fot. © www.nocnaligahalowa.pl
Wywiad z Arturem Fiodorowem
Gencjana to jedna z kilku ekip, którą udało nam się zwerbować po rozpadzie Ligi Akademickiej w Warszawie. A zespołów z tak fajną i długą historią nigdy w NLH za wiele.
A chociaż nasz dzisiejszy bohater, czyli Artur Fiodorow, nie był obecny przy stole założycielskim tej drużyny, to z czasem stał się na pewno jedną z najbardziej rozpoznawalnych postaci ekipy w charakterystycznych, fioletowych koszulkach. Jako bramkarz nie imponuje warunkami fizycznymi, ale doświadczenie zebrane przez tyle lat, powoduje że świetnie czyta grę, dzięki czemu nawet w Nocnej Lidze już niejednemu napastnikowi odebrał radość po strzelonej bramce. Pomyśleliśmy, że warto wykorzystać jego wiedzę i podpytać o początki Gencjany, o jego zainteresowania, czy też o to, czy czasami nie ma już dość piłki. Ciekawi? No to czym prędzej bierzcie się do poniższej lektury!
Artur, to pierwszy (i mamy nadzieję, że nie ostatni) sezon Gencjany w Nocnej Lidze. Szczerze - słyszałeś o tych rozgrywkach wcześniej?
- Szczerze to kiedyś trafiłem na nazwę tych rozgrywek podczas przeglądania stron internetowych. Uznałem to za ciekawą inicjatywę, natomiast minusem na pewno była lokalizacja. Drużyny, w których grałem, były raczej skupione na rozgrywkach organizowanych w Warszawie, dlatego nie sądziłem, że będę kiedyś zawodnikiem biorąc udział w NLH. Potem jednak przyszła pandemia, która wywróciła trochę rzeczywistość do góry nogami, minęło trochę czasu i proszę, gram także tutaj. Życie pisze czasami zaskakujące scenariusze.
Przez wiele lat rywalizowaliście w Lidze Akademickiej, która jeszcze jakiś czas temu liczyła ponad 100 zespołów. Wydawało się, że to nie ma prawa "umrzeć", a jednak. Mimo wszystko domyślam się, że z dużym sentymentem wspominasz tamte zmagania?
- Zgadza się, ponieważ tam stawiałem swoje pierwsze kroki próbując swoich sił jako bramkarz-amator. Wszystko zaczęło się od Summer League 2009 w drużynie WAS. Potem przyszedł czas na występy w takich drużynach jak KS Tęcza, Synowie Gmocha, FC Catalunya, Przyjaciele Fryzjera, Nieobliczalni, czy właśnie Gencjana. Przyznam, że pierwsze kilka lat gry w tej lidze upłynęło mi na nauce, musiałem przyswoić wiele nowych i istotnych elementów bramkarskiego fachu. Nigdy bowiem nie trenowałem zawodowo. Poza tym przez pewien czas pomagałem w opisywaniu spotkań halowych do newslettera, dzięki czemu po pierwsze stałem się trochę bardziej rozpoznawalny, a po drugie czasami występowałem gościnnie w innych zespołach, gdy brakowało im bramkarza, a ja byłem w tym czasie na hali. Takich gościnnych występów przez te kilka lat nagromadziła się cała masa.
Jak na tle drużyn z Warszawy wypadają ekipy z NLH? Jakiego poziomu się w ogóle u nas spodziewałeś? I czy zespoły z Nocnej Ligi grają inaczej niż te, z którymi rywalizowaliście w Lidze Akademickiego?
- Myślę, że trudno jest to tak jednoznacznie ocenić. Rozgrywki w Lidze Akademickiej zostały przerwane na dobre w 2020 roku, teraz mamy zimę 2022, a zawodnicy Gencjany przez ten czas zdążyli się już trochę "postarzeć". Dużo zależy więc pewnie od tego, jakie okresy w przeciągu ostatnich kilkunastu lat mielibyśmy do siebie porównać. Odnośnie IV Ligi, jako że jest to tutaj najniższy stopień rozgrywkowy, spodziewałem się jednak, że będzie trochę łatwiej. Tymczasem mamy w grupie chociażby Same Konkrety, z którymi rywalizowaliśmy w Lidze Akademickiej na poziomie Ekstraklasy, a i tak ani my, ani oni, nie zajmujemy obecnie żadnego z dwóch czołowych miejsc premiowanych awansem. W NLH cieszy na pewno spora liczba młodych graczy w innych ekipach. W Lidze Akademickiej z czasem zaczęło brakować "nowej krwi", grono drużyn stało się jakby hermetyczne, ekip stopniowo ubywało, a nikt nie przychodził na ich miejsce. Z drugiej strony część zawodników Gencjany niedawno stwierdziła, że niektórzy rywale mogliby być równie dobrze ich synami.
A jak oceniasz Nocną Ligę? Czy swoją organizacją udało nam się Ciebie "wkręcić" w te rozgrywki?
- Uważam, że mocną stroną NLH jest organizacja oraz cała jej szeroko rozumiana otoczka. Mam tu na myśli przede wszystkim relacje live, a także szybką publikację filmu z całej kolejki ligowej po jej zakończeniu dla danego poziomu rozgrywkowego. Do tego dochodzi wiele artykułów podsumowujących, skróty spotkań czy też konkursy dotyczące bramki lub interwencji miesiąca. Widać, że organizator bardzo angażuje się w profesjonalne prowadzenie spraw związanych z ligą i wkłada w to wiele wysiłku.
A czy Ty w Gencjanie grasz w ogóle od samego początku? I czy to jest zespół, w którym czujesz się najlepiej? Bo - jak sam napisałeś - grałeś lub grasz równolegle w wielu drużynach i ligach.
- W Gencjanie zacząłem grać w 2011 roku, więc nie był to mój pierwszy zespół, a i sama drużyna istniała także już wcześniej. Najpewniej stało się to jakoś przy okazji rozgrywek Summer League i tak już zostało. Zresztą wówczas Gencjana była nieco inną drużyną niż teraz - grywała wtedy na poziomie drugiej ligi w Lidze Akademickiej, zaś wiele kluczowych postaci dołączyło w nieco późniejszym czasie. Tak czy inaczej występy w Gencjanie były i nadal są dla mnie dużą nobilitacją. Wracając do 2009 roku byłem wtedy początkującym zawodnikiem, a tacy piłkarze jak Piotr Hereśniak czy Łukasz Sasal grali w Rozjeździe, który na jakiś czas zdominował Ligę Akademicką. Kilka lat później dostałem jednak szansę, aby występować z nimi w jednej drużynie, co było dla mnie wielką sprawą.
Wielu imponuje Wasz spokój w grze. Wiele ekip bijecie na głowę swoją mądrością, przesuwaniem czy ustawianiem, co udowodniliście np w Pucharze Ligi, punktując wiele młodszych ekip. Doświadczenie robi swoje?
- Jak już wspomniałem w odpowiedzi na jedno z wcześniejszych pytań, wielu zawodników Gencjany już jakiś czas temu osiągnęło wiek oldboja. Siłą rzeczy dynamika nie jest naszą najmocniejszą stroną i musimy szukać swojej przewagi nad rywalami w innych aspektach. Z drugiej strony mamy zawodników, którzy grali w futsal na poziomie wyższym niż amatorski. Widzieli oni z bliska pewne schematy oraz pożądane zachowania taktyczne na parkiecie i starają się teraz wcielać to w życie także w Gencjanie. Udany występ w fazie grupowej Pucharu Ligi był bardzo miłą niespodzianką, natomiast na naszą korzyść zadziałał także format turnieju. Mieliśmy jedną zmianę, więc na przestrzeni 40 minut rywale mogliby nas zabiegać. Rozgrywając jedynie 10-minutowe spotkania lepiej było nam uwypuklić nasze zalety. Kluczem była taktyka, konsekwencja w defensywie oraz strzelenie w większości meczów pierwszej bramki. Problemem są jednak kwestie personalne. W porównaniu z czasami gry w Lidze Akademickiej wypadły nam 2-3 osoby, które regularnie pojawiały się wówczas na meczach. Węższa kadra meczowa na starcie, a do tego różnego rodzaju absencje wynikające z kontuzji, kwarantann czy też obowiązków służbowych, powodują, że czasami mamy nie lada problem z zebraniem składu na mecz.
No tak, to jest chyba Wasza największa bolączka. Na Twoim koncie pewnie wiele bramkarskich odznaczeń. Dużo się tego uzbierało?:) I czy Ty wolisz bronić na hali czy jednak na trawie?
- Odnośnie indywidualnych wyróżnień, które kończyły się odebraniem statuetki i dotyczyły zarówno zawodów ligowych, jak i turniejów, to naliczyłbym do tej pory chyba z 13 takich wyróżnień :) Większość otrzymałem za rozgrywki organizowane w ramach Ligi Akademickiej, co chyba jest pewną wskazówką w przypadku udzielenia odpowiedzi na drugie pytanie. Wolę grać na hali, ponieważ tutaj lepiej kontroluję przestrzeń. W meczach rozgrywanych na trawie najczęściej mam do czynienia z nieco większą bramką, a biorąc pod uwagę moje warunki fizyczne przy niektórych strzałach czasami jednak tych kilku centymetrów więcej mi brakuje.
Piotr Hereśniak - to chyba kluczowa postać dla Waszej drużyny. Podpisujesz się pod tym stwierdzeniem?
- Myślę, że jest to całkiem słuszne spostrzeżenie. Piotr ma doświadczenie wychodzące daleko poza obszar typowo amatorskiej piłki, niejedno już widział, wie, kiedy i jak się zachować, aby drużyna odniosła w danym momencie jak największą korzyść. Poza tym świetnie reguluje tempo gry i spina poczynania zespołu zarówno w ofensywie, jak i defensywie. Poza Piotrem trzeba też jednak pochwalić pozostałych istotnych zawodników. Evgenio wnosi trochę dynamiki i magii boiskowej, Łukasz świetnie rozumie się z Piotrem na parkiecie i potrafi zawczasu odgadnąć jego kolejne poczynania, zaś Marek często potrafi dorzucić jakiegoś istotnego gola. Gdy cała ta czwórka była obecna podczas rozgrywek grupowych Pucharu Ligi, to nagle okazało się, że możemy skutecznie powalczyć z młodszymi drużynami występującymi w NLH w wyższych klasach rozgrywkowych.
A jeszcze wracając do Twojej przygody z amatorskimi rozgrywkami - ile razy w tygodniu potrafisz grać w piłkę? Zdarzało się, że każdego wieczora grałeś w innej ekipie w innej lidze?:)
- Czasami niestety potrafię grać aż za dużo, ale pracuję nad asertywnością;) Kilka lat temu były okresy, gdy zaczynałem grać w sobotę, a kończyłem dopiero w czwartek, mając na uwadze co najmniej jeden mecz każdego kolejnego dnia. Niestety, w pewnym momencie organizm zaczął dawać sygnały, że jest tego trochę zbyt wiele. W pewnym momencie przed pandemią ograniczyłem się do pięciu stałych drużyn. Potem pandemia spowodowała dalszą redukcję możliwości gry, ale nawet ostatnio między 6 a 9 lutego miałem cztery kolejne dni z meczami. Lubię piłkę, lecz mam nadzieję, że w najbliższych tygodniach taka częstotliwość jednak nie będzie normą.
Ostatnia kwestia - oprócz grania w piłkę, najbardziej lubię...? Co to jest i dlaczego?
- Z takich najłatwiej dostępnych rzeczy wymieniłbym słuchanie muzyki. Lubię także wybrać się do kina lub teatru. Zwłaszcza 2019 rok był pod tym względem przełomowy. W zasadzie każdego miesiąca byłem wówczas co najmniej na jednym spektaklu. Niestety trwająca od 2020 roku pandemia mocno zmieniła ten stan rzeczy. Mimo to nadal zdarza mi się czasem gdzieś wybrać. Przykładowo jeszcze w tym miesiącu mam zamiar zobaczyć musical "Waitress" w Teatrze Roma. Można powiedzieć, że jest to w pewnym sensie mój ulubiony teatr. Bardzo dobrze wspominam "Aidę", którą widziałem w 2021 roku. Z kolei w przytoczonym wcześniej 2019 roku jednym z trzech obejrzanych wówczas przeze mnie i najbardziej zapadających w pamięć spektakli był grywany tam "Once", pozostałe dwa to "Rodzina Addamsów" w Teatrze Syrena oraz "Przyjazne dusze" w Teatrze Kwadrat.
No proszę, to artystyczna dusza z Ciebie! Artur, dzięki za rozmowę, to była duża przyjemność i liczymy, że w przyszłym sezonie ponownie zobaczymy się na zielonkowskim parkiecie!