fot. © www.nocnaligahalowa.pl

Wywiad z Albertem Michniewiczem

23 lutego 2017, 20:29  |  Kategoria: Wywiady  |  Źródło: inf.własna  |   dodał: roberto  |  komentarze:

Największą siłą Bad Boys w tym sezonie był bez wątpienia atak. Ale fantastyczną robotę w bramce robił również nasz dzisiejszy rozmówca.

Źli Chłopcy są pewni awansu do pierwszej ligi i w ostatnim meczu powalczą, by promocję uświetnić mistrzostwem drugiej ligi. Alberta Michniewicza na pewno czekają ciężkie chwile w starciu z Łabędziami, chociaż z formą którą prezentuje na przestrzeni całego sezonu, zespół może być spokojny o jego skuteczne interwencje. Albert to również kopalnia wiedzy na temat ekipy z Ostrówka i grzechem było z tego nie skorzystać. O kończącym się sezonie, o początkach drużyny, o pamiętnym spotkaniu ze Stankanem - a wszystko wzbogacone archiwalnymi zdjęciami. Ten wywiad czyta się jednym tchem!

Albert, sezon jeszcze się co prawda nie skończył, ale w przypadku Bad Boys już możemy mówić o ogromnym sukcesie. Wasz awans to ogromne zaskoczenie, ale po ośmiu kolejkach nikt nie ma wątpliwości, że na niego zasłużyliście. Czułeś, że może być tak dobrze?

- Co do samego awansu, to uważam podobnie jak Ty. Strzelaliśmy dużo goli, graliśmy ofensywnie, co powodowało przy okazji, że trochę goli też straciliśmy, ale opłacało się. Różnica między strzelonymi a straconymi bramkami wyszła na duży plus. Siłą napędową linii ataku byli oczywiście Adam Matejak i duże wzmocnienie - Konrad Bylak. Jednego Konrada (Bulika – dop.org.) straciliśmy, gdy przeniósł się do Promilu Wola, w zamian godnie zastąpił go inny. Jednak Adam z Konradem sami nie awansowali by do pierwszej ligi. Każdy z nas dołożył cegiełkę do tego sukcesu, chociażby bracia Marcin i Paweł Szczapa, którzy asystowali i strzelali. Jarek Przybysz swoją siłą zatrzymywał ataki przeciwników, Albert Woźniak także strzelił kilka bramek, Zbyszek Brzózka - który z wielką nieśmiałością wchodził na boisko - również zapisał się w protokole strzelców. Radek Stańczak, który przy zmęczeniu naszych napastników potrafił znaleźć się w dogodnych sytuacjach strzeleckich i je wykorzystywał. Maniuś Oleksiak uprzykrzał życie napastnikom rywali - kilku z nich odbiło się od niego jak od ściany. Mateusz Domżalski wprowadził młodzieńczą finezję oraz wyrachowanie, które sprawiły, że mecze Bad Boys oglądało się z przyjemnością. Nasz kapitan także dawał z siebie wszystko, aby piłka nie znalazła się na moim polu bramkowym. WSZYSCY zasłużyliśmy na sukces... Nawet trochę i ja:) 

Nie jest trochę tak, że to pierwsze spotkanie ze Stankanem, gdzie przegrywaliście 0:3, a wygraliście 5:3, dało Wam już na starcie mnóstwo pozytywnej energii?

- W przerwie meczu ze Stankanem przy stanie 0:3, wszyscy stali z uniesionymi głowami i żartowali, jakby nic się nie stało. Może nie uwierzysz, ale wstając z ławki powiedziałem kolegom: "Teraz wchodzimy na boisko, strzelamy piątkę i jedziemy do domu". A jeśli chodzi o pozytywną energię to posiadamy ją nawet gdy przegrywamy. Po porażce z Al-Marem wszyscy z boiska i ławki rezerwowych podziękowaliśmy za grę przeciwnikom. Uznaliśmy ich wyższość z honorem, bo w tym meczu byli od nas lepsi.

Bardzo powoli trzeba już myśleć o pierwszej lidze. Jak sądzisz – jaką rolę będziecie tam odgrywali? I czy uważasz za dobry pomysł, by stworzyć drugi zespół Bad Boys, złożony z zawodników, którzy w nocnogoligowej elicie mieliby mało szans na granie?

- Na razie trudno odpowiedzieć na to pytanie. Na początku - jak zwykle - będziemy chcieli się utrzymać, a potem przeciwnicy z najwyższej półki zweryfikują nasze umiejętności. Jestem pewien, że powalczymy jak w niższych ligach. Jak nie zatracimy woli walki oraz dobrej zabawy to powinno się udać. Dla mnie osobiście nie ma znaczenia w której lidze gramy - najważniejsze jest, aby zdrowie dopisało i chciało się dalej biegać i rzucać za piłeczką. Jeśli chodzi o stworzenie drugiej drużyny Bad Boys, to z odpowiedzią chciałbym poczekać po imprezie integracyjnej podsumowującej sezon. Jeżeli wszyscy wyrażą taką chęć to czemu nie. Tylko czy Ty Robert znajdziesz dla naszego zespołu miejsce w trzeciej lidze?:) Podejmując taką decyzję, trzeba pomyśleć o nowych, młodszych zawodnikach. Niektórym kolegom stuknęła już "czterdziestka" i trudno będzie wytrzymać wiele minut na boisku. A z drugiej strony - przecież się nie rozerwę (śmiech).

Jest takie powiedzenie, że "nikt Cię tak nie pochwali, jak Ty sam". Bez fałszywej skromności – uważasz że to był Twój najlepszy sezon w Nocnej Lidze? Bo my nie mamy wątpliwości, że bez Twoich dobrych interwencji o awans byłoby zdecydowanie trudniej.

- Robert, dobre sezony to ja rozgrywałem 20-30 lat temu. Miałem 190 cm wzrostu i 77 kg wagi. Mało było bramkarzy (albo jest), którzy niemal ze środka bramki na dużym boisku potrafili rzucić się i dotknąć spojenia słupka z poprzeczką. Teraz przy 110 kg mogę najwyżej zasłonić dużą część mniejszej bramki (śmiech). Cieszę się, że zwróciliście uwagę, że był to mój najlepszy sezon. Trochę nauczyłem się tych mniejszych bramek i myślę, że najlepszy sezon będę miał w pierwszej lidze, tylko muszę zrzucić ok. 15 kg, co w moim wieku może już nie być takie proste:) A czy pomogłem w awansie do nocnoligowej elity? Tak jak wspomniałem wcześniej - każdy z nas dołożył cegiełkę, i ja także. Grałem we wszystkich meczach od trzeciej ligi do awansu do pierwszej, więc chyba tak jest. W poprzednich latach zmieniałem się po połówce z Januszem Stryjkiem, ale to nie był dobry pomysł. Brakowało pewności i zgrania z zespołem. Ale nawet gdybym w meczu miał średnią piętnastu znakomitych interwencji, to i tak nasz kapitan miałby pretensje, że raz wybiłem piłkę na rzut rożny, zamiast od razu ją złapać (śmiech). Grzesiek to największy krytyk zespołu, ale i tak wszyscy się z tego śmieją. Na pewno pozostało doświadczenie i instynkt bramkarski z młodszych lat i to wykorzystuję na hali.

A czy masz jakieś doświadczenie z dużego boiska? Grałeś lub trenowałeś w jakimś profesjonalnym klubie?

- Miałem epizod w Huraganie Wołomin w czasach trenera seniorów Janusza Wójcika (1983-1984). Poszedłem na pierwszy trening z grupą młodszych chłopców rocznika 74. Trener popatrzył i powiedział, że jestem za wielki i przenieśli mnie do rocznika 72. Zacząłem jako napastnik, a skończyłem na bramce, bo jedyny bramkarz jaki był i miał pojęcie o swoim zawodzie zachorował. Nieźle mi szło, jednak to były czasy komuny i chłopcy, którzy mieli słabe wyniki w szkole, byli z klubu wydalani. Zgoda musiała być od rodziców oraz Dyr. Szkoły Podstawowej. I na tym moje profesjonalne granie się skończyło. Niektórzy pytali dlaczego nie gram zawodowo w piłkę. Czasy były trudne i nie miałem starszej od siebie osoby, która ukierunkowała by mnie, poprowadziła za rękę, czy zmotywowała do ciężkiej pracy... Bo niby gdzie? W Ostrówku graliśmy w lesie albo na betonie. Jak rodzice kupili mi nowe trampki to mało nie oszalałem z dumy i zachwytu. Najlepsze treningi miałem z Piotrkiem Domżalskim. Chodziliśmy do lasu, wybieraliśmy dwie sosny i to była bramka. Co prawda miała 15 metrów, ale to było dla mnie wyzwanie. Dla Piotrka zresztą też, bo strzelał z 30 metrów. Takie były czasy.

Albert Michniewicz

A jak to się wszystko zaczęło? Który to był rok, jakie sukcesy osiągaliście, jaka jest geneza nazwy i kto w drużynie jest od samego początku?

- Historia klubu sięga już szkoły podstawowej. W latach 80-tych jeździliśmy na mecze rozgrywek gminnych do okolicznych miejscowości. W tamtych czasach Ostrówek należał do woj. ostrołęckiego. Czasami zdarzało się, że transportem były rowery marki "Ukraina" - starsi czytelnicy na pewno wiedzą o jakie rowery chodzi:) W drużynie grali tacy zawodnicy jak: Mariusz Oleksiak (czwarty w górnym rzędzie od lewej) czy Piotr Domżalski (piąty w górnym rzędzie od lewej). Piotruś był niesamowity, nie cieszyły go łatwe bramki. Strzelał z przewrotki, z nożyc czy z piętki. Jego syn Mateusz, który zasilił naszą drużynę musi jeszcze długo trenować, by dorównać ojcu z lat osiemdziesiątych:) Kolejny to Robert Padamczyk (szósty w drugim rzędzie od lewej). Pamiętam, że w swoim najlepszym sezonie Robert strzelił ponad 50 bramek. Do tego Wojciech Stryjek (pierwszy w dolnym rzędzie od lewej), najlepszy przecinak i obrońca, niestety nie ma już go między nami. Po ukończeniu szkoły podstawowej graliśmy "umówione" mecze z takim miejscowościami jak Klembów, Krusze, Jasienica, Krzywica. Pamiętam takie spotkanie z Kraszewem, jak przy wyniku 10:0 dla nas, trener przeciwnej drużyny przyniósł mi do bramki parasolkę i krzesełko. Chyba było mu mnie szkoda, że przy padającym deszczu nie miałem jeszcze piłki w rękach (śmiech).

Bad Boys

Bad Boys mecze

Mecze Bad Boyss

W połowie lat 90-tych przyszedł czas lekkiego zastoju. Wzrosło zainteresowanie dziewczynami, następnie związki małżeńskie, wychowywanie dzieci, itd. Jednak każdy z nas oprócz oglądania meczów w telewizji chciał ponownie założyć korki i wskoczyć na zieloną murawę (zieloną raczej z nazwy, bo rządził głównie piasek). W 2001 roku do naszej parafii jako jej nowy proboszcz zawitał ks. Boguś Kowalski (drugi od lewej w środkowym rzędzie). To on na nowo wskrzesił ruch piłkarski w Ostrówku, powołując do życia dwie drużyny: pierwszą złożoną ze starszych roczników i drugą, która gromadziła ministrantów oraz osoby dotychczas skupiające się w niewielkich amatorskich zespołach piłkarskich. W zamyśle ks. Kowalskiego miała być zdrowa rywalizacja prowadzona pomiędzy "ojcami", a ich "synami". W rzeczywistości był to udany pomysł na integrację lokalnej społeczności z uwzględnieniem różnych grup wiekowych. Starszą drużynę założył Stanisław Frąckiewicz (czwarty w dolnym rzędzie od lewej, grał w NLH, chyba najstarszy strzelec bramki tej ligi - 27 listopada 2013 roku miał 56 lat!). W drużynie młodzików grali m.in. synowie Staszka: Wojtek i Mateusz. W kolejnym roku powołana została do życia Parafialna Liga Diecezji Warszawsko - Praskiej. Liga grała na dużych boiskach, więc postanowiliśmy, że odrestaurujemy boisko przy Szkole Podstawowej. Część pieniędzy otrzymaliśmy od Gminy Klembów, resztę dołożyliśmy sami. Przez kilka lat rozgrywki te z powodzeniem organizowały wolny czas mieszkańcom Ostrówka. Przez następne lata graliśmy tylko mecze sparingowe, aż do czasu wybudowania orlika w Ostrówku (2011 r.)

Po krótkim okresie przerwy, w następstwie przebudowy pełnowymiarowego boiska sportowego na obiekt ze sztuczną nawierzchnią i połączenia sił starszej i młodszej drużyny powstał klub BAD BOYS OSTRÓWEK. Założycielami byli ponownie Stanisław Frąckiewicz i Mariusz Oleksiak. Nazwa klubu miała brzmieć Old Boys, ale pomyśleliśmy, że nikt nie będzie się nas bał, dlatego Stasiek i Mariusz zarejestrowali drużynę "Złych chłopców". Reaktywowany zespół był dobrze zorganizowany i stawał się rozpoznawalną marką, chętnie zapraszaną na liczne turnieje i ligi organizowane w powiecie wołomińskim. W drugim sezonie powstania Ligi Bobra w Tłuszczu (jesień 2013) postanowiliśmy zgłosić drużynę, która zakotwiczyła tam na stałe, natomiast w sezonie zimowym bawimy się u Was, w Zielonce. Dużą rolę w przetrwaniu zespołu pełni Grzesiek Kurek (trzeci w środkowym rzędzie od lewej). Grzesiek został kapitanem i sponsorem Bad Boys. A wszystko dzięki jego żonie Ewie, która powiedziała "TAK" na ślubnym kobiercu, po czym zamieszkali w Ostrówku.

Zmobilizowani osiąganymi sukcesami zdecydowaliśmy się na kolejny krok. W marcu 2014 roku zawiązał się Komitet Założycielski "UKS". Natomiast 13 maja 2014 r. decyzją Starosty uzyskaliśmy wpis do Ewidencji Klubów Sportowych i tak staliśmy się oficjalnie Uczniowskim Klubem Sportowym "Ostrówek". Utworzyliśmy trzy sekcje piłkarskie: sekcja Junior Młodszy (chłopcy i dziewczęta z roczników 2002-2005), Junior Starszy (chłopcy i dziewczęta z roczników gimnazjum) oraz Seniorzy (zawodnicy Bad Boys). Celami statutowymi naszego klubu są przede wszystkim krzewienie kultury fizycznej wśród dzieci, młodzieży i dorosłych oraz wychowywanie przez rekreację, sport i turystykę. Postawione przez nas zadania realizujemy poprzez współpracę z innymi klubami szkolnymi i związkami sportowymi. Widząc zapał do gry w piłkę młodych chłopaków oraz zaangażowanie rodziców w rozwój swoich pociech, robimy wszystko, by zagwarantować wysoki poziom treningów czy dobrej jakości sprzęt do ćwiczeń.

Nasz klub to nie tylko propagowanie idei, jaką niesie za sobą gra w piłkę nożną – to przede wszystkim chęć wyjścia z atrakcyjną ofertą do rodziców, gwarantując ich podopiecznym dobrą zabawę, miłe spędzenie wolnego czasu, integrację czy nawiązywanie nowych znajomości. A wszystko to w duchu zdrowej rywalizacji a także współpracy i wzajemnego wsparcia. W kwietniu 2017 roku nasi podopieczni wyjeżdżają do Holandii na turniej HOLLAND CUP. O wyniki się nie martwimy, ponieważ trenerem naszych "dzieciaków" jest  doskonale wszystkim znany Adam Matejak.

Kawał pięknej historii:) A propos - przypominam sobie Wasz mecz z poprzedniego sezonu, który decydował o mistrzostwie 3.ligi. Po strzelonej bramce na wagę zwycięskiego remisu ze Stankanem, cieszyliście się jak dzieci. Piłka trochę Was konserwuje i dzięki niej młody duch chyba nigdy Was nie opuści. Zgodziłbyś się z takim stwierdzeniem?:)

- Pamiętam ten mecz do dzisiaj. Zszedłem z bramki na ostatnie sekundy, aby zwiększyć ofensywę. Zależało nam na wygraniu trzeciej ligi, ponieważ rzadko coś wygrywamy. Decydującą bramkę strzelił wtedy Michał Szczapa – wspaniały obrazek, gdy nastolatek, który gra u boku swojego ojca zapewnia nam mistrzostwo. Na meczach i treningach zjawiają się dzieci moich kolegów, dlatego zarażamy się tą młodością i czasami faktycznie zachowujemy jak one. Gdy to my byliśmy w wieku Michała czy Mateusza Domżalskiego, nasi ojcowie chodzili do pracy, czytali Ekspres Wieczorny, oglądali TeleExpress, zajmowali się domem i szli spać. Zobacz jak zmieniło się pokolenie. Mam nadzieję, że nasze pociechy docenią to w przyszłości. Konserwujemy się wieloma rzeczami z piłką na czele, ale także dobrą atmosferą w drużynie oraz po-piątkowymi treningami w "Blaszaku". Do późnych godzin nocnych pijemy "zupę chmielową", rozmawiamy o futbolu, zakładamy się o wiedzę piłkarską. Grzesiek Kurek do dzisiaj nie zreflektował mi się za przegrane zakłady. Oj nazbierało się tego dużo (śmiech). Dzięki piłce jesteśmy "Piotrusiami Panami" - nigdy nie dorośniemy.

Ostatni temat. Nocna Liga to dla mnie...?

- Nocna Liga Halowa jest dla mnie odskocznią od codziennej, stresującej pracy. Moi przełożeni znają kalendarz rozgrywek, więc normalnością jest dla nich, że dzień po Lidze spotkania planowane są w późniejszych porach niż zwykle (śmiech). Nawet jak przestanę grać w piłeczkę, to na pewno będę się pojawiał na meczach naszej drużyny i dorzucę Ci trochę pomysłów jak jeszcze uatrakcyjnić ligę:) Osobiście jestem pod wrażeniem organizacji meczów, Twojej pamięci do imion i nazwisk wszystkich zawodników (przecież to ponad 400 osób!) oraz strony internetowej NLH. I to nie jest tylko moje zdanie, ale także opinia moich kolegów z Boysów, znajomych czy współpracowników, którzy pytają czy Liga nie jest pod patronatem PZPN, bo wszystko wygląda tak profesjonalnie.

Teraz mogę już zdradzić, że w zeszłym roku zgłosiłem drużynie, iż odchodzę na piłkarską emeryturę. W Tłuszczu w Lidze Bobra już nie zagrałem, jednak Nocna Liga jest jak "narkotyk" i po namowie Grześka Kurka postanowiłem spróbować zagrać w tym sezonie bez treningów. Koledzy śmieją się teraz, że dobrze będzie jak zrezygnuję z nich całkowicie, bo wtedy lepiej mi idzie (śmiech). Te rozgrywki to również możliwość przekazania moim dzieciom, że nawet 43-latek może rywalizować z dużo młodszymi zawodnikami od siebie, ale nie umiejętnościami, tylko zaangażowaniem i wolą walki.

Mamy nadzieję Albert, że tego zapału i młodzieńczej werwy ani Tobie, ani pozostałym "Złym Chłopcom" nigdy nie zabraknie. Dzięki za wywiad i tę super lekcję historii. Do zobaczenia na ostatniej kolejce!


Forbet - Legalny Polski Bukmacher

Komentarze użytkowników: