fot. © www.nocnaligahalowa.pl

Opis i retransmisja 7.kolejki 4.ligi!

11 lutego 2024, 15:23  |  Kategoria: Video  |  Źródło: inf.własna  |   dodał: roberto  |  komentarze:

Chyba nikt nie ma już co do tego wątpliwości. Tytuł mistrzowski w 4.lidze rozegra się między Szmulkami a HandyMan Elewacje!

By coś mogło się w tym temacie zmienić, to jedni i drudzy musieliby w 7.kolejce stracić punkty. Ale obydwie ekipy swoje zadanie wykonały bez zarzutu, a jako pierwsi uczynili to HandyMani. A wcale nie zapowiadało się, że to może być zadanie z gatunku łatwych i przyjemnych, bo Semola prezentowała się w ostatnich tygodniach na tyle obiecująco, że widzieliśmy tutaj perspektywę na niespodziankę. Wydaje się, iż nawet sami zawodnicy tej ekipy czuli, że mogą napsuć trochę krwi faworytowi do czwartoligowego złota. No ale nic z tego nie wyszło, a proces pozbawiania się złudzeń potrwał zaledwie 15 minut. Tyle potrzebowali faworyci, by zbudować sobie tutaj sporą przewagę, której nie wypuścili już do samego końca. Zaczęło się w 7 minucie, gdy Krzysiek Jędrasik źle zagrał do Jarka Wieleby, piłkę przejął Maciek Sadocha i za chwilę umieścił ją obok interweniującego bramkarza rywali. To trafienie nakręciło HandyMan, którzy lada moment po zamieszaniu w polu karnym podwyższyli prowadzenie za sprawą Krzyśka Smolika, a potem ten sam zawodnik popisał się kapitalną orientacją w terenie i uderzeniem z lewej nogi z własnej połowy pokonał będącego daleko od własnego pola karnego Krzyśka Jędrasika. Wynik 3:0 w sytuacji, gdzie wiemy że lider tabeli potrafi świetnie grać w defensywie, praktycznie odzierał nas ze złudzeń, że coś może się jeszcze tutaj wydarzyć. Poza tym Semola nie dawała takich symptomów. W pierwszej połowie najgroźniejszą sytuację stworzyła dopiero w 13 minucie, a wcale nie lepiej było w drugiej odsłonie. Dopiero po upływie pół godziny, ten zespół wreszcie stworzył okazję, która przypomniała nam, że ta drużyna potrafi grać ładnie w piłkę. Akcję zespołu zamknął Patryk Bysiak, lecz to trafienie okazało się jedynie honorowym. Dosłownie 120 sekund później Bartek Jankowski zdobył gola na 4:1, czym ustalił wynik spotkania. Trzy punkty powodują, że tylko kataklizm mógłby HandyMan odebrać promocję. Zwłaszcza, że ich kolejnym rywalem jest Wybrzeże Klatki Schodowej, więc cel będzie prosty – zapewnić sobie w 8. serii gier przynajmniej srebro i awans. Z kolei Semola chyba pozbawiła się szans na medal. Okazuje się, że jest to zespół nieobliczalny, który raz potrafi zagrać kapitalnie, by za tydzień nie mieć nic do powiedzenia. Tym samym zasadne wydaje się pytanie jaka Semola wylosuje się w następnej kolejce, chociaż mamy nadzieję, że ta silna, bo jeśli nie, to z Faludżą przyjdzie jej przełknąć gorycz podobnej porażki co w ostatni poniedziałek.

A skoro mowa o Faludży, to ferajna Kamila Lubańskiego właśnie powiększyła swój dorobek punktowy do 12 oczek. Stało się tak po pokonaniu Byczków, chociaż do pewnego momentu wcale nie było jasne, kto zabierze do bagażnika pełną pulę. Gdyby były kursy na BETFAN a informacje zebrane od kapitanów sugerowały, że składy po jednej i drugiej stronie będą optymalne, wówczas szanse obydwu ekip widzielibyśmy bardzo podobnie. Tyle że Dawid Pływaczewski nie miał takiego komfortu, bo na spotkanie nie dojechał Krystian Tymendorf. Po stronie Faludży brakowało z kolei bramkarza Damiana Gryza, ale bezspornym jest, że tego pierwszego zastąpić zdecydowanie trudniej. Mimo to drużyna ze Starych Babic nie należy do użalających się nad swoim losem i przyjechała tutaj wygrać. Początek był jednak fatalny. Zaczęło się od błędu we własnym polu karnym, który skrzętnie wykorzystał Piotrek Ogiński. Ten sam zawodnik podwyższył w 9 minucie na 2:0 i widząc, jak to wszystko wygląda oraz mając w pamięci brak lidera Byczków, nie dawało to większej nadziei na wyrównane zawody. Ale Faludża - może zadowolona przebiegiem sprawy - trochę spuściła nogę z gazu, z kolei rywale zmniejszyli straty po dobrze wykonanym rzucie rożnym w 18 minucie i druga połowa zapowiadała się nieźle. Przegrywający próbowali pójść za ciosem i trzeba im oddać, że przejęli inicjatywę w początkowej fazie finałowej odsłony. W 25 minucie Kuba Sierociński i Mateusz Morawski mają obowiązek doprowadzić do remisu, lecz w wyniku niedogadania, marnują wyborną okazję. Mimo wszystko gol dla Byczków wisiał w powietrzu i w 32 minucie wreszcie padł. Kacper Krzyt wykorzystał zagapienie oponentów, szybko wyegzekwował rzut wolny i było 2:2. Kluczowa dla losów spotkania okazała się natomiast 34 minuta. Wówczas Byczki mogły prowadzić, ale Mateusz Morawski popsuł dogodne okoliczności do zdobycia gola na 3:2, a zaraz poszła akcja w drugą stronę, Piotrek Ogiński fantastycznie uruchomił Czarka Kubowicza, ten wyłożył piłkę Adrianowi Kuśmirkowi i Faludża wróciła na prowadzenie. I błyskawicznie je podwyższyła. Znów o wszystkim zdecydował duet Czarek Kubowicz – Adrian Kuśmirek a dwa gole przewagi były w tym momencie spotkania nie do nadrobienia. Mimo prób Byczków, dopiero w akompaniamencie finałowej syreny udało im się zdobyć trafienie kontaktowe i ten zespół musiał się pogodzić z kolejną porażką. W jej konsekwencji definitywnie wypisał się z walki o TOP 3, co musi stanowić rozczarowanie, ale w dużej mierze winnych trzeba szukać wśród swoich, bo nawet ten poniedziałkowy mecz był kolejnym, gdzie skuteczność znów była daleka od zamierzonej. Z kolei Faludża jest już na czwartym miejscu, z ambicjami na brąz. Nie ma jednak wszystkiego w swoich rękach, bo musi zakładać potknięcie Squadry. Mogą jej w tym pomóc Byczki, które podejmą ten zespół już w poniedziałek. Liczyć na kogoś będzie można jednak dopiero wtedy, gdy samemu zrobi się swoje. Bo chyba każdy z nas doświadczył w przygodzie z piłką sytuacji, w której za bardzo skupił się na matematyce, a za mało na grze. Dlatego Faludża musi zrobić wszystko, by nie spotkało ją coś podobnego.

Trwa natomiast czarna passa Jogi Finito. W siódmej kolejce Emil Drozd i spółka przegrali już szósty mecz w sezonie, a tym razem ich pogromcami byli reprezentanci Lema Logistic. Nie jest to żadne zaskoczenie, bo porównując formę obydwu drużyn, na taki scenariusz się zapowiadało. Joga była zresztą osłabiona, bo brakowało Maćka Banaska, który w tej edycji miał bezpośredni udział przy połowie trafień swojego zespołu. Gracze Finito liczyli prawdopodobnie, że ustawią się w swojej strefie obronnej i będą próbowali kontrować, lecz ten plan dość szybko spalił na panewce, bo już w 4 minucie Damian Nowaczuk uderzył pod ladę i nie dał szans Łukaszowi Świstakowi. Wiedzieliśmy, że to nie jest koniec strzeleckiej ofensywy Logistyków, którzy w 13 minucie podwyższyli stan posiadania. Tym razem na listę strzelców wpisał się Arek Pisarek. Chwilę później Joga mogła zmniejszyć straty, lecz dogodnej okazji nie wykorzystał Rafał Perczyński. No i to był ostatni moment, gdzie te drużyny mogły się spotkać pod kątem liczby goli. Lema bardzo szybko wyklarowała sobie kolejną okazję, po której mogła cieszyć się z trafienia, a na 4:0, tuż przed końcem premierowej odsłony podwyższył Arek Pisarek. Druga połowa stała więc pod znakiem oczekiwania na końcową syrenę, bo chociaż w tamtym sezonie Joga potrafiła wychodzić z podobnych presji, tak tutaj nikt nie miał złudzeń, że może tę potyczkę choćby zremisować. Mimo to udało jej się dwukrotnie dojść rywala na odległość trzech trafień – najpierw na 1:4, a potem 2:5. Na więcej nie starczyło umiejętności. Faworyci w samej końcówce jeszcze dwukrotnie zmusili do kapitulacji obronę czwartoligowego outsidera i łączny wynik zamknął się w stosunku 7:2. Mecz bez wielkiej historii, jak – niestety – wiele w tym sezonie z udziałem Jogi. Chęci cały czas są, nie ma mowy o jakimkolwiek odpuszczaniu, no ale na tym pozytywy się kończą. Perspektywa uniknięcia ostatniej pozycji w tabeli staje się coraz mniej realna, ale liczymy, że Joga powalczy w dwóch ostatnich meczach, tym bardziej, że najbliższy gra ze Szmulkami, którym może popsuć humor w walce o tytuł. Z kolei Lema może się jeszcze łudzić, że przy ekstremalnym zbiegu okoliczności powalczy o trzecie miejsce, natomiast warunków do spełnienia jest tak dużo, że wielkich złudzeń mieć nie można. Logistycy zdają się tym jednak nie przejmować i nie mamy wątpliwości, iż do każdego kolejnego spotkania podejdą tak, jakby faktycznie walczyli o medal.

Dużo więcej niż po poprzedniej potyczce, obiecywaliśmy sobie po tej następnej. Spotkało się w niej dwóch kandydatów nawet do mistrzostwa, a więc Mocna Ekipa oraz Szmulki i myśleliśmy, że taki mecz musi trzymać w napięciu od pierwszej do ostatniej minuty. Nasze nadzieje okazały się płonne, bo zespół Michała Zimolużyńskiego przyjechał do Zielonki bardzo osłabiony. Nie było podstawowego bramkarza Eryka Ryszkusa, nie dojechał Krzysiek Czarnota, próżno było szukać Roberta Kusiny czy Sebastiana Orzoła, a dopiero na drugą połowę zjawił się Hubert Ściegienny. Początkowo myśleliśmy, że te braki uda się jakoś połatać, lecz ekipa Szmulek błyskawicznie wyprowadziła nas z błędu. Już w 53 sekundzie zawodnicy z warszawskiej Pragi wyszli na prowadzenie za sprawą Sebastiana Mędrzyckiego i widać było, że to trafienie dobrze wpłynęło na ich morale. Chłopaki nie ustawali bowiem w atakach i chociaż Marcin Zimolużyński robił co mógł między słupkami Mocnej Ekipy, to szczęście w końcu przestało mu sprzyjać. Mniej więcej od 9 minuty rozpoczął się koncert Szmulek, połączony z festiwalem prostych błędów, jakie popełniali gracze w czarnych koszulkach. W 9 minucie na 2:0 podwyższył Kacper Pacholczak, potem ten sam zawodnik wykończył akcję swojego zespołu i było 3:0. Szturm świątyni Mocnej Ekipy nie ustawał, a w wielu przypadkach gracze tej drużyny sami zaprószali ogień we własnym polu karnym. W 13 minucie złe podanie bramkarza wykorzystał Filip Pacholczak, potem zrobiło się 5:0, a na 6:0 kolejną "asystę" zaliczył Marcin Zimolużyński, podając do przeciwnika. Wyglądało to jak spotkanie gołej dupy z batem. Kompletnie nic nie układało się Mocnej Ekipie, z kolei Szmulki czerpały garściami z zaistniałych okoliczności i na przerwę schodziły z komfortowym prowadzeniem 8:1! I mecz praktycznie się skończył. Na szczęście dla widowiska, w drugiej połowie spotkanie było bardziej wyrównane, również za sprawą przyjazdu wspomnianego na wstępie Huberta Ściegiennego. Trzeba zresztą oddać przegranym, że chociaż w fatalny sposób rozegrali pierwszą połowę, to nie zwiesili głów, tylko walczyli do końca o możliwie najkorzystniejszy rezultat. No i finałowe 20 minut wygrali nawet w stosunku 4:3, jednak cały mecz to rywale zapisali na swoją korzyść, wygrywając aż 11:5. Wielka szkoda, że na tak ważną potyczkę przegrani zjawili się bez tylu kluczowych zawodników. Są drużyny, na których poniedziałkowy skład by wystarczył, ale pech chciał, że trafiło na Szmulki. I ktoś powie, że ekipa Kuby Kaczmarka znów miała szczęście. Nie da się ukryć, że skład personalny rywali odegrał tutaj sporą rolę, natomiast nie odbierajmy tej drużynie zasług. To nie jest tak, że ktoś dał im tutaj coś za darmo, bo należało jeszcze wykorzystać sytuację, co udało się w bardzo dobrym stylu. Wiele akcji mogło się podobać i jeśli ktoś będzie ten sukces podważał, to niech najpierw odpowie sobie na pytanie, czy jego ekipa byłaby tutaj w stanie prowadzić do przerwy aż 8:1.

Na koniec zmagań 8.kolejki 4.ligi doświadczyliśmy derbów Serocka. Squadra, która nadal kręci się wokół podium podejmowała Wybrzeże Klatki Schodowej. Wielkich rozterek co do wskazania tutaj faworyta nie mieliśmy, natomiast Squadra przyjechała bez Kuby Pawlaka, miała tylko jednego rezerwowego, dlatego nie chcieliśmy za wcześnie przesądzać tematu. Inna sprawa, że WKS również miał swoje problemy, bo kolejny raz nie dojechał Gabriel Skiba. Teraz, gdy od spotkania minęło już trochę czasu, możemy zdradzić, że w dużej mierze przebiegało ono tak, jak to sobie wyobrażaliśmy. Więcej jakości, ale też spokoju było w Squadrze, natomiast WKS nie ustępował, grał do końca i ogólnie było to jedno z lepszych spotkań, jakie chłopaki rozegrali w tej edycji. Problemem drużyny w niebieskich koszulkach był fakt, że wciąż musiała gonić rywala. To nigdy nie jest komfortowa sytuacja, gdy ciągle masz jedną lub dwie bramki mniej na koncie, a nawet gdy udaje ci się skrócić dystans, to za chwilę wszystko wraca do normy. A tak było w tym przypadku. Remis – nie licząc początku spotkania – był tutaj tylko raz. W 5 minucie Mateusz Jakubowski odpowiedział na gola Tomka Lipskiego, ale potem Squadra do podobnej sytuacji już nie dopuściła. W 12 minucie zrobiło się nawet 3:1, lecz WKS zrewanżował się golem Aleksa Kaczmarczyka, chociaż ostatnie słowo w tej części gry należało do Squadry, a konkretnie do byłego zawodnika WKS-u Szymona Darkowskiego, który zamknął wynik pierwszej połowy na 4:2. Bezpośrednio po przerwie różnica zwiększyła się nawet do trzech trafień, ale wtedy przypadł okres najlepszy gry Wybrzeża. W 26 minucie Patryk Tyka zdobył gola na 3:5, a potem ten zawodnik doszedł do sytuacji sam na sam z Michałem Sokołowskim, lecz ten pojedynek przegrał. To spotkało się z karą wymierzoną przez Kubę Cegiełkę i wtedy było już jasne, że faworytom włos z głowy nie spadnie. Tym bardziej, że WKS był nieskuteczny i chociaż tworzył sobie okazje, to na kilka dobrych szans zwykle wykorzystywał maksymalnie jedną. Nie było więc perspektyw na niespodziankę, a całe spotkanie pięknym uderzeniem z powietrza zakończył Tomek Lipski, ustalając wynik na 8:4. Ale mimo porażki pretensji do przegranych nie mamy. Co mieli to zostawili na parkiecie i oby tak było również w dwóch ostatnich meczach sezonu. Co do Squadry, to chociaż w pewnej chwili zrobiło się nerwowo, to jednak niemal całe spotkanie miała wszystko pod kontrolą. Konsekwencje tego zwycięstwa są resztą bardzo przyjemne, bo zespół Patryka Jakubowskiego wskoczył na najniższy stopień podium. O awans będzie ciężko, ale trzecia pozycja również powinna stanowić odpowiednią motywację. Zwłaszcza, że byłby to dla nich trzeci raz z rzędu na podium w NLH, a przecież puchar i medale piechotą nie chodzą.  

Retransmisję wszystkich spotkań czwartej ligi (z komentarzem) można obejrzeć poniżej. Video jest dostępne w jakości HD. Wystarczy że kołowrotkiem ustawicie opcję 1080p60 HD i będziecie mogli cieszyć wzrok najwyższej jakości obrazem. Za każdą subskrypcję czy polubienie materiału na stronie YouTube - z góry dziękujemy! Jednocześnie prosimy Was o weryfikację statystyk z Waszych meczów - jeśli znajdziecie jakiś błąd, to prosimy o jak najszybszą informację.

Komentarze użytkowników: