fot. © www.nocnaligahalowa.pl

Opis i retransmisja 3.kolejki 1.ligi!

15 stycznia 2023, 15:19  |  Kategoria: Video  |  Źródło: inf.własna  |   dodał: roberto  |  komentarze:

W elicie NLH powiększa się przewaga głównych kandydatów do tytułu. In-Plus i Wesoła są na razie nie do ugryzienia.

A nie będzie chyba przekłamaniem, że w tym momencie dużo ciekawiej niż na górze tabeli jest na dole. Tutaj wiele ekip walczy o kluczowe punkty, które mogą im pomóc utrzymać pierwszoligowy byt. Taki mecz odbył się chociażby między Auto-Delux a Łabędziami. Lepsze wrażenie do tego momentu zrobili na nas zawodnicy z Sulejówka, natomiast ekipa Delux miała na tyle trudnych dotychczasowych rywali, że ciężko było ocenić jej właściwy potencjał. No ale teraz dostała oponenta równego sobie i jeśli chciała potwierdzić swoją przynależność do elity, to miała ku temu idealną okazję. No ale jak widzimy po wyniku – nic z tego nie wyszło. Jednak sam rezultat jest krzywdzący dla przegranych, bo oni nie byli tutaj słabsi od Łabędzi aż o sześć goli. Dość powiedzieć, że jeszcze w 30 minucie na zegarze widniał wynik 2:2 i nie było jasne, komu jest bliżej do zgarnięcia trzech punktów. Początek należał do drużyny z Kobyłki, która wyszła na prowadzenie, a potem miała bardzo dobrą okazję, by zdobyć drugiego gola, lecz świetnie bronił Michał Szymański. Golkiper Łabędzi był też kluczowym elementem układanki w 17 minucie, gdy obronił z bliska strzał Wojtka Jabłońskiego, od razu poszła akcja w drugą stronę i kluczowego gola dla Detoxu zainkasował Maciek Pietrzyk, choć ostatecznie to trafienie zapisaliśmy jako gola samobójczego Pawła Bartochowskiego. Sytuacja, gdzie jedni nie strzelają a drudzy wymierzają im za to karę powtórzyła się w 22 minucie. Tym razem Maciek Jasiński mógł dać Auto-Delux prowadzenie, ale strzelił obok, a Łabędzie gdy coś miały, to pakowały to do siatki i po trafieniu Rafała Raczkowskiego to one były na dobrej drodze do całej puli. Ale rywal nie odpuszczał. Beniaminek 1.ligi w tym okresie stwarzał sobie naprawdę sporo okazji i chociaż wiele z nich zmarnował, to w 30 minucie Maciek Jasiński w końcu przełamał impas i ponownie mieliśmy remis. Myśleliśmy, że przewaga psychologiczna jest w tym momencie po stronie Delux, ale boisko brutalnie tę tezę zweryfikowało. Łabędzie wrzuciły wyższy bieg i po dwóch trafieniach Damiana Bąka stworzyły sobie idealne warunki do zamknięcia spotkania. Oponenci jakby stracili wiarę, że mogą wrócić do tego meczu i z równego spotkania, gdzie szanse jednych i drugich stały po równo, zrobiło nam się widowisko do jednej bramki. Gracze w białych koszulkach bezlitośnie punktowali przeciwnika i wygrali aż 8:2! I tak jak mówiliśmy – ten wynik nie oddaje w pełni boiskowych wydarzeń, tylko czy ma to jakieś znaczenie? Dla Łabędzi na pewno nie. Ich celem był triumf, osiągnęli go i można ich pochwalić, bo najlepiej zagrali w tym fragmencie spotkania, gdy było to najbardziej potrzebne. Z czterema punktami na swoimi koncie mogą chyba dość spokojnie oczekiwać kolejnych rywali. Zupełnie inaczej wygląda to w obozie przeciwników. Nie dość, że zaliczyli trzecią z rzędu porażkę, to cały czas pokutuje tutaj brak skuteczności. Bo gdyby wykorzystywali chociaż połowę swoich okazji, to mogło się tutaj wydarzyć wszystko. Wiemy jednak że ta zła karta kiedyś się odwróci. Ale Kacper Pałka i spółka muszą zrobić co w ich mocy, by stało się to jak najszybciej, bo jeszcze kilka takich porażek a na horyzoncie zobaczą znak informacyjny, że do 2.ligi już bardzo blisko...

A dość niespodziewanie w strefie spadkowej po 2.kolejce zameldował się Offside. To konsekwencja dwóch porażek, jakie przytrafiły się zespołowi Pawła Buli na starcie sezonu a wcale nie było pewne, że chłopaki nie zaliczą w tej kwestii klasycznego hat-tricka, bo z najbliższym rywalem nigdy nie grało im się łatwo. Alpan potrafi grać z Offsidem, natomiast ten zespół trochę sam utrudnił sobie sprawę, bo do tej ważnej dla siebie potyczki przystąpił bez wykartkowanego Mateusza Marcinkiewicza, a dodatkowo brakowało Rafała Radomskiego. I tak prawdę mówiąc, to nie za bardzo wiedzieliśmy, kto pod ich nieobecność ma kreować grę i zdobywać gole. Ale dość szybko okazało się, że dawny KroosDe Team ma ku temu odpowiednich zastępców. Nie minęła minuta spotkania, a na listę strzelców po pięknym trafieniu z powietrza zapisał się Mikołaj Prybiński. Offside szybko odpowiedział trafieniem Nikodema Niskiego i taki schemat za chwilę obejrzeliśmy ponownie. Tym razem gola dla Alpanu zainkasował Maciek Kamiński, lecz bardzo dobrze dysponowany Nikodem Niski po raz kolejny doprowadził do remisu. Po tym dość intensywnym początku dalsza część pierwszej połowy była znacznie spokojniejsza. A skoro tak długo nie padał gol, to chyba wszyscy mieli świadomość rangi kolejnej bramki w tej potyczce. I gdy w 27 minucie Przemek Wycech najlepiej odnalazł się w zamieszaniu podbramkowym i pokonał Mateusza Bajkowskiego, wydawało nam się, że ekipa z Duczek nie powinna tego spotkania wypuścić. I dzielnie trzymała się do 36 minuty. Wtedy rozpoczęła się sekwencja zdarzeń, która doprowadziła do porażki tej ekipy. Najpierw sędziowie podyktowali rzut karny za faul na Szymonie Klepackim, który sam poszkodowany zamienił na bramkę. A chwilę później Alpan miał gigantycznego pecha, bo Piotrek Koza tak niefortunnie wybijał piłkę, że trafił w nadbiegającego Nikodema Niskiego, Zina odbiła się od słupka i wbicie jej do bramki pozostawało formalnością. To oznaczało, że Michał Wytrykus i spółka muszą już zaryzykować, ale Offside nie tylko nie dał sobie zrobić krzywdy, a dodatkowo w ostatnich sekundach Bartek Męczkowski zaliczył bramkę rozwiewającą wszelkie spekulacje. Trzykrotni mistrzowie naszych zmagań w końcu przełamali fatalną serię i chyba możemy w ciemno napisać, że ten nocnoligowy gigant budzi się ze snu. To nie jest dobra informacja dla najbliższych przeciwników, bo każdy zdaje sobie sprawę z możliwości zespołu z Wołomina. Ale trzeba też pochwalić Alpan. Jak na okoliczności spotkania, gdzie te problemy kadrowe były naprawdę spore, zagrali dobre zawody i byli równorzędnym przeciwnikiem dla aktualnych wicemistrzów zmagań. Zabrakło niewiele, może trochę szczęścia, zwłaszcza że to już drugi mecz z rzędu, gdzie punkty wymykają się w końcówce. A czołówka zaczyna odjeżdżać…

A w tejże czołówce na dobre zadomowiła się Wesoła. I chyba mało kto spodziewał się, że ten zespół po dwóch naprawdę dobrych spotkaniach w swoim wykonaniu, może się potknąć na Al-Marze. Ale ekipa z Wołomina udowodniła już w tym sezonie, że nikt nie może liczyć, że przejedzie się po niej walcem. Marcin Rychta w każdym z dotychczasowych meczów obejmował słuszną taktykę i spodziewaliśmy się, że przeciwko Wesołej będzie podobnie. Kwestią kluczową pozostawała jednak egzekucja zakładanych działań. Na początku wyglądało to świetnie. Al-Mar skutecznie blokował dostęp do własnej bramki a w 5 minucie Rafał Kudrzycki idealnie przymierzył z rzutu wolnego i było 1:0. A w 9 minucie powinno być 2:0! Mateusz Adamski miał przed sobą praktycznie pustą bramkę i tylko z sobie wiadomych powodów nie zmieścił piłki między słupkami. Ten gol mógł być niesamowicie ważny dla losów spotkania i na pewno nie było łatwo przejść do porządku dziennego nad tak wyśmienitą okazją. To był też sygnał dla Wesołej, że trzeba szybko coś strzelić, by sytuacja nie wymknęła się spod kontroli. Sprawy w swoje nogi wziął Janek Dźwigała, który dwoma chytrymi strzałami przy bliższym słupku dwukrotnie pokonał Maćka Sobotę. Ten sam zawodnik kapitalnie odnalazł się również w 19 minucie, gdzie tylko delikatnie zmienił tor lotu piłki, ale to wystarczyło, by po raz trzeci zapisać się do meczowego protokołu. Prowadzenie 3:1 dawało faworytom komfort i trzeba oddać ekipie Rafała Sosnowskiego, że mając wynik bardzo umiejętnie prowadziła grę w drugiej połowie. Ani razu nie dała się zbliżyć przeciwnikom na odległość mniejszą niż dwie bramki i praktycznie na każde trafienie Al-Maru natychmiast odpowiadała własnym. Przeciwnicy robili co mogli, w końcówce wprowadzili lotnego bramkarza, jednak gdy dostali bramkę, gdy Rafała Kudrzyckiego nie było między słupkami, stało się jasne, że niespodzianka nie nastąpi. Wesoła wygrała ostatecznie 7:4 i kontynuuje swój zwycięski marsz. I co na pewno budujące – tutaj za każdym razem kto inny jest bohaterem, a tym razem został nim Janek Dźwigała. To pokazuje potencjał beniaminka, który pewnie sam się nie spodziewał, że jego sytuacja po trzech kolejkach będzie tak dobra. Ale i Al-Mar nie ma co narzekać. Owszem, punktów ma znacznie mniej, ale sama gra i wysokość poprzeczki jaką stawiają konkurentom może się podobać. Dzięki temu z optymizmem należy oczekiwać kolejnych spotkań, nawet jeśli tylko w nielicznych będą faworytem.

Potencjalnego odbiorcę trzech punktów bardzo ciężko było wskazać w kolejnej parze. Jeśli mamy być szczerzy, to z duetu Dar-Mar – Gold-Dent ciut wyżej ocenialiśmy tych drugich, bo nie dość, że byli po arcyważnym zwycięstwie z Offsidem, to Dar-Mar leży takim zawodnikom jak Janek Szulkowski czy Hubert Władyka, a mogliśmy się o tym przekonać w tamtym sezonie, gdzie jeszcze jako Vaveosport rozbili ekipę z Kobyłki. Tutaj oczywiście nie było szans, że ponownie dojdzie do pogromu, chociaż być może znajdą się tacy, którzy w ten sposób zinterpretują wynik 6:1, jakiego doświadczyliśmy po 40 minutach gry. Ale kto oglądał to spotkanie ten wie, że starły się ekipy o zbliżonym poziomie a o wszystkim zdecydowała sytuacja z 32 minuty. Do tego momentu na tablicy widniał wynik 1:0, ustalony w 9 minucie przez Janka Szulkowskiego. Potem jedni i drudzy mieli nieliczne okazje, by zmienić taki stan rzeczy, szczególnie że nie brakowało tutaj żółtych kartek, ale nikomu nie udało się wykorzystać gry w przewadze. W końcówce pierwszej odsłony bardzo dobrej okazji dla Dentystów nie wykorzystał Damian Zajdowski, z kolej początek drugiej należał do Dar-Maru, tyle że brakowało wykończenia. No i wreszcie dochodzimy do sytuacji, która zmieniła wszystko. Damian Zajdowski stanął oko w oko z Norbertem Kucharczykiem i mijając go został podcięty, co dla arbitrów oznaczało jedno – czerwona kartka! I mimo, że Gold-Dent długo się zbierał, by wreszcie zdobyć gola grając o jednego więcej, to w końcu udało mu się to zrobić a wszystko co było dalej, to już historia. Dentyści punktowali przeciwnika, którego było stać wyłącznie na trafienie honorowe, skądinąd bardzo efektowne w wykonaniu Adriana Banaszka. Ktoś powie, że gdyby nie ten as kier, to mogło być różnie. Zgadza się, natomiast gdyby nie on, to Damian Zajdowski zdobyłby bramkę i nie wydaje nam się, by bardzo dobrze broniący Gold-Dent wypuścił z rąk dwa gole różnicy. Bo chociaż tutaj splendor spływa głównie na Janka Szulkowskiego, a bardzo dobrze zagrał też Damian Zajdowski, to nie sposób nie pochwalić defensywy, która na niewiele pozwoliła rywalom. Triumfatorzy wyrastają więc powoli na trzecią siłę 1.ligi, choć z dobrych źródeł wiemy, że czują się mocni i liczą na więcej. Dar-Mar pewnie też będzie się kręcił w okolicach czołówki, chociaż jego sytuacja nie jest łatwa. Kontuzje i inne historie nie ułatwiają im zadania, a przecież nie grali jeszcze ani z In-Plusem, ani z Wesołą, a teraz czeka na nich Offside. Wiele więc wskazuje na to, że dla zawodników z charakterystycznym kluczem na piersi to może być najtrudniejszy sezon od lat.

"Spotkanie gołej dupy z batem" – tak Michał Madej podsumował w trakcie transmisji na żywo konfrontację In-Plusu z Kartonatem. To obrazowe porównanie mimo iż boleśnie, to trafnie oddało to, co zobaczyliśmy w ostatnim meczu 3.kolejki 1.ligi. Nie będziemy ukrywać, że liczyliśmy na w miarę wyrównaną potyczkę, choćby taką jaka miała miejsce w minionej edycji między tymi zespołami, gdzie końcowy wynik brzmiał 5:4 dla Księgowych. No ale jak widać – od tamtego czasu bardzo dużo się zmieniło. In-Plus non stop podnosi swój poziom zgrania, ich zawodnicy ciągle są w rytmie meczowym, natomiast drużyna Wojtka Kuciaka w tym składzie spotyka się już tylko na Nocnej Lidze i to było widać. Aktualny mistrz był od nich lepszy w każdym elemencie piłkarskiego rzemiosła, chociaż w pierwszej połowie dawnemu Mabo udawało się dotrzymywać kroku obrońcom tytułu. Sprawa posypała się pod koniec premierowej odsłony, gdzie podopieczni Patryka Galla z 1:0 wyszli na 4:0 i to był kres emocji w tej potyczce. O drugiej połowie przegrani muszą jak najszybciej zapomnieć, bo chociaż przegrali 3:10, to mamy poczucie graniczące z pewnością, że gdyby rywal musiał wygrać wyżej, to by to zrobił. I jest to konkluzja trochę szokująca, bo Kartonat ma naprawdę świetnych zawodników, a mimo to oni wszyscy byli tego wieczora bezbronni. Inna sprawa, że obserwując wszystkie dotychczasowe spotkania w 1.lidze, to Księgowi grają na razie w innej lidze. Ich organizacja gry jest na razie na nieosiągalnym poziomie dla pozostałych uczestników i chyba tylko Wesoła (ale przy założeniu pełnego składu) być może jest w stanie z nimi powalczyć. Wiadomo – to tylko piłka, każdy mecz zaczyna się od 0:0, natomiast widząc z jaką łatwością ta drużyna rozbija bądź co bądź solidnego rywala, jakim jest Kartonat, musi budzić respekt. No ale też dodajmy, że na razie to nie jest sezon dawnego Mabo. Ten zespół męczył się z Al-Marem, nie dał rady Dar-Marowi i ma tylko trzy punkty na swoim koncie. Tak, wiemy że w tamtym sezonie zaczynali podobnie, a skończyli na podium, lecz tutaj punktów zaczepienia, że nagle będzie lepiej, jest znacznie mniej niż wtedy. I jeśli w kolejny czwartek nie dadzą rady Gold-Dentowi, to marzenia o obronie brązowych medali, pozostaną jedynie mrzonkami.

Retransmisję wszystkich spotkań pierwszej ligi (z komentarzem) można obejrzeć poniżej. Video jest dostępne w jakości HD. Wystarczy że kołowrotkiem ustawicie opcję 1080p60 HD i będziecie mogli cieszyć wzrok najwyższej jakości obrazem. Za każdą subskrypcję czy polubienie materiału na stronie YouTube - z góry dziękujemy! Jednocześnie prosimy Was o weryfikację statystyk z Waszych meczów - jeśli znajdziecie jakiś błąd, to prosimy o jak najszybszą informację.

Komentarze użytkowników: