fot. © Google

Opis i skróty pierwszej kolejki drugiej ligi!

10 grudnia 2017, 18:55  |  Kategoria: Video  |  Źródło: inf.własna  |   dodał: roberto  |  komentarze:

Wiedzieliśmy, że w drugiej ligi prędzej czy później na pierwszym miejscu usadowi się WLSP. Stało się to jednak szybciej, niż chyba mogliśmy przypuszczać.

Mecze drugiej ligi zainaugurowaliśmy od konfrontacji Ormedu Lambadą. W tamtym sezonie zespół z Zielonki dobrze zaczął grać dopiero od trzeciego spotkania i niewykluczone, że teraz będzie podobnie, bo o pierwszym podopieczni Piotrka Dudzińskiego powinno szybko zapomnieć. Mecz się jeszcze dobrze nie rozpoczął, a miejscowi już przegrywali 0:2. Widocznie taki gong był im potrzebny, bo w dalszej części pierwszej połowy dawny FC Hash prezentował się lepiej, co w konsekwencji przyniosło mu trafienie kontaktowe. W drugiej połowie inicjatywa nadal należała jednak do Lambady, która miała trzy dogodne sytuacji do podwyższenia prowadzenia, ale wykorzystała dopiero czwartą z nich. Ponieważ Ormed miał do odrobienia aż dwie bramki, zdecydował się na wprowadzenie lotnego bramkarza. To jednak nie pomogło, bo gracze w biało-pomarańczowych koszulkach grali niechlujnie, z kolei Lambada miała w swoich szeregach niezwykle skutecznego Janka Skotnickiego, który kolejnym dwupakiem rozstrzygnął losy spotkania. Można więc powiedzieć, że ekipa Pawła Roguskiego zrobiła to, czego powinna dokonać już w tamtym sezonie, gdzie zremisowała z Ormedem na własne życzenie, tracąc gola na 5 sekund przed końcem. Teraz nie było wątpliwości kto jest lepszy i trzy punkty pojechały do Kobyłki.

Najlepszy mecz tego poziomu rozgrywkowego oglądaliśmy z kolei od 20:45. Łabędzie grały z Adrenaliną i chociaż w zapowiedziach stawialiśmy na obóz Maćka Pietrzyka, to wiedzieliśmy, jak ciężka przeprawa czeka przybyszów z Rembertowa. Ale ci początkowo grali jak z nut. Już po 13 minutach prowadzili 2:0 a rywal praktycznie na parkiecie nie istniał. Tyle że Łabędzie już w tamtej edycji pokazały, iż zdarza im się mieć ogromne problemy z dobiciem przeciwnika i jak się okazało – w tej kwestii niewiele się na razie zmieniło. W 17 minucie zrobiło się 1:2, a niewiele brakowało, by przez złą zmianę, już do przerwy był remis. Wygrywającym udało się jednak opanować sytuację i w drugiej połowie inicjatywa znów należała do nich. Patrzymy na naszą rozpiskę, a tam przynajmniej trzy okazje stworzone przez Łabędzi opatrzyliśmy opisem „idealna do zdobycia bramki”. Fantastycznie bronił jednak Stefan Necula, a gdyby wtedy padł gol, Adrenalinie trudno byłoby się podnieść. W tym okresie zespół z Ząbek dysponował tylko jedną godną odnotowania szansą, gdy sytuację sam na sam z Mateuszem Perzanowskim popsuł Adam Remiarz. Kluczowa dla losów spotkania była 31 minuta, gdy niepotrzebną żółtą kartkę obejrzał Rafał Skolimowski a beniaminek drugiej ligi wykorzystał grę w przewadze i doprowadził do remisu. Po minach zawodników Łabędzi widzieliśmy, że chyba wiedzą do czego to wszystko zmierza, ale w 36 minucie mieli 200% okazję by znowu prowadzić. Piłka po strzale Adriana Raczkowskiego odbiła się od nogi Stefana Neculi a następnie od słupka, po czym wskoczyła do rąk bramkarza. Ta niewykorzystana sytuacja srogo się zemściła, bo obóz Roberta Śwista zdobył dwa gole i po nerwowej końcówce dowiózł zwycięstwo do końca. Z przebiegu spotkania nie był to wynik zasłużony. Adrenalina żyła z błędów rywala a w ataku pozycyjnym praktycznie nie istniała. Na palcach jednej ręki możemy policzyć sytuacje, które sama sobie wyklarowała, ale przecież za kilka dni mało kto będzie o tym pamiętał. Łabędzie mogą mieć jednak pretensje tylko do siebie. Gdyby Krzysiek Skrzat zamiast szukać wirtualnych kolegów strzelał, gdyby inni zawodnicy lepiej celowali... Jak mawia Jose Mourinho – nie zawsze lepszy zespół wygrywa i tak było też w tym konkretnym przypadku.

Gdy w 27 sekundzie drugiej połowy, Grzegorz Pański pokonywał bramkarza WLSP i zmieniał wynik na 2:1 dla Ryńskich, zapowiadało się na dużą niespodziankę. Tym bardziej, że do tego czasu drużyna Kamila Ryńskiego grała mądrze, odpowiedzialnie i potrafiła wyjść ze stanu 0:1, co w starciu z dwukrotnym mistrzem NLH, nie jest przecież takie proste. Jak się później okazało – były to ostatnie podrygi drużyny w zielonych koszulkach. Widząc, że czas ucieka, faworyci podkręcili tempo i w ciągu czterech minut zdobyli trzy gole, które pozwoliły im na spokojne oczekiwanie co przyniesie końcówka spotkania. Przegrywający wyglądali z kolei na pogodzonych z losem, a nawet jeśli była w nich jeszcze wiara, to kara dla kapitana, którą WLSP szybko zamieniło na gola, okazała się gwoździem do ich trumny. Ale zwycięzcy, gdybyśmy po meczu przeprowadzali wywiady, na pewno wspomnieliby o solidnej postawie Deweloperów, której być może nawet się nie spodziewali. Na szczęście w obozie ekipy z Wołomina był Damian Gałązka – gracz o niebywałej dynamice, który często jest szybszy z piłką przy stopie, niż inni bez. To jego gole okazały się tutaj kluczowe i to on będzie motorem napędowym WLSP w kolejnych spotkaniach. A Ryńscy? Nam ich postawa przypadła do gustu i nie zdziwimy się, jeśli wreszcie zamiast bić się o uniknięcie spadku, szybko zacumują w środku ligowej hierarchii.

A od razu w czubie tabeli zameldował się Fil-Pol. Dawna Andromeda potrzebowała 10 minut, by rozbić JSJ Development, strzelając w tym okresie trzy gole i nie dając sobie wbić żadnego. Z perspektywy czasu możemy napisać, że ten przespany początek kosztował Deweloperów punkty, bo później spisywali się naprawdę nieźle, nawet jeśli przeciwnik nie był pewnie tak zdeterminowany jak wcześniej. Na początku drugiej połowy była jeszcze szansa, żeby trochę postraszyć ekipę Wojtka Kuciaka, ale rzut karny zmarnował Mateusz Ordyniak – jego intencje świetnie odczytał Marcin Dudek. Gol na 1:3 padł pięć minut później i gracze JSJ mieli jeszcze nadzieję, że to początek ich remontady. Plan legł w gruzach w 33 minucie, gdy bramkę na 4:1 zdobył Karol Sochocki. Tutaj nie mogło się już nic wydarzyć, chociaż na 180 sekund przed końcem meczu doszło do kontrowersji. Strzał Jakuba Birka zmierzał już w okienko bramki Fil-Polu, ale zatrzymał się na mocno naciągniętej siatce, która akurat w tym miejscu nie była odpowiednio zaczepiona o jeden z haczyków. Podopieczni Sebastiana Zakrzewskiego reklamowali, że futbolówka i tak przekroczyła linię bramkową, ale to postaramy się ocenić w naszych kontrowersjach. Jesteśmy jednak dalecy od stwierdzenia, że nawet gdyby gol został uznany, cokolwiek zmieniłoby to w przydziale punktów. Fil-Pol był po prostu lepszy, ale Deweloperzy też zagrali na niezłym poziomie, wyłączając premierowe dziesięć minut. Przede wszystkim wreszcie znaleźli bramkarza, który nie tylko dobrze broni, ale umie też wprowadzić piłkę do gry. Co prawda Michałowi Dudkowi zdarzały się błędy, lecz z jego postawy w przyszłości JSJ będzie miało jeszcze sporo korzyści.

A skoro mowa o bramkarzach to wybitne zawody zagrał w środę Karol Narożny. Strażnik świątyni Maliny wygrał przynajmniej trzy sytuacje sam na sam z zawodnikami Magnattu i to w dużej mierze jego postawa spowodowała, że ekipa Piotrka Radomskiego do samego końca walczyła o korzystny wynik. W Malinie zaszły zresztą bardzo poważne zmiany przed sezonem – kilku graczy odeszło do Highlife, część ma chyba coraz mniejszą ochotę na grę w piłkę i zdecydowano, że to idealna okazja do odmłodzenia kadry. Wspomniany Karol Narożny, ale też Mateusz Suchenek czy Tomasz Mikusek to chłopaki z rocznika 2002(!) wołomińskiego Huraganu i przyznajemy, że jak na debiut w NLH, spisali się rewelacyjnie. Grali bez kompleksów, odważnie, z pomysłem i przyjemnie się patrzyło na ich poczynania. Ale to nie wystarczyło, by urwać punkty faworytowi. Drużyna Mariusza Wdowińskiego momentami grała bardzo niefrasobliwie i właśnie z tego powodu skomplikowała sobie życie w końcówce spotkania. Gdyby bowiem wykorzystała wszystkie swoje okazje, to zamiast 2:0 prowadziłaby 4:0, a tak po samobójczym trafieniu kapitana zrobiło się 2:1 i rozpoczęła nerwówka. Ba – w 35 minucie Piotrek Radomski miał na nodze piłkę na 2:2, a chwilę później w tylni słupek trafił Damian Tucin. Niewiele więc zabrakło do doprowadzenia do remisu, ale później brak powrotu do obrony spowodował, iż dawny Stankan zdobył dwie łatwe bramki i wygrał 4:1. Malinie przydałby się jeszcze jeden lub dwóch zmienników, bo brak siły był w finałowych fragmentach aż nadto widoczny. Z kolei Magnatt musi popracować nad skutecznością, bo na własne życzenie utrudnił sobie życie. Wiadomo jednak, że pierwsze mecze zawsze rządzą się swoimi prawami, dlatego najważniejsze były trzy punkty i udane rozpoczęcie kolejnej nocnoligowej kampanii.

Video ze środowych zmagań znajdziecie poniżej. Na jego podstawie uzupełniliśmy asysty w protokołach meczowych. Jeśli widzicie jednak jakikolwiek błąd – dajcie znać. Wywiady przeprowadziliśmy po czwartym spotkaniu, a przepytywani byli Maciek Błaszczyk (JSJ Development) oraz Maciek Włodyga (Fil-Pol).

Jak zwykle video jest dostępne w jakości HD. Wystarczy że kołowrotkiem ustawicie opcję 720p HD i będziecie mogli cieszyć wzrok najwyższej jakości obrazem. Tuż obok jest również opcja "obejrzyj w witrynie youtube.com" - uruchomcie ją, jeśli podczas oglądania na stronie przycina Wam się obraz. Za każdą subskrypcję czy polubienie materiału na stronie YT - z góry dziękujemy!

Komentarze użytkowników: