fot. © Google

Opis i skróty ósmej kolejki czwartej ligi!

2 marca 2019, 18:22  |  Kategoria: Video  |  Źródło: inf.własna  |   dodał: roberto  |  komentarze:

To, że mistrza czwartego poziomu wyłoni starcie Wściekłych Orłów z Vitasportem wiedzieliśmy. A w poniedziałek trzecie miejsce na koniec sezonu – i to mimo porażki – zapewniło sobie Spoko Loko.

Czwartoligową rywalizację zainaugurował mecz Pioruna z Coco Jambo. Ostatnio - mimo porażek -byliśmy dość wyrozumiali dla Kokosów, ale przeciwko ekipie Artura Świderskiego ten zespół zaprezentował się bardzo słabo i nie dość, że został poczęstowany dwucyfrówką, to jeszcze sam nie zdobyli ani jednej bramki. Rywale mieli bardzo dużą przewagę, szybko wyrobili sobie kilkubramkowy bufor i mecz niemal od pierwszej do ostatniej minuty toczył się pod ich dyktando. Co prawda Coco Jambo miało swoje sytuacje – dwukrotnie trafiło w słupek, a raz nie wykorzystało sytuacji praktycznie sam na sam z bramką, ale to było za mało. Na pewno wpływ na to miała krótka ławka rezerwowych, ale gdyby wyłącznie tym tłumaczyć ich dyspozycję z początku tygodnia, to nie byłoby to do końca fair. Ekipie braci Chacińskich brakuje przede wszystkim egzekutora, bo nawet gdy sobie coś wyklarują, to nie ma komu zwieńczyć akcji precyzyjnym strzałem. Po stronie Pioruna takich graczy było kilku i nawet nieobecność Piotra Nowickiego czy kilku innych graczy nie miało żadnego wpływu na przebieg wypadków. Piorun zwłaszcza w drugiej połowie tak naprawdę się bawił i po dwóch meczach bez zwycięstwa, powrócił na właściwą ścieżkę. Teraz przed nim derby Rembertowa ze Spoko Loko i nawet jeśli cały sezon w wykonaniu Pioruna można w tym momencie uznać za umiarkowanie udany, to sukces nad ekipą Arka Choińskiego sprawi, że zarówno jego ocena, jak i samoocena zawodników wzrośnie. Coco Jambo czeka z kolei mecz z Przepitymi Talentami o to, by uniknąć ostatniego miejsca w tabeli. I powiedzmy sobie jasno – Kokosy faworytami tego spotkania nie będą na pewno...

Marne szanse na zdobycie trzech punktów dawaliśmy też Sokołom z Vitasportem. Niby zielonkowscy weterani bili swoich młodszych kolegów na głowę doświadczeniem, ale w tym przypadku to po prostu nie miało prawa wystarczyć. Co prawda Rafał Kusiak powrócił do skutecznej w wielu meczach taktyki bez zmian, ale ostatecznie pozwoliła ona jedynie na przegraną z honorem. Wynik 2:9 jest zresztą dość niskim wymiarem kary, jakim Janek Szulkowski i spółka poczęstowali przeciwnika, bo sytuacji mieli mnóstwo, lecz przynajmniej połowy z nich nie byli w stanie zamienić na gola. Duża w tym zasługa Krzyśka Karolaka – golkiper Sokołów wiedział, że tego wieczora nie będzie mógł się nudzić i był niepokojony praktycznie co chwilę. Z wielu opresji zdołał wyjść obronną ręką, lecz było jasne, że im dłużej ten mecz będzie trwał i w szeregi Sokołów będzie się wdawało coraz większe zmęczenie, to rezultat będzie puchł. Do przerwy było tylko 4:1, a gdy w 23 minucie Darek Karczewski zmniejszył straty do dwóch goli, ktoś mógł pomyśleć, że czekają nas tutaj jeszcze emocje. Ale to było tylko złudzenie, bo kolejnych pięć trafień padło łupem viceliderów tabeli, którzy specjalnie się nie wysilali, gdyż żeby stworzyć sobie lepszą pozycję przed meczem z Vitasportem, musieliby ich zdobyć dużo, dużo więcej. Dzięki temu ich bilans pozwoliłby na wyprzedzenie w klasyfikacji Wściekłych Orłów a wtedy w ostatnim meczu wystarczałby im remis. Ale nie przypuszczamy, by oni sami w ten sposób kalkulowali. Wygrana w dziewiątej kolejce i tak pozwoli im cieszyć się ze złota, więc trzeba po prostu zrobić swoje. Co do Sokołów, to w najbliższy poniedziałek zmierzą się z Góralami. O punkty znów będzie ciężko, ale jeżeli w rywalizacji Przepitych Talentów z Coco Jambo nie padnie remis, to i tak uchowają się przed zakończeniem rozgrywek jako ich czerwona latarnia. I grając przez dużą część sezonu niemal w pięć osób, chyba na więcej nie mogły liczyć.

Przed bardzo długi czas w ogonie czwartej ligi wlekł się też Maximus. Ale ostatnio podopieczni Grześka Cymbalaka wrzucili wyższy bieg i po wygranej nad wspomnianymi wyżej Sokołami, teraz miały ochotę na kolejny trzypunktowy skalp. Przepite Talenty miały oczywiście inny plan, bo chciały uprzykrzyć życie konkurentom, a jednocześnie zmazać plamę po fatalnym występie z Wściekłymi Orłami. Druga część tej misji udała się w pełni, bo zespół Jarka Barana zaprezentował się znacznie lepiej niż tydzień wcześniej, tyle że efekt był niestety podobny. Prawdę mówiąc to spotkanie nie musiało się jednak źle skończyć dla Przepitych. Ten zespół po pierwszej połowie przegrywał tylko 1:2, a miał sporo swoich okazji i wynik mógł być równie dobrze odwrotny. Na początku drugiej odsłony Talenty straciły jednak dwie bramki pod rząd i rezultat zaczął im niebezpiecznie uciekać. W sukurs przyszła im jednak żółta kartka dla Adama Drewnowskiego – grę w przewadze udało się zamienić na bramkę, którą w 28 minucie zainkasował Kamil Wiśniewski. To napędziło zespół w różowych koszulkach i ten sam zawodnik w 34 minucie zaliczył kolejne trafienie i było już tylko 4:3! Worek z bramkami rozwiązał się na dobre, ale następnego gola zdobył już Maximus, a konkretnie Adam Drewnowski. Przepite nie dawały za wygraną i po tym, jak na listę strzelców wpisał się Mateusz Suchenek, w tym meczu wszystko było jeszcze możliwe. Wtedy jednak nie wiedzieliśmy, że akumulator Talentów był już na wyczerpaniu. W ostatnich pięciu minutach ten zespół stracił aż cztery gole pod rząd, choć część z nich było już konsekwencją postawienia wszystkiego na jedną kartę. Może gdyby nie zabrakło Adama Kubickiego lub ogólnie dodatkowych płuc, to skończyłoby się inaczej, ale też nie zapominajmy, że Maximus tego dnia zebrał się niemal w optymalnym zestawieniu, a gdy tak się dzieje, to jest to ekipa bardzo solidna. Potwierdza to tabela, gdzie choć ten zespół jest siódmy, to przy dobrych wiatrach może nawet skończyć tuż za podium. Przepite mogą się temu przyglądać jedynie z zazdrością, lecz i one mają coś do zrobienia w ostatniej serii. Wygrana z Coco Jambo prawdopodobnie pozwoli wskoczyć na ósmą lokatę w ligowej hierarchii i chyba właściwie podsumowałaby ona to, co Jarek Baran i spółka zaproponowali nam w dwunastej edycji.

A gdyby wskazać zespół, który w ósmej kolejce zaprezentował się zdecydowanie najlepiej, to bez cienia zawahania wskazalibyśmy FC Górali. Mimo, że ta drużyna miała wyżej notowanego przeciwnika, bo Spoko Loko zajmowało miejsce na najniższym stopniu podium, to gdyby ktoś tego nie wiedział, to oglądając spotkanie pomyślałby że jest odwrotnie. Ferajna Marcina Lacha wreszcie pokazała nie tylko kawałek dobrej piłki, ale też skuteczność, której w wielu meczach nie miała i która tak naprawdę pozbawiła jej walki o medale. Teraz też nie wszystko co leciało w bramkę Jarka Lubelskiego znajdowało metę w siatce, ale Górale szybko zdobyli dwie bramki, dzięki czemu zbudowali pewność siebie i bazowali na niej niemal do końca spotkania. Co innego ich rywale. Ekipa Arka Choińskiego o pierwszej połowie powinna tak naprawdę jak najszybciej zapomnieć, bo tyle niedokładności w jej grze nie widzieliśmy we wszystkich poprzednich spotkaniach razem wziętych. Dopiero pod koniec premierowej odsłony, przy stanie 0:3 Spoko Loko otworzyło swój dorobek bramkowy, tylko co z tego, skoro już w 9(!) sekundzie drugiej połowy, pozwoliło zdobyć bramkę Mateuszowi Smoktunowiczowi. A gdy pięć minut później ten sam zawodnik podwyższył na 5:1, wydawało się, że ekipie z Sulejówka nic już nie grozi. Nie zapominajmy jednak, że chłopaki lubią sami sobie utrudnić życie. Ten fakt oraz to, że Spoko Loko w końcu wzięło się do roboty spowodowało, że w pewnym momencie kwestia trzech punktów nadal była otwarta! W 38 minucie przegrywający doszli bowiem Górali na odległość zaledwie jednego trafienia! Pewnie w głowach graczy Marcina Lacha pojawiła się myśl, że to powrót demonów z przeszłości, bo przecież przeciwko Maximusowi czy Piorunowi też przyzwyczajali się już do zwycięstwa, a kończyło się remisami. Teraz mieli jednak trochę więcej szczęścia i dzięki bramce w 39 minucie Mateusza Trąbińskiego, stało się jasne, że Górale nie wypuszczą z rąk całej puli. Na wszelki wypadek potwierdzili to jeszcze jednym golem i wygrali finalnie w stosunku 8:5. I z jednej strony na pewno była radość, bo wreszcie nie tylko udało się zagrać dobry mecz przeciwko faworytowi, ale w końcu go wygrać. Z drugiej strony – ten pojedynek pokazał, że potencjał Górali predestynował ich do czegoś więcej niż walka o czwarte miejsce. Bo mimo porażki, Spoko Loko zabukowało już sobie puchar za miejsce na najniższym stopniu podium i jeżeli w poniedziałek pokona w derbach Pioruna, to będzie mogło sobie pogratulować realizacji przedsezonowych założeń.

Jedynym zespołem, który w teorii mógł jeszcze skorzystać na porażce Spoko Loko była Lambada. Warunkiem było pokonanie Wściekłych Orłów, z którymi co prawda zespół Robert Biskupskiego potrafił wygrać w Pucharze Ligi, ale wiadomym było, że to spotkanie będzie zupełnie inne. Choćby z tego powodu, że wówczas Orłom na zwycięstwie specjalnie nie zależało, a teraz tak. Początek spotkania należał jednak do rywali. To oni wyszli na prowadzenie za sprawą indywidualnej szarży Irka Zygartowicza, a chwilę później mogło być już 2:0, lecz dobrze interweniował Michał Dębski. Problem Lambady polegał na tym, że te dwie okazje długo pozostawały jedynymi, jakie była ona sobie w stanie stworzyć. Wściekłe szybko zresztą doprowadziły do wyrównania i poza momentami, gdzie tak naprawdę same prokurowały niebezpieczeństwo pod własną bramką (głównie po złym rozegraniu piłki z własnej połowy), to jednak miały nad tym meczem kontrolę. W drugiej części pierwszej połowy powinno to się przełożyć przynajmniej na jedno trafienie, bo okazji było przynajmniej cztery, ale celownik napastników tej ekipy wciąż się dopiero nastawiał. W 22 minucie ładnym uderzeniem z woleja popisał się jednak Sebastian Orzoł i ta bramka nadała kierunek dalszym wydarzeniom. Lambada musiała zagrać trochę odważniej i kilka razy omal nie przypłaciła tego bramką, która prawdopodobnie zakończyłaby emocje. Ale ten moment i tak wreszcie nadszedł. Gol na 3:1 Michała Alberskiego zamykał spekulacje co do zwycięzcy, a wprowadzenie lotnego bramkarza tylko pogrążyło przegrywających, którzy musieli się pogodzić z utratą kolejnych dwóch goli. Można chyba jednak powiedzieć, że przegrani zaprezentowali się na miarę oczekiwań. Gdybanie, czy cokolwiek zmieniłaby obecność Filipa Gaca nie ma najmniejszego sensu. Co do Orłów, to widzieliśmy ich w lepszej formie, ale pozostaje wierzyć, że wszystko co najlepsze zostawiają na koniec. A już tylko dni dzielą nas od wielkiego finału, w którym zmierzą się z Vitasportem. To będzie truskawka na torcie czwartoligowych zmagań i oby to starcie faktycznie było takim, na jakie się zapowiada.

Skróty wszystkich spotkań czwartej ligi pojawiły się już w raportach meczowych. Na ich podstawie uzupełniliśmy asysty, jakkolwiek jeśli widzicie jakiś błąd, to dajcie znać. Wywiady przeprowadziliśmy po trzecim spotkaniu, a przepytywani byli Kamil Czyżak (Maximus) oraz Hubert Kopania (Przepite Talenty). Obydwie rozmowy można znaleźć na naszym Facebooku, w menu FILMY czyli TUTAJ oraz po kliknięciu na wynik na stronie głównej lub w terminarzu.

Jak zwykle video jest dostępne w jakości HD. Wystarczy że kołowrotkiem ustawicie opcję 720p HD (lub wyższą) i będziecie mogli cieszyć wzrok najwyższej jakości obrazem. Za każdą subskrypcję czy polubienie materiału na stronie YT - z góry dziękujemy!

Komentarze użytkowników: