fot. © www.nocnaligahalowa.pl

Opis i retransmisja 2.kolejki 1.ligi!

30 grudnia 2022, 18:47  |  Kategoria: Video  |  Źródło: inf.własna  |   dodał: roberto  |  komentarze:

Kto nie śledził wyników 2.kolejki elity na żywo, ten mógł przeżyć szok widząc je w piątek rano. Niespodzianka goniła niespodziankę…

1,12 – taki był kurs na to, że Alpan pokona Al-Mar. W normalnych warunkach byłby on oczywiście dużo wyższy, ale informacje zebrane od obydwu kapitanów spowodowały, że triumf Al-Maru jawił się jako kompletnie niewiarygodny. Marcin Rychta jeszcze w okolicach południa miał do dyspozycji tylko pięciu zawodników, ale ostatecznie udało mu się zebrać całkiem solidną kapelę. Alpan wyglądał w tym temacie znacznie lepiej, bo poza lekko kontuzjowanym Kamilem Melcherem (który ostatecznie i tak pojawił się na boisku) byli wszyscy, od których w tej ekipie najwięcej zależy. Ba – pojawił się nawet Filip Gac, co miało stanowić ogromny atut dawnego KroosDe Team, no ale jak się okazało – nazwiska nie grają. To spotkanie od samego początku nie układało się po myśli faworytów. Zawodnicy w niebieskich koszulkach nie mieli pomysłu jak dobrać się do skóry przeciwnikom, którzy dobrze się bronili a dodatkowo grozili groźnymi kontrami. Kluczowym momentem pierwszej połowy była 15 minuta. Najpierw Filip Gac w dogodnej sytuacji strzelił obok bramki (a powinien podawać) i za chwilę poszła akcja w drugą stronę, Łukasz Godlewski obsłużył podaniem Pawła Maliszewskiego, a ten nie miał problemów z pokonaniem Piotra Kozy i było 1:0! To właśnie wtedy Kamil Melcher zdecydował, że musi pomóc swoim kolegom, natomiast jego wejście początkowo niewiele zmieniło. Obraz gry wyglądał niemal identycznie jak wcześniej, z tą jednak różnicą że Alpan zaczął popełniać błędy indywidualne i niewiele brakowało, by wynik z jego perspektywy się pogorszył. Ale ten moment i tak nadszedł – Al-Mar w 31 minucie zbudował fajną akcję, którą tuż przy słupku zamknął Marcin Rychta i było 2:0! Sensacja wisiała w powietrzu, jednak przegrywający nie zamierzali odpuszczać. W 37 minucie sygnał do ataku daje Mateusz Marcinkiewicz i już wtedy wiedzieliśmy, że czeka nas emocjonująca końcówka. Za chwilę gola na 2:2 strzela Daniel Kania i myśleliśmy, że faworyt ostatecznie złamał przeciwnika, a kolejne trafienie jest tylko kwestią czasu. Al-Marowi udało się jednak przetrzymać trudny moment, a gdy do końca spotkania było kilkadziesiąt sekund, nieodpowiedzialnie zachował się Mateusz Marcinkiewicz. Niepotrzebny komentarz po jednej z decyzji sędziego kosztował go opuszczenie parkietu i Alpan, który remis miał tak naprawdę w garści, musiał walczyć o uniknięcie porażki. I nie poradził sobie! Przeciwnicy wykorzystali fakt posiadania jednego gracza więcej a ich zwycięstwo podstemplował ładny strzał Patryka Maliszewskiego. Tu już nie dało się nic zrobić i Alpan poniósł niespodziewaną, aczkolwiek zasłużoną porażkę. To nie był wieczór ekipy z Duczek, która strasznie się męczyła, brakowało jej elementu zaskoczenia, natomiast ten jeden punkt, który wyszarpała rywalowi z gardła, powinna utrzymać. Stało się inaczej i dopiero za jakiś czas się dowiemy, czy będzie to miało jakieś konsekwencje. Z kolei Al-Mar zasłużył na słowa pochwały. Oczywiście nie każdemu mogła się podobać ich defensywna taktyka, natomiast okazała się ona słuszna, co w połączeniu z dużą skutecznością dało kapitalny efekt końcowy. Zwłaszcza jak na drużynę, która uformowała się na kilka godzin przed pierwszym gwizdkiem.

Drobne problemy ze składem sygnalizowali nam również w Dar-Marze. Poważna kontuzja Ernesta Zęgoty, problemy z barkiem Daniela Gomulskiego – to nie zwiastowało ekipie Norberta Kucharczyka nic dobrego przeciwko Kartonatowi. Na szczęście Daniel Gomulski ostatecznie zagrał w tym spotkaniu i jak się później okazało – został bohaterem tej potyczki, ale do tego jeszcze przejdziemy. Z kolei Kartonat, który w tzw. międzyczasie zdołał zmienić nazwę z Mabo zagrał tutaj niemal w optymalnym zestawieniu, bo brakowało jedynie Maćka Włodygi. Reszta zawodników, na czele z Michałem Dudkiem zjawiła się na parkiecie i nawet jeśli założymy, że Dar-Maru nigdy nie wolno lekceważyć, to szala przechylała się lekko w stronę zespołu Wojtka Kuciaka. Jednak parkiet tego nie potwierdził. To było bowiem bardzo wyrównane spotkanie, które kolorów nabrało głównie w drugiej połowie. W pierwszej okazji podbramkowych było stosunkowo niewiele, a najlepszą zmarnował w 5 minucie Mariusz Piórkowski. Czekaliśmy więc na gola, bo jasnym było że bramka dla którejkolwiek ze stron zdejmie kajdany taktyki i tutaj nie będzie już żadnej kalkulacji. Tak też było – w 26 minucie Daniel Gomulski notuje trafienie dla Dar-Maru i od tego momentu oglądamy mecz na zupełnie innej intensywności. Kartonat od razu bierze się do roboty i ma dwie wybitne okazje by wyrównać, ale najpierw Arek Stępień strzela nad bramką, a potem Mateusz Lewandowski zatrzymuje na linii bramkowej uderzenie Krzyśka Włodygi. Nieprzypadkowo mówi się jednak, że do trzech razy sztuka i w 36 minucie Karol Sochocki w końcu otwiera dorobek bramkowy dawnego Mabo. To powoduje, że nie sposób przewidzieć, co może się tutaj jeszcze wydarzyć, szczególnie że remis nikogo specjalnie nie satysfakcjonował. I wtedy przypomina o sobie Daniel Gomulski – to co ten gość zrobił w 39 minucie to była klasa światowa. Zejście na lewą nogę i genialny strzał, po którym taki fachowiec jak Michał Dudek nawet nie drgnął. MAJSTERSZTYK! Ta bramka uskrzydla Dar-Mar i mimo, że przeciwnik próbował jak mógł, to nie udało mu się doprowadzić do kolejnego remisu. Na domiar złego Mariusz Piórkowski praktycznie w ostatnich sekundach skorzystał na tym, że golkiper Mabo nie zdążył wrócić do własnej bramki i przelobował go strzałem z rzutu wolnego. Ekipa z Kobyłki wygrywa więc 3:1 i zaciera kiepskie wrażenia z inauguracji, gdzie tylko zremisowała. Co prawda tutaj również było blisko remisu i gdyby się nim skończyło, to nie moglibyśmy mówić o niesprawiedliwości, no ale od czego Dar-Mar ma Daniela Gomulskiego. W Kartonacie kogoś takiego zabrakło i to zrobiło różnicę. Bo mecz sam w sobie był na styku, jednak o wszystkim zdecydował gość, którego przecież miało tutaj zabraknąć.

A nie wiemy jak Wam, ale patrząc na tabelę w tym momencie, trudno nam się przyzwyczaić, że Offside jest w niej podświetlony na czerwono. Ekipa Pawła Buli właśnie zanotowała drugą z rzędu z porażkę i jest to o tyle szokujące, że w czwartek poległa z Gold-Dentem, który w pierwszej kolejce swój mecz przegrał aż 3:10. Wiadomo – mecz meczowi nierówny, no ale chyba nikt nie zakładał, że dwukrotnym mistrzom NLH może się tutaj stać jakakolwiek krzywda. Zwłaszcza, że skład faworytów był mocny – dojechał Damian Gałązka, wrócił Sebastian Kozłowski, nie zabrakło Konrada Budka czy Szymona Klepackiego. A Gold-Dent w porównaniu do inauguracji zagrał praktycznie w identycznym składzie, natomiast na pewno wyszedł z innym nastawieniem. Można było odnieść wrażenie, że przeciwko Alpanowi gra bo musi, a tutaj naprawdę mu się chciało i to przełożyło się na rezultat. Po kwadransie Dentyści prowadzili 2:0 i już wtedy dali jasny sygnał, że to nie będzie dla Offsidu spacerek. Ale konkurenci bardzo szybko wyszli z opresji i zdobywając trzy gole z rzędu do przerwy, mogli w dobrych humorach udać się na odpoczynek. A gdy tuż po nim Damian Gałązka podwyższył na 4:2, myśleliśmy że jest po meczu. Że kręgosłup Gold-Dentu został przetrącony i pozostała część spotkania to będzie spokojne punktowanie Offsidu. Ale nic takiego nie nastąpiło. I to z winy faworytów, którzy bardzo szybko dali sobie wbić gola na 4:3, który pozwolił na nowo uwierzyć w siebie oponentom. Kolejny błąd drużyny w czerwonych koszulkach miał miejsce w 28 minucie – Janek Szulkowski zdobywa bramkę z rzutu wolnego, gdzie piłka nie miała prawa przejść przez mur. Ale przeszła i mieliśmy remis. Ten sam zawodnik po chwili zaliczy asystę przy trafieniu Huberta Władyki i gracze w żółtych koszulkach byli o 10 minut od pełni szczęścia. Czas upływał, wynik się nie zmieniał i wtedy nieodpowiedzialnie zachował się Konrad Budek. Faulując rywala naraził się na żółtą kartkę, którą też słusznie otrzymał, ale nie mogąc się z nią pogodzić obejrzał drugą, a to oznaczało, że Offside już do końca meczu musiał grać o jednego mniej! To był gwóźdź do trumny, szczególnie że Gold-Dent błyskawicznie wykorzystał zaistniałe okoliczności i po trafieniu Maćka Lamenta mógł się przygotowywać od odbioru gratulacji. Sprawa trochę się jednak skomplikowała, bo w 37 minucie Kacper Jąkała został odesłany przez arbitrów na ławkę kar, lecz Offside nie umiał z tego skorzystać, stracił jeszcze jednego gola i wynik 7:4 poszedł w świat. Szacunek dla Gold-Dentu za to zwycięstwo i nie chodzi nam o sam rezultat, ale o to, że po fatalnym starcie sezonu podnieśli się i wreszcie zagrali jak na swój potencjał przystało. Dodatkowo wyszli ze stanu 2:4, co przeciwko drużynie tej klasy nie jest proste. Chcemy wierzyć, że taki Gold-Dent będziemy oglądali co tydzień. Co do Offsidu, to znów jest trochę sam sobie winien. Bo prowadząc dwoma bramkami, gdzie zdobywasz cztery gole z rzędu – po prostu nie możesz tego wypuścić. Na razie daleko tej ekipie do formy z której słynęła przez tyle sezonów i tak na szybko nawet ciężko nam znaleźć przyczynę takiego stanu rzeczy. I jeśli oni sami szybko jej nie znajdą, to ten sezon już za tydzień może być dla nich kompletnie stracony…

A widząc co robi Offside, bardzo zadowolony może być In-Plus. Księgowi mogli wyrobić sobie aż sześciopunktową przewagę nad swoim odwiecznym rywalem w NLH a do tego było potrzebne zwycięstwo nad Łabędziami. Ekipa Maćka Pietrzyka jawiłaby się jako dość łatwy cel do zdobycia, gdyby nie fakt, że w 1.kolejce zremisowała z Dar-Marem a mogła nawet wygrać. To oznaczało, że ta drużyna również przeciwko innemu faworytowi na pewno się nie położy i powalczy o jak najbardziej korzystny rezultat. No ale chcieć a móc to dwie różne sprawy. Zespół z Sulejówka zwłaszcza w pierwszej połowie stawiał duży opór obrońcom tytułu i to mimo, że już w 37 sekundzie stracił gola, natomiast nie był w stanie utrzymać swojego dobrego poziomu dłużej niż 20 minut. Bo gdy tylko In-Plus na początku finałowej odsłony zdobył gola na 2:0, to cały misterny plan Łabędzi runął. Gole dla faworytów zaczęły się sypać jak z rękawa i w 25 minucie wynik brzmiał już 0:4. To spowodowało, że przegrywający zdecydowali się na wariant z Karolem Kopciem jako lotnym bramkarzem i mimo, że sam pomysł był słuszny, to nie przyniósł oczekiwanych efektów. Co więcej – to była woda na młyn przede wszystkim dla Łukasza Bestrego. Bramkarz Księgowych gdy tylko łapał piłkę, to natychmiast kierował ją w stronę opuszczonej świątyni rywala i w ten sposób aż dwukrotnie zapisał się na listę strzelców. Łabędzie dopiero przy stanie 0:6 zdobyły z kolei swoje trafienie honorowe, ale potem pokarał ich jeszcze Janek Skotnicki i skończyło się na 1:7. Wynik dość bolesny, natomiast przegrani swojej postawy wstydzić się nie muszą. Niczego nie oddali za darmo, pierwsza połowa naprawdę była w ich wykonaniu bardzo fajna, z kolei w drugiej gdyby uparcie trzymali się swojej dotychczasowej taktyki, to pewnie przegraliby niżej. Chcieli jednak zaryzykować, nie opłaciło się, ale przynajmniej spróbowali. In-Plus był jednak za silny i nawet doceniając wysiłek przegranych, to wszystko ułożyło się tutaj tak, jak można się było spodziewać.

Mieliśmy nadzieję, że trochę więcej miejsca poświęcimy za to ostatniej partii 2.kolejki. Nie ma co ukrywać, że chociaż Wesoła i Auto-Delux zagrały ze sobą dopiero po raz drugi w Nocnej Lidze, to historia ich znajomości jest dość burzliwa. Wszystko za sprawą pierwszego meczu jeszcze na poziomie 2.ligi, gdzie było trochę złej krwi, trochę wzajemnych docinek, ale mimo że wówczas wysoko wygrali gracze Kacpra Pałki, to z awansu wynikającego z tabeli cieszyła się Wesoła. Los sprawił jednak, że te zespoły w komplecie zameldowały się na poziomie 1.ligi i właśnie w czwartek doszło do rewanżu. Faworytem byli podopieczni Rafała Sosnowskiego, bo triumf nad Offsidem zrobił wrażenie na wszystkich, jednak straciłby on trochę na znaczeniu, gdyby tutaj chłopakom powinęła się noga. No ale bardzo szybko okazało się, że tej drużynie włos z głowy nie spadnie. Już w 49 sekundzie bramkarz Wesołej zdecydował się na strzał z dystansu i pokonał Kacpra Zaboklickiego. Potem dwie całkiem niezłe okazje zmarnowali gracze z Kobyłki, co spotkało się z karą w postaci bramki strzelonej im przez Michała Alberskiego. Od tego momentu prowadzący mieli kontrolę nad spotkaniem, a Delux nic nie mogli zrobić. Nie mieli pomysłu jak złamać defensywę przeciwnika, a gdyby nie własny bramkarz, to do przerwy przegrywaliby już 0:3, bo Kacper Zaboklicki zdołał obronić rzut karny wykonywany przez Michała Alberskiego. Jednak nawet takie wydarzenie nie pozwoliło Auto-Delux się odbudować. Wesoła grała bardzo dojrzale, skutecznie oddalała zagrożenie od własnej bramki i w 32 minucie było już 4:0. Stało się więc jasne, że jedyne o co walczą ich rywale to choćby jedna bramka, bo licząc poprzedni mecz, gdzie przegrali 0:6 z In-Plusem, ich licznik bez zdobytego gola tykał. No ale mimo że okazji tworzyli sobie coraz więcej, a niektóre były 100%, to nic nie chciało wpaść. A Wesoła punktowała. 0:5, 0:6 a dodatkowo zmarnowała kolejnego karnego, gdy Kacper Zaboklicki wyczuł intencje tym razem Damiana Krzyżewskiego. Dopiero w ostatniej minucie spotkania czwarty zespół poprzedniego sezonu 2.ligi przełamał impas i za sprawą Wojtka Jabłońskiego zmusił konkurentów do wznowienia gry od środka. Ale 1:6 czy 0:6 – wielkiej różnicy to nie robi. Jak na razie to zderzenie z 1.ligą jest dla chłopaków z Kobyłki bardzo bolesne. Wiadomo że pewnie nawet oni sami nie liczyli, że od razu będą rozdawać tutaj karty, natomiast tylko jeden zdobyty gol w dwóch meczach i aż dwanaście straconych – to musi boleć. Pozostaje mieć nadzieję, że w takich okolicznościach może być już tylko lepiej, wszak grali z zespołami będącymi na szczycie ligowej stawki, tylko że w parze z pozytywnym myśleniem muszą iść piłkarskie argumenty, a tych na razie jest niewiele. Co innego w Wesołej. Tutaj wszystko idzie w dobrym kierunku, a nie zapominajmy, że oni mają jeszcze na liście kilku zawodników, którzy nie zadebiutowali, a grać w piłkę potrafią. Wygląda to więc naprawdę optymistycznie i nawet jeśli za wcześnie jest mówić o celach, to ta ekipa już wiele pozytywnego wniosła do najwyższej klasy rozgrywkowej. Czekamy na dalszy ciąg.

Retransmisję wszystkich spotkań pierwszej ligi (z komentarzem) można obejrzeć poniżej. Video jest dostępne w jakości HD. Wystarczy że kołowrotkiem ustawicie opcję 1080p60 HD i będziecie mogli cieszyć wzrok najwyższej jakości obrazem. Za każdą subskrypcję czy polubienie materiału na stronie YouTube - z góry dziękujemy! Jednocześnie prosimy Was o weryfikację statystyk z Waszych meczów - jeśli znajdziecie jakiś błąd, to prosimy o jak najszybszą informację.

Komentarze użytkowników: