fot. © Google

Opis i magazyn 1.kolejki czwartej ligi!

5 grudnia 2020, 13:55  |  Kategoria: Video  |  Źródło: inf.własna  |   dodał: roberto  |  komentarze:

Gdy w poprzednim sezonie czwartą ligę wygrywała Moja Kamanda, to już po premierowej serii była na prowadzeniu, którego nie oddała do końca. Czy podobnie będzie w przypadku pierwszego lidera czternastej edycji?

Otwierającym spotkaniem najniższego poziomu rozgrywkowego w NLH, jak i całych rozgrywek, była konfrontacja AKSu z HandyMan. Po tym co pokazali ci drudzy w sparingu, wietrzyliśmy szansę dla Elektrycznych, by już na inaugurację dopisali do swojego konta jakieś punkty. Dziś już wiemy, że były to tylko pobożne życzenia. O ile początek wcale nie wskazywał na to, że dla ekipy AKSu wynik może finalnie przybrać tak wysoce niekorzystną postać, to im dłużej to spotkanie trwało, tym Hendymeni czuli się na parkiecie pewniej i to pozwoliło im zbudować już w pierwszej połowie taką przewagę, dzięki której ze spokojem mogli oczekiwać drugiej odsłony. Dobrą robotę w ich barwach wykonywali nowi zawodnicy. Daniel Pszczółkowski i Patryk Wieczorek wielokrotnie wpisywali się do naszych notatek czy to dzięki bramkom czy też asystom, a mieli też wsparcie rzadko schodzącego poniżej pewnego poziomu Łukasza Mietlickiego. Gdyby ten tercet zagrał w sparingu przeciwko Pogromowi, to pewnie wynik tamtego spotkania byłby inny, co spowodowałoby, że również nasza optyka dotycząca potencjału HandyMan odwróciłaby się o 180 stopni. Teraz będziemy już mądrzejsi. Wracając natomiast do samego spotkania, to w finałowych 20 minutach przewaga graczy w żółtych koszulkach nie pozostawiała już żadnych wątpliwości. AKS zostawiał zdecydowanie zbyt dużo miejsca swoich przeciwnikom i trochę powróciły demony z przeszłości, gdy jak mu nie szło, to liczba traconych goli przestawała mieć dla niego znaczenie. Skończyło się na wyniku 9:3, który nie pozostawia złudzeń, kto był tutaj lepszy. Po stronie przegranych na plus można zapisać debiut Adama Szczęsnego, ale z pozytywnych aspektów to byłoby na tyle. Liczymy na ich lepsze występy i wiemy, że ich na nie stać. HandyMan zameldował się z kolei bardzo szybko na czwartoligowym podium i zobaczymy, czy będzie w stanie utrzymać się tutaj dłużej. Ale na pewno są ku temu perspektywy, nawet jeśli prawdziwa weryfikacja ich możliwości dopiero nastąpi.

Natomiast wspomnianym na wstępie liderem czwartej ligi po premierowej serii zostały Gwiazdy z Mydła. Ferajna Szymona Darkowskiego w swoim debiucie w Nocnej Lidze podejmowała inną nową ekipę - FC Bez Atu. Wiedzieliśmy, że z racji dużo lepszego zgrania, jak również doświadczenia na naszym obiekcie, najbardziej prawdopodobnym scenariuszem były trzy punkty dla chłopaków z Serocka. Nie sądziliśmy jednak, że wszystko przyjdzie im tutaj tak łatwo. Bo to był dla nich praktycznie spacerek. Od pierwszej do ostatniej minuty mieli pełną kontrolę nad boiskowymi wydarzeniami i każdy kto oglądał transmisję wie, że gdyby nie wiele heroicznych interwencji Bartka Siedleckiego, to tutaj nie skończyłoby się na ośmiu golach różnicy. Gracze Bez Atu o ile w pierwszej połowie jeszcze starali się walczyć, to w drugiej stanęli i liczyli, na jak najniższy wymiar kary. Niewiele w ich drużynie funkcjonowało i niby z jednej strony nie możemy się temu dziwić – niektórzy zawodnicy poznali się tutaj przed pierwszym gwizdkiem i trudno było od nich oczekiwać fajerwerków. Mimo wszystko liczyliśmy na więcej. Choćby na ten przysłowiowy „ząb”, że nawet jeśli nie idzie im gra do przodu, to postarają się uprzykrzyć życie swoim przeciwnikom w defensywie. Ale tam było jeszcze gorzej. Odpuszczanie napastników, gra na radar, proste i niewymuszone błędy. Można więc trochę brutalnie stwierdzić, że ten rezultat 12:4 i tak jest stosunkowo niski jak na to, co widzieliśmy na placu gry. Pocieszeniem dla Atu może być to, że prawdopodobnie z drugą tak ofensywnie usposobioną ekipą już się w czwartej lidze nie spotkają. Sami również wciągnęli pewnie wnioski po tym co zaprezentowali (lub czego nie zaprezentowali) w poniedziałek i liczymy, że w drugiej kolejce to będzie zupełnie inna drużyna. Z kolei o Gwiazdy jesteśmy spokojni. Chłopaki nabrali dużo pewności siebie po towarzyskich meczach w jakich brali udział i widać, że nie boją się nikogo. Ale niech pozostaną czujni i skoncentrowani, bo nie każdy mecz będzie taki, jak ten pierwszy. Zwłaszcza, że po takim debiucie dla nikogo nie będą już anonimowi i nikt nie pozwoli im już na taką swobodę jak FC Bez Atu.

A zespołami, które w niedalekiej przyszłości mogą zrobić piłkarską krzywdę Gwiazdom są chociażby Tiger i Same Konkrety. Tych pierwszych doskonale znamy i wiedzieliśmy czego się po nich spodziewać. Natomiast drugich poznawaliśmy w trakcie ich debiutanckiej potyczki, ale dość szybko dało się zauważyć, że jest tam wielu graczy, którzy spokojnie mogliby się sprawdzić wyżej. Początek spotkania nie był jednak udany dla ekipy Pawła Józwika. Co prawda sama gra wyglądała nieźle, nie brakowało też okazji podbramkowych, ale wystarczyła jedna dobra akcja Tygrysów i to oni wyszli na prowadzenie. Za chwilę zrobiło się 2:0 i w tym momencie zaczęliśmy się zastanawiać, czy Same Konkrety nie dadzą się złamać, co dość szybko rozwiałoby nam wątpliwości, kto zostanie zwycięzcą w tej parze. Na szczęście dla widowiska – nic takiego nie nastąpiło. Beniaminek otrząsnął się bardzo szybko i tak jak w krótkim odstępie czasu dwa gole stracił, tak w ekspresowym tempie udało mu się doprowadzić do wyrównania. Dalsza część pierwszej połowy przypominała bokserską walkę, gdzie bardziej niż na trzymaniu gardy, obydwa zespoły skupiły się na atakowaniu. Dzięki temu oglądaliśmy żywy mecz, w którym do przerwy to Tiger prowadził 4:3. Wtedy nikt się nie mógł spodziewać, że gol Kamila Czyżaka w 20 minucie spotkania, będzie równocześnie ostatnim, jaki zespół z Wołomina zdobędzie w tym meczu. Finałowa część gry to lepsza gra Samych Konkretów, którzy z każdą minutą zyskiwali pewność siebie, a klasą dla siebie był Tomek Janus. Praktycznie wszystko co dobre w ekipie w żółtych koszulkach było stemplowane przez tego gracza. I to właśnie on w 30 minucie zmienił wynik na 5:4 dla Konkretów, a to zapowiadało ogromne emocje w końcówce. I faktycznie się działo, bo Tygrysy musiały już zaryzykować, obiły nawet jeden ze słupków, ale na finałowe fragmenty to konkurenci zachowali więcej energii i przypieczętowali swoją premierową wiktorię w Nocnej Lidze. Brawa tym większe, że jak wspomnieliśmy – musieli tutaj odrabiać straty, co w konfrontacji z dużą bardziej doświadczoną i zgraną ekipą, wcale nie zapowiadało się na zadanie proste. A oni to zrobili i to w niezłym stylu, dlatego te trzy punkty na pewno dobrze im smakują. A skoro tak optymistycznie wyglądało to już w debiucie, to ciekawe co powiemy o ich grze, gdy trochę okrzepną na zielonkowskim parkiecie. Co do Tygrysów, to też nie mamy im wiele do zarzucenia. To był po prostu dobry mecz dwóch równorzędnych ekip, gdzie o wszystkim decydowały detale. Szkoda, że zabrakło Adama Drewnowskiego, bo on mógłby tutaj napsuć trochę krwi oponentom i dać nowe możliwości w ataku. Ale spokojnie – sezon dopiero wystartował i tylko kwestią czasu jest, gdy Mariusz Magierek i spółka zameldują się w górnej połowie tabeli.

Na szybki meldunek na miejscach 1-5 liczyli także przedstawiciele Joga Bonito. Jako FC Pogrom bardzo korzystnie wypadli w spotkaniach przedsezonowych i wydawało nam się, że będą w stanie przełożyć tę formę na zwycięstwo nad spadkowiczem z trzeciej ligi – Góralami. Ci z kolei dość długo zastanawiali się, czy w ogóle przystąpić do rozgrywek i mimo że ostatecznie się zdecydowali, to mieliśmy spore wątpliwości, czy aby ten sezon nie będzie w ich wykonaniu podobny do poprzedniego. Szczególnie, że z nowych zawodników pojawili się tylko dwaj – Damian Krzyżewski oraz Michał Zimolużyński. Reszta to byli znani nam gracze, którzy tak bardzo męczyli się w trzynastej edycji i szczerze mówiąc – nie spodziewaliśmy się, że nagle wymyślą na parkiecie proch. Ale zwracamy im szacunek! Górale zagrali naprawdę bardzo dobry mecz, być może nawet najlepszy w swojej przygodzie z naszymi zmaganiami. Praktycznie nie popełniali błędów, umiejętnie rozbijali akcje przeciwnika, natomiast sami byli bardzo skuteczni i już po 10 minutach prowadzili 3:0. To musiał być szok dla Jogi, która na pewno nie tak wyobrażała sobie premierowy fragment spotkania. Najgorsze było jednak to, że ekipie Bartka Brejnaka nie udało się znaleźć recepty na własną niewyrazistość. Nawet Mateusz Muszyński, który zdobył tutaj kilka goli i był bardzo aktywny, nie był w stanie pociągnąć drużyny do lepszej gry. I była to zasługa Górali. W defensywie długo stanowili monolit i dopiero gdy ich przewaga przybrała już różnicę czterech goli, powoli zaczynało im brakować konsekwencji. To spowodowało, że gracze Bonito w pewnym momencie doszli ich na odległość dwóch trafień, ale na więcej nie było ich już stać. Przy wyniku 6:4 bardzo szybko skarcił ich niesamowity tego wieczora Damian Krzyżewski, który łącznie zaaplikował konkurentom pięć bramek, z czego jedną naprawdę niezwykłej urody (do obejrzenia TUTAJ). Finalnie zespół Marcina Lacha triumfował 9:5 i może z umiarkowanym optymizmem patrzeć w przyszłość. Zwłaszcza, jeśli uda się ten skład który był w poniedziałek, utrzymać. Bo dobrze to funkcjonowało i chociaż show skradł Damian Krzyżewski, to reszta składu Górali może pogratulować sobie solidnie wykonanej roboty. Po stronie Jogi takich zawodników byłoby niewielu, o ile w ogóle takiego byśmy znaleźli. Oczywiście dalecy jesteśmy od ich totalnej krytyki, bo widzieliśmy tego dnia gorsze występy, ale apetyty mieliśmy większe. Oni sami chyba również i miejmy nadzieję, że tę sportową złość uda im się wyzwolić podczas kolejnego pobytu przy Łukasińskiego.

Poniedziałkowe granie spuentowały nam z kolei ekipy Piaska Rembertów i Lema Logistic. Pod pierwszą z tych nazw ukryli się byli zawodnicy Spoko Loko, z czego chyba wszyscy stanowią skład B-Klasowego AszWoju Rembertów. Lema to zupełnie nowa jednostka w strukturach Nocnej Ligi, którą wcześniej mogliśmy oglądać na naszej lidze szóstek i ósemek. I wiecie co? Mimo, że był to ich debiut w zielonkowskich zmaganiach, to nigdzie nie podobali nam się tak bardzo, jak właśnie w pierwszej kolejce NLH. I piszemy to mając oczywiście świadomość, że dobry mecz to taki, który się wygrywa, a nie przegrywa. Ale przegrać też można różnie – z klasą lub nie. I ekipie Kacpra Piątkowskiego musimy oddać, że niewiele tutaj zabrakło, by pokonali wyżej notowanego przeciwnika. Początek nie był jednak dla nich optymistyczny, bo nie dość że szybko stracili gola, to potem został podyktowany przeciwko nim rzut karny, który na szczęście obronił Kamil Rasiński. Za chwilę sami otrzymali karnego i tutaj Marek Gajewski się nie pomylił. A gdy na początku drugiej połowy Logistyczni objęli prowadzenie, można było sądzić, że faktycznie stać ich na niespodziankę. Nic z tego jednak nie wyszło. Problemem była przede wszystkim bardzo niska skuteczność. Podczas gdy rywale niemal wszystko co mieli, zamieniali na gole, oni czasami dochodzili do sytuacji 2 na 1 lub jeszcze lepszych, a mimo to nie potrafili umieszczać futsalówki w siatce. Przeciwko takiemu rywalowi jak Piasek to musiało się zemścić. Gracze z Rembertowa, głównie dzięki Łukaszowi Choińskiemu, który pod bramką rywala potrafił zachować największy spokój, w 29 minucie wyszli na prowadzenie 3:2, a potem Lema musiała już wszystko postawić na jedną kartę. I chociaż tak należało zrobić, to przeciwnicy wykorzystali dziury w ich obronie i wygrali mecz w stosunku 5:2. Jak na nasze oko trzy gole różnicy to zbyt duża różnica, która sugeruje, że to mógł być dla triumfatorów łatwy mecz. Nic bardziej błędnego. Faworyci męczyli się, mieli też sporo szczęścia, natomiast nie można im odmówić że stan zimnej krwi w sytuacjach kluczowych mieli na dużo wyższym poziomie aniżeli Lema. Mimo to jesteśmy mile zaskoczeni postawą drużyny z Radzymina. Myśleliśmy, że bez Darka Piotrowicza nie będą się umieli odnaleźć na parkiecie, tymczasem udowodnili, iż są zespołem który może być groźny dla najlepszych. I gdy trochę jeszcze nabiorą doświadczenia, a i celownik wreszcie im się nastawi, to smak pierwszego zwycięstwa w Nocnej Lidze przyjdzie im poznać bardzo szybko.

Skróty wszystkich spotkań czwartej ligi pojawiły się już w raportach meczowych. Na ich podstawie uzupełniliśmy statystyki, jakkolwiek jeśli widzicie jakiś błąd, to dajcie znać. Jak zwykle video jest dostępne w jakości HD. Wystarczy że kołowrotkiem ustawicie opcję 1080p HD i będziecie mogli cieszyć wzrok najwyższej jakości obrazem. Za każdą subskrypcję czy polubienie materiału na stronie YouTube - z góry dziękujemy!

Komentarze użytkowników: