fot. © Kamil Marciniak/Legia w Obiektywie

Wywiad z Darkiem Łazickim

5 stycznia 2018, 19:12  |  Kategoria: Wywiady  |  Źródło: inf.własna  |   dodał: roberto  |  komentarze:

Sędziował już chyba w każdej amatorskiej lidze. Na swoim koncie ma ponad 16 tys spotkań i jak twierdzi - na razie gwizdka na półkę odkładać nie zamierza.

I bardzo nas to cieszy. Darek ma swoje różne przyzwyczajenia, jednym one odpowiadają, drugim mniej, ale to jeden z tych sędziów, któremu łatwiej wybaczyć jakiś błąd. Zawsze jest bowiem pozytywnie nastawiony, do tego ma ogromne doświadczenie i wie jak rozładować emocje. A że niełatwo było go namówić do napisania tych kilku słów, to łapcie, póki jeszcze ciepłe. Przed Wami Darek Łazicki!

Darek, nie bójmy się tych słów – jesteś legendą lokalnych boisk i chyba nie ma zawodników, którzy Cię nie kojarzą. Zdajesz sobie sprawę ze swojej popularności? :) Zdarza się, że ktoś Cię zaczepia na ulicy? :)

- Ja po prostu kocham to co robię! Piłka to moje życie. Spotykam dużo ludzi, którzy grali lub grają w piłkę. Kojarzą mnie nawet po latach. W końcu to już 23 lata sędziowania…

No właśnie - pamiętasz w ogóle jak zaczęła się Twoja przygoda sędziowska? To było tak, że najpierw próbowałeś zostać piłkarzem, a dopiero później pomyślałeś o sędziowaniu, czy może od razu ukierunkowałeś się w kierunku bycia arbitrem?

- Najpierw grałem w piłkę, choć raczej dla przyjemności (Przyszłość Włochy, Delta Warszawa). W 1994 roku siostra przeczytała w gazecie ogłoszenie o kursie sędziowskim, przekazała mi o tym informację, zgłosiłem się na zajęcia, pozdawałem egzaminy i tak już zostało. W tej chwili na liczniku (04.01.2018.), to już 16716 różnego rodzaju meczów. Do piłki zdążyłem wrócić, mimo kariery sędziowskiej i w pracy, gdzie dyrektor (fan futbolu) zbierał ludzi by zmontować fajną ekipę, zaangażował mnie, co przełożyło się na kilka wygranych turniejów i lig, oraz na tytule vice-mistrza Polski i najlepszego bramkarza turnieju w Pasymiu w 1998 roku. W XXI wieku zająłem się już tylko sędziowaniem i robię to do dziś.

16716 to niesamowity wynik. Skąd w ogóle taki pomysł, by zapisywać te spotkania?

- Lubię prowadzić wszelkiego rodzaju statystyki. Zacząłem 25 marca 1995 roku – to było spotkanie A-klasy, z udziałem Sparty Jazgarzew. Byłem liniowym. Cieszę się, że prowadzę tę ewidencję, bo jest co wspominać, a i niektórym zaimponować wiedzą kiedy im sędziowałem w historii.

Był jakiś mecz, który zapamiętałeś szczególnie? A może cały turniej?

- Każdy mecz jest inny, każdy turniej także. Wszystkie one to dla mnie wyzwanie. A był kiedyś taki mecz na dużym boisku. Goście z 0:1 w ostatnich 3 minutach regulaminowego czasu gry wyciągnęli na 2:1 dla siebie. Ich nieprzemyślane zachowanie z radości po takim obrocie sprawy doprowadziło jednak do remisu. Świętując zdobycie bramki cała jedenastka stworzyła kopiec ciał na własnej połowie(sic!). Gospodarze postawili piłkę na środku boiska, dostali pozwolenie na wznowienie gry i trafili do pustej bramki! Nikt na tym ostatecznie nie stracił, bo obie ekipy weszły do A-klasy, ale sytuacja bardzo historyczna.

A gdybyś miał wymienić jednego zawodnika, najlepszego pod względem umiejętności jakiemu sędziowałeś, to kto by to był i dlaczego?

- Mój idol z młodości Dariusz Dziekanowski. Chyba nikomu nie trzeba przedstawiać. Do dziś gdy się spotykamy lubimy pogadać…

Wiemy, że lubisz sędziować na hali. Jak Ci się sędziuje spotkania NLH? Można tu mówić o meczach podwyższonego ryzyka czy też nasze rozgrywki jakoś specjalnie nie odbiegają od normy pod względem niepotrzebnych emocji czy nerwowych zachowań zawodników?

- Bardzo lubię sędziować na hali, bo tam też jako zawodnik odnosiłem największe sukcesy. A NLH? Wszędzie ludzie mają ambicje, a ja cenię ludzi ambitnych. Każdy kiedyś przesadza, ja też. Czym różnimy się od siebie? Mamy tę samą pasję - piłkę nożną. Różne ludzkie zachowania… to ŻYCIE! Bez różnych charakterów byłoby nudno, a piłka to emocje. A to, że jestem trochę po drugiej stronie barykady niektórych strasznie „inspiruje”. Zapominają, że sędziowie są niezbędni, a ja staram się zawsze być po stronie zawodnika, zawsze go jakoś wytłumaczyć. Szkoda, że niektórzy tego nie dostrzegają i nie rozumieją. Na szczęście nie mam z tym problemu - mam dużo przyjaciół i sporo ludzi wciąż wita mnie z uśmiechem. To jest dla mnie nagroda za te lata poświęceń.

Podczas spotkań lubisz sobie porozmawiać z zawodnikami czy rezerwowymi. Niektórzy nie mają nic przeciwko temu, bo to często rozluźnia atmosferę, ale inni twierdzą, że łatwiej wtedy zgubić koncentrację i powinieneś się skupić wyłącznie na tym, co dzieje się na placu. Jak to widzisz?

- Nie da się cały czas być maksymalnie skoncentrowanym. Ja takim sposobem unikam stresu. Są sędziowie, którzy wykończeni psychicznie są już po jednym meczu, a ja nadal potrafię sędziować nawet ponad 12 godzin ciurkiem i pod koniec bywam lepszy niż słabo rozbudzony z rana. Taka to moja metoda i tajemnica. A zagadują głównie przyjaciele! I jak odmówić im kontaktu? (śmiech). Jestem zbyt otwarty na ludzi, inaczej nie mógłbym tego robić!

W Lidze Fanów zawodnicy oceniają sędziowanie, poprzez dawanie mu not od 1 do 5. Uważasz, że warto coś takiego wprowadzić w NLH? Czy gracze faktycznie są w stanie realnie zweryfikować decyzje arbitra, gdzie przecież większość z nich zasady zna jedynie z telewizji?

- Dla mnie to jest bzdura. Każdy sędzia powinien umieć ocenić sam siebie, przeanalizować co mógłby zrobić lepiej a co wyszło mu fajnie. Ja np. bardzo lubię przywilej korzyści, nieraz z nim przesadzam, ale dla mnie mądrość zawodnika a i sędziego w takich sytuacjach to sól futbolu! Tak kształtują się zachowania i kariery poszczególnych graczy. Do piłki trzeba mieć „jaja”, a nie tylko kombinować. Sędzia musi znać przepisy i powinien tę wiedzę rozpowszechniać, inaczej nie powinien pojawiać się na placu! A że coś umknie? Że gdzieś popełni się błąd? Szkoda, że ci artyści piłkarscy nie potrafią przeanalizować swoich wtop!

I na koniec – jak długo chcesz jeszcze sędziować? Dajesz sobie jakiś deadline?

- Jak długo nie powiem. Jeszcze Was trochę wygwiżdżę (śmiech). Siły i pasję jeszcze w sobie posiadam! To jest moje… i wasze życie! Niektórzy powinni to w końcu zrozumieć! Jednak zawsze będę z wami wszystkimi, bo jedziemy na wspólnym wózku! Pamiętajcie o tym i do zobaczenia na placu.

To nam się podoba :) Dzięki Darek i przynajmniej kolejnych 16 tysięcy!

Komentarze użytkowników: