fot. © Google

Opis i skróty dziewiątej kolejki trzeciej ligi!

10 marca 2019, 12:58  |  Kategoria: Video  |  Źródło: inf.własna  |   dodał: roberto  |  komentarze:

Marcova potwierdziła swoją dominację w trzeciej lidze. A ponieważ nie odpuściła Na Fantazji, dług wdzięczności ma u niej Multi-Medica, która dzięki temu miała okazję wskoczyć na drugą pozycję.

Wtorkowe granie rozpoczęliśmy jednak od walki o honor Atomowych Orzechów. Zespół Adriana Ziółkowskiego na pewno nie chciał skończyć zmagania bez choćby jednego punktu, aczkolwiek ciężko było sobie wyobrazić, że pokona N-BUD, nawet jeśli ten nie wystąpił w podstawowym składzie. No i cóż – emocji mieliśmy tutaj dosłownie pięć minut, bo o ile na pierwsze trafienie miejscowych Atomowe potrafiły jeszcze odpowiedzieć od razu, to na kolejne bramki rywali ripostę znajdowały z dużym opóźnieniem. Przykładowo – ze stanu 1:1 dość szybko zrobiło się 5:1 dla Budowlanych i dopiero wtedy Orzechy znalazły po raz drugi receptę na stojącego między słupkami Bartka Muszyńskiego. Inna sprawa, że N-BUD nawet nie musiał się tutaj zbytnio przemęczać by zaliczać kolejne trafienia, bo wszyscy wiemy że defensywa Atomowych to tylko hasło życzeniowe i tak naprawdę niemal przez cały sezon taka formacja w ekipie trzecioligowych outsiderów po prostu nie istniała. Nic więc dziwnego, że N-BUD swój strzelecki dorobek zaczął powiększać dość regularnie i w 37 minucie miał na swoim koncie już dziesięć trafień. Ta ekipa mogła sobie pozwalać na wszystko i nawet niewykorzystany rzut karny przez Bartka Muszyńskiego czy też pudło na pustą bramkę Adama Borowskiego nic tutaj nie zmieniało. W obozie Orzechów największą ochotę do gry przejawiał Czarek Przybylak, lecz w pojedynkę niewiele mógł zrobić. Ostatecznie licznik ekipy z Wołomina stanął na czterech trafieniach, przy dwunastu przeciwników, którzy tym samym byli już pewni, że rozgrywki zakończą w górnej połowie tabeli. Był to chyba ich cel minimum na tę edycję, chociaż potencjał predestynował tę drużynę do walki o wyższe cele. Ale odnosimy wrażenie, że Marcin Zaremba wyciągnął wiele wniosków po tym sezonie, które powinny zaprocentować w kolejnym i wtedy N-BUD będzie do samego końca liczył się w walce o miejsce na podium. Ciekawe z kolei co będzie z Orzechami. 9 meczów, 9 porażek, zaledwie siedemnaście zdobytych goli i bilans bramkowy którego nawet nie warto wspominać. Początek sezonu wskazywał, że może nie będzie z nimi tak źle, lecz później wróciły stare grzechy i można powiedzieć, że skończyło się jak zwykle. Złośliwy powie, że w inny scenariusz wierzył pewnie tylko wieczny optymista czyli sam kapitan, ale tutaj nazwiska naprawdę były niezłe, tyle że zupełnie nie było drużyny. I jeśli w następnej edycji Atomowe podejmą kolejną próbę reaktywacji, to warto wziąć się za to z odpowiednim wyprzedzeniem. Wtedy będzie większa szansa, aby do zespołu zaprosić tych których się chce, a nie tych, których bierze się tylko po to, aby w ogóle móc wystartować.

Takich problemów jak Orzechy nie było z kolei w Burgerach Nocą. Tutaj od początku do końca Arek Dalecki mógł liczyć na te osoby, które od pierwszej kolejki były z drużyną na dobre i na złe. Co prawda nie przełożyło się to za bardzo na punkty, ale przed ostatnią kolejką ten zespół i tak miał szanse na uratowanie trzecioligowego bytu. Warunek był jeden – Burgery musiały wygrać z Multi-Mediką. Istniała też szansa, że nawet porażka nie spowoduje relegacji tej drużyny, ale wtedy trzeba już było liczyć na pomoc innego zespołu, a wiadomo że takie coś bywa ryzykowne. Problem w tym, że tutaj dość szybko się okazało, iż ten drugi scenariusz jest dużo bardziej prawdopodobny niż pierwszy. Multi-Medica, która walczyła przecież o miejsce za plecami Marcovy, była bowiem bardzo zdeterminowana by odnieść tutaj zwycięstwo i prawdę mówiąc – na niewiele pozwoliła ferajnie Arka Daleckiego. Mimo że Burgery dysponowały mocną kadrą a początek spotkania nie zwiastował katastrofy, to im dłużej ten mecz trwał, tym przewaga faworytów była bardziej widoczna. Po pierwszej połowie wynik brzmiał 2:0 dla Medycznych, którzy nie prezentowali się wybitnie, zmarnowali kilka niezłych okazji, ale i tak kilka z nich wykorzystali, stawiając się w komfortowej sytuacji przed drugą połową. W niej Burgery musiały już większą uwagę zwrócić na atak, bo bez względu na rozmiary ewentualnej porażki, to ryzyko należało ponieść, żeby dać sobie choć cień nadziei na przynajmniej remis. Nic z tego. Gracze w czarnych koszulkach byli bezbronni, nie mieli argumentów by sprowadzić do parteru dobrze usposobionych konkurentów i w pewnym momencie ich jedynym celem stało się zdobycie bramki honorowej. Ale jak czas pokazał – nawet to się nie udało, bo Medica była nie tylko skuteczna z przodu, ale też w obronie, gdzie Łukasz Świstak okazji do interwencji nie miał zbyt wiele, a jeśli już, to ze swoich obowiązków wywiązywał się bez zarzutów. Skończyło się na tym, że po raz drugi w tym sezonie zakończył mecz z czystym kontem i musimy powiedzieć sobie jasno, że Multi od Burgerów dzieliła różnica klas. A co oznaczał końcowy wynik? Finalnie dał on Medycznym awans z drugiego miejsca i był to zasłużony scenariusz. W dwunastej edycji ekipa braci Rozbickich przegrała tylko jeden mecz – z Marcovą i dość naturalnym było, że powinna skończyć za jej plecami. Tak się stało i naszym zdaniem Medica w drugiej lidze również może być w czołówce, pod warunkiem gry od pierwszego meczu w optymalnym zestawieniu. Co do Burgerów, to im los sprzyjał, bo dzięki porażce Bad Boys z Wolą Rasztowską, utrzymali się w lidze. Ale byłoby źle, gdyby odczytywali to jako swój sukces. Stać ich bowiem na więcej i o ile ten sezon można w ich wykonaniu potraktować jako instalacyjny, to w kolejnym podobne miejsce w tabeli trzeba będzie rozpatrywać w kategoriach sporego rozczarowania.

Teraz przechodzimy do meczu, o którym wspomnieliśmy chwilę wcześniej czyli Bad Boys 2 kontra Wola Rasztowska. Pojedynek zespołów, gdzie jedni i drudzy doskonale się znają, ale mimo to nie mogło być tutaj mowy o jakichkolwiek układach. A nie piszemy o tym przypadkowo, bo Wola tak naprawdę o nic już nie walczyła, z kolei Złym Chłopcom do utrzymania potrzebny był remis, więc w sumie podział punktów byłby tutaj rozstrzygnięciem, które pasowałoby jednym i drugim. To jednak tylko teoria, bo Wola była bardzo zdeterminowana by wygrać to spotkanie i udowodnić swoim kolegom kto jest piłkarsko lepszy. Ten zespół zaczął zresztą mecz z wysokiego C, bo po dwóch bramkach Norberta Marcinkiewicza szybko wysunął się do przodu i mógł dużo spokojniej oczekiwać kolejnych minut spotkania. Bad Boys nie mogli się natomiast przełamać. Co prawda pod koniec pierwszej połowy byli tego bardzo blisko, lecz najpierw Andrzej Sulewski strzelił obok bramki, a potem dwie dobre interwencje w jednej akcji zaliczył Darek Waś. Przybysze z Ostrówka mieli więc już tylko 20 minut na to, by odwrócić losy spotkania, ale gdy w 22 minucie rywale obili ich poprzeczkę, oczyma wyobraźni widzieliśmy raczej kolejne gole dla "żółto-czarnych". Piłka potrafi być jednak nieprzewidywalna. Być może rozkojarzenie spowodowało, że ekipa Tomka Kryszkiewicza w krótkim odstępie czasu popełniła dwa banalne błędy i z 0:2 zrobiło się 2:2! Lada moment mogło być nawet 3:2 dla BB, lecz Piotrek Stańczak nie wykorzystał dogodnej okazji, ale widać było, że rodzina Woźniaków i spółka nabrała wiatru w żagle. Przez kolejne minuty wynik jednak nie ulegał zmianie. I gdy tak patrzyliśmy na tablicę świetlną, to wydawało się, że może się skończyć tak, jak jeszcze przed pierwszym gwizdkiem myśleliśmy, że się skończy. Wola postawiła jednak weto podobnemu scenariuszowi. W 39 minucie Mateusz Marcinkiewicz wystawił piłkę jak na tacy Michałowi Wróblewskiemu a ten nie mógł się pomylić i Bad Boys mieli mniej niż 120 sekund, by doprowadzić do remisu. I chociaż ten zespół zagrał va banque, wycofał bramkarza i robił co mógł, to niestety swojej sytuacji poprawić nie zdołał. Końcowy gwizdek z radością przyjęli więc nie tylko zwycięzcy, ale też siedzący na trybunach zawodnicy Burgerów Nocą. Źli Chłopcy nie zdołali się utrzymać, choć szczerze mówiąc na taki koniec nie zasłużyli. Oni nie tylko nie odstawali poziomem od swoich rywali, ale w większości meczów byli równorzędnym partnerem nawet dla ligowych potentatów, o czym świadczy choćby remis z Marcovą, dla której była to jedyna strata punktów w sezonie. Czas działa jednak na korzyść chłopaków z Ostrówka, bo jeśli bracia Woźniak nabiorą trochę doświadczenia, to widzimy przez Bad Boysami świetlaną przyszłość. Co do Woli, to ta edycja w jej wykonaniu była naprawdę solidna. I to nie tylko nasze zdanie – wszystkim (może poza Marcovą) grało się z nimi bardzo ciężko i ta opinia musi znaczyć dla nich więcej niż stosunkowo niskie miejsce w ligowej hierarchii.

A lokatę jak najbardziej zasłużoną okupowała przed ostatnią kolejka Marcova. Podopieczni Ernesta Wiśniewskiego mieli ten komfort, że bez względu na wynik meczu z Na Fantazji, nic nie mogło im odebrać miana mistrzów trzeciego poziomu rozgrywkowego. Ale znamy te drużynę i wiemy, że dla niej nie ma spotkań o nic. A że dla Na Fantazji to było spotkanie "o wszystko", to zapowiadało się na bardzo dobry pojedynek. Fantazyjni, ponieważ wiedzieli że swój mecz wygrała Multi-Medica, musieli odnieść tutaj zwycięstwo, by pozostać za plecami Fioletowych i cieszyć się z uzyskania bezpośredniego awansu. Ale choćby na dość średnią formę osiągniętą w ostatnich tygodniach, ekipa Kamila Osowskiego faworytem tutaj nie była. Po samych zawodnikach widać jednak było bardzo dużą determinację i nawet jeśli większość osób skazywała ich misję na niepowodzenie, oni zamierzali zrobić swoje. Z perspektywy czasu możemy im przyznać, że w ostatni wtorek zaprezentowali się solidnie, ale jednak Marcova to klasowa drużyna, która nawet jeśli nie gra wielkiej piłki, to umie wykorzystywać błędy przeciwnika w sposób bezlitosny. Prawda jest też taka, że Na Fantazji w tym spotkaniu w kilku sytuacjach podała pomocną dłoń swoim przeciwnikom. Gola na 0:1 straciła po trafieniu samobójczym, natomiast tego na 1:2 zaledwie kilkanaście sekund po tym, jak po świetnym strzale z dystansu Kamila Majewskiego zdołała wyrównać. Bramkę na 2:3 na swoje konto musi zapisać Marcin Marciniak, a potem fatalna pomyłka przytrafiła się Kacprowi Jąkale, który próbował zagrać do własnego bramkarza, piłkę przejął Damian Zajdowski a on w takich sytuacjach nie przebacza. Gdy w 33 minucie wynik brzmiał już 2:5 z perspektywy Fantazyjnych, ich porażka stała się faktem. Cień nadziei pojawił się jeszcze po rzucie karnym podyktowanym za faul Tomka Gulczyńskiego, ale Kamil Majewski nie wykorzystał stałego fragmentu gry, bo jego intencje wyczuł winowajca całej sytuacji. Tym sposobem rezultat ustalony we wspomnianej 33 minucie pozostał końcowym i przegrani musieli się pogodzić z faktem, że na finiszu zostali wyprzedzeni przez Multi-Medikę. Ale i tak ten sezon był w ich wykonaniu bardzo dobry, a postęp w porównaniu do poprzedniej edycji jest bardzo wyraźny. Co do Marcovy, to ta drużyna również weszła na wyższy poziom, bo jeszcze niedawno mówiliśmy o niej głównie w kontekście znakomitej gry w ataku. Teraz nauczyła się też bronić i to każe nam przypuszczać, że za rok, już w zmagania drugiej ligi, także wejdzie jak po swoje.

Spotkaniem o pietruszkę zakończyliśmy z kolei zmagania trzeciej ligi dwunastej edycji. Dla Adrenaliny co prawda mógł to być mecz o utrzymanie na tym poziomie rozgrywkowym, ale wyniki innych potyczek ułożyły się dla niej w taki sposób, że bez względu na wynik pojedynku z Cernio, siódma lokata była niezagrożona. Z kolei dawny Highlife walczył głównie o to, by utrzymać czwartą pozycję, chociaż trudno powiedzieć, czy Maćkowi Kamińskiemu i spółce robiło różnicę czwarta czy np. szósta lokata. Oni mieli grać przecież o awans, a skończyło się jak się skończyło. Należy jednak oddać drużynie z Wołomina, że poważnie podeszła do swoich obowiązków w ostatniej serii i zasłużenie zwieńczyła sezon zwycięstwem. Dość długo nie było to jednak pewne, bo po pierwszej połowie wynik brzmiał tylko 2:1 dla faworytów a w sytuacjach podbramkowych bilans był wyrównany, może nawet na korzyść zespołu z Ząbek. Podopieczni Roberta Śwista trafili bowiem dwukrotnie w słupek, a dwa razy świetnie zachował się też Maciek Szczapa, broniąc uderzenia Marka Kowalskiego. Na początku drugiej połowy Adrenalina też zaliczyła aluminium, ale potem żółtą kartkę zobaczył Łukasz Ogonowski, co Cernio wykorzystało, zmieniając wynik na 3:1, a lada moment było już 4:1. Przegrywający znani są jednak z tego, że zawsze walczą do końca i tutaj było podobnie. W dość krótkim odstępie czasu udało im się odrobić większość strat i na 4 minuty przed zakończeniem spotkania wynik brzmiał 4:3. Więcej sił na końcówkę meczu zachowało jednak Cernio. W 39 minucie kluczową bramkę dla losów tej potyczki zainkasował Adrian Mariak, a ten sam gracz zdobył również ostatniego gola trzeciej ligi w dwunastej edycji. Niespodzianki więc nie było, ale biorąc pod uwagę liczbę niewykorzystanych okazji przez Adrenalinę, ta drużyna może żałować, iż nie pokusiła się tutaj o coś więcej. To chyba zresztą było podsumowanie całego sezonu w jej wykonaniu, gdzie przecież w wielu spotkaniach chłopaki grali jak równy z równym z rywalem, ale na końcu to oni musieli gratulować mu trzech punktów. Na pewno potrzeba w tym zespole wzmocnień, zwłaszcza jeśli tej ekipie marzy się powrót do czasów świetności. Jeśli zaś chodzi o Cernio, to ta drużyna zawaliła sezon. Głupie straty punktów spowodowały, że było to permanentne balansowanie na granicy awansu lub nie. Swoje zrobiły też kontuzje, głupie kartki, no i niestety – nie dość, że promocji nie będzie, to Cernio nie załapało się nawet na podium. To na pewno jedno z największych rozczarowań zakończonego sezonu, ale obóz braci Kamińskich winnych musi szukać wyłącznie wśród samych siebie.

Dodajmy, że po podliczeniu statystyk indywidualnych, zarówno królem strzelców jak i najlepszym asystentem 3 ligi został Damian Zajdowski (AS Marcova). Damiana zapraszamy po odbiór statuetek na uroczyste zakończenie zmagań. Wtedy też przekonamy się, do kogo trafią wyróżnienia dla najlepszego bramkarza oraz zawodnika.

Skróty wszystkich spotkań dziewiątej kolejki trzeciej ligi pojawiły się już w raportach meczowych. Na ich podstawie uzupełniliśmy asysty, jakkolwiek jeśli widzicie jakiś błąd, to dajcie znać.

Jak zwykle video jest dostępne w jakości HD. Wystarczy że kołowrotkiem ustawicie opcję 720p HD (lub wyższą) i będziecie mogli cieszyć wzrok najwyższej jakości obrazem. Za każdą subskrypcję czy polubienie materiału na stronie YT - z góry dziękujemy!

Komentarze użytkowników: