fot. © Google

Opis i skróty czwartej kolejki trzeciej ligi!

19 stycznia 2019, 16:45  |  Kategoria: Video  |  Źródło: inf.własna  |   dodał: roberto  |  komentarze:

Na drodze liderujących Marcovy i Na Fantazji staramy się ustawiać coraz wyższe przeszkody. Na razie jednak jedni i drudzy radzą sobie z nimi bez zastrzeżeń.

A właśnie od spotkania z udziałem Na Fantazji zaczniemy. Rywalem Kamila Osowskiego i spółki byli we wtorek Bad Boys 2. Źli Chłopcy co prawda nie mieli na swoim koncie ani jednego zwycięstwa, lecz to nie powodowało, iż drużyna z Kobyłki mogła ich zlekceważyć. Zresztą – Fantazja nie jest jeszcze na tym etapie, że może z góry sobie zakładać zwycięstwo nad kimkolwiek. Tym samym wyłącznie gra na 100% dawała szansę na zanotowanie czwartej wygranej z rzędu i próbę wywarcia presji na Marcovie. Tyle że faworyci długo się tutaj zbierali do roboty. Co prawda od 6 minuty prowadzili, aczkolwiek bardziej niż zasługą strzelca był to prezent od bramkarza rywali, który w dość kuriozalny sposób przepuścił piłkę po uderzeniu Kacpra Jąkały. Mylił się jednak ten kto sądził, że kolejne bramki przyjdą Na Fantazji łatwo. Inna sprawa, że przeciwnicy męczyli się w ataku jeszcze bardziej niż oni i w premierowych 20 minutach zanotowaliśmy zaledwie jeden strzał, przy którym Marcin Marciniak musiał się trochę wykazać. Ogólnie to spotkanie w pierwszej połowie było wątpliwej jakości – na szczęście w drugiej mocno się rozkręciło. Przede wszystkim Źli Chłopcy wreszcie wrzucili wyższe obroty i w 29 minucie wynik spotkania wyrównał Piotrek Stańczak. Co więcej – w kolejnej akcji Bad Boys mogli nawet wyjść na prowadzenie, ale zamiast tego znów skończyło się tak, iż przyszło im odrabiać straty. W 30 minucie drużyna z Ostrówka fatalnie ustawia się przy rzucie wolnym i traci kolejnego gola, któremu spokojnie mogła zapobiec. Lada moment przyjmuje też trzeci cios i po nim długo się nie podnosi, a dystans do odrobienia staje się coraz większy. Podopieczni Radka Stańczaka budzą się dopiero pod koniec spotkania – w 37 minucie Daniel Woźniak redukuje część strat, a w 39 minucie powinno być 4:3, lecz kapitan Bad Boys nie wykorzystał fatalnego błędu golkipera Fantazji. Jeśli nie zamienia się na bramkę takich okazji – ciężko liczyć na cokolwiek. Jak to wszystko podsumować? Na miejscu przegranych czulibyśmy spory niedosyt, bo pierwsze dwie bramki podarowali konkurentom, natomiast swoich dobrych okoliczności wykorzystać nie potrafili. Na Fantazji miało trochę szczęścia, lecz trudno nie oprzeć się wrażeniu, że gra która tutaj wystarczyła do zwycięstwa, z Cernio czy Marcovą może nie dać nawet remisu.

Przechodzimy do drugiego spotkania czwartej kolejki trzeciej ligi, gdzie po dwóch stronach barykady stanęły Wola Rasztowska i Multi-Medica. Przed tym meczem obydwa zespoły miały na swoim koncie po cztery punkty, ale nie tylko z tego powodu ciężko było wskazać faworyta. Tak naprawdę głównym argumentem, którego mogliśmy tutaj użyć był wynik poprzedniej konfrontacji między nimi, gdzie przed rokiem Multi zmiotła ówczesny Promil Wola z parkietu, wygrywając 11:2. I w pewnym momencie wtorkowej potyczki wydawało się, że tutaj również może dojść do pogromu. Może nie wskazywała na to sama gra, ale wynik, bo po dwóch trafieniach Krystiana Szóstaka i jednym Mateusza Kowalczyka, Medica prowadziła 3:0. Nie mamy wątpliwości, że sami zawodnicy byli wtedy niemal pewni pozytywnego zakończenia, aczkolwiek mały alarm w ich szeregach został wzbudzony tuż przed przerwą, gdy Michał Łapiński wykorzystał podanie Konrada Bulika i zmniejszył część strat. Ta bramka okazała się dla przegrywających bardzo ważna głównie z psychologicznego punktu widzenia. Wybiła ona bowiem trochę z rytmu przeciwników, natomiast im pozwoliła tenże rytm złapać. W drugiej połowie drużyna braci Kryszkiewicz zagrała o niebo lepiej niż w pierwszej i w 25 minucie było już tylko 2:3. Co prawda rywale wciąż byli groźni a już szczególnie wtedy, gdy piłkę przy stopie miał Krystian Szóstak, ale i jego poczynania w dużej mierze wreszcie udało się zespołowi w żółto-czarnych koszulkach neutralizować. W 33 minucie do Woli uśmiechnęła się także fortuna – Michał Łapiński uderzał z rzutu wolnego, piłka odbiła się od poprzeczki a następnie od Arka Kryszkiewicza i wpadła do świątyni Łukasza Świstaka. Straty zostały więc odrobione w pełni i Wola była na krzywej wznoszącej. Ale z racji tego, że nie musiała już za wszelką cenę atakować, jej ofensywna aktywność spadła. Także Multi długo nie była w stanie powrócić do tego, co prezentowała w pierwszej połowie i remis wydawał się być najbardziej prawdopodobnym rozstrzygnięciem. W 40 minucie Medica miała jednak obowiązek zadać decydujący cios. Wola źle rozegrała rzut rożny, piłkę złapał Łukasz Świstak, uruchomił będącego bez krycia Roberta Rozbickiego, ale ten przegrał pojedynek sam na sam z Darkiem Wasiem! Wola mogła odetchnąć, choć to jej gapiostwo powinno zostać skarcone. Ostatecznie udało się zgarnąć punkt, który z ich perspektywy jest cenną zdobyczą. Dla Mediki to z kolei strata dwóch „oczek”, bo okoliczności były wystarczająco dobre, aby po ostatnim gwizdku przyjmować gratulacje. Zamiast tego pozostał niedosyt.

W trzecim akapicie powinniśmy wspomnieć o spotkaniu Cernio.pl z Atomowymi Orzechami, ale darujemy sobie, bo to co uskutecznił Adrian Ziółkowski i koledzy było po prostu kompromitujące. To trochę tak, jakbyśmy wrzucili na swój FB siostry Godlewskie i opisali jak bardzo są fatalne, robiąc im w ten sposób niepotrzebną i niezasłużoną reklamę. To spotkanie zostawiamy i przechodzimy do następnego – o 22:15 Marcova podejmowała N-BUD. Wspominaliśmy już o tym, że dwóch zawodników zespołu z Zielonki, rok temu w barwach Ekipy Organizatora dostało solidnego łupnia od Fioletowych, a królem polowania był wtedy oczywiście Damian Zajdowski. Ograniczenie jego poczynań było na pewno pierwszym krokiem, by marzyć tutaj o dobrym wyniku, lecz wiemy, że łatwiej to powiedzieć, niż zrobić. Tak naprawdę, to żeby - będąc z góry na straconej pozycji - nie przegrać z Marcovą, trzeba liczyć na mecz życia własnego bramkarza i na dużą skuteczność w ataku. I musimy przyznać, że N-BUDowi pierwszy warunek udało się spełnić niemal w 100%. Bartek Muszyński bronił bowiem kapitalnie i kilka razy aż łapaliśmy się za głowę, jakie piłki wyjmował. Problem polegał na tym, że jego koledzy z pola nie potrafili zamieniać na bramki tego, co od czasu do czasu sobie wyklarowali. Bo wyglądało to mniej więcej tak, iż faworyci atakowali, N-BUD się bronił i sporadycznie zdołał wypuścić kontrę. W 3 minucie jeden z takich szybkich ataków zmarnował Marcin Zaremba, z kolei w 15 minucie równie dobrą okazję popsuł Filip Bagiński. I to się wszystko zemściło niemal pod sam koniec pierwszej części. Najgorsze z perspektywy N-BUDu było to, iż bramkę na 0:1 stracili po błędzie ostatniego obrońcy, który stracił futbolówkę na rzecz Damiana Zajdowskiego, a ten załatwił sprawę. Na początku drugiej połowy miejscowi powinni jednak wyrównać. Znów Marcin Zaremba miał wszystko w swoich nogach i znów spektakularnie się pomylił. To musiało się zemścić i po pięciu minutach finałowej części gry wynik brzmiał już 0:3. N-BUD z racji dość krótkiej ławki nie był już w stanie podjąć rękawicy, ale przynajmniej na to honorowe trafienie zasłużył. Niestety – zdołał jeszcze obić poprzeczkę, miał też kilka innych szans, ale zakończył spotkanie z zerem. Licznik Marcovy zatrzymał się na pięciu trafieniach i kolejne zasłużone zwycięstwo trafiło w ręce Ernesta Wiśniewskiego i spółki. Tę maszynę ciężko będzie powstrzymać, bo nikt na tym poziomie rozgrywkowym nie ma takiej łatwości do tworzenia sobie sytuacji podbramkowych. A może po prostu Fioletowi nie trafili jeszcze na zespół z porządną defensywą?

Wtorek zakończyliśmy starciem ekip, które choć kilka razy były tego blisko, to jeszcze smaku zwycięstwa w dwunastej edycji nie poznały. Mowa o Adrenalinie i Burgerach Nocą, które gdyby oceniać za wrażenia artystyczne, to ich miejsca w tabeli byłyby dużo wyższe. No ale niestety – tutaj liczą się punkty, których jedni i drudzy mieli jak na lekarstwo. Bezpośrednia potyczka dawała nadzieję na podreperowanie własnego dorobku – bo gdzie szukać triumfu, jak nie na rywalu o zbliżonym potencjale? Mecz rozpoczyna się fantastycznie dla Adrenaliny – trzy akcje duetu Robert Świst – Łukasz Ogonowski przynoszą zespołowi z Ząbek trzy gole! Ten hat-trick rozegrał się w pierwszych osiem minut i pewnie całkowicie storpedował założenia meczowe Burgerów. Ale nie można się było poddawać, bo do końca spotkania pozostawało aż pół godziny, a skoro rywal potrafił zdobyć w czasie trzykrotnie krótszym trzy gole, to nic nie było jeszcze stracone. W końcówce pierwszej połowy Burgery solidnie przycisnęły i w jednej z sytuacji trafiły w słupek, z kolei tuż przed przerwą Karol Bieńczyk mocno szczęśliwie odbił nogą strzał Sebastiana Kapłana. Taka bramka do szatni bardzo by się drużynie Arka Daleckiego przydała, a tak trzeba było liczyć, że w drugiej połowie stanie się cud. Ale mimo ogromnej ambicji graczy w czarnych koszulkach, przełamanie nie nadchodziło. Adrenalina skutecznie broniła wypracowanej zaliczki, a niewiele zabrakło, by w 31 minucie Robert Świst ostatecznie pognębił konkurentów, lecz niebezpieczeństwo zażegnał Patryk Kowalczyk. Dopiero w 38 minucie Burgery pokusiły się o akcję, która wreszcie przyniosła im trafienie – Daniel Szmańda z bliska pokonał Stefana Neculę, który w przerwie zmienił między słupkami Karola Bieńczyka. Chyba nie musimy nikomu tłumaczyć jak więc wyglądały ostatnie sekundy. Przegrywający rzucili się do huraganowych ataków i mieli nawet świetne okoliczności, by zaliczyć trafienie kontaktowe, lecz w wybornym stylu uderzenie Bartka Sosnówki odbił golkiper Adrenaliny. Na więcej nocnych podżeraczy nie było już stać i marzenia o trzech punktach znów trzeba przełożyć na kolejny tydzień. Odkładanie zwycięstwa w czasie mają już za sobą triumfatorzy i zobaczymy, czy ten sukces będzie początkiem jakiejś serii. Jedno jest jednak pewne – po tej wiktorii Adrenalina będzie jeszcze trudniejszym rywalem niż była – a co to znaczy, nie musimy chyba nikomu tłumaczyć.

Skróty wszystkich spotkań trzeciej ligi pojawiły się już w raportach meczowych. Na ich podstawie uzupełniliśmy asysty, jakkolwiek jeśli widzicie jakiś błąd, to dajcie znać. Wywiady przeprowadziliśmy po piątym spotkaniu, a przepytywani byli Bartek Sosnówka (Burgery Nocą) i Robert Świst (Adrenalina). Obydwie rozmowy można znaleźć na naszym Facebooku, w menu FILMY czyli TUTAJ oraz po kliknięciu na wynik na stronie głównej lub w terminarzu.

Jak zwykle video jest dostępne w jakości HD. Wystarczy że kołowrotkiem ustawicie opcję 720p HD (lub wyższą) i będziecie mogli cieszyć wzrok najwyższej jakości obrazem. Za każdą subskrypcję czy polubienie materiału na stronie YT - z góry dziękujemy!

Komentarze użytkowników: