fot. © Google

Opis i magazyn 2.kolejki pierwszej ligi!

14 grudnia 2020, 00:10  |  Kategoria: Video  |  Źródło: inf.własna  |   dodał: roberto  |  komentarze:

Nie będziemy owijać w bawełnę. Ta kolejka pierwszej ligi po prostu nas rozczarowała. Mecze w większości bez większych emocji, gdzie praktycznie już po 20 minutach było jasne, do kogo powędruje komplet punktów.

A gdybyśmy mieli te potyczki dzielić na mniej lub bardziej jednostronne, to zdecydowanie najmniej frajdy przyniosło nam oglądanie pierwszego meczu w czwartkowy wieczór. Spotkali się w nim dwaj beniaminkowie, aczkolwiek o ile Vaveosport na to spotkanie dojechało nie tylko pod względem fizycznym, ale też mentalnym, to Tuba była na boisku obecna jedynie ciałem. Ekipa z Rembertowa od pierwszych minut była apatyczna, senna i to, że po pierwszej połowie przegrywała tylko 0:2, to był cud. Przeciwnicy powinni prowadzić tutaj różnicą 5-6 goli, ale może lepiej że tak się nie stało, bo wtedy mieliśmy jeszcze jakąś nadzieję, że Juniors obudzą się w drugiej połowie i pokażą, że przyjechali tutaj powalczyć, a nie jedynie wziąć udział w spotkaniu. Niewiele z tego jednak wynikło. Dość szybko rezultat zmienił się na 0:3 (piękne trafienie Sebastiana Radzkiego) i nawet jeśli potem przegrywający faktycznie zagrali trochę lepiej i odważniej względem tego co prezentowali wcześniej, to tylko dlatego, że wszystko było tutaj jasne. Ale nawet na tę honorową bramkę Tuby nie było stać, czego akurat nawet nie żałujemy, bo wynik 1:3 sprawiałby wrażenie, że mieliśmy tutaj do czynienia z jakąś walką, tymczasem każdy kto oglądał transmisję z tego spotkania wie, że wcale tak nie było. To już przeciwko Offsidowi ekipa Pawła Długołęckiego zagrała dużo lepiej, a tutaj nie znajdujemy dla nich słów wytłumaczenia. Być może od początku czuli, że przeciwnik jest za dobry? Najlepiej byłoby o to spytać ich samych. I pewnie nawet gracze Vaveosportu nie sądzili, że tak małym nakładem sił przyjdzie im tutaj wygrać. To miała być przecież prawdziwa wojna o premierowe punkty w pierwszej lidze, ale problem polegał na tym, że Tuba wzięła na nią tylko pistolety na wodę.

A tylko trochę lepiej pod kątem dramaturgii wyglądał w czwartek mecz numer 2. In-Plus podejmował w nim Mabo, gdzie dla tych drugich to było pierwsze oficjalne spotkanie nie tylko pod nową nazwą, ale również w tym sezonie. W pierwszej kolejce chłopaki pauzowali i dziś możemy jedynie gdybać, czy jeśli wówczas jednak włączyliby się do rywalizacji, to przeciwko Księgowym wypadliby lepiej. Bo niestety w walce z aktualnym wicemistrzem rozgrywek dawny Fil-Pol nie miał nic do powiedzenia. W jako-takich pozytywach możemy jedynie określić ich grę w premierowych dziesięciu minutach tego meczu, ale potem to już była równia pochyła. Strzelanie przeciwko Mabo zapoczątkował w 14 minucie Karol Szeliga i od tego momentu na boisku przebywał już tylko jeden zespół. In-Plus szybko znalazł sposób na swoich rywali, bardzo umiejętnie rozgrywał atak pozycyjny i czerpał z niego regularne profity. Do przerwy prowadził 2:0, z kolei tak zdominowanego i bezradnego dawnego Fil-Polu jak w drugiej połowie tego spotkania, dawno już nie widzieliśmy. Podopieczni Wojtka Kuciaka byli totalnie pogubieni, co chwilę otrzymywali ciosy od rozpędzonego konkurenta i w 31 minucie przegrywali już 0:6. W tym okresie przegrywający nie tylko nie potrafili zagrozić świątyni Dominika Puska, ale problem pojawiał się także wtedy, gdy trzeba było wymienić kilka podań. Dlatego trochę nas zdziwiły niektóre głosy dochodzące z obozu Mabo, że to wcale nie wyglądało tak źle, jak opisywaliśmy to w komentarzu na żywo. Według nas, mając na pokładzie tylu klasowych zawodników, ten zespół zagrał po prostu kilka poziomów niżej od swojego potencjału i nie damy się przekonać, że oglądaliśmy tutaj inny mecz. Zresztą – można zagrać słabiej, ale przede wszystkim brakowało tutaj wiary w to, że losy spotkania można odwrócić. Owszem – niektóre gole, zwłaszcza te które padały przy bliższym słupki bramki Stefana Neculi, być może były do obrony. Być może to w jakiś sposób odbierało reszcie drużyny wolę walki. Ale żaden z graczy z pola nie zagrał lepiej niż golkiper Mabo, a większość z nich była po prostu sobowtórami samych siebie. Niby sylwetki i twarze się zgadzały, ale to nie była ta drużyna którą znamy i cenimy. I tutaj chyba nie ma miejsca na polemikę. Tak grające Mabo czeka naprawdę bardzo trudny sezon. Natomiast tak jak wielokrotnie umniejszaliśmy zwycięstwa In-Plusu, tak musimy im przyznać, że to był bez wątpienia najlepszy ich wykon od dawien dawna. Wszystko się tutaj zgadzało. Była dobra obrona, był bardzo kreatywny atak, były szybkie kontry czy gra na jeden kontakt. Czyli można, tak? Oby to był dobry prognostyk przed kolejnymi występami Księgowych, bo jeśli tak jak w tym meczu, będą grali w każdym kolejnym, to o powrocie na tron wreszcie będą mogli pomyśleć na serio, a nie tylko dlatego, że tak "wychodzi" z tabeli.

Pierwszy mecz rozczarował, drugi to rozczarowanie pogłębił, więc liczyliśmy, że przy trzeciej próbie wreszcie zobaczymy spotkanie, gdzie grać będą dwie drużyny, a nie tylko jedna. I była na to duża szansa, bo konfrontacja Dar-Maru z Frodo KroosDe zapowiadała się na bój, gdzie nikt nikomu nie ucieknie i dopiero gdzieś w końcówce poznamy późniejszego triumfatora. No ale i w tym przypadku nasze nadzieje nadziejami pozostały. Co prawda Frodo KroosDe postawił na pewno większy opór swojemu konkurentowi niż Tuba czy Mabo swoim, ale i to nie wystarczyło, byśmy mogli tę potyczkę zaklasyfikować do gatunku wartych zapamiętania. Może jednak wcale nie powinniśmy być zaskoczeni? Nie od dziś opieramy się bowiem na teorii, w której ekipa z Duczek dobrze radzi sobie z ekipami, które swoją grę opierają na schematach czy też jednostajnym tempie gry. Natomiast gdy rywal potrafi być nieszablonowy, ma w swoich szeregach graczy, którzy potrafią łamać boiskowe konwenanse, to z nimi Michał Wytrykus i spółka mają problem, by podjąć równorzędną rywalizację. A chyba wszyscy się zgodzimy, że takich graczy nietuzinkowych Dar-Mar ma pod dostatkiem. I to właśnie oni robili w tym spotkaniu największą różnicę. Tutaj już po 10 minutach było 3:0 i na szybko ciężko nam sobie przypomnieć, by Frodo KroosDe w innym meczu równie prędko zaczęło spotkanie od takiego stanu. Dopiero po przerwie i być może wzajemnych w niej rozmowach, gra drużyny w granatowych koszulkach poprawiła się i wraz z golem w 22 minucie Rafała Radomskiego, zacieraliśmy ręce, że ta potyczka w końcu wchodzi na poziom, którego oczekiwaliśmy. Ale rozczarowanie przyszło bardzo szybko. Źle rozegrany atak pozycyjny, Michał Wytrykus zagrywa do przeciwnika, korzysta na tym Piotrek Manaj i strzałem do pustej bramki torpeduje marzenia przegrywających, że mogą oni do tego spotkania wrócić. Potem resztkę wątpliwości rozwiewa Daniel Gomulski i w tym momencie ten mecz praktyczne się skończył. Frodo KroosDe walczyło co prawda do końca i zostało za to nagrodzone ładnym trafieniem Mateusza Lewandowskiego, ale ten zespół za dużo już w swoim piłkarskim życiu wygrał, by cieszyć się takimi, małymi sprawami. Jednak Dar-Mar na nic im tutaj nie pozwolił. Ekipa Norberta Kucharczyka zagrała naprawdę solidne spotkanie i znów dała nam kolejny argument, by traktować ją jako poważnego gracza w kontekście medali. Zwłaszcza że Dar-Mar z poprzedniego roku był trochę jednowymiarowy i z czasem można się go było "nauczyć". A ten nowy jest inny, jest nieprzewidywalny i dzięki temu jest szalenie groźny. Bo jeśli w taki sposób ogrywasz Frodo KroosDe, to znaczy że sroce spod ogona nie wyleciałeś.

No i kto by pomyślał, że spotkaniem które uratuje nam czwartkowy wieczór będzie to ostatnie. No ale nadzieję zawsze trzeba mieć do końca i ten, kto wytrwał do tego meczu i obejrzał wspólnie z nami transmisję na pewno nie żałuje. Faworytem tej potyczki było Progresso. Al-Marowi z tym zespołem nigdy nie grało się łatwo, a nasze przeczucia odnośnie ekipy z Radzymina jako potencjalnego zwycięzcy były tutaj o tyle intensywniejsze, że skoro drużyna Adriana Płócienniczaka pokonała Vaveosport, to z Al-Marem również powinna sobie spokojnie poradzić. No ale wiedzieliśmy też, że to będzie inny mecz niż tamten i będzie wymagał innych umiejętności. Szybko się o tym przekonaliśmy, bo Al-Mar błyskawicznie ustawił się głęboko na własnej połowie i jego plan na ten mecz był jasny – defensywa i wychodzenie z kontrami. Dla Progresso to nie była dobra wiadomość. Oni też lepiej się czują, gdy mają dużo wolnej przestrzeni, tymczasem w tym przypadku musieli się wykazać cierpliwością i precyzją. Brzmi dość łatwo, ale jeśli mierzysz się z tym na boisku i po raz kolejny ustawiasz tę samą akcję, to w końcu może ci się znudzić. Jednak faworyci długo byli w swojej postawie konsekwentni. Można powiedzieć, że z każdą minutą wiercili dziurę w murze postawionym przez przeciwników, aż w końcu przedostali się na drugą stronę, a gola w 18 minucie zdobył Mateusz Domżalski. No i to mógł być początek końca tego meczu. Mógłby, gdyby Progresso tej wspomnianej wyżej cierpliwości nie brakowało. Bo pewnie byłoby tak, że w końcu znów jedna z wielu prób znalazłaby cel a wynik 2:0 zmusiłby Al-Mar, by wreszcie się odsłonić. Inna sprawa, że ekipie z Radzymina brakowało też skuteczności. Bo kilka okazji było, ale albo świetnie bronił Maciek Sobota, albo swoje na sumieniu mieli napastnicy. A jak wykorzystywać swoje okazje pokazał Al-Mar. W 27 minucie Łukasz Godlewski wykorzystał podanie Adama Barana i zrobiło się 1:1. I wtedy też rozpoczął się kluczowy okres meczu. Najpierw Progresso nie wykorzystało kolejnych dwóch okazji, w tym dwóch na bramkarza. Potem żółtą kartkę za niepotrzebny faul zobaczył Bartek Balcer i Al-Mar dostał szansę, by przez 120 sekund zdobyć bramkę na 2:1. I zrobił to! Genialny strzał Czarka Kaczorka wyprowadził drużynę z Wołomina na prowadzenie. Progresso zorientowało się, że mecz wymyka się spod kontroli, ale lada moment po raz kolejny podało pomocną dłoń rywalowi. Zła zmiana, minuta gry w osłabieniu i Al-Mar drugi raz pod rząd nie myli się grając 5 na 4 a trafienie na 3:1 zalicza Marcin Rychta! Ekipa Adriana Płócienniczaka błyskawicznie zmniejsza straty, a potem stawia wszystko na jedną kartę. Atakuje ile może i kreuje jeszcze dwie okazje, które mogą jej przynieść cenny punkt. Pierwszą próbę broni jednak Maciek Sobota, druga kończy swoją misję na słupku i ostatecznie to Al-Mar zabiera w drogę powrotną całą pulę! I to był ten Al-Mar, który znamy z poprzedniej edycji. Taki, który grał to co najlepiej potrafi. Bez szukania kwadratowych jaj, tylko trzymający dyscyplinę i czekający na swoją okazję. Ktoś powie, że to tylko obrona i kontra. Ale na hali czasami więcej nie potrzeba. I Progresso się o tym przekonało. Bo ta drużyna miała ten mecz w garści. Co prawda to było tylko 1:0, ale gdyby utrzymała ten reżim taktyczny który narzuciła na początku, to krzywda by się jej tutaj nie stała. Grając konsekwentnie być może wygrałaby po prostu najniższym możliwym wynikiem i tyle. Zamiast tego zaczęła kombinować, potem dorzuciła jeszcze dwa prezenty w postaci kar i skończyła z niczym. A już nam się wydawało, że coś o tej drużynie wiemy...

Skróty wszystkich spotkań pierwszej ligi pojawiły się już w raportach meczowych. Na ich podstawie uzupełniliśmy statystyki, jakkolwiek jeśli widzicie jakiś błąd, to dajcie znać. Jak zwykle video jest dostępne w jakości HD. Wystarczy że kołowrotkiem ustawicie opcję 1080p HD i będziecie mogli cieszyć wzrok najwyższej jakości obrazem. Za każdą subskrypcję czy polubienie materiału na stronie YouTube - z góry dziękujemy!

Komentarze użytkowników: