fot. © Google

Opis i magazyn 3.kolejki drugiej ligi!

22 grudnia 2020, 17:34  |  Kategoria: Video  |  Źródło: inf.własna  |   dodał: roberto  |  komentarze:

Dzięki wysokiemu zwycięstwu nad StimaWell, to Gold-Dent spędzi najbliższych kilka tygodni z pozycji patrzącego na wszystkich z góry. I według wielu – tak już pozostanie do końca.

Wśród zespołów, które chciały z kolei znaleźć się w bliskiej odległości Dentystów na koniec roku były Łabędzie i AGD Marking. Jedni i drudzy mieli przed tą kolejką po 3 punkty na swoim koncie i nie chciały dopuścić do sytuacji, że na tym się w najbliższym czasie skończy. Ale trudno było przewidzieć, czyje akcje stoją tutaj wyżej, bo AGD wyraźnie otrząsnęło się po porażce z AutoDelux, z kolei Łabędzie dość niespodziewanie przegrały z Ryńskimi. To wszystko powodowało, że tutaj dla obydwu stron liczyło się tylko zwycięstwo, bez względu na styl czy okoliczności. I długo się wydawało, że cała pula pojedzie ostatecznie do Słupna. Zespół Markingu prezentował się lepiej i zwłaszcza w pierwszej połowie miał sporo okazji, które gdyby wykorzystał, to po 20 minutach wynik mógłby być okazalszy niż skromne 1:0. Mogła się przede wszystkim podobać postawa w defensywie AGD. Chłopaki grali szybko i twardo, przez co ciężko było tam się przebić. Łabędzie waliły więc głową w mur a nawet gdy udało im się wymanewrować linię obrony, to zupełnie nie mogli znaleźć sposobu na Rafała Kreduszyńskiego. Golkiper AGD bronił niesamowicie i był prawdziwą ostoją swojej ekipy. A jeśli tyle czasu nie zdobywasz gola i w dodatku osoba bramkarza rywali rośnie z każdą interwencją, to wszystko powoduje, że twoja pewność siebie maleje. Ale byli pierwszoligowcy nie zamierzali się temu uczuciu poddać. Walczyli do końca, aż wreszcie w 38 minucie Damian Bąk (a więc nowy zawodnik w barwach Łabędzi) pokonał na raty Rafała Kreduszyńskiego i mieliśmy remis. Ale nikogo on nie satysfakcjonował. Obydwie strony walczyły do końca, okazji pod obydwoma polami karnymi nie brakowało, jednak wciąż utrzymywał się brak rozstrzygnięcia. I wtedy AGD dopadł pech. Zagranie ręką Piotrka Góreckiego, sędzia wskazał na rzut karny, a Adrian Raczkowski nie pomylił się ze stałego fragmentu gry i Łabędzie mogły świętować zwycięstwo! Ten triumf został wyszarpany cudem i w naszej opinii remis dużo lepiej oddałby przebieg tej potyczki. Zwłaszcza że ten ostatni gol nie był efektem wypracowanej akcji, tylko szczęśliwego zbiegu okoliczności. Sama gra Łabędzi też była daleka do tego, z czego ten zespół jest znany. Można chyba więc powiedzieć, że obóz Maćka Pietrzyka zgarnął tutaj całą pulę bardziej siłą woli niż umiejętnościami. Z gry bardziej podobał nam się Marking, który jednak gdzieś pod koniec meczu zgubił koncentrację i zapłacił za to najwyższą cenę. Ale prawdę mówiąc wolimy ten Marking, niż tamten z poprzednich sezonów. Lepiej się go ogląda, widać że jest tu dobra atmosfera, są fajni młodzi gracze i to w końcu przyniesie efekty. Dlatego nie ma się co przejmować, tylko trzeba patrzeć w przód!

Zespołem, który z kolei będzie miał o czym myśleć po ostatniej partii będzie natomiast N-BUD. Beniaminek trzeciej ligi podejmował w środę inną nową ekipę w tym środowisku, czyli Burgery Nocą. Pojedynek tych dwóch zespołów to była zawsze gwarancja emocji na najwyższym poziomie i tego też oczekiwaliśmy tym razem, zwłaszcza że do zgarnięcia były bardzo ważne trzy punkty. Ale N-BUD miał przed tym spotkaniem drobne problemy. Brakowało Mateusza Hopci, nie było też Pawła Bąbla i to zmusiło Marcina Zarembę do kombinowania. W miejsce tej dwójki udało się namówić do gry trzech innych graczy i chociaż innego wyjścia nie było, to okazało się, że ten tercet ostatecznie nie był w stanie zastąpić wyżej wymienionego duetu. I nie była to wina tych konkretnych graczy, bo jednak wejść z marszu do nowego zespołu i od razu stanąć w szranki z Patrykiem Czajką – to nie jest rzecz łatwa. Początkowo wydawało się, że ten szalony plan kapitana N-BUDu się powiedzie, bo jeszcze do 15 minuty był tutaj remis. Ale potem spotkanie stało się teatrem jednego aktora. Patryk Czajka wreszcie przypomniał sobie, czym czarował nas w poprzednim sezonie i z każdą minutą coraz bardziej ośmieszał zbudowaną naprędce defensywę konkurentów. To dzięki niemu ze stanu 2:2 szybko zrobiło się 4:2, a druga połowa to już totalna dominacja Burgerów, które niemiłosiernie punktowały pogubionych przeciwników. N-BUD zbyt łatwo dopuszczał do zagrożenia we własnej strefie, no i przede wszystkim nikt nie potrafił znaleźć recepty na dryblingi Patryka Czajki. Regularnie nabierał się na nie któryś z przedstawicieli bloku obronnego miejscowych, a gdy to się działo, to droga do bramki była już otwarta. I korzystali na tym również pozostali gracze Burgerów, dzięki czemu w 30 minucie było już 7:2! Przegrywających stać było jeszcze na bardzo krótki zryw, w którym zdobyli dwa gole pod rząd, ale w końcówce sami zostali poczęstowani dwupakiem i finalnie przegrali aż 4:9. Zupełnie nie takiego spotkania się tutaj spodziewaliśmy. Ale niestety – N-BUD miał tego wieczora ludzi, natomiast ci ludzie nie tworzyli zespołu. To dlatego podczas transmisji powiedzieliśmy, że bardziej przydałby się jeden Mateusz Hopcia niż trzech innych graczy. Te wszystkie braki oraz późniejsze rotacje zdestabilizowały ekipę z Zielonki, która była po prostu cieniem samej siebie. Burgery zagrały natomiast swoje. Na starcie też ich gra nie wyglądała idealnie, ale potem pewność siebie złapał Patryk Czajka i wtedy było już po herbacie. Bo gdy on zobaczył, że wszystko przychodzi mu z takim luzem jak zawsze, to wyrok na N-BUD został podpisany. Tym samym Burgery mogą już świętować premierowe zwycięstwo na zapleczu elity, z kolei rywale muszą na ten moment poczekać. Aczkolwiek po tym meczu są go dużej dalej niż wydawało nam się to jeszcze przed tygodniem...

A trudno znaleźć przymiotniki, które określiłyby jak dziwny mecz oglądaliśmy w środę od 21:35. Doszło wówczas do rywalizacji AutoDelux z Namiotowo i mimo że to kobyłkowska młodzież jawiła się tutaj jako potencjalny odbiorca trzech punktów, to przeciwników absolutnie nie należało lekceważyć. Szkoda tylko, że po ich stronie zabrakło Sebastiana Lewandowskiego czy Przemka Borko, bo jednak ławka rezerwowych była krótka, co przy tak wybieganym rywalu mogło mieć tutaj opłakane skutki. No i tak to też wyglądało od samego początku. Gracze Namiotowo bardzo szybko stracili kontakt z przeciwnikiem i prawdopodobieństwo zdobycia przez nich jakichkolwiek punktów spadło do krytycznych wartości. Zwłaszcza, że konkurenci nie zadowalali się kolejnymi bramkami i chcieli ich jak najwięcej, co pozwoliło im skończyć pierwszą połowę przy wyniku 5:0. To oraz fakt, że przegrywający nie dawali nam żadnych symptomów, że ich gra może się nagle odmienić, powodowało iż już w tym momencie byliśmy skłonni dopisać ekipie Kacpra Pałki całą pulę. Ale gdybyśmy faktycznie tak zrobili, to musielibyśmy się z tego ruchu gęsto tłumaczyć. Bo druga odsłona przyniosła nam tutaj niesamowite emocje i naprawdę niewiele zabrakło, by z pewnego zwycięstwa AutoDelux zrobił się tutaj remis! Zawodnicy dawnego JSJ świetnie rozpoczęli bowiem finałowe 20 minut i najpierw efektownego gola zdobył Kuba Birek, a potem genialnym wykopem z własnego pola karnego popisał się bramkarz Michał Dudek, który posłał piłkę za kołnierz Kacprowi Zaboklickiemu. Nie minęła kolejna minuta, a na tablicy świetlnej było już tylko 3:5, gdy kolejnym lobem bramkarza z Kobyłki zaskoczył tym razem Sebastian Zakrzewski! Wygrywający nie za bardzo wiedzieli co się tutaj dzieje i ciężko było im wrócić do gry, jaką prezentowali wcześniej. Nie pomogła im nawet kara dla Michała Dudka, który obejrzał żółtą kartkę za faul daleko od własnej bramki. Namiotowo dobrze się broniło w stracie, a gdy siły się wyrównały, Michał Dudek posłał kolejnego fantastycznego dropsztyka w kierunku bramki przeciwnika. Piłka odbiła się od poprzeczki, następnie od próbującego interweniować strażnika świątyni AutoDelux, po czym wpadła do siatki! Po tym golu gracze w czarnych koszulkach chcieli już tylko dowieźć skromne prowadzenie do końca, bo po ciosach które otrzymali byli totalnie zamroczeni. Ich pewność siebie spadła na samo dno, z kolei oponenci ze wszystkich sił walczyli, by zdobyć gola na wagę jednego punktu. I mieli ku temu dwie 100% okazje! Najpierw Adrian Mariak, który minął już bramkarza i oddał strzał, ale piłkę z linii bramkowej wybił Rafał Pawlak. A potem piłką meczową dysponował Maciek Błaszczyk, któremu zabrakło dosłownie metra, by piłka po jego lobie zmieściła się pod poprzeczką. AutoDelux mogło mówić w tym przypadku o ogromnym szczęściu i widać to było na twarzach tych zawodników po ostatnim gwizdku. Zupełnie się nie spodziewali, że ze spotkania które mieli w garści wyjdzie taki horror. I to jest dla nich jakiś sygnał, że na miano zespołu kompletnego muszą jeszcze popracować. Bo widać, że jak złapią wiatr w żagle, to ciężko ich powstrzymać, ale gdy coś nie idzie po ich myśli, to trudno im wrócić na właściwe tory. A powiedzmy sobie szczerze – gdyby skończyło się remisem, to nie mogliby mieć pretensji. Tym samym możecie łatwo sobie wyobrazić jak wyglądały twarze zawodników Namiotowo po 40 minutach gry. Dominowała złość, bo byli o włos od wykonania być może najbardziej błyskotliwego comebacku w historii NLH. Mimo to wielkie brawa dla nich za walkę, bo my przestaliśmy w nich wierzyć już po pierwszej połowie. I dla nas to też nauczka, by nikogo nie skreślać zawczasu. Nawet jeśli wszystko co widzisz na boisku podpowiada ci inaczej.

Skreślać przed meczem z Gold-Dentem nie chcieliśmy za to ekipy StimaWell. Praktycznie każdy kto rywalizuje z Dentystami nie ma w tym pojedynku nic do stracenia, natomiast mnóstwo do wygrania. Pod warunkiem oczywiście, że podejmie walkę z drugoligowym hegemonem, no ale nie wyobrażaliśmy sobie, że dawny MK-BUD nie zrobi tutaj wszystkiego, byle tylko napsuć trochę krwi ekipie Przemka Tucina. Co prawda Kacper Kraszewski musiał sobie radzić bez podstawowego bramkarza Krystiana Matulki, co było sporym osłabieniem, no ale innych ważnych graczy nie brakowało i to dawało nadzieję, że Gold-Dent zostanie tutaj zmuszony do dużego wysiłku. Jakże się pomyliliśmy... Oczywiście jesteśmy daleko od tego, by krytykować zawodników StimaWell, ale musimy powiedzieć otwarcie, że spodziewaliśmy się tutaj po nich dużo więcej. Natomiast dziś możemy napisać, że ze wszystkich dotychczasowych rywali Dentystów, oni zaprezentowali się najsłabiej. Niby do przerwy przegrywali tylko 0:2, ale powinni wyżej, bo rywale nie wykorzystali rzutu karnego, był też strzał w słupek i już wtedy czuliśmy, że w tym meczu nie mamy co liczyć na emocje. Druga połowa w pełni nam to potwierdziła. Gold-Dent całkowicie zdominował boiskowe wydarzenia, z minuty na minutę jego przewaga rosła, z kolei przegrywający wszystko to przyjmowali jak coś, co i tak miało nastąpić. Zabrakło nam z ich strony podjęcia rękawicy, może nawet jakiegoś spięcia z przeciwnikiem, które mogłoby wyzwolić w nich sportową złość i pokazać, że im zależy. Okazało się to wyłącznie myśleniem życzeniowym. Wiadomo – może łatwo nam się mówi, pewnie na ich miejscu również ponieślibyśmy klęskę. Ale przegrać też można na różne sposoby, a ten był taki jaki był. Szkoda. Stima poniosła tym samym pierwszą porażkę w sezonie i straciła trochę dystansu do czołówki. Z kolei Gold-Dent dzięki lepszej różnicy bramkowej wyprzedził w tabeli AutoDelux i teraz to on lideruje zapleczu elity. I chociaż mówi się, że łatwiej lidera zdobyć, niż go potem utrzymać, to w przypadku tego zespołu ta zasada wcale nie musi się potwierdzić.

Z kolei na trzecim miejscu w drugiej lidze finiszowali na koniec roku Ryńscy. Nie będziemy udawać ekspertów i wprowadzać kogokolwiek w błąd, że należało się tego spodziewać. My pod takim scenariuszem byśmy się nie podpisali, ale jak widać Ryńscy po wielu chudych latach, teraz chcieliby rozpocząć tłuste. I idzie im nieźle, a w poprzednią środę o ich możliwościach przekonali się Bad Boys. Chociaż może to sformułowanie nie jest do końca trafne, bo raczej używa się go, gdy jedna z drużyn sprawie drugiej lanie, natomiast tutaj mieliśmy raczej wyrównany mecz, gdzie ostatecznie górę wzięło większe doświadczenie Deweloperów. Oni w tym spotkaniu ani razu nie przegrywali, podczas gdy przeciwnicy wielokrotnie musieli ich gonić i jak widać – ostatecznie im się to nie udało. Ale Źli Chłopcy znów zaprezentowali się solidnie. Co więcej – musieli sobie radzić bez dwóch braci Woźniak (Pawła i Mateusza), a przy ich obecności tutaj mogło być jeszcze ciekawiej. Tym bardziej, że zawodnicy z Ostrówka od dłuższego czasu mają problem z wykorzystywaniem okazji, co potwierdziło się również w tej potyczce. Bez wątpienia przydałby im się taki Adam Matejak, który zdobyłby kilka goli z niczego i całej drużynie grałoby się wówczas łatwiej. Bo widzimy choćby po tym spotkaniu, że dwa gole dla Bad Boys zdobyli zawodnicy defensywni. U Ryńskich ta ofensywa funkcjonowała lepiej, chociaż gracze z Marek również kilkukrotnie łapali się za głowy po zmarnowanych okazjach. Na szczęście mieli w swoim składzie np. Mateusza Morawskiego czy Łukasza Grochowskiego, którzy jednym podaniem potrafili otwierać grę kolegom. To oni zaliczali asysty przy kluczowych trafieniach, a drugi z nich zdobył też ważną bramkę na 3:1. W drugiej połowie Bad Boys zwłaszcza na początku przycisnęli, doszli do rywali na 2:3, ale potem znowu pozwolili konkurentom na ucieczkę i mimo szczerych chęci już ich nie dogonili. W końcówce czarę goryczy przelała jeszcze żółta kartka dla Daniela Woźniaka i grając o jednego zawodnika mniej nie było już szans, by powalczyć tutaj choćby o punkt. Łącznie był to więc trzeci mecz Bad Boysów, gdzie dali z siebie wszystko, gdzie postraszyli, ale finalnie zostali z niczym. Trochę się obawiamy, że tak to może wyglądać również dalej i przydałby się jakiś przełom. Na szczęście strata do bezpiecznych rejonów jest prawdę mówiąc żadna, tylko misji zmniejszania dystansu nie można odwlekać w nieskończoność. Co zaś się tyczy Ryńskich, to chyba wszyscy analizujemy, czy ferajnę Kamila Ryńskiego można już nazywać jednym z kandydatów do awansu. I nawet jeśli z tym stwierdzeniem możemy się jeszcze wstrzymać, to najważniejsze, że w oczach innych ten zespół wreszcie nabrał trochę na wartości. Bo od dłuższego czasu Ryńscy jako przeciwnik byli przyjmowani z zadowoleniem. Ale to myślenie powoli zaczyna się zmieniać.

Skróty wszystkich spotkań drugiej ligi pojawiły się już w raportach meczowych. Na ich podstawie uzupełniliśmy statystyki, jakkolwiek jeśli widzicie jakiś błąd, to dajcie znać. Jak zwykle video jest dostępne w jakości HD. Wystarczy że kołowrotkiem ustawicie opcję 1080p HD i będziecie mogli cieszyć wzrok najwyższej jakości obrazem. Za każdą subskrypcję czy polubienie materiału na stronie YouTube - z góry dziękujemy!

Komentarze użytkowników: