczyć jak zespół z Radzymina bierze się do roboty. Poszło szybko, bo już 22 minucie Paweł Czerski, który w tym momencie pełnił rolę lotnego bramkarza w Silent, nie zdążył wrócić do bramki po własnym strzale, co wykorzystał Kacper Banaszek i było 1:0. Wraz z tym golem od razu przyszły kolejne. W 23 i 24 minucie dwukrotnie na listę strzelców wpisał się Bartek Balcer i losy zwycięstwa były przesądzone. Ale na szczęście nie odebrało to chęci do gry przegrywającym. Było ryzyko, że chęć zdobycia honorowego gola wygra ze zdrowym rozsądkiem, natomiast oni cały czas grali konsekwentnie i w 27 minucie zostali za to nagrodzeni, bo strzelecką niemoc przełamał wreszcie Michał Antol. Końcówka meczu przebiegła w spokojnym tempie, jedni i drudzy byli świadomi jak to się wszystko skończy, zobaczyliśmy jeszcze dwa gole i mecz zakończył się wynikiem 4:2. Jak się później okazało nie dał on Kasbudowi awansu. Skończyło się na trzecim miejscu, które w naszej ocenie uczciwie oddało grę tej ekipy w zakończonym sezonie. Z perspektywy całej kampanii Tuba i Vitasport chyba byli minimalnie lepsi, ale coś, co teraz stanowi dla dawnego AGD umiarkowany sukces, za rok powinno być celem minimum. Bo ta drużyna dobrze się rozwija i w kolejnym sezonie musi zrobić wszystko, by w myśl zasady „umiesz liczyć – licz na siebie”, losy awansu trzymać w swoich rękach. Trudno z kolei powiedzieć co będzie dalej z Silent Impact. Chyba nie ma sensu wróżyć z fusów, chociaż nawet ten ostatni mecz pokazał, że piłkarska jakość tutaj jest i gdyby dołożyć trochę organizacji, to kto wie, jak by to się skończyło. Najważniejsze, że sezon udało się dograć i to wcale nie jest tak, że trzeba o nim jak najszybciej zapomnieć. Bo jakieś tam „momenty” były i to na 3.ligę powinno spokojnie wystarczyć. Tylko czy komuś będzie się to chciało pociągnąć?
O godzinie 20:50 swój mecz rozpoczął z kolei Zabrodziaczek, który w ten sposób niejako przekazywał tytuł mistrzowski zdobyty w poprzednim sezonie. Jego ostatnim rywalem było JMP i w sumie to ucieszyliśmy się widząc taką parę, bo wiedzieliśmy że tutaj nie będziemy mieli do czynienia z wesołym futbolem, tylko walką o pełną pulę. No ale jak widzimy po wyniku – Zabrodziaczek nie pozostawił większych złudzeń rywalom. Chociaż rezultat 6:0 jest trochę mylący, bo sugeruje, że tutaj tylko jedna drużyna grała, a druga statystowała. Tak nie było, natomiast ekipie Damiana Zalewskiego nic nie chciało w środowy wieczór wpaść. Po części jest to zasługa bramkarza Zabrodziaczka Bartka Kaputa, który jak zwykle zamurował bramkę. Ale sporo było też takich sytuacji, gdzie zawodziła decyzyjność, co powodowało, że z każdą kolejną niewykorzystaną szansą rosła frustracja a malała nadzieja, że cokolwiek uda się tutaj strzelić. Rywale nie mieli podobnych kłopotów. U nich celownik był dobrze nastawiony, a trzeba też dodać, że JMP pomagało swoim oponentom w kolekcjonowaniu bramek. Tak było choćby przy pierwszym trafieniu, gdy w 11 minucie Adrian Wrona tak podał piłkę wzdłuż własnego pola karnego, że zaliczył asystę przy golu napastnika Zabrodziaczka, Karola Chmiela. Brak koncentracji wyszedł też u kapitana JMP, Damiana Zalewskiego. Przy stanie 0:2 na jego złym zagraniu skorzystał Bartek Wojtaszek i nie mieliśmy wątpliwości, że tutaj beniaminek 2.ligi nie ma szans na powrót do spotkania. Co gorsze – rezultat z minuty na minutę robił się dla JMP coraz gorszy i w pewnym momencie brzmiał 0:6! Przegrywający liczyli, że uda im się przynajmniej obronić honor, ale mimo że pod koniec meczu znowu mieli kilka dogodnych szans, w słupek trafił między innymi Pedro Freire, to suma summarum przegrali swój ostatni ligowy mecz do zera. Na pewno trochę szkoda, jednak nie wpływa to na naszą ogólną ocenę występu tej ekipy w nowym dla siebie zestawie rywali. Tak naprawdę, to tylko z Burgerami Nocą zagrali poniżej średniej, a w pozostałych spotkaniach zaprezentowali solidną grę, która spokojnie wystarczyła do utrzymania. I jesteśmy przekonani, że mądrzejsi o doświadczenie z tego sezonu, w kolejnym pokuszą się o coś więcej. Raczej nie będzie to walka o medale, ale stać ich na miano solidnego drugoligowca. Co do Zabrodziaczka, to szósta lokata entuzjazmu budzić nie może, natomiast ekipa Darka Wiąckiewicza mocno się zmieniła od poprzedniej edycji. Wystarczy spojrzeć na frekwencję – żaden zawodnik nie zagrał wszystkich meczów w sezonie. Rok temu kadra była bardziej regularna, docierała się, nabierała pewności siebie i to przekładało się na wyniki. Słowo klucz to stabilizacja, której zabrakło i która musi wrócić, jeśli Zabrodziaczek znów chce grać o najwyższe cele. A co do tego nie mamy chyba wątpliwości.
Wielkiej historii nie miał również trzeci mecz, jaki rozegraliśmy 1 marca. Damian Białek odgrażał się w zapowiedziach, że Ferajnę United stać na pokonanie AutoSzyb, ale być może nie miał pełnej wiedzy o rywalach. Bo chociaż Szyby po świetnym początku mocno wyhamowały i ostatnio częściej przegrywały niż wygrywały, to z zespołami z dołu tabeli nie miały większych problemów. No i z Ferajną też poradziły sobie dość gładko. Tak naprawdę, to tylko początek spotkania zwiastował faworytom drobne problemy, bo gracze ze stolicy dobrze weszli w mecz, mieli kilka okazji i po tym, jak wykorzystali błąd bramkarza AutoSzyb Bartka Pietrasa, wyszli na prowadzenie. No i w sumie na tym moglibyśmy zakończyć opis, jeśli chodzi o pozytywy z perspektywy Ferajny. Potem było już tylko gorzej, a główny problem polegał na tym, że przedostatni zespół w tabeli nie był w stanie powstrzymać Bartka Bajkowskiego. Ten zawodnik zdobył trzy z pierwszych czterech goli dla Szyb i to głównie dzięki niemu, obóz Kamila Wiśniewskiego nie miał obaw, że stanie mu się tutaj jakakolwiek krzywda. Poniżej różnicy trzech bramek Ferajnie nie udało się tutaj zejść. Był taki moment, gdzie przy stanie 2:7 ten zespół zdobył dwa gole z rzędu i jakaś iskierka nadziei jeszcze się tliła, ale to wszystko szybko się posypało i Szyby dwoma trafieniami do pustej bramki, postawiły pieczęć na swoim czwartym zwycięstwie w sezonie. Ten triumf pozwolił przeskoczyć w tabeli JMP i zwycięzcy swój debiutancki udział w 2.lidze zakończyli na 7 lokacie. Ale ona nie oddaje pozytywnego fermentu, jaki AutoSzyby wprowadziły w tym sezonie na zaplecze elity. Tabela bowiem wskazuje, że bliżej im było do spadku niż gry o medale, ale nie zapominajmy, że oni czy to z Tubą czy z Vitasportem, czy z N-Budem przegrywali na poziomie 1-2 bramek. To pokazuje, że naprawdę niewiele dzieli ich od tych najlepszych, a przecież to wciąż młoda ekipa, której czas jeszcze nadejdzie. Z kolei Ferajna w swoim debiucie w Nocnej Lidze Halowej nie zdołała utrzymać się w 2.lidze. Ale i tutaj samo miejsce w ligowej hierarchii nie mówi nam wszystkiego. Bo to w wielu meczach była drużyna konkurencyjna dla faworytów, lecz czasami brakowało jej szczęścia, a czasami innych elementów. Wiedza którą zdobyli przez te trzy miesiące przyda się jednak przy okazji kolejnego sezonu. Co prawda tylko w 3.lidze, ale zapewniamy, że tam wcale nie będzie im łatwiej. I warto wziąć to sobie do serca już teraz, by potem nie było pretensji, że Organizator nie ostrzegał ;)
A już pod koniec poprzedniego spotkania, zaczęły nam się udzielać emocje związane z wielkim finałem 2.ligi. Tuba Juniors i Vitasport okazały się dwiema najlepszymi drużynami w przedsionku Ekstraklasy i to im przypadł udział w decydującej rozgrywce. Te drużyny do meczu przystępowały jednak z zupełnie innym bagażem na plecach. Większy stres towarzyszył Vitasportowi, który w przypadku braku zwycięstwa, skończyłby ligę na trzeciej pozycji. Tuba awans miała już pewny, ale będąc tak blisko tytułu, cel wydawał się jasny – mistrzostwo. Często mówi się, że meczów finałowych się nie gra – mecze finałowe się wygrywa. I nie ukrywamy, że trochę baliśmy się tutaj piłkarskich szachów, natomiast ta 40 minutowa batalia przeszła nasze najśmielsze wyobrażenia. To był kapitalny pojedynek, który od samego początku stał na bardzo wysokim poziomie. Początkowo lepsze wrażenie robiła Tuba. Co prawda chłopaki w 6 minucie mieli problem, gdy musieli sobie radzić bez Kamila Osowskiego, który zobaczył żółtą kartkę, ale gdy siły się wyrównały, to Juniorzy otworzyli wynik spotkania. Piotrek Długołęcki zagrał do Rafała Wielądka a ten nie miał problemów z pokonania Łukasza Trąbińskiego. To nakręciło drużynę z Rembertowa, która powinna podwyższyć stan posiadania. Najpierw dogodną okazję zmarnował Szymon Gołębiewski, a potem na pustą bramkę spudłował Marek Długołęcki. Jak to się skończyło, łatwo się domyśleć. Vitasport zaczął powoli wchodzić na właściwe dla siebie obroty i sygnał ostrzegawczy wysłał w 14 minucie, gdy w słupek trafił Mateusz Strzelecki. Z kolei 120 sekund później był już remis. Mateusz Trąbiński pocelował z rzutu wolnego i mecz rozpoczął się na nowo. Przewagę w kreowaniu sobie dogodnych okazji wciąż miała jednak Tuba. I do tej pory zachodzimy w głowę, jak graczom w żółtych koszulkach nie udało się wrócić do jednobramkowej przewagi. W 18 minucie Szymon Gołębiewski z odległości pół metra od bramki strzela obok słupka, z kolei już w drugiej połowie w aluminium trafia Piotrek Długołęcki. Takich sytuacji nie wolno marnować, zwłaszcza jeśli w ich następstwie, to rywal zdobywa bramkę. A tak było w tym przypadku – w 32 minucie Mateusz Derlatka przypomina o swoich ofensywnych inklinacjach i Vitasport nie tylko wychodzi z dużych opresji, ale jest o kilka minut od złotego medalu. Tuba wiedziała, że powoli zaczyna się okres, w którym trzeba będzie podjąć ryzyko. Ten zespół coraz częściej korzystał z usług Kamila Sadowskiego i jasnym było, że każdy, nawet najmniejszy błąd będzie oznaczał pożegnanie z mistrzostwem. Juniorzy wznieśli się jednak na wyżyny umiejętności i w 34 minucie, po ładnie wyklepanej akcji Kamil Osowski pokonał płaskim strzałem Łukasza Trąbińskiego. Teraz to Vitasportowi zaczęło się spieszyć, a zdarzenie, które zdecydowało o wyniku miało miejsce w 37 minucie. Mateusz Trąbiński zwiódł Pawła Długołęckiego, a ten próbując ratować sytuację, sfaulował kapitana rywali. Powtórki nie pozostawiają wątpliwości – przewinienie było ewidentne, z czym nie chciał pogodzić się Marek Długołęcki. Za chwilę zobaczył więc żółtą kartkę, co w takim momencie spotkania trzeba ocenić wyjątkowo krytycznie. I kto wie, czy właśnie tego zawodnika nie zabrakło przed polem karnym, gdy za chwilę piłkę z bliskiej odległości do siatki wpakował zupełnie niepilnowany Mateusz Strzelecki. Do końca spotkania były jeszcze ponad dwie minuty i niewykluczone, że to było najdłuższe 120 sekund Vitasportu w tym sezonie. Bracia Trąbińscy i spółka dobrze bronili jednak dostępu do własnej bramki, chociaż sprawa skomplikowała się tuż przed końcem, gdy żółtą kartkę zobaczył Mateusz Derlatka. Tuba tego daru od losu nie była jednak w stanie wykorzystać i to VITASPORT ZOSTAŁ MISTRZEM 2.LIGI NOCNEJ LIGI HALOWEJ! Droga do tytułu nie była łatwa, ale złoto po takim meczu musi smakować szczególnie. Obejrzeliśmy wyjątkowe widowisko, choć dla Tuby marne to pewnie pocieszenie. Ale powiedzmy sobie uczciwie – wszystkie karty mieli w swoim ręku. Bo gdyby policzyć to słynne xG, które oznacza oczekiwane gole w spotkaniu, to Juniorzy już po pierwszej połowie mogli prowadzić różnicą kilku bramek. W kluczowych momentach zawiodła ich skuteczność i musieli obejść się smakiem. Niedosyt pozostał, jednak w przekroju całego sezonu ta drużyna zrobiła ogromny postęp i tak jak kiedyś po prostu nie chciała awansować do 1.ligi, twierdząc że tam nie pasuje, tak teraz nie damy się przekonać, że jest na ten poziom za słaba. Dlatego za rok widzimy się w czwartki. Podobnie zresztą jak z Vitasportem, który właśnie zanotował trzeci awans z rzędu. I gdybyśmy tak mieli wymienić jedną rzecz, która zdecydowała o sukcesie, to byłaby to cierpliwość. Nawet w środę chłopaki mieli mnóstwo momentów, gdzie wydawało się, że rywal już ich ma. Ale oni grali cały czas swoje, bez podpalania się, bez nerwów, spokojnie. Jakby czuli, że za chwilę wszystko się odwróci i będą mieli swoje okazje. No i tak dokładnie było. Duże brawa Panowie! Pierwsza liga nie mogła się Was doczekać.
Chyba nikomu nie musimy tłumaczyć, że po takich emocjach jakie przeżywaliśmy w związku z wielkim finałem, trudno było przestawić się na mecz Burgerów Nocą z N-Budem. I oczywiście piszemy to z całym szacunkiem dla obydwu zespołów, natomiast nawet teraz trudno coś mądrego o tej potyczce napisać. Padło w niej aż 20 goli, co świadczy oczywiście o znikomym zaangażowaniu w defensywę i postawieniu wszystkiego na atak. I było to zrozumiałe, zwłaszcza że tutaj miały się zdecydować losy króla strzelców. Patryk Czajka rywalizował z Kamilem Kłopotowskim, gdzie napastnik Burgerów miał nad swoim rywalem kilkubramkową przewagę. I tak naprawdę, to ich batalią pasjonowaliśmy się bardziej, niż samym meczem. Najważniejsza kwestia jest taka, że Mięsożernym bardziej się tutaj chciało. Co więcej – oni ani razu w tym spotkaniu nie przegrywali i to N-Bud musiał przez cały mecz gonić. Czasami miał jednego gola straty, czasami więcej, ale dzięki zaangażowaniu głównie Mateusza Hopci, w 32 minucie był remis – 7:7. Od tego momentu Burgery zdobyły jednak pięć goli z rzędu, a kilka z nich było autorstwa Patryka Czajki, dzięki czemu zwycięzcy upiekli dwie pieczenie na jednym ogniu. Trzy punkty pozwoliły im skończyć na najwyższym, czwartym miejscu w historii ich występów w NLH, z kolei Patryk gładko obronił pozycję najlepszego strzelca, bo Kamil Kłopotowski nie miał swojego dnia i pudłował nawet z najprostszych sytuacji. Ale N-Bud pewnie żadnej z tych porażek nie potraktował szczególnie serio. Ta edycja skończyła się dla Budowlanych kilka tygodni wcześniej, gdy przegrali z Tubą i stracili szanse na medal. Tym samym nie udało im się zerwać z łatką "za silni na słabych, ale za słabi na silnych". Myśleliśmy, że ten sezon będzie przełomowy, jednak był taki jak co roku, a więc przeplatany wzlotami i upadkami. Liczyliśmy na więcej, ale być może taki jest obecnie potencjał miejscowych i musimy to zaakceptować. Zupełnie inaczej oceniamy Burgery. Stwierdzenie, że to była w tej edycji czwarta siła 2.ligi byłoby nadużyciem, ale podobała nam się gra tej ekipy. Oczywiście wciąż najwięcej zależy tutaj od Patryka Czajki, natomiast fajnie pokazał się Piotrek Jankowski, ciekawym zawodnikiem jest Przemek Nieszporek i jeśli Mięsożerni zdecydują się przystąpić do kolejnego sezonu, to jest na kim opierać optymizm. No i nie można zapominać o popularnym Gonzo, którego najlepszą akcję z tego sezonu możecie zobaczyć poniżej...
Ale choćby dla takich historii robimy te rozgrywki. Dlatego dziękujemy wszystkim zespołom z 2.ligi za cały sezon, mamy nadzieję, że dobrze się bawiliście i że przy okazji zapisów do kolejnej edycji, nie będziecie mieli wątpliwości, jaką decyzję podjąć. Do zobaczenia w grudniu!
Retransmisję wszystkich spotkań drugiej ligi (z komentarzem) można obejrzeć poniżej. Video jest dostępne w jakości HD. Wystarczy że kołowrotkiem ustawicie opcję 1080p60 HD i będziecie mogli cieszyć wzrok najwyższej jakości obrazem. Za każdą subskrypcję czy polubienie materiału na stronie YouTube - z góry dziękujemy! Jednocześnie prosimy Was o weryfikację statystyk z Waszych meczów - jeśli znajdziecie jakiś błąd, to prosimy o jak najszybszą informację.