fot. © Google

Opis i skróty dziewiątej kolejki czwartej ligi!

5 marca 2018, 12:59  |  Kategoria: Video  |  Źródło: inf.własna  |   dodał: roberto  |  komentarze:

Poprzedni poniedziałek był wyjątkowo szczęśliwy dla Marcovy. Zespół ten, dzięki remisowi w spotkaniu Highlife – Hyundai został mistrzem czwartego poziomu rozgrywkowego!

Ale zanim doszło do wielkiego hitu ostatniej serii, Marcova musiała wpierw wykonać swoje zadanie i pokonać Landtech. Nie ma jednak co się nad tym spotkaniem zbytnio rozwodzić – skoro podopieczni Ernesta Wiśniewskiego strzelili czternaście goli Ekipie Organizatora, która z kolei zdobyła ich z Landtech jeszcze więcej, to choćby z tego względu spodziewaliśmy się dwucyfrowego rozstrzygnięcia, gdzie wszystko miało zależeć od motywacji "fioletowych". A ci, chociaż nie wyglądali jakby grali na 100%, zdobywanie bramek rozpoczęli bardzo szybko i łącznie zainkasowali ich dziewiętnaście. W końcówce widać było, że dążą do dwudziestu, ale nie miało dla nich większego znaczenia niepowodzenie w tej kwestii. Landtech tak naprawdę nie mógł tutaj nic zdziałać, bo grał bez zmian i miał problem by wyjść z własnej polowy, a czasem nawet z własnego pola karnego. Wysoka porażka boli, mimo to brawa dla chłopaków za to, że chociaż tego należało się spodziewać – nie odpuścili ostatniego spotkania i walczyli do końca. Z kolei Marcovie pozostało już wtedy tylko czekanie. Drugie miejsce i awans było pewne, ale ponieważ tliła się szansa na złoto, to Damian Zajdowski i spółka postanowili zostać na hali i poczekać na spotkanie Highlife z Hyundaiem.

Wielki finał czwartej ligi poprzedziło jeszcze jedno spotkanie. Świetnie grające ostatnio Na Fantazji zamierzało pozytywnym akcentem zakończyć sezon i pokonać Maximusa. Dla zespołu Kacpra Jąkały ten mecz miał znaczenie, bo była szansa by wskoczyć nawet na czwarte miejsce, co po kiepskim początku, byłoby fajnym zwieńczeniem sezonu. Rywale swojej pozycji, nawet w obliczu zwycięstwa, poprawić nie mogli, a dodatkowo musieli sobie radzić bez kontuzjowanego Pawła Ławniczaka. W związku z nieobecnością na placu jednej ze swoich czołowych armat, rolę egzekutora w swojej drużynie przejął sam kapitan, Grzesiek Cymbalak. To on w 7 i 13 minucie dwukrotnie pokonał Andrzeja Zająca i gracze z dołu tabeli dość niespodziewanie prowadzili z faworytami. Wiedzieliśmy jednak, że to nie ma prawa tak wyglądać dalej. Maximus grał tylko z jedną zmianą, więc siłą rzeczy musiał tracić energię, z kolej zawodnicy Na Fantazji rozkręcali się z minuty na minutę i na efekty długo czekać nie musieliśmy. W 14 minucie pierwszego gola dla młodych chłopaków z Kobyłki zdobył Janek Szulkowski i to zapoczątkowało dość dużą przewagę faworytów. Przekuła się ona na dwie bramki w samej końcówce tej części spotkania. Najpierw Maćka Jędrzejka pokonał Kamil Majewski, a później po raz kolejny Janek Szulkowski i jeszcze przed przerwą Fantazyjnym udało się wyjść na prowadzenie. Spodziewaliśmy się, że Maximusowi ciężko będzie na to odpowiedzieć i pewnie by tak było, gdyby w 34 sekundzie drugiej połowy, Janek Szulkowski strzelił do pustej bramki. Ta niewykorzystana okazja zemściła się w 25 minucie, gdy do remisu doprowadził Arek Siwiński. Nadal więc wszystko było możliwe, a kluczowa dla losów meczu okazała się 33 minuta. Wtedy doskonałą okazję zmarnował Maximus, a akcja poszła od razu w drugą stronę i tam Damian Łakomski chytrym strzałem oszukał golkipera rywali i zamiast 3:4 zrobiło się 4:3. Przegrywający nie poddali się i mieli szansę by wyrównać, ale nie wykorzystując przewagi liczebnej po kartce dla Andrzeja Zająca utrudnili sobie sprawę, z kolei lada moment dobił ich gol Kacpra Jąkały i emocje się skończyły. Mimo porażki Maximus zaprezentował się z dobrej strony, co może być pozytywnym prognostykiem przed kolejną edycją. Na pewno potrzeba tej ekipie rasowego napastnika i na szczęście jest trochę czasu, by go poszukać. Na Fantazji skończyło natomiast rozgrywki na piątym miejscu. Zasłużonym, chociaż można gdybać jaka byłaby to lokata, gdyby chłopaki grali cały sezon tak, jak od 4-5 kolejki. Z tego trzeba wyciągnąć wnioski, by w następnym sezonie od samego początku, a nie dopiero w połowie, zacząć z wysokiego C.

W szaleńcze tempo od pierwszego gwizdka nie wierzyliśmy z kolei w starciu gigantów – chociaż Hyundai i Highlife potrzebowały zwycięstwa w bezpośrednim starciu, to jasnym było iż ten mecz rozstrzygnie się prędzej w drugiej połowie niż w pierwszej. Tutaj jedni i drudzy myśleli przede wszystkim o zabezpieczeniu tyłów, a dopiero w drugiej kolejności o tym, by zdobyć bramkę. Oczywiście w miarę gdyby wynik się nie zmieniał, to do ataków musieli rzucić się podopieczni Michała Soi, bo ich konkurentów urządzał także remis, który nie dawał co prawda złotego medalu, ale awans już tak. Tak jak można się było spodziewać, najbardziej wyrazistą postacią poniedziałkowej potyczki był Filip Gac. Ten zawodnik ma na swoim koncie pewnie mnóstwo takich spotkań jak to i gdy tylko nadarzała się okazja, nie bał się brać odpowiedzialności na swoje barki. W 3 minucie strzelił w słupek, kilka chwil później obok słupka i ogólnie był najbardziej wyróżniającą się postacią spotkania. I to on zdobył jedynego gola w tej odsłonie. Zaczęło się od żółtej kartki dla Sebastiana Radzkiego. Chociaż zawodnik Highlife nie zgadzał się z orzeczeniem sędziego, to na przestrzeni kilku ostatnich edycji, nie widzieliśmy bardziej ewidentnego "żółtka". Hyundai miał więc 120 sekund gry o jednego więcej i wykorzystał to. Płaski strzał Filipa Gaca zaskoczył Michała Szczapę i Highlife był o 20 minut od najgorszego możliwego scenariusza. Przegrać tylko jeden mecz i spaść poza strefę dającą awans? To byłoby niesamowicie bolesne. Ta perspektywa na pewno nie ułatwiała sprawy, tym bardziej, że w 22 minucie blisko kolejnego gola był Filip Gac. Przejął on złe podanie bramkarza, ale jego miękki strzał chociaż powędrował obok golkipera, to również obok aluminium. Z kolei w 25 minucie Highlife doprowadził do remisu! Sebastian Radzki odnalazł Maćka Waliłkę, ten mimo obecności rywala na plecach zdołał się odwrócić i oddać celny strzał, po którym Daniel Nowek musiał wyciągać piłkę z siatki. 1:1! I teraz to graczom ze Skarżyska-Kamiennej zaczęło się spieszyć. Rywal dobrze się jednak bronił i nie pozwalał na zmianę wyniku, chociaż w 36 minucie serca graczom z Wołomina musiały mocniej zabić, gdy oponenci oddali dwa mocne strzały, lecz obydwa bardzo dobrze obronił Maciek Szczapa. Zbliżaliśmy się więc do kluczowego momentu spotkania i w 40 minucie było blisko, by jedni lub drudzy mogli cieszyć się z gola. Akcja przenosiła się z jednego pola karnego w drugie i chociaż to Hyundai był bliżej szczęścia, to zabrakło mu czasu, by zadać decydujący cios i końcowa syrena oznajmiła koniec ich szans na bezpośredni awans do trzeciej ligi. Podział punktów w tym spotkaniu oznaczał, że mistrzostwo zdobyła Marcova, a druga lokata przypadła Highlife. Maciek Kamiński i spółka na pewno byli trochę rozczarowani, bo zakończyli sezon bez porażki, a nie pozwoliło to wygrać czwartej ligi, ale dominowała jednak radość, bo czarny scenariusz był blisko. Trzeba jednak jasno powiedzieć, że chłopaki zasłużyli na awans, nawet jeśli Hyundai także prezentuje poziom, który spokojnie pozwoliłby na dobre miejsce na trzecim poziomie. Ale może to wcale nie jest odległa perspektywa? Może się okazać, że Hyundai i tak uzyska promocję, bo wiadomo, że zawsze ktoś się wycofuje z rozgrywek i to będzie dla nich szansa. A za ten ostatni mecz zarówno im, jak i Highlife należą się brawa. To była świetna wizytówka całego sezonu czwartej ligi.

Dobry mecz obejrzeliśmy też bezpośrednio po szlagierze. Grochów walczył z Bad Boys 2 i chociaż rywalizacja nie toczyła się o medale, to również przysporzyła mnóstwo emocji. Absolutnym bohaterem tego spotkania był golkiper ekipy z Grochowa, Daniel Polak. Obronił on w tym meczu tyle sytuacji sam na sam, ile nie miał pewnie przez cały sezon. Rywale co chwilę łapali się za głowę, iż nie są w stanie znaleźć na niego sposobu i już do przerwy mogło być tutaj pozamiatane. Naliczyliśmy się przynajmniej pięciu sytuacji w tej odsłonie, gdzie strata gola wcale nie obciążałaby Daniela, a on bronił jak w transie. Pokonał go jedynie Radek Stańczak, a ponieważ w 12 minucie ładną kontrę Grochowa sfinalizował Patryk Pięcek, wynik brzmiał 1:1. Po przerwie Źli Chłopcy nadal mieli przewagę w stwarzanych okazjach i w 23 minucie Konrad Rybak skorzystał z błędu Sebastiana Jaworskiego i bliżej trzech punktów byli przybysze z Ostrówka. Procent na zwycięstwo znakomicie się zwiększył, gdy w 32 minucie Daniel Polak przepuścił paradoksalnie najłatwiejszy strzał ze wszystkich, jakie tego wieczora oddali rywale i zrobiło się już 3:1. Ale obóz Karola Gwardy nie dał za wygraną. W 32 minucie bramkę zanotował Robert Drozd a za chwilę do meczowego protokołu wpisał się również Paweł Laskowski. To wszystko zapowiadało fantastyczną końcówkę i taka też ona była. Najpierw znakomitej sytuacji na 4:3 nie wykorzystują Bad Boys, po drugiej stronie boiska w poprzeczkę trafia Patryk Pięcek, a nie mija 20 sekund i znowu mamy obite aluminium – tym razem zadrżał słupek bramki Grochowa! Wydaje się jednak, że w końcu przychodzi rozstrzygnięcie – Sebastian Jaworski pokonuje w 40 minucie Dawida Gorczyńskiego i Grochów pierwszy raz, ale w najbardziej odpowiednim momencie, jest o bramkę z przodu! Nie na długo. W kolejnej akcji Piotrek Stańczak przechwytuje podanie autora ostatniej bramki, podaje do swojego brata Radka a ten zdobywa gola na 4:4. I gdy jesteśmy już niemal pewni, że nic się tutaj nie zmieni, na 10 sekund przed końcem zespół z Ostrówka ma piłkę meczową! Strzela ponownie Radek Stańczak i futbolówka odbija się od słupka! Na więcej czasu już nie starczyło i mecz zakończył się podziałem punktów. Bardziej rozczarowani byli gracze w czerwono-białych koszulkach, bo stworzyli sobie wystarczająco dużo szans, by zdobyć o przynajmniej jednego gola więcej. Ich nieskuteczność nie pozwoliła jednak na nic więcej niż remis. Mimo to Bad Boys zaliczyli naprawdę niezły sezon i w przyszłym będą się liczyli w walce o awans. To samo możemy napisać o Grochowie, który ma kapitalny ofensywny potencjał, ale musi popracować nad obroną i regularną frekwencją swoich najlepszych zawodników. Jeśli tak będzie, to stawiamy go w gronie faworytów do medali w kolejnym sezonie NLH.

A zmagania jedenastej edycji czwartej ligi zakończyła potyczka No Name i Ekipy Organizatora. Dwóch rozczarowanych sezonem zespołów, które liczyły na znacznie więcej niż to, co do tej pory osiągnęły. Mimo zawodu obydwie zamierzały pozytywnie spuentować sezon, a w tym przypadku oznaczało to zwycięstwo, bez względu na różnicę bramkową. Delikatnym faworytem byli Organizatorzy, tym bardziej, że Bezimienni mieli tylko jednego zawodnika na zmianę, a dość szybko kontuzji nabawił się też Piotrek Wycech i mniej więcej od 10 minuty, żaden z graczy w czarnych koszulkach nie mógł liczyć na odpoczynek na ławce rezerwowych. Ale początkowo nie miało to żadnego wpływu na wyniku. Co więcej – po dwóch świetnych strzałach z dystansu Łukasza Ślesickiego, No Name prowadzili 2:0. I tak stan powinien utrzymać się do końca pierwszej połowy, co znacznie ułatwiłoby sytuację ekipie prowadzącej przed drugą odsłoną. Ale Organizatorzy, praktycznie w akompaniamencie końcowej syreny, zaliczyli trafienie kontaktowe i dało im ono pozytywnego kopa na drugą część spotkania. Tutaj podopieczni Roberta Biskupskiego mieli już dość zdecydowaną przewagę, co było wynikiem wspomnianego zmęczenia materiału po stronie rywali. Wykorzystali to Marcin Zaremba i Adam Kubicki – napastnicy Ekipy szybko zdobyli dwie bramki, czym wyprowadzili zespół w granatowych koszulkach na prowadzenie. No Name starali się wrócić do gry, kilka razy zagrozili bramce konkurentów, ale brakowało im spokoju i precyzji. Dodatkowo – nie nadążali z powrotami na własną połowę po stracie piłki a właśnie w ten sposób padł gol, po którym wynik brzmiał 2:3. To pozwoliło uspokoić grę Organizatorom, którzy nie musieli ryzykować i wielokrotnie zamiast podawać do przodu, spokojnie rozgrywali akcje od tyłu, zyskując cenne sekundy. W dodatku w 34 minucie uśmiechnęło się do nich szczęście – piłkę wstrzeloną po rzucie rożnym przez Czarka Żaboklickiego, wbił do własnej siatki Dawid Topczewski i było niemal pewne, kto tutaj wygra. Prowadzący nie zamierzali jednak wszystkiego pozostawiać przypadkowi i w 36 minucie Marcin Zaremba strzelił gola numer 5 dla Ekipy, który okazał się ostatnim w tym sezonie czwartej ligi. No Name przegrali i pozostali na ósmym miejscu w tabeli, co jest przynajmniej o kilka pozycji niżej, niż pewnie zakładał to Piotrek Wycech. Ale i on i reszta zawodników wyciągnęła na pewno sporo wniosków z tego sezonu, które miejmy nadzieję przełożą się na lepszą dyspozycję za rok. Ekipa Organizatora finiszowała natomiast tuż za podium. Ten zespół także ma o czym myśleć podczas długiej przerwy dzielącej nas od dwunastej kampanii, bo mecze dobre przeplatał mocno nieudanymi, a jak pokazuje góra tabeli – czasem nawet jedna porażka w dziewięciu spotkaniach może nie dać upragnionego awansu. A co dopiero cztery...

Video z poniedziałkowych zmagań znajdziecie poniżej. Na jego podstawie uzupełniliśmy asysty w protokołach meczowych. Jeśli widzicie jednak jakikolwiek błąd – dajcie znać. Wywiady przeprowadziliśmy oczywiście po trzecim spotkaniu, a przepytywani byli Kamil Kamiński (Highlife) oraz Wojtek Wydrzyński (Hyundai).

Jak zwykle video jest dostępne w jakości HD. Wystarczy że kołowrotkiem ustawicie opcję 720p HD i będziecie mogli cieszyć wzrok najwyższej jakości obrazem. Tuż obok jest również opcja "obejrzyj w witrynie youtube.com" - uruchomcie ją, jeśli podczas oglądania na stronie przycina Wam się obraz. Za każdą subskrypcję czy polubienie materiału na stronie YT - z góry dziękujemy!

Komentarze użytkowników: