fot. © Google

Opis i skróty szóstej kolejki drugiej ligi!

17 lutego 2019, 16:12  |  Kategoria: Video  |  Źródło: inf.własna  |   dodał: roberto  |  komentarze:

Wszystkie zespoły z miejsc 1-4 solidarnie wygrały swoje mecze. Ale z całego kwartetu, tylko Dar-Mar zanotował spacerek. Reszta musiała na trzy punkty solidnie zapracować.

No właśnie – na wstępie dosłownie kilka słów o meczu Dar-Maru z Ryńskimi. Nie ma co się nad tym spotkaniem rozwodzić – liczyliśmy, że Deweloperzy uprzykrzą życie faworytom, że zmuszą go do dużego wysiłku, a jak się skończyło, to wszystko widzimy po wyniku. Liczba prostych błędów po stronie ekipy Kamila Ryńskiego była zatrważająca, a w drugiej połowie przegrywający niepotrzebnie uskuteczniali grę z wysuniętym bramkarzem, bo ten schemat zupełnie im nie wychodził, przez co Dar-Mar wiele ze swoich goli zdobywał strzałami na pustą bramkę. Miejmy nadzieję, że Ryńscy to co mają najlepsze zostawiają na trzy ostatnie kolejki, bo w przeciwnym wypadku nie ma dla nich nadziei, że zdołają utrzymać drugoligowy status.

W bardzo trudnej sytuacji jeśli chodzi o pozostanie na zapleczu elity jest też Antykwariat. Podopieczni Łukasza Głażewskiego nie poprawili jej po środowym wieczorze, chociaż znowu zagrali niezły mecz i znowu przegrali minimalnie. Tym razem ich pogromcami okazały się Łabędzie, na których dobrą grę w tym pojedynku musieliśmy dość długo czekać. Już sam początek był w ich wykonaniu fatalny, bo w 48 sekundzie stracili pierwszą bramkę, a później długo nie znajdowali recepty na obronę i bramkarza rywali. Dopiero w 15 minucie strzelecki impas przełamał Maciek Pietrzyk i ta bramka dodała wigoru faworytom, którzy jeszcze przed przerwą zdołali wyjść na prowadzenie. W drugiej połowie lepsze wrażenie robił Antykwariat, ale nie pierwszy już raz, zawodziła tę ekipę skuteczność. W 27 minucie Darek Rosłon nie wykorzystuje podania Pawła Madeja i strzela z dogodnej pozycji obok słupka. W 31 minucie zawodnicy w niebiesko-czarnych koszulkach trafiają w poprzeczkę, a następnie dwoma skutecznymi interwencjami popisuje się Mateusz Perzanowski. I tak jak można się było spodziewać – wszystkie te sytuacje obróciły się przeciwko Antykwariatowi i na 120 sekund przed końcem spotkania, Maciek Pietrzyk po raz drugi wpisał się na listę strzelców, co definitywnie przesądziło o sukcesie Detoxu. Nie wiemy co siedzi w głowach zawodników Łukasza Głażewskiego, ale my na ich miejscu bylibyśmy totalnie rozczarowani zaistniałymi okolicznościami. Nie mówimy już nawet o tym konkretnym meczu, choć i tutaj przy większej skuteczności można było pokusić się o punkty. Ale to był już szósty pojedynek, gdzie Antykwariat wcale znacząco nie odstaje od konkurenta i gdyby policzyć okazje podbramkowe, to ma ich pewnie tyle samo co on, a jednak znowu kończy się przegraną. Teraz przed tą ekipą być może najważniejszy mecz w sezonie – z Ryńskimi. Jeśli i tutaj nie uda się zapunktować, to chyba nie musimy pisać, co to będzie oznaczać. Co do Łabędzi, to one nadal mogą wierzyć, że dwunastą edycję zakończą na podium. Mamy jednak wrażenie, że w środę troszkę się prześlizgnęli i chyba liczyli, że pójdzie im zdecydowanie łatwiej. I o mało się nie przeliczyli...

Mecz ostatniej szansy – tak z kolei gracze JSJ Development musieli podchodzić do rywalizacji z AGD Marking. Przegrana oznaczałaby, że na powtórzenie ubiegłorocznego sukcesu czyli na zajęcie trzeciego miejsca w drugiej lidze, szanse byłyby już wyłącznie matematyczne. Co prawda Maciek Błaszczyk pisał w zapowiedziach, że nawet remis nie byłby tutaj zły, ale jeden punkt nic ekipie Sebastiana Zakrzewskiego nie dawał. I jego podopieczni wyglądali na świadomych sytuacji, bo musimy im przyznać, że przez bardzo długą część tego spotkania byli zespołem nie tylko równorzędnym dla AGD, ale nie brakowało momentów, gdzie byli nawet lepsi. Co więcej – to oni zapisali na swoje konto pierwszą połowę tego pojedynku. W 19 minucie kapitalnymi umiejętnościami indywidualnymi popisał się Patryk Piekarniak, który w polu karnym Markingu wykonał kilka piruetów a następnie pokonał Rafała Kreduszyńskiego. Taka bramka strzelona do szatni mogła mieć kluczowe znaczenie dla losów tej rywalizacji, ale jak się później okazało – znacznie lepiej niż na jej zdobywców, wpłynęła na przegrywających. Gdy bowiem rozpoczęła się druga odsłona tego spotkania, zespół AGD wyszedł na plac odmieniony. Zawodnicy nie wyobrażali sobie, że mogą tutaj zanotować porażkę i już w 22 minucie Maciek Sadocha świetnie odnalazł się w polu karnym przeciwników i mimo bliskiej obecności jednego z obrońców, zdołał pokonać Michała Dudka. Po tym trafieniu w faworytów wstąpiły nowe siły, lecz w 29 minucie drużynie ze Słupna przytrafił się błąd. Nikt nie pokrył zupełnie nieobstawionego Adriana Dalby, który miał przed sobą praktycznie pustą bramkę i... fatalnie spudłował. Z perspektywy czasu możemy stwierdzić, iż była to kluczowa akcja dla losów tej potyczki. Gdyby JSJ znowu wyszło na prowadzenie, to spotkanie mogło się potoczyć bardzo różnie, tymczasem dwie minuty po tej niewykorzystanej okazji, ponownie na listę strzelców wpisał się nieoceniony Maciek Sadocha i było 2:1 dla AGD. Development musieli już wtedy zacząć stawiać wszystko na jedną kartę, tyle że w 34 minucie Michał Dudek przy próbie blokowania strzału Daniela Giery potknął się, a że piłka spadła wprost pod nogi Piotra Augustyniaka, to za chwilę zrobiło się 3:1 i było po meczu. Kolejne gole dla Markingu były już konsekwencją wyniku i łącznie drugą część spotkania faworyci wygrali w stosunku 6:1, a cały mecz 6:2. Końcowy rezultat nie pokazuje jednak skali trudności, z jaką musieli się zmierzyć aktualni wiceliderzy zmagań. To był dla nich na pewno jeden z najtrudniejszych meczów w trwającym sezonie i kto wie, jakby się skończył, gdyby nie sytuacja z 29 minuty...

Po tym, jak swoje spotkania wygrały Łabędzie, Dar-Mar i AGD, także Progresso nie miało wyjścia i chcąc pozostać w ścisłej czołówce zmagań, musiało odprawić z kwitkiem MK-BUD. Kapitan ekipy z Radzymina Adrian Płócienniczak na pewno wiedział, że to jest mecz który bez względu na okoliczności trzeba zapisać na swoje konto i być może dlatego na parkiecie pojawiło się dwóch zawodników, którzy do tej pory pojawiali się na placu boju rzadko lub wcale – chodzi o Bartka Balcera i Radka Gajewskiego. Ich obecność bardzo się w tym pojedynku przydała, bo wcale nie był on drogą usłaną różami dla faworytów, nawet biorąc pod uwagę to, że po kwadransie wynik brzmiał 3:0 na korzyść Progresso. Ba – może to właśnie to dość szybko osiągnięte wysokie prowadzenie spowodowało, iż w zespół w białych koszulkach wstąpiło jakieś rozprężenie i niewiele brakowało, by do końca pierwszej połowy MK-BUD zdołał zbliżyć się do rywala na odległość jednego gola. W 17 minucie zrobiło się bowiem 3:1 po trafieniu Olafa Pisarka, a później Budowlani zmarnowali dwie wyborne sytuacje, z czego jedną na pustą bramkę! Progresso właściwie odczytało ten sygnał i na początku drugiej połowy podwyższyło swój stan posiadania a gdy w 29 minucie Adrian Płócienniczak zanotował hat-tricka, pewnie wiele osób oglądających to spotkanie pomyślało sobie, że nic się już tutaj nie zmieni. Niewykluczone, że ten syndrom prawie wygranego meczu udzielił się graczom trzeciej drużyny w tabeli, bo znowu przytrafił im się podobny przestój, co pod koniec pierwszej części. MK-BUD wykorzystał okazję i po dwóch bramkach zdobytych przez Bartka Roguskiego i Bartka Kamińskiego, ponownie zrobiło się ciekawie. Dwa gole różnicy pozostawiały otwartą sprawę trzech punktów, tym bardziej, iż próby Progresso powrotu do bezpiecznej przewagi paliły na panewce. To mogło się zemścić – w 38 minucie obóz Kacpra Kraszewskiego ma na wyciągnięcie ręki bramkę na 5:4, ale najpierw Piotrek Welskop posyła piłkę obok słupka a następnie Rafał Roguski nie jest w stanie pokonać Karola Zalewskiego z pięciu metrów a lepszych sytuacji MK-BUD już mieć nie będzie. Z zespołu uchodzi powietrze, później dobija ich jeszcze Kamil Żmuda i mecz kończy się tak, jak można się było tego spodziewać. Ale to wcale nie oznacza, że nie mogło być inaczej. Między drzwiami a futryną była delikatna przestrzeń, przez którą MK-BUD – przy odrobinie szczęścia – mógł się przedostać. Jeśli jednak nie wykorzystuje się tylu dogodnych szans, to pretensje można mieć tylko do siebie.

Z przegranej MK-BUDU skorzystała Tuba Juniors. Zespół nieobecnego Mateusza Nowaczyńskiego rozegrał w środę bardzo dobre spotkanie i dość spokojnie wypunktował Ormed. Przed pierwszym gwizdkiem nie zakładalibyśmy scenariusza, że w pewnym momencie dawni Bombowi Chłopcy będą tutaj prowadzić 4:0 czy 5:1, ale tak jak zdążyliśmy wspomnieć w poprzednim zdaniu – oni tego wieczora byli po prostu dużo lepsi od swoich konkurentów. Ze znacznie większą łatwością kreowali sobie sytuacje podbramkowe i chociaż wielu nie wykorzystali (pięć razy obili słupek!), to nie przeszkodziło im to, by nie dać nawet pomyśleć ekipie z Zielonki, że ta będzie w stanie cokolwiek tutaj ugrać. Kluczowy moment spotkania? Zdecydowanie ten od 17 minuty. Wtedy żółtą kartkę zobaczył Maciek Gołębiewski i Ormed zamiast wykorzystać aspekt gry 5 na 4, stracił w okresie przewagi dwa gole i ze stanu 0:1 zrobiło się 0:3. Dawno takiego przypadku nie widzieliśmy, ale to tylko pokazuje różnicę w podejściu do tego spotkania między jednymi a drugimi. Wyglądało to, jakby Tubie faktycznie zależało na zwycięstwie, natomiast Ormed przypuszczał, że skoro rywal jest niżej w tabeli, to z jego strony nic mu tutaj nie grozi. Podopieczni Piotrka Dudzińskiego wyraźnie nie docenili swoich vis-a-vis i do roboty wzięli się wtedy, gdy było już za późno. W 34 minucie doszli bowiem Juniors na odległość dwóch trafień, ale na więcej po prostu nie zasłużyli. I gdyby faktycznie Tuba straciła prowadzenie, to wyłącznie ze swojej winy, bo goli mogła tutaj mieć przynajmniej dwa razy tyle, z iloma skończyła. Zwycięzców się jednak nie sądzi. Zgarnięcie całej puli pozwoliło zespołowi z Rembertowa wskoczyć na szóstą pozycję w tabeli i wiele wskazuje na to, że chłopaki zapewnili sobie w ten sposób w miarę spokojną końcówkę sezonu. Jesteśmy nawet skłonni stwierdzić, iż z racji tego, że utrzymanie to niemal formalność, będą oni bardzo groźni w kolejnych spotkaniach. A co do Ormedu, to na pewno lepiej jego postawy niż kapitan tej drużyny nie zrecenzujemy. Zainteresowanych odsyłamy do pomeczowego wywiadu z Piotrkiem Dudzińskim ;)

Skróty wszystkich spotkań drugiej ligi pojawiły się już w raportach meczowych. Na ich podstawie uzupełniliśmy asysty, jakkolwiek jeśli widzicie jakiś błąd, to dajcie znać. Wywiady przeprowadziliśmy po piątym spotkaniu, a przepytywani byli Szymon Gołębiewski (Tuba Juniors) i Piotr Dudziński (Ormed). Obydwie rozmowy można znaleźć na naszym Facebooku, w menu FILMY czyli TUTAJ oraz po kliknięciu na wynik na stronie głównej lub w terminarzu.

Jak zwykle video jest dostępne w jakości HD. Wystarczy że kołowrotkiem ustawicie opcję 720p HD (lub wyższą) i będziecie mogli cieszyć wzrok najwyższej jakości obrazem. Za każdą subskrypcję czy polubienie materiału na stronie YT - z góry dziękujemy!

Komentarze użytkowników: